ądząc po minach widzów wychodzących z pierwszych seansów "W ciemności” – nie byli na filmie swojego życia. Ale może z historią kanalarza Sochy i "jego Żydów” jest tak, że trzeba się z nią przespacerować, przespać. To nie jest weekendowe kino, o którym się zapomina po kwadransie.
Tytułowa ciemność wyczarowana przez Jolantę Dylewską, jest głównym bohaterem tego filmu. Takim fizycznym bohaterem. Bardzo długie sekwencje scen w kanałach, zbliżenia twarzy umęczonych ludzi, rozbłyski latarek, klaustrofobiczne klimaty. To dominuje historię, która wydarzyła się we Lwowie w czasie II wojny światowej. Oto Polak, Leopold Socha, pracujący w kanałach pomaga ukrywającym się tam uciekinierom z getta.
Najpierw za pieniądze, a potem kiedy Żydom skończyły się oszczędności i kosztowności – także bezinteresownie przynosił im jedzenie, potrzebne do przeżycia rzeczy, przeprowadzał w bezpieczniejsze kryjówki. Socha z cwaniaczka i złodziejaszka przemienia się w… no właśnie do końca nie wiemy w kogo. W człowieka? Czy ostatnie sceny, kiedy uwolnieni po 14 miesiącach wychodzą na słońce, a Poldek opowiada sąsiadom i przechodniom, że to są "jego Żydzi” nie sugerują, że bohater (którego oczami patrzymy na cała historię) właśnie odbiera swoją nagrodę? Czuje się lepszy!
ądząc po minach widzów wychodzących z pierwszych seansów "W ciemności” – nie byli na filmie swojego życia. Ale może z historią kanalarza Sochy i "jego Żydów” jest tak, że trzeba się z nią przespacerować, przespać. To nie jest weekendowe kino, o którym się zapomina po kwadransie.
Tytułowa ciemność wyczarowana przez Jolantę Dylewską, jest głównym bohaterem tego filmu. Takim fizycznym bohaterem. Bardzo długie sekwencje scen w kanałach, zbliżenia twarzy umęczonych ludzi, rozbłyski latarek, klaustrofobiczne klimaty. To dominuje historię, która wydarzyła się we Lwowie w czasie II wojny światowej. Oto Polak, Leopold Socha, pracujący w kanałach pomaga ukrywającym się tam uciekinierom z getta.
Najpierw za pieniądze, a potem kiedy Żydom skończyły się oszczędności i kosztowności – także bezinteresownie przynosił im jedzenie, potrzebne do przeżycia rzeczy, przeprowadzał w bezpieczniejsze kryjówki. Socha z cwaniaczka i złodziejaszka przemienia się w… no właśnie do końca nie wiemy w kogo. W człowieka? Czy ostatnie sceny, kiedy uwolnieni po 14 miesiącach wychodzą na słońce, a Poldek opowiada sąsiadom i przechodniom, że to są "jego Żydzi” nie sugerują, że bohater (którego oczami patrzymy na cała historię) właśnie odbiera swoją nagrodę? Czuje się lepszy!