Wyznam, że w przypadku takich przedstawień zawsze jestem w pewnym kłopocie. Spektakl jest adaptacją szkolnej lektury, a zatem na pewno nie ja jestem jego właściwym adresatem. Co więcej - powieść Jurgielewiczowej oczywiście czytałem przed laty i to nawet nie bez zainteresowania, ale jednak bardziej mnie wówczas zajmowały egzotyczne przygody Tomka Wilmowskiego czy sensacyjne Pana Samochodzika. Sceniczna wersja "Tego obcego" nie budzi zatem we mnie sentymentalnych skojarzeń, czego ostatnio doświadczyłem np. na "Trzech muszkieterach" Teatru Andersena. Jakie zatem zastosować kryteria oceny?
Na pewno, skoro to adaptacja lektury, należy wziąć pod uwagę jej - tak to nazwę - użyteczność; przyjrzeć się, czy nie zaszkodzi, zamiast pomóc, w odbiorze powieści. Tu nie mam zastrzeżeń. To bardzo dobra adaptacja. Klarowna i konsekwentna. Bardzo sprawnie opowiadająca fabułę powieści, w czym nie przeszkodziły konieczne skróty. Ogląda się to naprawdę z zainteresowaniem, nawet znając pierwowzór. Oddaje także przesłanie utworu i - co ważne - czyni to w sposób dyskretny, bez tzw. "smrodku dydaktycznego" i popadania w natrętne moralizatorstwo. Pod tym względem można ten spektakl z całym przekonaniem polecić młodzieży. Co nie znaczy, że zachęcam do zastępowania nim lektury powieści. Przeciwnie. Jej znajomość - choć nie jest warunkiem niezbędnym - pozwala na pełniejszy odbiór przedstawienia.
A jak wygląda jego kształt sceniczny? Reżyser spektaklu nie starał się uwspółcześnić go na siłę. Bohaterowie nie korzystają w "komórek" i iPodów, a przede wszystkim nie posługują się wolapikiem rodem z sms-ów, z tymi wszystkimi koszmarnymi "w porzo" czy "nara". Szacunek dla języka - tak dziś rzadki - jest bezsprzecznie jednym z walorów spektaklu. A zarazem nadaje mu pewien klimat retro, podkreślony jeszcze stylizacją kostiumów i przywoływanymi piosenkami sprzed lat: "Rudy rydz" i "Autostop". I co ciekawe - bardzo młodzi wykonawcy, dla których lata 60. XX wieku to prawie prehistoria, zupełnie dobrze się w tym klimacie odnajdują. Reżyserowi udało się zresztą skompletować całkiem sprawny zespół młodzieży. To bardzo ważne, bowiem profesjonalni aktorzy - i to dużej klasy: Krystyna Szydłowska i Jan Wojciech Krzyszczak - usuwają się wyraźnie na drugi plan, a przedstawienie prowadzą właśnie młodzi. Czynią to nadspodziewanie dobrze, z dużą sceniczną swobodą , a grający rolę dwojga protagonistów Julia Siegieda (Ula) i Łukasz Szymanek (Zenek) demonstrują spore już umiejętności. Warto także odnotować ciekawą i oryginalną muzykę Tomasza Kobieli.
Określenie "spektakl edukacyjny" niekoniecznie dobrze się kojarzy. Jeśli jednak jest to edukacja w dobrym stylu, nie widzę w tym nic uwłaczającego. Czas spędzony na "Tym obcym" z pewnością nie jest stracony.
Wyznam, że w przypadku takich przedstawień zawsze jestem w pewnym kłopocie. Spektakl jest adaptacją szkolnej lektury, a zatem na pewno nie ja jestem jego właściwym adresatem. Co więcej - powieść Jurgielewiczowej oczywiście czytałem przed laty i to nawet nie bez zainteresowania, ale jednak bardziej mnie wówczas zajmowały egzotyczne przygody Tomka Wilmowskiego czy sensacyjne Pana Samochodzika. Sceniczna wersja "Tego obcego" nie budzi zatem we mnie sentymentalnych skojarzeń, czego ostatnio doświadczyłem np. na "Trzech muszkieterach" Teatru Andersena. Jakie zatem zastosować kryteria oceny?
Na pewno, skoro to adaptacja lektury, należy wziąć pod uwagę jej - tak to nazwę - użyteczność; przyjrzeć się, czy nie zaszkodzi, zamiast pomóc, w odbiorze powieści. Tu nie mam zastrzeżeń. To bardzo dobra adaptacja. Klarowna i konsekwentna. Bardzo sprawnie opowiadająca fabułę powieści, w czym nie przeszkodziły konieczne skróty. Ogląda się to naprawdę z zainteresowaniem, nawet znając pierwowzór. Oddaje także przesłanie utworu i - co ważne - czyni to w sposób dyskretny, bez tzw. "smrodku dydaktycznego" i popadania w natrętne moralizatorstwo. Pod tym względem można ten spektakl z całym przekonaniem polecić młodzieży. Co nie znaczy, że zachęcam do zastępowania nim lektury powieści. Przeciwnie. Jej znajomość - choć nie jest warunkiem niezbędnym - pozwala na pełniejszy odbiór przedstawienia.
A jak wygląda jego kształt sceniczny? Reżyser spektaklu nie starał się uwspółcześnić go na siłę. Bohaterowie nie korzystają w "komórek" i iPodów, a przede wszystkim nie posługują się wolapikiem rodem z sms-ów, z tymi wszystkimi koszmarnymi "w porzo" czy "nara". Szacunek dla języka - tak dziś rzadki - jest bezsprzecznie jednym z walorów spektaklu. A zarazem nadaje mu pewien klimat retro, podkreślony jeszcze stylizacją kostiumów i przywoływanymi piosenkami sprzed lat: "Rudy rydz" i "Autostop". I co ciekawe - bardzo młodzi wykonawcy, dla których lata 60. XX wieku to prawie prehistoria, zupełnie dobrze się w tym klimacie odnajdują. Reżyserowi udało się zresztą skompletować całkiem sprawny zespół młodzieży. To bardzo ważne, bowiem profesjonalni aktorzy - i to dużej klasy: Krystyna Szydłowska i Jan Wojciech Krzyszczak - usuwają się wyraźnie na drugi plan, a przedstawienie prowadzą właśnie młodzi. Czynią to nadspodziewanie dobrze, z dużą sceniczną swobodą , a grający rolę dwojga protagonistów Julia Siegieda (Ula) i Łukasz Szymanek (Zenek) demonstrują spore już umiejętności. Warto także odnotować ciekawą i oryginalną muzykę Tomasza Kobieli.
Określenie "spektakl edukacyjny" niekoniecznie dobrze się kojarzy. Jeśli jednak jest to edukacja w dobrym stylu, nie widzę w tym nic uwłaczającego. Czas spędzony na "Tym obcym" z pewnością nie jest stracony.