olusika974
To było marzenie PRL-owskich nastolatków. Podróżować po świecie tak jak Tomek, bohater serii powieści Alfreda Szklarskiego. Było mu czego zazdrościć! W "Tomku w krainie kangurów" (1957) 14-letni bohater opuszcza Warszawę, by w 1902 r. przez Wiedeń pojechać do Triestu na spotkanie z ojcem, a stamtąd popłynąć na wyprawę do Australii! Gdy ją zakończy, uda się do szkoły do Londynu! Jakiś niezorientowany politycznie młodzieniec, czytając o tym, zwłaszcza w przygnębiających czasach późnego Gomułki, mógł zawołać: - Skoro takie rzeczy były możliwe w czasach zaborów, a teraz nie są, to ja chcę powrotu zaborów! Alfred Szklarski (1912-92) napisał osiem książek o Tomku. Dziewiątą - "Tomek w grobowcach faraonów" (1993) - na podstawie materiałów pozostałych po śmierci pisarza przygotował do druku Adam Zelga. Wszystkie są powieściami przygodowo-dydaktycznymi, w których pierwszy element ma się do drugiego jak 70:30. Co stanowi wątek przygodowy pierwszego tomu? Tomek zabija tygrysa bengalskiego, który uwolnił się z klatki, poluje na kangury, ratuje córkę australijskiego ranczera (która w przyszłości zostanie jego żoną!), no i wpada w łapy poszukiwaczy złota... Jak Szklarski to opisuje? Z emfazą, którą najlepiej oddają zdania takie jak to: "Żółte ślepia tygrysa błyskały gniewnie, szczerzył lśniące białe kły i dzikim pomrukiem groził natrętom". Przygody są tu jednak przetykane "wykładami". Szklarski był propagatorem wiedzy, zwłaszcza geograficznej. Jednak czasem robił to w sposób nieco sztuczny. Jak? Któraś z postaci (najczęściej dociekliwy Tomek) zadaje innej, lepiej poinformowanej pytanie - np.: "Jakie jeszcze zwierzęta żyją na Cejlonie?" albo "Co to jest cyklon? Jeśli dobrze pamiętam, to ma coś wspólnego z ciśnieniem powietrza?" - po którym następuje sążnista odpowiedź zaczynająca się mniej więcej tak: "Oczywiście, mój chłopcze! Przecież rodzina zwierząt workowatych skaczących obejmuje szereg podrodzin...". Dorośli bohaterowie Szklarskiego to chodzące encyklopedie. Wiedzą wszystko - a to o Kanale Sueskim, a to o Pawle Edmundzie Strzeleckim, a to o australijskim telegrafie. Co charakterystyczne, postać przystępująca do "wykładu" wyciąga zwykle z kieszeni fajkę i nabija ją tytoniem. Założyłbym się (a nie mam żadnej wiedzy na ten temat), że Szklarski też palił fajkę. Gdy przed ponad 20 laty czytałem książki o Tomku, zapadło mi w pamięć, że Szklarski urodził się w Chicago. Sądziłem, że sam sporo podróżował. Okazało się jednak, że nie był to obieżyświat w stylu Arkadego Fiedlera. Pisząc w zaciszu domowym, posiłkował się numerami "National Geographic" i literaturą fachową. Od 1954 r. pracował jako redaktor w wydawnictwie Śląsk. W "Tomku w krainie kangurów" cztery główne postaci są porównane do muszkieterów Dumasa. Całkiem słusznie. D'Artagnanem byłby oczywiście Tomek - sympatyczny, ale chwilami denerwujący - jako taki mały-dorosły. "Ileż to zarozumiałości w tym pędraku" - złości się Bentley, ich australijski przewodnik. Atos to Jan Smuga, zawodowy łowca, od którego "pachnie dżunglą". Tomek we wszystkim go naśladuje, także w jedzeniu zupy: "Udało mu się nawet wyprzedzić Smugę o kilka łyżek, lecz radość jego zmieniła się w przerażenie, gdy spostrzegł, że podróżnik nalewa sobie na talerz drugą porcję". Najgorzej jest z ojcem Tomka - geografem Andrzejem Wilmowskim - jako Aramisem. Chyba że jego rodzicielską surowość uznać za odpowiednik bigoterii muszkietera, który został ostatecznie generałem zakonu jezuitów. Za to nie ma najmniejszej wątpliwości, że Portosem jest jowialny olbrzym, bosman Tadeusz Nowicki z Powiśla. Jego odzywce "Słuchaj no, brachu" trudno się oprzeć, podobnie jak jego gustom ("Nie przekonasz mnie pan, że prawdziwy rum jamajka nie jest najlepszy na wszelkie choróbska i zmartwienia"). To zresztą reguła - ilekroć Tomek (zwłaszcza gdy nieco dorośnie) jest w towarzystwie bosmana, wiadomo, że będą emocje (i to z tych zdecydowanie męskich) oraz... uśmiech. mam nadzieje że jest to dobrze
W "Tomku w krainie kangurów" (1957) 14-letni bohater opuszcza Warszawę, by w 1902 r. przez Wiedeń pojechać do Triestu na spotkanie z ojcem, a stamtąd popłynąć na wyprawę do Australii! Gdy ją zakończy, uda się do szkoły do Londynu! Jakiś niezorientowany politycznie młodzieniec, czytając o tym, zwłaszcza w przygnębiających czasach późnego Gomułki, mógł zawołać: - Skoro takie rzeczy były możliwe w czasach zaborów, a teraz nie są, to ja chcę powrotu zaborów!
Alfred Szklarski (1912-92) napisał osiem książek o Tomku. Dziewiątą - "Tomek w grobowcach faraonów" (1993) - na podstawie materiałów pozostałych po śmierci pisarza przygotował do druku Adam Zelga. Wszystkie są powieściami przygodowo-dydaktycznymi, w których pierwszy element ma się do drugiego jak 70:30. Co stanowi wątek przygodowy pierwszego tomu? Tomek zabija tygrysa bengalskiego, który uwolnił się z klatki, poluje na kangury, ratuje córkę australijskiego ranczera (która w przyszłości zostanie jego żoną!), no i wpada w łapy poszukiwaczy złota... Jak Szklarski to opisuje? Z emfazą, którą najlepiej oddają zdania takie jak to: "Żółte ślepia tygrysa błyskały gniewnie, szczerzył lśniące białe kły i dzikim pomrukiem groził natrętom".
Przygody są tu jednak przetykane "wykładami". Szklarski był propagatorem wiedzy, zwłaszcza geograficznej. Jednak czasem robił to w sposób nieco sztuczny. Jak? Któraś z postaci (najczęściej dociekliwy Tomek) zadaje innej, lepiej poinformowanej pytanie - np.: "Jakie jeszcze zwierzęta żyją na Cejlonie?" albo "Co to jest cyklon? Jeśli dobrze pamiętam, to ma coś wspólnego z ciśnieniem powietrza?" - po którym następuje sążnista odpowiedź zaczynająca się mniej więcej tak: "Oczywiście, mój chłopcze! Przecież rodzina zwierząt workowatych skaczących obejmuje szereg podrodzin...". Dorośli bohaterowie Szklarskiego to chodzące encyklopedie. Wiedzą wszystko - a to o Kanale Sueskim, a to o Pawle Edmundzie Strzeleckim, a to o australijskim telegrafie. Co charakterystyczne, postać przystępująca do "wykładu" wyciąga zwykle z kieszeni fajkę i nabija ją tytoniem. Założyłbym się (a nie mam żadnej wiedzy na ten temat), że Szklarski też palił fajkę.
Gdy przed ponad 20 laty czytałem książki o Tomku, zapadło mi w pamięć, że Szklarski urodził się w Chicago. Sądziłem, że sam sporo podróżował. Okazało się jednak, że nie był to obieżyświat w stylu Arkadego Fiedlera. Pisząc w zaciszu domowym, posiłkował się numerami "National Geographic" i literaturą fachową. Od 1954 r. pracował jako redaktor w wydawnictwie Śląsk.
W "Tomku w krainie kangurów" cztery główne postaci są porównane do muszkieterów Dumasa. Całkiem słusznie. D'Artagnanem byłby oczywiście Tomek - sympatyczny, ale chwilami denerwujący - jako taki mały-dorosły. "Ileż to zarozumiałości w tym pędraku" - złości się Bentley, ich australijski przewodnik. Atos to Jan Smuga, zawodowy łowca, od którego "pachnie dżunglą". Tomek we wszystkim go naśladuje, także w jedzeniu zupy: "Udało mu się nawet wyprzedzić Smugę o kilka łyżek, lecz radość jego zmieniła się w przerażenie, gdy spostrzegł, że podróżnik nalewa sobie na talerz drugą porcję". Najgorzej jest z ojcem Tomka - geografem Andrzejem Wilmowskim - jako Aramisem. Chyba że jego rodzicielską surowość uznać za odpowiednik bigoterii muszkietera, który został ostatecznie generałem zakonu jezuitów. Za to nie ma najmniejszej wątpliwości, że Portosem jest jowialny olbrzym, bosman Tadeusz Nowicki z Powiśla. Jego odzywce "Słuchaj no, brachu" trudno się oprzeć, podobnie jak jego gustom ("Nie przekonasz mnie pan, że prawdziwy rum jamajka nie jest najlepszy na wszelkie choróbska i zmartwienia"). To zresztą reguła - ilekroć Tomek (zwłaszcza gdy nieco dorośnie) jest w towarzystwie bosmana, wiadomo, że będą emocje (i to z tych zdecydowanie męskich) oraz... uśmiech.
mam nadzieje że jest to dobrze