Przetłumacz na język polski , nie z translatora ;)
True Stories .
The morning of 26th December was warm and sunny on Phi Phi Don Island in Thailand . The sunshine was a welcome change from the wet,rainy weather in London . After breakfast we went to the beach . My parents decided to sunbathe and I ran straight into the crystal clear water . Nothing could prepare me for what was about to happen .
Suddenly , I heard a loud roar.The water under my feet disappeared. I heard people screaming and pointing at the sea. " What's going on?" I wondered as I turned to see a massive wave coming towards me ." Mark,run"!
I heard my mum shout before the huge wave swallowed me . I was under the water . I tried to breathe and reach the surface but the force of the water just pushed me down . Then , out of nowhere a hand grabbed me and pulled me up. I gasped for air and looked around . I was in a palm tree with a Thai man . I could see people in the distance running in panic . I felt like crying but I was too shocked to even do that . The only thing could do was to sit and watch , unable to move . The hours passed slowly . Suddenly , the Thai man started shouting and pointing to a helicopter . The pilot saw us and came to resuce us. Half an hour later we were safe in the hills . There were a lot of people there . I felt lonely and lost . " Mark , you're safe", I heard my mum's voice say. I don't remember feeling more relieved in my life than at that moment .
Two days later we left the island . We felt lucky to be alive but we were sorry for the locals that lost their homes . It was a terrible experience
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
poranek dnia 26 grudnia był ciepli i sloneczny na Phi Phi Don Island w Tajlandi. Słońce witało zmiany od mokrej, pogody w Londynie. Przed śniadaniem poszliśmy na plaże. Moi rodzice zdecydowali się opalać a ja pobiegłem i wpadłem do crystalicznie czystej wody. Nic nie mogło przygotować mnie do tego co miało się zdarzyć.
Nagle usłyszałem glośny huk. Woda pod moimi nogami znikła. Slyszałek krzyczących ludzi i wskazujących na morze. ,, Co się dzieje ? " zastanawiałem się odwracając i zobaczylem ogromną falę nadchodzącądo mnie. ,, Mark, uciekaj ! " słyszałem mamy krzyk, gdy wielka fala połkneła mnie. Byłem pod wodą. Starałem sięoddychać i wypływać na powierzchnię, ale siła wody tylko pchneła mnie w dół. Wtedy znikąd ręka chwyciła i pociągneła mnie. Dyszałem by złapaćpowietrza i rozglądałem się w koło. Byłem na palmie z tajskim mężczyzną.Widziałem ludzi w odległość uciekających w panice. Chciałem się rozpłakać, ale byłem zbyt zszokowany by to zrobić. Jedyne co mogłem zrobić to usiąść i oglądać, nie ruszając się. Godziny mijały powoli. Nagle tajski mężczyzna zaczął krzyczeći wskazywać na helikopter. Pilot zobaczył nas i podleciał uratować nas. Pół godziny póżniej byliśmy bezpieczni w górach. Było tak dużo ludzi. Czułem sięsamotny i zagubiony. Nie pamiętaj większej ulgi w moim życiu, niź w tej chwili.
Dwa dni pózniej opóściliśmy wyspę. Czuliśmy szczęście, że żyjemy, ale było nam przykro z powodu miejscowych, którzy stracili swoje domy. To bylo okropne doświadczenie.
licze na naj ; )
Poranek 26 grudnia na Wyspie Phi Phi Don w Tajlandii był ciepły i słoneczny. Słońce było pozytywną zmianą od mokrej, deszczowej pogody w Londynie. Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Moi rodzice zdecydowali się opalać a ja pobiegłem prosto w krystalicznie czystą wodę. Nic nie mogłoby przygotować mnie na to, co miało się wydarzyć.
Nagle usłyszałem głośny ryk. Woda pod moimi stopami zniknęła. Usłyszałem ludzi, krzyczących i wskazujących na morze. "Co się dzieje?", zastanawiałem się, kiedy odwróciłem się i zobaczyłem ogromną falę nadchodzącą w moim kierunku. "Mark, biegnij!"
Usłyszałem moją krzyczącą mamę, zanim połknęła mnie masywna fala. Byłem pod wodą. Próbowałem oddychać i dotrzeć na powierzchnię, ale siła wody po prostu pchnęła mnie w dół. Wtedy, zniknąd chwyciła mnie dłoń i wyciągnęła mnie. Złapałem powietrza i rozejrzałem się. Znajdowałem się na palmie z Tajlandczykiem. Mogłem zobaczyć z daleka ludzi biegających w panice. Poczułem się, jakbym miał płakać, ale byłem zbyt zszokowany by nawet to zrobić. Jedyną rzeczą jaką mogłem robić było siedzenie i patrzenie, nie będąc zdolnym do poruszenia się. Godziny mijały powoli. Nagle, Tajwańczyk zaczął krzyczeć i wskazywać na helikopter. Pilot zauważył nas i podążył nam na pomoc. Półtorej godziny później byliśmy bezpieczni na wzgórzu. Było tam dużo ludzi. Poczułem się samotny i zagubiony. "Mark, jesteś bezpieczny", usłyszałem jak powiedział głos mojej mamy. Nie pamiętam, żebym kiedyś czuł większą ulgę w moim życiu, niż w tym momencie.
Dwa dni później opuściliśmy wyspę. Czuliśmy szczęście, że żyjemy, ale współczuliśmy miejscowym, którzy stracili ich domy. To było okropne doświadczenie.