Przypomnij sobie swoja pierwsza nieslusznie otrzymana kare. Napisz co wtedy czules...
Min. Pól strony ..
Prosze o szybki rozwiazanie !
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2025 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Ok to, np. takie opowiadanie:
Dobrze pamiętam ten dzień, w którym po raz pierwszy otrzymałam niesłusznie kare... Długo potem gniewałam się na mojego brata...ale zacznijmy od początku.
Jak zwykle skończyłam lekcje po siedmiu godzinach i już szczęśliwa pędziłam z kurtką w ręku do mojego gimbusa, by zdąrzyć zająć jakiekolwiek siedzące miejsce. Już, już byłam przy wejściu, ale nagle przede mnie wepchała się gromada starszaków. Razem z koleżanką musiałyśmy poczekać, aż przejdą. Zawsze tak jest, czuję się wedy bezradna i taka mała. Oczywiście kiedy udalo nam się wejśc nie było dla nas już żadnych miejsc i przedzierając się pomiędzy fotelami stanęłyśmy sobie koło Agnieszki. Dzień od początku nie zapowiadał się ciekawie. Wszedłszy do domu rzuciłam plecak w kąt i usiadłam w fotelu. Chciałam mieć choć chwilę spokoju, ale nie! Rzecz jasna od razu usłyszałam w holu znajomy głos babci. Wyszłam z zapewne niewesołą miną z pokoju.
-Coś taka przygnębiona? - zapytała babcia Józia.
-A... miałam po prostu męczący dzień w szkole... wykańcza mnie ta nauka - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Rzeczywiście... jakaś blada jesteś.
No, ale babcia nie byłaby sobą, gdyby nie pochwaliła się swoim najnowszym nabytkiem. Ze swojej skórzanej torebki wyciągnęła mały, zdobiony wazonik. Był naprawdę prześliczny!
-Dostałam go od dziadka - chwaliła się. - Chciał dzisiaj też przyjechać, ale źle się czuł. Prawda, że śliczny?
Przytaknęłam. Po usilnych prośbach babcia zgodziła się, żebyśmy - mama i ja - mogły potrzymać go przez chwilkę. Ledwie mogłam powstrzymać się od śmiechu, bo za każdym razem kiedy któraś z nas trzymała wazonik, Józia wpatrywała się w tę z uwagą udając rozmowę i gotowa za wszelką cenę ratować cudowną ozdobę. Karolowi też podobał się ten wazon, ale nie chciał go trzymać. Widziałam tylko jak czasem na niego spogląda. Ale to facet, nie mógłby się zachwycać czymś takim...! Po pierwszym zachwycie mama zaprosiła babcię na ciastko i kawę. Ona chętnie przystała, jak to ona - uwielbia słodkości! Wazonik, choć niechętnie, zostawiła w salonie. Nie mamy przecież kota, więc cóż mogłoby mu się stać? Ja udałam się do mojego pokoju. Nagle usłyszałam dźwięk tłuczącego się szkła. Wyleciałam z pokoju niczym strzała i zobaczyłam "strzępki" szklanej ozdoby na podłodze, ale w pobliżu nikogo nie było. Niedługo potem nadleciałby babcia z mamą, ktorych miny zapowiadały, że spodziewają się najgorszego. Kiedy babcia to ujrzała zobaczyłam w jej oczach łzy. Nie wiem dlaczego, ale doznałam poczucia winy. Matka z niedowierzaniem kręciła głową i smutnymi oczami spoglądała na mnie.
- Odkupimy ci to... nie martw się mamo... - powiedziała do Józi.
- Nie, nie trzeba. Dziadek szukał tego prezentu dla mnie przez rok... tego nic nie zastąpi... -odpowiedziała babcia zbierając kawałki wazonu.
Z czułością i cierieniem dotykała każdego szkiełka znajdującego się na podłodze. Przyszedł mój brat.
- Co się stało? - zapytał z -jak się potem okazało - udawanym zdziwieniem.
Nikt nie odpowiedział. Wtem mama krzyknęła do mnie:
-Jak mogłaś być taka nie uważna! Wiesz, że to było dla babci ważne!
- Ona nie chciała. Nic się nie stało. - uspokajała mamę Józia.
- Poczekaj! Niech się wytłumaczy!
Przeraziłam się. Nagle zdałam sobie sprawę w jakiej jestem sytuacji.
- To nie ja! - krzyknęłam.
- Jak możesz tak kłamać... - westchnęła z bólem mama - przeproś babcię i idź do swojego pokoju.
Nie wiedziałam co robić. Chciałam dowieść, że jestem niewinna, ale dla babci następna kłótnia mogłaby być bardzo męcząca. Dość wrażeń na dziś. Przeprosiłam i poszłam do siebie. Czułam jak gniew wypełnia całe moje ciało. Myślałam, że zaraz dosłownie ekspolduje, ale naszczęście tak się nie stało. Wiedziałam, że to nie będzie dobry dzień już od rana! A teraz jeszcze to! Ohh... Płakałam bardzo długo. Wieczorem, kiedy leżałam już w łóżku przyszedł do mnie Karol. Jest o rok młodszy, a uważa się już za mężczyznę.
- Kasia posłuchaj... Wiem, że to nie ty zbiłaś wazon, bo to zrob...
- A więc to ty smarkaczu! Wiedziałam!
- Tylko nie smarkaczu! - powiedział Karol, który nawet w takiej sytuacji potrafi się bronić.
Chwile "rozmawialiśmy" dość głośno, ale nie chcąc obudzić mamy zciszyliśmy głosy. Karol mnir przeprosił, ale ja nie chciałam słuchać i kazałam mu wyjśc. Długo potem się gniewałam, ale ile można. W końcu pękłam i życie zaczęło toczyć się dalej swoim dawnym rytmem. Mama, ani babcia nigdy nie dowiedziały się prawdy, ale może i lepiej? Po co znowu otwierać bolesne rany?
Wybaczyłam Karolowi, ponieważ zrozumialam - choć on nigdy się do tego nie przyzna - że się po prostu bał konsekwencji. Jest moim młodszym bratem i muszę go chronić. Takie zdarzenia może są czesem potrzebne, aby do końca nie zatopić się w tym monotonnym rytmie życia. Byleby tylko kończyły się szczęśliwie i nie trwały długo.