magdalena12100
Powstanie Warszawskie miało już lepszych kronikarzy niż Jan Komasa, ale jeśli idzie o popularyzację heroicznego mitu, "Miasto 44" zrobi więcej dobrego niż wszystkie gimnazja i ogólniaki razem wzięte – o ile oczywiście gimnazja i ogólniaki wybiorą się na film. Są w nim sceny, które – jak już wieść medialna rozniosła – nie kojarzą się za bardzo z poetyką tradycyjnego, historycznego kina. Na przykład ujęcie pocałunku w zwolnionym tempie, w ogniu karabinowego ostrzału. Albo scena erotyczna rozegrana w dubstepowym rytmie utworu Skrillexa. Lub – przykład bodaj najbardziej frapujący – sekwencja wędrówki przez kanały, na ekranie przestrzeń rodem z kina grozy, ożywioną i nawiedzoną, z ruchomymi ścianami miażdżącymi bohaterów. Słowem, jest się czemu dziwić.