Reportaz na temat: ktoś ma dzis chore serce.. o wizycie w szpitalu
karciaa
Co roku na oddziały kardiologiczne trafia ponad 100 tys. dotkniętych zawałem Polaków. Większość z nich wraca po terapii do domu i… Załamuje się. Dlaczego? Bo wciąż pokutuje wśród nas przekonanie, że po zawale nie można już normalnie żyć. Że kiedy serce raz zachoruje, pozostaje nam już tylko renta i czas, spędzany na ławeczce przed blokiem. Wierzymy, że zawałowcom niczego nie wolno: nie dla nich ruch, seks, przyjemności kulinarne czy praca zawodowa. Potwierdzają to badanie opinii publicznej - 40 proc. ankietowanych sugerowałoby przyjacielowi po zawale jak największe oszczędzanie. Jedna trzecia Polaków radziłaby mu, by nie pracował więcej niż dwie godziny dziennie.
Andrzej Roszkiewicz, 52 lata, który przeszedł zawał serca w zeszłym roku, także wierzył w uzdrawiającą moc leżenia w łóżku. - Po zawale niemal natychmiast trafiłem do Kliniki w Aninie, gdzie otrzymałem profesjonalną opiekę – opowiada. - Już następnego dnia lekarz poinformował mnie, że mogę chodzić. Byłem zaskoczony, a nawet zaniepokojony decyzją lekarza, bo wydawało mi się, że po zawale trzeba leżeć, co najmniej dwa tygodnie. Przekonał mnie, że ruch jest lepszy od leżenia. Okazało się, że miał rację: zacząłem się ruszać i naprawdę szybko wracałem do zdrowia.
Fakt, że unikanie ruchu jest dobre dla zawałowców to tylko przesądy, potwierdzają największe medyczne autorytety: - Jeżeli chory jest leczony w dobrym ośrodku kardiologii i trafił doń w ciągu pierwszych trzech, czterech godzin zawału, to 75 - 80 proc. chorych wraca do normalnej aktywności zawodowej. Oczywiście, nie w charakterze górnika czy tragarza, ale dozwolony jest umiarkowany wysiłek fizyczny i wszelka aktywność umysłowa. To już nie te czasy, gdy po zawale szło się na rentę - twierdzi prof. dr hab. n. med. Lech Poloński, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Strach ma wielkie oczy
Pierwszym wrogiem, z którym musi zmierzyć się człowiek po zawale, jest strach przed chorobą i jej nawrotem. To właśnie ten strach sprawia, że ograniczamy swą aktywność, że sami siebie zaczynamy widzieć i traktować jak ciężko chorych, którym nic nie wolno, bo może im to zaszkodzić. Poczucie ograniczenia, zagrożenia i lęk sprawiają, że chorzy wpadają w depresję. Dopóki jeszcze jesteśmy w szpitalu, czujemy się w miarę bezpiecznie, bo w razie nawrotu kłopotów zawsze ktoś udzieli nam szybkiej pomocy. Ale kiedy stajemy na progu szpitala z wypisem w ręku, lęk powraca.
Marek Guziński, lat 64, miał zawał 6 lat temu i na wsparcie rodziny liczyć nie mógł, bo choroba zbiegła się z nieporozumieniami z żoną, a potem rozwodem. W takiej sytuacji człowiek zostaje ze swoim problemem zupełnie sam. Andrzej Roszkiewicz miał więcej szczęścia: został przygotowany na ponowne spotkanie z życiem: - Po chorobie bardzo pomogła mi rehabilitacja i kurs edukacyjny, na który chodziłem przez długi czas po wyjściu ze szpitala. Tam ćwiczyłem na rowerze stacjonarnym i z piłką, uświadomiono mi też, jak ważna dla kondycji serca jest dieta, wypoczynek i redukowanie stresu.
Specjaliści od początku leczenia przekonują, aby nie wycofywać się z życia zawodowego, rodzinnego i towarzyskiego. To może pomóc w odzyskaniu wiary w siebie oraz własne możliwości. - Pacjentom, którzy po wyjściu ze szpitala myślą, że nie poradzą sobie z życiem, mogę powiedzieć: nic bardziej błędnego! Warto jednak postarać się i wrócić do aktywności sprzed wizyty w szpitalu. Dzięki temu życie szybko powróci do normy – mówi ekspert programu „Serce na nowo”, prof. dr hab. Zbigniew Gaciong, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Nadciśnienia Tętniczego i Angiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, krajowy konsultant w dziedzinie chorób wewnętrznych.
Trzeba pracować nad powrotem do zdrowia
I to w sensie jak najbardziej dosłownym: chodzi bowiem o pracę zawodową. Zgodnie z naszymi wyobrażeniami, po zawale praca zawodowa bardziej szkodzi, iż pomaga. Przecież do zawału dochodzi m.in. z powodu stresu, a gdzie przeżywamy go więcej, niż w pracy?
Tymczasem kardiolodzy podkreślają: aktywność zawodowa wręcz przyspiesza powrót do zdrowia, ponieważ satysfakcja, jaką daje praca jest jednym z powodów, dla których warto żyć. Zgadzają się z tym nasi bohaterowie. Obaj szybko wrócili do pracy. - Nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie pracować – mówi Marek Guziński. – Bardzo lubię swoją pracę i jest dla mnie ważna. Sądzę, że człowiek, który po chorobie zamyka się w czterech ścianach ma zdecydowanie mniejsze szanse na powrót do normalnego życia.
A co ze stresem? Jeśli obowiązki zawodowe mamy takie same, jak przed zawałem, stres jest też podobny… Tymczasem niekoniecznie. - Choroba nauczyła mnie zupełnie innego podejścia do życia, także do stresu – przyznaje Andrzej Roszkiewicz. – Przed zawałem bardzo intensywnie żyłem, pracowałem, miałem obowiązki domowe i nawet sport uprawiałem w sposób ekstremalny. Wszystko odbywało się w ogromnym pośpiechu, oczywiście w towarzystwie stresu. Wydawało mi się, że mogę go zredukować, uprawiając sport. I rzeczywiście dużo pływałem, ale to nie była rekreacja. Dziś wiem, że zamęczałem swoje ciało i serce. Nie traktowałem pływania, jak przyjemności, ale jak obowiązek. I tylko mi się wydawało, że dbam o swoje zdrowie.
Dziś Andrzej Roszkiewicz jest mądrzejszy: wie, jak żyć, żeby być przyjacielem swego serca, a nie jego wrogiem. - Teraz wiem, że największym moim grzechem był pośpiech – przyznaje Roszkiewicz. - Zwolniłem więc tempo życia, uspokoiłem się. Niby wszystko jest tak samo, ale jednak inaczej: choć wciąż robię, to co robiłem, czyli pracuję i pływam, ale nie przeciążam organizmu, nie forsuje się. Dzięki temu fizycznie czuję się lepiej, niż przed zawałem. Poza tym mam z moich aktywności więcej przyjemności, bo kiedy zwolniłem tempo wreszcie mam czas, by je smakować i się nimi cieszyć.
Sport to mord
Tak kiedyś uważano – zawałowcom nie wolno było uprawiać sportu, bo mogło to ich zabić. Ale czy naprawdę? Dzisiejsze mądre głowy sądzą inaczej: w przypadku osoby po zawale mądrze uprawiany sport jest jak najbardziej wskazany. Marek Guziński jest tego najlepszym przykładem: -Przed zawałem bardzo dużo biegałem: najczęściej były to dystanse 10-cio kilometrowe – wspomina. – Kiedy tylko lekarze znów zezwolili mi na ruch, chciałem do tego powrócić. Niestety, mój lekarz był tym przerażony: uważał, że taki dystans to za dużo nawet dla większości zdrowych ludzi, a co dopiero kogoś po zawale. Zezwolił mi jednak na krótsze biegi. Na szczęście nie na kilkusetmetrowe przebieżki, ale skrócił mi dystans o połowę. Dziś pokonuję codziennie pięć kilometrów. Zakładam na uszy słuchawki, muzyka dodaje mi energii i biegam. Czuję się dzięki temu naprawdę wspaniale.
Marek Guziński jest doskonałym przykładem, co potrafi zdziałać ruch. Osobom po zawale zaleca się właśnie ćwiczenia aerobowe, czyli jogging, jogę, pływanie czy jazdę na rowerze. Serce jest mięśniem i jak każdy mięsień wymaga regularnych ćwiczeń dla uzyskania siły i sprawnego działania. Ćwiczenia muszą być regularne - co najmniej trzy razy w tygodniu. Ale nie chodzi o wyciskanie z siebie siódmych potów – jak ostrzegał Marka Guzińskiego lekarz. Zawałowcom tego nie wolno! Umiarkowane ćwiczenia, 4-6 razy w tygodniu, o jednostajnym wysiłku potrafią za to zdziałać cuda.
Serdeczna dieta
Wszyscy lekarze jednogłośnie podkreślają: po zawale zmiana diety jest po prostu nieodzowna. Marek Guziński odkrył po zawale walory diety śródziemnomorskiej. - Zawsze słyszałem, że jest zdrowa, ale kiedyś lubiłem raczej tłuste jedzenie – przyznaje – Jednak po zawale postanowiłem zdrowiej się odżywiać i od tej pory kuchnia śródziemnomorska jest częstym gościem na moim stole. Okazało się, że można się obejść bez boczku i tłustego mięsa, polubiłem sałatki.
Andrzej Roszkiewicz wrócił natomiast do jedzenia ryb. -Na kursie rehabilitacyjnym dowiedziałem się, że ich walory zdrowotne są nieocenione i dziś są stałym punktem w menu – opowiada. – Podczas ostatniego urlopu jadłem ryby dosłownie codziennie. Mój lekarz byłby z tego bardzo zadowolony…
Dieta dla serca nie oznacza rezygnacji ze wszystkich przyjemności. Wolno jeść np. czekoladę, choć inne słodycze nie są już wskazane. Wolno też sięgnąć po lampkę wina – obaj nasi bohaterowie od czasu do czasu pozwalają sobie na tę przyjemność. Nie zaszkodzi też mała czarna, jeśli nie przesadzamy z ilością – filiżanka dziennie nie zaszkodzi.
Seks po zawale
Zakazany? Skądże znowu! Seks jest wręcz doskonałą metodą rehabilitacji – nie tylko zastępuje ćwiczenia fizyczne, ale też rozładowuje napięcia i emocje. Kardiolodzy uważają, że kobiety już po 6 tygodniach od zawału mogą podjąć życie seksualne. Panowie mają mniej szczęścia – tu datę powrotu do seksu musi wyznaczyć lekarz. Jednak uwaga – jeśli panom przyjdzie do głowy sięgnąć po środek, wspomagający potencję, muszą to koniecznie skonsultować z lekarzem PRZED faktem…
Andrzej Roszkiewicz, 52 lata, który przeszedł zawał serca w zeszłym roku, także wierzył w uzdrawiającą moc leżenia w łóżku. - Po zawale niemal natychmiast trafiłem do Kliniki w Aninie, gdzie otrzymałem profesjonalną opiekę – opowiada. - Już następnego dnia lekarz poinformował mnie, że mogę chodzić. Byłem zaskoczony, a nawet zaniepokojony decyzją lekarza, bo wydawało mi się, że po zawale trzeba leżeć, co najmniej dwa tygodnie. Przekonał mnie, że ruch jest lepszy od leżenia. Okazało się, że miał rację: zacząłem się ruszać i naprawdę szybko wracałem do zdrowia.
Fakt, że unikanie ruchu jest dobre dla zawałowców to tylko przesądy, potwierdzają największe medyczne autorytety: - Jeżeli chory jest leczony w dobrym ośrodku kardiologii i trafił doń w ciągu pierwszych trzech, czterech godzin zawału, to 75 - 80 proc. chorych wraca do normalnej aktywności zawodowej. Oczywiście, nie w charakterze górnika czy tragarza, ale dozwolony jest umiarkowany wysiłek fizyczny i wszelka aktywność umysłowa. To już nie te czasy, gdy po zawale szło się na rentę - twierdzi prof. dr hab. n. med. Lech Poloński, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Strach ma wielkie oczy
Pierwszym wrogiem, z którym musi zmierzyć się człowiek po zawale, jest strach przed chorobą i jej nawrotem. To właśnie ten strach sprawia, że ograniczamy swą aktywność, że sami siebie zaczynamy widzieć i traktować jak ciężko chorych, którym nic nie wolno, bo może im to zaszkodzić. Poczucie ograniczenia, zagrożenia i lęk sprawiają, że chorzy wpadają w depresję. Dopóki jeszcze jesteśmy w szpitalu, czujemy się w miarę bezpiecznie, bo w razie nawrotu kłopotów zawsze ktoś udzieli nam szybkiej pomocy. Ale kiedy stajemy na progu szpitala z wypisem w ręku, lęk powraca.
Marek Guziński, lat 64, miał zawał 6 lat temu i na wsparcie rodziny liczyć nie mógł, bo choroba zbiegła się z nieporozumieniami z żoną, a potem rozwodem. W takiej sytuacji człowiek zostaje ze swoim problemem zupełnie sam. Andrzej Roszkiewicz miał więcej szczęścia: został przygotowany na ponowne spotkanie z życiem: - Po chorobie bardzo pomogła mi rehabilitacja i kurs edukacyjny, na który chodziłem przez długi czas po wyjściu ze szpitala. Tam ćwiczyłem na rowerze stacjonarnym i z piłką, uświadomiono mi też, jak ważna dla kondycji serca jest dieta, wypoczynek i redukowanie stresu.
Specjaliści od początku leczenia przekonują, aby nie wycofywać się z życia zawodowego, rodzinnego i towarzyskiego. To może pomóc w odzyskaniu wiary w siebie oraz własne możliwości. - Pacjentom, którzy po wyjściu ze szpitala myślą, że nie poradzą sobie z życiem, mogę powiedzieć: nic bardziej błędnego! Warto jednak postarać się i wrócić do aktywności sprzed wizyty w szpitalu. Dzięki temu życie szybko powróci do normy – mówi ekspert programu „Serce na nowo”, prof. dr hab. Zbigniew Gaciong, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Nadciśnienia Tętniczego i Angiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, krajowy konsultant w dziedzinie chorób wewnętrznych.
Trzeba pracować nad powrotem do zdrowia
I to w sensie jak najbardziej dosłownym: chodzi bowiem o pracę zawodową. Zgodnie z naszymi wyobrażeniami, po zawale praca zawodowa bardziej szkodzi, iż pomaga. Przecież do zawału dochodzi m.in. z powodu stresu, a gdzie przeżywamy go więcej, niż w pracy?
Tymczasem kardiolodzy podkreślają: aktywność zawodowa wręcz przyspiesza powrót do zdrowia, ponieważ satysfakcja, jaką daje praca jest jednym z powodów, dla których warto żyć. Zgadzają się z tym nasi bohaterowie. Obaj szybko wrócili do pracy. - Nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie pracować – mówi Marek Guziński. – Bardzo lubię swoją pracę i jest dla mnie ważna. Sądzę, że człowiek, który po chorobie zamyka się w czterech ścianach ma zdecydowanie mniejsze szanse na powrót do normalnego życia.
A co ze stresem? Jeśli obowiązki zawodowe mamy takie same, jak przed zawałem, stres jest też podobny… Tymczasem niekoniecznie. - Choroba nauczyła mnie zupełnie innego podejścia do życia, także do stresu – przyznaje Andrzej Roszkiewicz. – Przed zawałem bardzo intensywnie żyłem, pracowałem, miałem obowiązki domowe i nawet sport uprawiałem w sposób ekstremalny. Wszystko odbywało się w ogromnym pośpiechu, oczywiście w towarzystwie stresu. Wydawało mi się, że mogę go zredukować, uprawiając sport. I rzeczywiście dużo pływałem, ale to nie była rekreacja. Dziś wiem, że zamęczałem swoje ciało i serce. Nie traktowałem pływania, jak przyjemności, ale jak obowiązek. I tylko mi się wydawało, że dbam o swoje zdrowie.
Dziś Andrzej Roszkiewicz jest mądrzejszy: wie, jak żyć, żeby być przyjacielem swego serca, a nie jego wrogiem. - Teraz wiem, że największym moim grzechem był pośpiech – przyznaje Roszkiewicz. - Zwolniłem więc tempo życia, uspokoiłem się. Niby wszystko jest tak samo, ale jednak inaczej: choć wciąż robię, to co robiłem, czyli pracuję i pływam, ale nie przeciążam organizmu, nie forsuje się. Dzięki temu fizycznie czuję się lepiej, niż przed zawałem. Poza tym mam z moich aktywności więcej przyjemności, bo kiedy zwolniłem tempo wreszcie mam czas, by je smakować i się nimi cieszyć.
Sport to mord
Tak kiedyś uważano – zawałowcom nie wolno było uprawiać sportu, bo mogło to ich zabić. Ale czy naprawdę? Dzisiejsze mądre głowy sądzą inaczej: w przypadku osoby po zawale mądrze uprawiany sport jest jak najbardziej wskazany. Marek Guziński jest tego najlepszym przykładem: -Przed zawałem bardzo dużo biegałem: najczęściej były to dystanse 10-cio kilometrowe – wspomina. – Kiedy tylko lekarze znów zezwolili mi na ruch, chciałem do tego powrócić. Niestety, mój lekarz był tym przerażony: uważał, że taki dystans to za dużo nawet dla większości zdrowych ludzi, a co dopiero kogoś po zawale. Zezwolił mi jednak na krótsze biegi. Na szczęście nie na kilkusetmetrowe przebieżki, ale skrócił mi dystans o połowę. Dziś pokonuję codziennie pięć kilometrów. Zakładam na uszy słuchawki, muzyka dodaje mi energii i biegam. Czuję się dzięki temu naprawdę wspaniale.
Marek Guziński jest doskonałym przykładem, co potrafi zdziałać ruch. Osobom po zawale zaleca się właśnie ćwiczenia aerobowe, czyli jogging, jogę, pływanie czy jazdę na rowerze. Serce jest mięśniem i jak każdy mięsień wymaga regularnych ćwiczeń dla uzyskania siły i sprawnego działania. Ćwiczenia muszą być regularne - co najmniej trzy razy w tygodniu. Ale nie chodzi o wyciskanie z siebie siódmych potów – jak ostrzegał Marka Guzińskiego lekarz. Zawałowcom tego nie wolno! Umiarkowane ćwiczenia, 4-6 razy w tygodniu, o jednostajnym wysiłku potrafią za to zdziałać cuda.
Serdeczna dieta
Wszyscy lekarze jednogłośnie podkreślają: po zawale zmiana diety jest po prostu nieodzowna. Marek Guziński odkrył po zawale walory diety śródziemnomorskiej. - Zawsze słyszałem, że jest zdrowa, ale kiedyś lubiłem raczej tłuste jedzenie – przyznaje – Jednak po zawale postanowiłem zdrowiej się odżywiać i od tej pory kuchnia śródziemnomorska jest częstym gościem na moim stole. Okazało się, że można się obejść bez boczku i tłustego mięsa, polubiłem sałatki.
Andrzej Roszkiewicz wrócił natomiast do jedzenia ryb. -Na kursie rehabilitacyjnym dowiedziałem się, że ich walory zdrowotne są nieocenione i dziś są stałym punktem w menu – opowiada. – Podczas ostatniego urlopu jadłem ryby dosłownie codziennie. Mój lekarz byłby z tego bardzo zadowolony…
Dieta dla serca nie oznacza rezygnacji ze wszystkich przyjemności. Wolno jeść np. czekoladę, choć inne słodycze nie są już wskazane. Wolno też sięgnąć po lampkę wina – obaj nasi bohaterowie od czasu do czasu pozwalają sobie na tę przyjemność. Nie zaszkodzi też mała czarna, jeśli nie przesadzamy z ilością – filiżanka dziennie nie zaszkodzi.
Seks po zawale
Zakazany? Skądże znowu! Seks jest wręcz doskonałą metodą rehabilitacji – nie tylko zastępuje ćwiczenia fizyczne, ale też rozładowuje napięcia i emocje. Kardiolodzy uważają, że kobiety już po 6 tygodniach od zawału mogą podjąć życie seksualne. Panowie mają mniej szczęścia – tu datę powrotu do seksu musi wyznaczyć lekarz. Jednak uwaga – jeśli panom przyjdzie do głowy sięgnąć po środek, wspomagający potencję, muszą to koniecznie skonsultować z lekarzem PRZED faktem…