Jaronsen
Jak źle dobrałem dyscyplinę to przepraszam, ale mam nadzieję że to nie jest duży problem.
Podczas wczorajszej lekcji W-F wydarzyła się przykra przygoda. Wyszliśmy na boisko, bo pogoda była naprawdę obiecująca. Nauczyciel powiedział, że dzisiaj gramy w piłkę nożną, co wszyscy skwitowali gromkimi okrzykami. Wzięliśmy piłkę z magazynku, momentalnie wybraliśmy składy i rozpoczęliśmy mecz. Była to naprawdę zacięta gra, bardziej niż zwykle. Spotkanie układało się po myśli mojego zespołu. Po 15 minutach prowadziliśmy 2:0. Nic nie zapowiadało dramatycznego końca. Gra trwała dalej, walka była jeszcze ostrzejsza, ale nikt się tym nie przejmował. Każdy chciał się wpisać na listę strzelców. Do końca lekcji pozostało 5 minut. Ruszyłem z piłką środkiem boiska i nagle poczułem potworny ból w prawym kolanie. Okazało się, że Wojtek wjechał mi brutalnie w nogę, padłem na ziemię jak rażony piorunem. Wuefista od razu wezwał karetkę. Ból był okropny, straciłem na chwilę świadomość. Gdy lekarze przyjechali byłem już na skraju wytrzymałości. Dali mi środki przeciwbólowe, usztywnili nogę i zawieźli do szpitala. Sprawdziły się moje najgorsze przeczucia. Zerwane boczne i tylne więzadło w kolanie. Minimum rok przerwy od jakiegokolwiek biegania, potem długa rehabilitacja. Teraz czekały mnie 2 miesiące w domu, później pół roku o kulach. Musiało się to wydarzyć akurat mi i to w tak pięknym okresie roku. Już się ociepla, wreszcie piękna polska wiosna, a ja przesiedzę ją w domu. Nie lubię chodzić do szkoły, ale teraz jest to moje największe pragnienie. Żebym mógł sam, bez kul, pójść do szkoły i śmiać się razem z kolegami. Ale będzie to przestroga dla innych, że na lekcjach w-f nie można przesadzać z zaangażowaniem w grę.
1 votes Thanks 0
Nicker97
Zadzwonił dzwonek i wszyscy wbiegliśmy do szatni, aby szybko się przebrać. Była już wiosna, a na dworze bardzo ciepło. Pani od w-fu obiecała nam, że dzisiaj wyjdziemy na dwór. Nie mogliśmy się doczekać. Kiedy już się ubraliśmy to wybiegliśmy z szatni i szybko na dwór. Stała tam już nasza pani. Poprosiła, żebym przyniósł piłkę ze składziku. Po chwili przyniosłem piłkę do "nogi". Przeprowadziliśmy porządną rozgrzewkę i zaczęliśmy grać w piłkę. Gramy gramy... a tu nagle zaczęło padać jak z cebra. Wu-efistki nie było. W końcu znudziła nam się gra w piłkę nożną i poczuliśmy chęć pójścia nad jezioro. Przeskoczyliśmy przez siatkę i uważając czy nikt nas nie widzi popędziliśmy nad nasze jezioro. Sądziliśmy, że nasza pani nie wróci tak szybko. Miała pójść gdzieś do dyrektora. Chodziliśmy brzegiem jeziora, aż tu nagle Jarka potrącił przypadkiem Karol i wpadł prosto do wody... dalej coś sam wymyśl bo muszę isć xD
Podczas wczorajszej lekcji W-F wydarzyła się przykra przygoda. Wyszliśmy na boisko, bo pogoda była naprawdę obiecująca. Nauczyciel powiedział, że dzisiaj gramy w piłkę nożną, co wszyscy skwitowali gromkimi okrzykami. Wzięliśmy piłkę z magazynku, momentalnie wybraliśmy składy i rozpoczęliśmy mecz. Była to naprawdę zacięta gra, bardziej niż zwykle. Spotkanie układało się po myśli mojego zespołu. Po 15 minutach prowadziliśmy 2:0. Nic nie zapowiadało dramatycznego końca. Gra trwała dalej, walka była jeszcze ostrzejsza, ale nikt się tym nie przejmował. Każdy chciał się wpisać na listę strzelców. Do końca lekcji pozostało 5 minut. Ruszyłem z piłką środkiem boiska i nagle poczułem potworny ból w prawym kolanie. Okazało się, że Wojtek wjechał mi brutalnie w nogę, padłem na ziemię jak rażony piorunem. Wuefista od razu wezwał karetkę. Ból był okropny, straciłem na chwilę świadomość. Gdy lekarze przyjechali byłem już na skraju wytrzymałości. Dali mi środki przeciwbólowe, usztywnili nogę i zawieźli do szpitala. Sprawdziły się moje najgorsze przeczucia. Zerwane boczne i tylne więzadło w kolanie. Minimum rok przerwy od jakiegokolwiek biegania, potem długa rehabilitacja. Teraz czekały mnie 2 miesiące w domu, później pół roku o kulach. Musiało się to wydarzyć akurat mi i to w tak pięknym okresie roku. Już się ociepla, wreszcie piękna polska wiosna, a ja przesiedzę ją w domu. Nie lubię chodzić do szkoły, ale teraz jest to moje największe pragnienie. Żebym mógł sam, bez kul, pójść do szkoły i śmiać się razem z kolegami. Ale będzie to przestroga dla innych, że na lekcjach w-f nie można przesadzać z zaangażowaniem w grę.
Kiedy już się ubraliśmy to wybiegliśmy z szatni i szybko na dwór. Stała tam już nasza pani. Poprosiła, żebym przyniósł piłkę ze składziku. Po chwili przyniosłem piłkę do "nogi". Przeprowadziliśmy porządną rozgrzewkę i zaczęliśmy grać w piłkę. Gramy gramy... a tu nagle zaczęło padać jak z cebra. Wu-efistki nie było. W końcu znudziła nam się gra w piłkę nożną i poczuliśmy chęć pójścia nad jezioro. Przeskoczyliśmy przez siatkę i uważając czy nikt nas nie widzi popędziliśmy nad nasze jezioro. Sądziliśmy, że nasza pani nie wróci tak szybko. Miała pójść gdzieś do dyrektora. Chodziliśmy brzegiem jeziora, aż tu nagle Jarka potrącił przypadkiem Karol i wpadł prosto do wody... dalej coś sam wymyśl bo muszę isć xD