Rozprawka !! Czy zapożyczenia są zagrożeniem dla polszczyzny? minimum 200 słów.. pomocy!!
caerme
Zapożyczenia nigdy nie są, nie były i nie będą zagrożeniem. Polszczyzna, w sensie literacka jest ideałem, wzorcem języka ale tak naprawdę, język żywy, mówiony, potoczny jest od niej dość daleko. Przez wieki język polski i dowolny inny czerpał pełnymi garściami od sąsiadów, przyjezdnych, gości i nacji mieszkających tuż obok nas... Niedawno odbyły się wybory samorządowe, wybierano burmistrzów i wójtów. Przecież burmistrz - to w zasadzie kalka z niemieckiego. Dosłownie Burg Meister czyli mistrz zajmujący się miastem. Majstersztyk, też kalka - ale tym razem mówiąca, że jest to sztuczka / sztuka (czyt. wyrób) godny mistrza. O i sztuka - traktowana zarówno jako pokaz jak i rzecz jednostkowa, jakiś przedmiot. Oczywiście u kogoś jest metr, gdzie indziej calówka, albo i calsztok. W jednych rejonach jest wąż, a niedaleko na południe - już szlauch. Z nowszych - stoimy na dworcu (w sensie budynek). To już jest czystej wody rusycyzm - to tam normą jest "na zawodzie" czyli - "na zakładzie" w sensie w budynku należącym do jakiejś firmy... O całej masie innych nazw wspólnych w zasadzie dla całego świata (kino, muzeum, komputer, kamera etc) nie ma co wspominać, bo przecież to także czystej wody zapożyczenie. Po autostradach jeżdżą tiry - i autostrada i tir to zapożyczenia, a jak dodamy jeszcze, że cała masa rzeczy codziennego użytku została nazwana od pierwszego produktu lub konkretnej marki jaka pojawiła się na naszym rynku - to jakich zagrożeń szukać? Tzw. "mały" i "duży" bosz - czyli szlifierka kątowa, adidasy - tłumaczyć nie trzeba, silniki diesla (tu kłania się jeden z ich wynalazców), neska (to nazwa utworzona od pierwszej kawy rozpuszczalnej dostępnej na naszym rynku)... To kilka przykładów pierwszych z brzegu i na szybko - ale od tego nasz język nie umarł, żyje i ma się dobrze, cała masa językoznawców twierdzi że nawet się rozwija, więc gdzie jest jakieś zagrożenie. Prędzej my jako ludzie zauważamy zmiany, które dla nas są wyraźne bo dotyczą tych części życia które powstały za naszej pamięci, nasze dzieci i ich dzieci będą traktowały to jako normalność i nawet nie będą się zastanawiały skąd przywędrowało do nas to czy inne słowo...
Niedawno odbyły się wybory samorządowe, wybierano burmistrzów i wójtów. Przecież burmistrz - to w zasadzie kalka z niemieckiego. Dosłownie Burg Meister czyli mistrz zajmujący się miastem. Majstersztyk, też kalka - ale tym razem mówiąca, że jest to sztuczka / sztuka (czyt. wyrób) godny mistrza. O i sztuka - traktowana zarówno jako pokaz jak i rzecz jednostkowa, jakiś przedmiot. Oczywiście u kogoś jest metr, gdzie indziej calówka, albo i calsztok. W jednych rejonach jest wąż, a niedaleko na południe - już szlauch. Z nowszych - stoimy na dworcu (w sensie budynek). To już jest czystej wody rusycyzm - to tam normą jest "na zawodzie" czyli - "na zakładzie" w sensie w budynku należącym do jakiejś firmy... O całej masie innych nazw wspólnych w zasadzie dla całego świata (kino, muzeum, komputer, kamera etc) nie ma co wspominać, bo przecież to także czystej wody zapożyczenie.
Po autostradach jeżdżą tiry - i autostrada i tir to zapożyczenia, a jak dodamy jeszcze, że cała masa rzeczy codziennego użytku została nazwana od pierwszego produktu lub konkretnej marki jaka pojawiła się na naszym rynku - to jakich zagrożeń szukać? Tzw. "mały" i "duży" bosz - czyli szlifierka kątowa, adidasy - tłumaczyć nie trzeba, silniki diesla (tu kłania się jeden z ich wynalazców), neska (to nazwa utworzona od pierwszej kawy rozpuszczalnej dostępnej na naszym rynku)...
To kilka przykładów pierwszych z brzegu i na szybko - ale od tego nasz język nie umarł, żyje i ma się dobrze, cała masa językoznawców twierdzi że nawet się rozwija, więc gdzie jest jakieś zagrożenie. Prędzej my jako ludzie zauważamy zmiany, które dla nas są wyraźne bo dotyczą tych części życia które powstały za naszej pamięci, nasze dzieci i ich dzieci będą traktowały to jako normalność i nawet nie będą się zastanawiały skąd przywędrowało do nas to czy inne słowo...