Była godzina 10:50. Siedziałam wtedy w ostatniej ławce w klasie A-45. Do sali weszła pani Wiktorowska. Otworzyła dziennik i oznajmiła:"Kowalski- do odpowiedzi!" Zapanowała głęboka cisza. Adrian, wystraszony, potulnie podszedł do nauczycielki. Z ostatniej ławki najlepiej można było obserwowac cały przebieg wydarzeń, mających wtedy miejsce. Niezainteresowana częśc klasy grała po cichu w "kropki", inna siedziała jak na szpilkach, wertując zaciekle książkę, a jeszcze inni, w osłupieniu, śledzili wypowiedź Kowalskiego. Po pięciu minutach Adrian usiadł z ponurą miną do ławki. Nagle p. Wiktorowska wstaje z krzesła i zaczyna nam tłumaczyc, że jak tak dalej pójdzie i nie będziemy się uczyc na historię to pół klasy nie zda. Po tych słowach spuściliśmy posępnie głowy. W tym momencie rozlega się dźwięk przewróconego krzesła. To gwałtowanie wstający Adrian. Bierze swój plecak, mówiąc:"trudno!" i wychodzi z klasy. Kilka minut po jego wyjściu wszyscy nadal patrzymy na zamknięte drzwi. "Co on najlepszego zrobił..."- przeszło mi przez myśl- "Przecież on nie zda." Chłopak zgrożony z jednego przedmiotu mógł przecież rozegrac to inaczej... Iśc do nauczycielki poprosic o możliwośc poprawy ocen lub nawet zgłosic sie do odpowiedzi na następnej lekcji. On jednak wolał wyjśc i zostawic to tak jak jest... Dlaczego?
20 marca 2009. Spędzam cały dzień w Zespole Szkół im. Jana Pawła II w Godowej. O 7,40 rano wchodzę do budynku szkolnego. Słyszę przeraźliwy krzyk biegających dookoła dzieci. Nagle dzwoni dzwonek. Wszyscy udają się do klas. Idę na pierwszą lekcję III gimnazjum, a jest to historia. Biorę krzesło i siadam na końcu klasy. Uczniowie traktują mnie jak powietrze. Nauczycielka sprawdza obecność. Po chwili rozpoczyna się odpytywanie uczniów. Z przerażeniem obserwowałam braki wiedzy odpytywanej młodzieży. Po 35 minutach dzwoni dzwonek. Wszyscy z hukiem wybiegają na korytarz. Zatrzymuję uczennicę III g i pytam czy zawsze, po każdej lekcji jest taka przepychanka. Ona odpowiada mi: „ Tak jest zawsze. I nikt, ani nic tego nie zmieni. A z resztą, w każdej szkole tak jest, było i będzie.” Ta odpowiedź zdumiewa mnie. Idę na kolejną lekcję III gimnazjum, a jest to religia. Wszyscy są już w klasie. Wchodzi ksiądz. Rozpoczyna się modlitwa. Po modlitwie ksiądz sprawdza obecność i odpytuje kilka osób. Zdumiewa mnie pokorność, pilność i przygotowanie do lekcji całej klasy. Nie wierzę, że to są te same osoby, które na lekcji historii zachowywały się okropnie. Po lekcji pytam katechetę co robi, że wszyscy są tacy grzeczni i przygotowani. On odpowiada: „Jeśli na dzień dobry wprowadzi się pewien rygor i zasady to potem są efekty jakiejkolwiek pracy.” Na przerwach najmłodsi uczniowie biegają i krzyczą, a starsi jedzą batoniki i drugie śniadanie. W końcu idziemy na ostatnią lekcję. Język polski. Na tej lekcji jest nawet spokojnie. Ciszej niż na historii, ale głośniej niż na religii. Uczniowie chętnie odpowiadają na pytania nauczycielki i zgłaszają się do czytania zadań. Kilku łobuzów stara się zakłócić spokój panujący w klasie, ale nikt nie zwraca uwagi na ich głupie dogaduszki. Po dzwonku idę do gabinetu dyrektora Pana Wojciecha Małka i pytam o uczniów III gimnazjum. Zaskakuje mnie jego odpowiedź: „ To złote dzieci, choć czasem trochę zagubione i pokazujące różki, lecz wszyscy świetnie się dogadują i pomagają wzajemnie.” Wychodzę z gabinetu troszkę zaskoczona. Ku mojemu zdumieniu przy drzwiach wyjściowych czeka na mnie cała klasa III g. Wręczają mi kwiaty, oraz dziękują za przybycie do Godowej. Przewodniczący klasy wychodzi z grupy i mówi do mnie: „ Przepraszamy panią za zachowanie na historii. Źle panią traktowaliśmy. Nawet nie przywitaliśmy się. Głupio nam i jeszcze raz bardzo przepraszamy. Mamy nadzieję, że odwiedzi pani naszą szkołę jeszcze raz. Wzruszyłam się. Poczułam, że moja praca została doceniona. Wychodzę ze szkoły i wsiadam do auta. Uczniowie machają mi na pożegnanie. Odjeżdżam. Patrzę przez szybę na znikający budynek. Po sześciu minutach jestem w Strzyżowie.
Była godzina 10:50. Siedziałam wtedy w ostatniej ławce w klasie A-45.
Do sali weszła pani Wiktorowska. Otworzyła dziennik i oznajmiła:"Kowalski- do odpowiedzi!" Zapanowała głęboka cisza. Adrian, wystraszony, potulnie podszedł do nauczycielki.
Z ostatniej ławki najlepiej można było obserwowac cały przebieg wydarzeń, mających wtedy miejsce.
Niezainteresowana częśc klasy grała po cichu w "kropki", inna siedziała jak na szpilkach, wertując zaciekle książkę, a jeszcze inni, w osłupieniu, śledzili wypowiedź Kowalskiego.
Po pięciu minutach Adrian usiadł z ponurą miną do ławki.
Nagle p. Wiktorowska wstaje z krzesła i zaczyna nam tłumaczyc, że jak tak dalej pójdzie i nie będziemy się uczyc na historię to pół klasy nie zda. Po tych słowach spuściliśmy posępnie głowy.
W tym momencie rozlega się dźwięk przewróconego krzesła. To gwałtowanie wstający Adrian. Bierze swój plecak, mówiąc:"trudno!" i wychodzi z klasy.
Kilka minut po jego wyjściu wszyscy nadal patrzymy na zamknięte drzwi. "Co on najlepszego zrobił..."- przeszło mi przez myśl- "Przecież on nie zda." Chłopak zgrożony z jednego przedmiotu mógł przecież rozegrac to inaczej... Iśc do nauczycielki poprosic o możliwośc poprawy ocen lub nawet zgłosic sie do odpowiedzi na następnej lekcji. On jednak wolał wyjśc i zostawic to tak jak jest... Dlaczego?
20 marca 2009. Spędzam cały dzień w Zespole Szkół im. Jana Pawła II w Godowej. O 7,40 rano wchodzę do budynku szkolnego. Słyszę przeraźliwy krzyk biegających dookoła dzieci. Nagle dzwoni dzwonek. Wszyscy udają się do klas. Idę na pierwszą lekcję III gimnazjum, a jest to historia. Biorę krzesło i siadam na końcu klasy. Uczniowie traktują mnie jak powietrze. Nauczycielka sprawdza obecność. Po chwili rozpoczyna się odpytywanie uczniów. Z przerażeniem obserwowałam braki wiedzy odpytywanej młodzieży. Po 35 minutach dzwoni dzwonek. Wszyscy z hukiem wybiegają na korytarz. Zatrzymuję uczennicę III g i pytam czy zawsze, po każdej lekcji jest taka przepychanka. Ona odpowiada mi: „ Tak jest zawsze. I nikt, ani nic tego nie zmieni. A z resztą, w każdej szkole tak jest, było i będzie.” Ta odpowiedź zdumiewa mnie. Idę na kolejną lekcję III gimnazjum, a jest to religia. Wszyscy są już w klasie. Wchodzi ksiądz. Rozpoczyna się modlitwa. Po modlitwie ksiądz sprawdza obecność i odpytuje kilka osób. Zdumiewa mnie pokorność, pilność i przygotowanie do lekcji całej klasy. Nie wierzę, że to są te same osoby, które na lekcji historii zachowywały się okropnie. Po lekcji pytam katechetę co robi, że wszyscy są tacy grzeczni i przygotowani. On odpowiada: „Jeśli na dzień dobry wprowadzi się pewien rygor i zasady to potem są efekty jakiejkolwiek pracy.” Na przerwach najmłodsi uczniowie biegają i krzyczą, a starsi jedzą batoniki i drugie śniadanie. W końcu idziemy na ostatnią lekcję. Język polski. Na tej lekcji jest nawet spokojnie. Ciszej niż na historii, ale głośniej niż na religii. Uczniowie chętnie odpowiadają na pytania nauczycielki i zgłaszają się do czytania zadań. Kilku łobuzów stara się zakłócić spokój panujący w klasie, ale nikt nie zwraca uwagi na ich głupie dogaduszki. Po dzwonku idę do gabinetu dyrektora Pana Wojciecha Małka i pytam o uczniów III gimnazjum. Zaskakuje mnie jego odpowiedź: „ To złote dzieci, choć czasem trochę zagubione i pokazujące różki, lecz wszyscy świetnie się dogadują i pomagają wzajemnie.” Wychodzę z gabinetu troszkę zaskoczona. Ku mojemu zdumieniu przy drzwiach wyjściowych czeka na mnie cała klasa III g. Wręczają mi kwiaty, oraz dziękują za przybycie do Godowej. Przewodniczący klasy wychodzi z grupy i mówi do mnie: „ Przepraszamy panią za zachowanie na historii. Źle panią traktowaliśmy. Nawet nie przywitaliśmy się. Głupio nam i jeszcze raz bardzo przepraszamy. Mamy nadzieję, że odwiedzi pani naszą szkołę jeszcze raz. Wzruszyłam się. Poczułam, że moja praca została doceniona. Wychodzę ze szkoły i wsiadam do auta. Uczniowie machają mi na pożegnanie. Odjeżdżam. Patrzę przez szybę na znikający budynek. Po sześciu minutach jestem w Strzyżowie.