Kolejne zapierające wizualnie dech w piersiach dzieło Rona Fricke'a. Reżyser znany jest ze swojego poprzedniego filmu a właściwie trylogii "Qatzi".Tym razem wybrał się z kamerą i udokumentował poszczególne elementy naszego świata. Poprzednio występująca forma została powtórzona w "Barace". Długie zapierające dech w piersiach ujęcia z przyspieszonym ruchem. Łączenie cywilizacji z naturą. Czy skontrastowane sceny. Jednak nie jest to próba powtórzenia swojego poprzedniego sukcesu. Wyżej wymieniony film różni się od poprzednich dzieł tematyką i niewielkimi różnicami w realizacji.
Dzieło rozpoczyna sekwencja długich ujęć gór i plenerów. Dopiero po chwili zaczyna pojawiać się życie, a dokładniej małpy kąpiące się w jeziorze. Fricke porównał ten obrazek do gwiazd, od razu nasuwa się skojarzenie niezmienności i stałości. Potem następują obrazy zacofanych kultur i religii. Przebite w kilkoma scenami pędzącej zachodniej cywilizacji. Kolejne ujęcie, które ma nas zmusić do myślenia - wąski przesmyk między skałami, przez które przedziera się woda. Można to nawiązać do kultur: tylko niektóre są w stanie przetrwać i przebić się, inne odejdą w zapomnienie. Następnie widzimy żywioły, pędzące chmury, wulkan, przestrzeń i upływ czasu. Skontrastowane ze sobą wytwory natury i wytwory człowieka, upadłe cywilizacje. Widzimy, że obyczaje prymitywnych kultur są bliższe naturze, porównanie ludzi i zwierząt. Fricke pokazuje nam ścinanie drzewa, po chwili atakuje nas portretem kobiety, możemy się domyślać, iż jest to mieszkanka niszczonego lasu, wpatruje się w kamerę. Ujęcie jest o tyle ciekawe, że widz odnosi wrażenie jakby to on był winien. Dla pewności pokazane nam zostają zniszczone lasy i wysadzanie ścian w kopalniach - działania cywilizowanego człowieka. Na końcu sekwencji powtórzony zostaje portret tubylca patrzącego w obiektyw. Zaczynamy wchodzić w bliższy nam świat. Widok slumsów skontrastowany z przyjemną muzyką, młodzież obok starców, wszyscy uwięzieni w tej rzeczywistości. Mimo takich warunków życiowych dzieci potrafią się bawić i odnosić radość. Obok brudnych mas blokowisk widzimy cmentarz, ściśnięty na jak najmniejszej powierzchni. Przesłanie jedno - każdy metr jest cenny, nie można sobie pozwolić na sentyment jakim jest szacunek dla zmarłych. Po tych dołujących obrazach przechodzimy do człowieka pracującego. Z jednej strony widzimy ludzi sukcesu, mogą sobie pozwolić na chwile wytchnienia, a z drugiej żywe maszyny, które muszą ciągle pracować, aby przeżyć, tym bardziej jest to wyraziste przy wykorzystaniu przyspieszonego tempa. Zmęczenie łączy się z szybkością, samotność ze znalezieniem złudnego relaksu. Do tego dochodzi brak uwagi na problemy innych ludzi. W naszej świadomości zaczyna wyłaniać się obraz, obraz nas wszystkich. Następnie przechodzimy do malowania się człowieka prymitywnego, próbującego w ten sposób wyróżnić się i pokazać swoją duszę. Po tym krótkim przejmującym ujęciu wracamy znów do biegnącego morderczym tempem miejskiego życia. Ludzie próbują dogonić czas, lecz ten nieubłaganie ucieka, brak oddechu i odpoczynku. Mamy powtórzone ujęcie 3 dziewczynek w uniformach na tle jadącego pociągu - na początku filmu mieliśmy 3 młode damy ubrane w stroje ludowe. Ludzie tak jak ich wytwory i produkty zjeżdżają z taśm produkcyjnych - schodów ruchomych, aby spełnić swoje zadanie. Zostajemy ponownie zaatakowani portretem umalowanego człowieka, którego ogrania gniew, próba buntu? Pójścia pod prąd? Nie wiadomo. Widzimy wysypisko śmieci i zbieraczy próbujących znaleźć cokolwiek cennego, po chwili następuje ujęcie śmiejących się dziewczynek. Pokazane zostają nam wyrzutki społeczne, zapomniane i przez nikogo niechciane. Leżące na ulicach czy w śmietnikach. Kolejny raz widzimy ludzi biednych, siedzących na ulicy i proszących o pomoc, przy braku jakiejkolwiek reakcji ze strony przechodniów. Jednym z ostatnich motywów charakteryzujących współczesna cywilizacje są wojny i walki. Składy broni, przy których siedzą wpatrzeni martwym wzrokiem mundurowi, lotniska wojskowe i palące się szyby naftowe. Mocne zdjęcia z Auschwitz, kości ludzkie, buty i zdjęcia ofiar. Morderstwa i ludobójstwa. Ciężko przechodzi przez myśl, jednak to człowiek, człowiekowi zgotował ten los. Na końcu widzimy ruiny starych kultur i cywilizacji. Podświadomie przemawia do nas głos zza grobu - my upadliśmy, was też to czeka.
Przyzwyczajeni do formuły dokumentu od razu rzucają nam się w oczy zabiegi typowo fabularne w filmie "Baraka". Na przykład jazdy, które dosyć często występują. Zdjęcia również odbiegają jakością wobec typowych zdjęć dokumentalnych. Już od samego początku ciężko jest oderwać wzrok od bajecznych obrazów. Chociaż autorem filmu jest operator, to zdjęcia są tylko tłem. W filmie nie pada ani jedno słowo, to muzyka, tak jak w innych dziełach Fricke'a, nadaje klimatu i wprowadza nas w dany temat, ale nie narzuca się. "Baraka" od strony semantycznej porusza bardzo istotne tematy. Widzimy prymitywne dla nas kultury, które mogą w nas co najwyżej wzbudzić politowanie. Lecz w wielu aspektach ludzie ci żyją w dużo większej harmonii i spokoju. Nie wiedzą, co to pieniądz i inne współczesne nam wartości. Może żyją od nas krócej, nie mają tylu wygód i myślą starodawnie, jednak starają się funkcjonować w zgodzie z naturą. Nasza cywilizacja sprowadza człowieka do roli małej maszynki, która musi swoje w życiu odbębnić, a potem zniknąć a na dodatek zanikanie różnorodności i uprzedmiotowienie. Cały świat zlewa się w jedną wielką wioskę, którą rządzi pieniądz. Biedni i słabi zginą, jedynie najsilniejsi przetrwają. Cały ten ponury obraz naszej kultury wydaje się nie mieć cienia nadziei na poprawę. Fricke momentami stara się pokazać wiarę jako istotny element, który może w jakiś sposób wpłynąć na zachowanie współczesnego człowieka i odciąć chociaż na chwilę od tego morderczego wyścigu. Wyprawa dookoła świata z kamerą reżysera bardzo wiele nam uświadamia i pokazuje wiele aspektów współczesnego życia, nie tylko tych najbardziej kolorowych. Film łączy klamra - na samym początku zaćmienie Słońca, na końcu pojawienie się gwiazdy ponownie. Daje to nadzieję. Lecz od razu nasuwa się pytanie: czy ta nadzieja nie jest naiwna lub złudna?
Kolejne zapierające wizualnie dech w piersiach dzieło Rona Fricke'a. Reżyser znany jest ze swojego poprzedniego filmu a właściwie trylogii "Qatzi".Tym razem wybrał się z kamerą i udokumentował poszczególne elementy naszego świata. Poprzednio występująca forma została powtórzona w "Barace". Długie zapierające dech w piersiach ujęcia z przyspieszonym ruchem. Łączenie cywilizacji z naturą. Czy skontrastowane sceny. Jednak nie jest to próba powtórzenia swojego poprzedniego sukcesu. Wyżej wymieniony film różni się od poprzednich dzieł tematyką i niewielkimi różnicami w realizacji.
Dzieło rozpoczyna sekwencja długich ujęć gór i plenerów. Dopiero po chwili zaczyna pojawiać się życie, a dokładniej małpy kąpiące się w jeziorze. Fricke porównał ten obrazek do gwiazd, od razu nasuwa się skojarzenie niezmienności i stałości. Potem następują obrazy zacofanych kultur i religii. Przebite w kilkoma scenami pędzącej zachodniej cywilizacji. Kolejne ujęcie, które ma nas zmusić do myślenia - wąski przesmyk między skałami, przez które przedziera się woda. Można to nawiązać do kultur: tylko niektóre są w stanie przetrwać i przebić się, inne odejdą w zapomnienie. Następnie widzimy żywioły, pędzące chmury, wulkan, przestrzeń i upływ czasu. Skontrastowane ze sobą wytwory natury i wytwory człowieka, upadłe cywilizacje. Widzimy, że obyczaje prymitywnych kultur są bliższe naturze, porównanie ludzi i zwierząt. Fricke pokazuje nam ścinanie drzewa, po chwili atakuje nas portretem kobiety, możemy się domyślać, iż jest to mieszkanka niszczonego lasu, wpatruje się w kamerę. Ujęcie jest o tyle ciekawe, że widz odnosi wrażenie jakby to on był winien. Dla pewności pokazane nam zostają zniszczone lasy i wysadzanie ścian w kopalniach - działania cywilizowanego człowieka. Na końcu sekwencji powtórzony zostaje portret tubylca patrzącego w obiektyw. Zaczynamy wchodzić w bliższy nam świat. Widok slumsów skontrastowany z przyjemną muzyką, młodzież obok starców, wszyscy uwięzieni w tej rzeczywistości. Mimo takich warunków życiowych dzieci potrafią się bawić i odnosić radość. Obok brudnych mas blokowisk widzimy cmentarz, ściśnięty na jak najmniejszej powierzchni. Przesłanie jedno - każdy metr jest cenny, nie można sobie pozwolić na sentyment jakim jest szacunek dla zmarłych. Po tych dołujących obrazach przechodzimy do człowieka pracującego. Z jednej strony widzimy ludzi sukcesu, mogą sobie pozwolić na chwile wytchnienia, a z drugiej żywe maszyny, które muszą ciągle pracować, aby przeżyć, tym bardziej jest to wyraziste przy wykorzystaniu przyspieszonego tempa. Zmęczenie łączy się z szybkością, samotność ze znalezieniem złudnego relaksu. Do tego dochodzi brak uwagi na problemy innych ludzi. W naszej świadomości zaczyna wyłaniać się obraz, obraz nas wszystkich. Następnie przechodzimy do malowania się człowieka prymitywnego, próbującego w ten sposób wyróżnić się i pokazać swoją duszę. Po tym krótkim przejmującym ujęciu wracamy znów do biegnącego morderczym tempem miejskiego życia. Ludzie próbują dogonić czas, lecz ten nieubłaganie ucieka, brak oddechu i odpoczynku. Mamy powtórzone ujęcie 3 dziewczynek w uniformach na tle jadącego pociągu - na początku filmu mieliśmy 3 młode damy ubrane w stroje ludowe. Ludzie tak jak ich wytwory i produkty zjeżdżają z taśm produkcyjnych - schodów ruchomych, aby spełnić swoje zadanie. Zostajemy ponownie zaatakowani portretem umalowanego człowieka, którego ogrania gniew, próba buntu? Pójścia pod prąd? Nie wiadomo. Widzimy wysypisko śmieci i zbieraczy próbujących znaleźć cokolwiek cennego, po chwili następuje ujęcie śmiejących się dziewczynek. Pokazane zostają nam wyrzutki społeczne, zapomniane i przez nikogo niechciane. Leżące na ulicach czy w śmietnikach. Kolejny raz widzimy ludzi biednych, siedzących na ulicy i proszących o pomoc, przy braku jakiejkolwiek reakcji ze strony przechodniów. Jednym z ostatnich motywów charakteryzujących współczesna cywilizacje są wojny i walki. Składy broni, przy których siedzą wpatrzeni martwym wzrokiem mundurowi, lotniska wojskowe i palące się szyby naftowe. Mocne zdjęcia z Auschwitz, kości ludzkie, buty i zdjęcia ofiar. Morderstwa i ludobójstwa. Ciężko przechodzi przez myśl, jednak to człowiek, człowiekowi zgotował ten los. Na końcu widzimy ruiny starych kultur i cywilizacji. Podświadomie przemawia do nas głos zza grobu - my upadliśmy, was też to czeka.
Przyzwyczajeni do formuły dokumentu od razu rzucają nam się w oczy zabiegi typowo fabularne w filmie "Baraka". Na przykład jazdy, które dosyć często występują. Zdjęcia również odbiegają jakością wobec typowych zdjęć dokumentalnych. Już od samego początku ciężko jest oderwać wzrok od bajecznych obrazów. Chociaż autorem filmu jest operator, to zdjęcia są tylko tłem. W filmie nie pada ani jedno słowo, to muzyka, tak jak w innych dziełach Fricke'a, nadaje klimatu i wprowadza nas w dany temat, ale nie narzuca się. "Baraka" od strony semantycznej porusza bardzo istotne tematy. Widzimy prymitywne dla nas kultury, które mogą w nas co najwyżej wzbudzić politowanie. Lecz w wielu aspektach ludzie ci żyją w dużo większej harmonii i spokoju. Nie wiedzą, co to pieniądz i inne współczesne nam wartości. Może żyją od nas krócej, nie mają tylu wygód i myślą starodawnie, jednak starają się funkcjonować w zgodzie z naturą. Nasza cywilizacja sprowadza człowieka do roli małej maszynki, która musi swoje w życiu odbębnić, a potem zniknąć a na dodatek zanikanie różnorodności i uprzedmiotowienie. Cały świat zlewa się w jedną wielką wioskę, którą rządzi pieniądz. Biedni i słabi zginą, jedynie najsilniejsi przetrwają. Cały ten ponury obraz naszej kultury wydaje się nie mieć cienia nadziei na poprawę. Fricke momentami stara się pokazać wiarę jako istotny element, który może w jakiś sposób wpłynąć na zachowanie współczesnego człowieka i odciąć chociaż na chwilę od tego morderczego wyścigu. Wyprawa dookoła świata z kamerą reżysera bardzo wiele nam uświadamia i pokazuje wiele aspektów współczesnego życia, nie tylko tych najbardziej kolorowych. Film łączy klamra - na samym początku zaćmienie Słońca, na końcu pojawienie się gwiazdy ponownie. Daje to nadzieję. Lecz od razu nasuwa się pytanie: czy ta nadzieja nie jest naiwna lub złudna?