różnice między życiem w polsce i francji (gdzies około 16-15 wieku)
piti777
Czy zacząć od pozytywnej czy negatywnej strony tego tematu? Od negatywnej - czytelnicy zawsze bardziej interesują się, kiedy piszemy o "złych" cechach kraju, w którym akurat przebywamy. Kobiety we Francji. To była chyba pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy po przeprowadzce tutaj: kobiety we Francji są ... inne! Nie wiem, jak je sobie wyobrażałam i czy w ogóle myślałam o nich wcześniej, będąc jeszcze w Polsce, lecz po przybyciu do nowego kraju, nie mogłam przegapić tej różnicy kultur (?), a może po prostu pewnej mody (?). Jak je zdefiniować, do jakiej kategorii zaliczyć? Myślę, że najlepsza definicja francuskiej kobiety sprowadza się do: to-co-jest-najważniejsze-dla-mnie-w-życiu-to-ja-ja-i-tylko-ja (oraz-to-ile-ważę). Wiem, jestem trochę twarda, ale opisuję to, co widzę swoimi oczami i tylko nimi - mój blog jest bardzo subiektywny. Francuzki, choć z pewnością nie wszystkie, interesują się przede wszystkim swoim wyglądem, proporcjami swego ciała, swoimi potrzebami, swoją dietą i w ogóle życiem, ale swoim. "Najważniejsza jestem JA" piszą kolorowe gazety, "oddaj dziecko niańce, teściowej, albo au-paire'ce i idź do kosmetyczki, zrób sobie kolor na głowie, albo odpręż się przy masażu w salonie spa", "nie słuchaj męża, kiedy ci wypomina, że znów kupiłaś nową parę spodni, w końcu należy ci się to - jesteś kobietą!", itp., itd. Ja wolę spędzić jednak wolny czas z moją małą córeczką i mężem niż z masującymi mnie paniami w salonie spa, mój kolor włosów w chwili obecnej uważam za odpowiedni, a codzienne wydatki postanowiliśmy z mężem konsultować razem, bo jednak zdecydowaliśmy się na wspólne życie, więc i wspólne problemy i decyzje (zresztą dwudziesta para spodni nie jest mi potrzebna). Kobiety we Francji spoglądają na mnie, jak na dzikusa, kiedy piję alkohol, jem tłuste potrawy (czyli wszystko oprócz sałaty i chleba), nie mówiąc o słodyczach (które same po cichu chowają po szafkach, ale nigdy nie jedzą przy innych), czy głośno śmieję się i wolę przebywać z mężczyznami (a nie siedzieć w grupce kobiet i plotkować o niedawno otwartym sklepie w centrum miasta, w którym ceny biją nie tylko inne, ale i mnie po oczach). One są "dyskretne", nigdy nie powiedzą niczego miłego o swoich dzieciach, ale tylko na nie narzekają, traktują innych z góry, a męża, jak idiotę, bardzo ciężko pracują - zawsze(!), mimo, że odrabiają swoje 35 godzin tygodniowo w biurze, i nigdy nie ma godzin ponadliczbowych, bo wówczas byłby strajk na ulicach (to już inny temat), nie bawią się ze swoimi maluchami z powodu ciągłego braku czasu, a w weekendy wolą wypady ze znajomymi i zostawianie dzieci babci niż korzystanie z tego wolnego czasu. Nie lubią rozmów o: polityce, aktualnościach ze świata (za wyjątkiem mody i diety), dzieciach innych niż swoje, życiu innym niż swoje, kraju innym niż Francja (bo to najpięknieszy kraj na świecie! - to już inny temat), nie rozumieją, jak można jeść produkty inne niż francuskie, potrawy inne niż francuskie i jeździć samochodami innymi niż francuskie. Ufff!!! Trochę się rozchodziłam. Wiem, że istnieją również Francuski, których charakter przypomina ten nasz, polski. Mieszkałam w Bretanii przez parę miesięcy i tam moda na jedzenie sałaty i masaże w spa jeszcze całkowicie nie doszła. W Blois poznałam moje sąsiadki: dziewczyny studentki, które piją, palą i głośno śmieją się. Dlatego też, nie należy tak bardzo uogólniać tego spojrzenia na płeć żeńską w kraju zamków nad Loarą, a jednak