Recenzja filmu wałęsa tylko proszę żeby nie było gdzies skopiowane z netu tylko troche poprzerabiane bo to jest dla mnie wazne bo pani sprawdza to czy nie jest z netu. daję 10 pkt ;)
Domino1591
W produkcji zrobionej ręką przedniego majstra.
Najnowszy film najbardziej utytułowanego polskiego reżysera wpisuje się w przekonanie, że z trudnością przychodzi nam robienie filmów o własnej historii. U nas trzeba się za czymś opowiedzieć, zarazem twórcy albo wpadają w pomnikową sztuczność i nudę, albo koniecznie chcą prowokować, a przeszłość wykpić czy strywializować. Daleko nam do traktowania historii w stylu np. kinematografii (także telewizji) brytyjskiej, gdzie o przeszłości opowiada się po prostu interesująco, emocjonująco, za pomocą krwistych postaci, szczerze, ale z niezbędną domieszką dumy. Wajda próbuje wywoływać emocje filmowym warsztatem, daje kilka znakomitych scen i dobrych pomysłów (np. moment, w którym Więckiewicz odbiera ulotkę z rąk Jandy i Radziwiłowicza z „Człowieka z żelaza”), ubiera całość w solidnąkonstrukcję, ale nie wykracza poza oczywiste, bezpieczne i podręcznikowe potraktowanie złożoności postaci Wałęsy oraz zamiar przywrócenia mu roli symbolu walki z komunizmem.
Twórcy filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei" zrobili wiele, by rozbroić trochę „świętość” Wałęsy i napięcie związane z dyskursem o nim. Najlepiej służą temu kapitalne dialogi napisane przez Janusza Głowackiego. Wydobywa się też tu kilka wad bohatera, jak choćby skłonność do bufonady; Wajda też w swoim stylu rozbudowuje wizję mechanizmów władzy i historii, które wciągają jednostkę, zmuszając ją do działań niekoniecznie przez nią upragnionych i zaplanowanych. Wałęsa Wajdy to raczej osobowość obdarzona olbrzymią intuicją i sprytem, niż strateg i nieomylny autor dalekosiężnych „koncepcji”. Jeśli jednak ktoś oczekiwałby, że zrozumie wyraźniej fenomen Wałęsy, że dowie się, skąd się on wziął i jak mogło się udać to, co się udało (ciekawe byłoby również to, co się nie udało), to tego w tym filmie nie znajdzie.
Wajda w filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei" po raz kolejny udowodnił też, że zwykle nie myli się w doborze obsady. Robert Więckiewicz imponująco wciela się w Wałęsę, idealnie oddaje jego gesty, sposób mówienia i poruszania się, zgrabnie balansuje na granicy parodii, ale jej nie przekracza. Szkoda, że nie ma w tej roli większej interpretacji postaci, odważniejszego wyjścia poza doskonałą imitację. Niewiele poza cierpiętnictwem ma do zagrania Agnieszka Grochowska i znów szkoda, bo swoje możliwości pokazała w świetnej scenie wyrzucenia z domu związkowców i dziennikarzy.
Lekcja zatem została odrobiona, wizerunek Wałęsy w świecie utrwalony, polskich podziałów w temacie byłego lidera Solidarności film raczej nie zmieni. Jest w nim jednak tęsknota za postawą zawartą w nazwie legendarnego związku i niesamowitą jednością, jaką podarowali sobie Polacy w okresie jego rozkwitu. Już tylko dla tego pragnienia warto było ów film zrobić. Bo może w warunkach robienia zalety z brutalnego egoizmu przypomnimy sobie, kim potrafiliśmy dla siebie być. I miast lać się po twarzach, nie będziemy się wstydzić nadziei na człowieka.
Najnowszy film najbardziej utytułowanego polskiego reżysera wpisuje się w przekonanie, że z trudnością przychodzi nam robienie filmów o własnej historii. U nas trzeba się za czymś opowiedzieć, zarazem twórcy albo wpadają w pomnikową sztuczność i nudę, albo koniecznie chcą prowokować, a przeszłość wykpić czy strywializować. Daleko nam do traktowania historii w stylu np. kinematografii (także telewizji) brytyjskiej, gdzie o przeszłości opowiada się po prostu interesująco, emocjonująco, za pomocą krwistych postaci, szczerze, ale z niezbędną domieszką dumy. Wajda próbuje wywoływać emocje filmowym warsztatem, daje kilka znakomitych scen i dobrych pomysłów (np. moment, w którym Więckiewicz odbiera ulotkę z rąk Jandy i Radziwiłowicza z „Człowieka z żelaza”), ubiera całość w solidnąkonstrukcję, ale nie wykracza poza oczywiste, bezpieczne i podręcznikowe potraktowanie złożoności postaci Wałęsy oraz zamiar przywrócenia mu roli symbolu walki z komunizmem.
Twórcy filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei" zrobili wiele, by rozbroić trochę „świętość” Wałęsy i napięcie związane z dyskursem o nim. Najlepiej służą temu kapitalne dialogi napisane przez Janusza Głowackiego. Wydobywa się też tu kilka wad bohatera, jak choćby skłonność do bufonady; Wajda też w swoim stylu rozbudowuje wizję mechanizmów władzy i historii, które wciągają jednostkę, zmuszając ją do działań niekoniecznie przez nią upragnionych i zaplanowanych. Wałęsa Wajdy to raczej osobowość obdarzona olbrzymią intuicją i sprytem, niż strateg i nieomylny autor dalekosiężnych „koncepcji”. Jeśli jednak ktoś oczekiwałby, że zrozumie wyraźniej fenomen Wałęsy, że dowie się, skąd się on wziął i jak mogło się udać to, co się udało (ciekawe byłoby również to, co się nie udało), to tego w tym filmie nie znajdzie.
Wajda w filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei" po raz kolejny udowodnił też, że zwykle nie myli się w doborze obsady. Robert Więckiewicz imponująco wciela się w Wałęsę, idealnie oddaje jego gesty, sposób mówienia i poruszania się, zgrabnie balansuje na granicy parodii, ale jej nie przekracza. Szkoda, że nie ma w tej roli większej interpretacji postaci, odważniejszego wyjścia poza doskonałą imitację. Niewiele poza cierpiętnictwem ma do zagrania Agnieszka Grochowska i znów szkoda, bo swoje możliwości pokazała w świetnej scenie wyrzucenia z domu związkowców i dziennikarzy.
Lekcja zatem została odrobiona, wizerunek Wałęsy w świecie utrwalony, polskich podziałów w temacie byłego lidera Solidarności film raczej nie zmieni. Jest w nim jednak tęsknota za postawą zawartą w nazwie legendarnego związku i niesamowitą jednością, jaką podarowali sobie Polacy w okresie jego rozkwitu. Już tylko dla tego pragnienia warto było ów film zrobić. Bo może w warunkach robienia zalety z brutalnego egoizmu przypomnimy sobie, kim potrafiliśmy dla siebie być. I miast lać się po twarzach, nie będziemy się wstydzić nadziei na człowieka.
Może być? Liczę na naj. :)