Na czym opiera się wiara w człowieka, którą wyznaje wybitny francuski pisarz – Albert Camus? Wydaje się, że autor „Dżumy” mógłby odpowiedzieć słowami poetki: „Moja wiara jest silna, ślepa i bez podstaw”.
Jest paradoksem, że twórca jednej z najbardziej humanistycznych książek w dziejach literatury był jednocześnie przekonany, iż życie ludzkie pozbawione jest obiektywnego sensu. Camus uznawał, że nie ma jakiejś wyższej racji usprawiedliwiającej nasze istnienie. Nie ma Boga, ani zbawienia, ani też konieczności dziejowej. Nasza egzystencja jest pozbawiona przyczyny i celu, a przez to absurdalna. Na końcu wszystkiego zawsze jest śmierć, to ona „ustanawia porządek świata”. Jesteśmy skazani na nią, tak samo jak na zło i cierpienie, których nie można usprawiedliwić, a które są nieodłącznym składnikiem świata. Zło i absurd są wszechobecne i niezniszczalne – „bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika”. Dlatego człowiek obarczony jest losem Syzyfa, niekończącym się trudem, walką „przeciwko światu takiemu, jaki jest”.
Skąd zatem czerpać siłę? I po co? Jeśli zło i cierpienie są nieuchronne, to „może lepiej jest dla Boga, że nie wierzy się w niego i walczy ze wszystkich sił ze śmiercią, nie wznosząc oczu ku temu niebu, gdzie on milczy”. A może w ogóle zaprzestać walki? To zagadnienie porusza autor przede wszystkim. Bo wbrew pozorom najważniejsze nie jest w tej powieści pytanie o istotę zła. Najważniejsze pytanie to, czy człowiek pozbawiony wiary w sens egzystencji i byt zaświatowy znajdzie w sobie dość siły i determinacji by przeciwstawić się złu i cierpieniu?
Bohater Dżumy, doktor Rieux, znajduje odpowiedź. Nie wierzy w Boga, a mimo to codziennie podejmuje walkę ze złem i absurdem egzystencji. Wie, że jego „zwycięstwa zawsze będą tymczasowe”, uważa jednak, iż „to nie powód, żeby zaniechać walki”. Stwierdza: „Jestem w ciemności i próbuję widzieć jasno”. Nie w imię Boga, nie ze strachu przed karą, nie dla przyszłego zbawienia człowiek powinien przeciwstawiać się złu. Powinien to czynić przez zwykłą uczciwość. Człowiek jest wolny i sam określa swój los. Pozostawiony samemu sobie, sam staje wobec świata i sam nadaje sens swej egzystencji. Dokonując wyborów moralnych, biorąc pełną odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, ujawnia tym pełnię swojego człowieczeństwa. Opiera się ono przecież, tak jak u chrześcijan, na wolnej woli. Różnica polega na tym, że w świecie Camusa nie ma nadziei na ostateczne zwycięstwo.
Mimo to obowiązkiem człowieka jest dokonanie właściwego wyboru - należy stanąć po stronie ofiar, nigdy zarazy. Mieszkańcy zaatakowanego przez dżumę Oranu spełniają ten postulat. Walczą solidarnie z zarazą. Doktor Rieux, Tarrou, dziennikarz Rambert, Grand – to przykłady ludzi, którzy poświęcili się ratowaniu ludzi nie z powodu jakiejś idei, lecz z poczucia obowiązku, pewnego rodzaju wewnętrznego przymusu. Dziennikarz Rambert, próbując wydostać się z miasta do swojej ukochanej, usprawiedliwia swą postawę słowami: „Wiem, że człowiek jest zdolny do wielkich czynów. Ale jeśli nie jest zdolny do wielkiego uczucia, nie interesuje mnie”. Decyduje się jednak zostać, twierdząc, że wstydziłby się przeżywać szczęście w samotności, w chwili, kiedy, jak mówi poeta, „śniąc o ocalenia cudzie, giną ludzie”. Jest to więc swego rodzaju etyka obowiązku.
Doktor Rieux odrzuca moralność chrześcijańską, którą reprezentuje w powieści ojciec Paneloux. Nie godzi się ze światem, w którym umierają niewinne dzieci. Do końca życia nikt go nie przekona, że jest to „słuszne, sprawiedliwe i zbawienne”. Nic można tego usprawiedliwić karą Bożą, przyszłym zbawieniem czy nieodgadnionymi zamiarami Bożymi. W jego pojęciu los człowieka jest przez to bardziej tragiczny, bo zło i cierpienie mają większą wagę. Nic przecież nie zostanie wymazane, odpuszczone i odkupione na Wielkim Sądzie. Każdy czyn człowieka jest przez to ostateczny i nieodwracalny. Jesteśmy sami i musimy wybierać. Nie będziemy mieć drugiej szansy.
D Ż U M A
Albert Camus
Na czym opiera się wiara w człowieka, którą wyznaje wybitny francuski pisarz – Albert Camus? Wydaje się, że autor „Dżumy” mógłby odpowiedzieć słowami poetki: „Moja wiara jest silna, ślepa i bez podstaw”.
Jest paradoksem, że twórca jednej z najbardziej humanistycznych książek w dziejach literatury był jednocześnie przekonany, iż życie ludzkie pozbawione jest obiektywnego sensu. Camus uznawał, że nie ma jakiejś wyższej racji usprawiedliwiającej nasze istnienie. Nie ma Boga, ani zbawienia, ani też konieczności dziejowej. Nasza egzystencja jest pozbawiona przyczyny i celu, a przez to absurdalna. Na końcu wszystkiego zawsze jest śmierć, to ona „ustanawia porządek świata”. Jesteśmy skazani na nią, tak samo jak na zło i cierpienie, których nie można usprawiedliwić, a które są nieodłącznym składnikiem świata. Zło i absurd są wszechobecne i niezniszczalne – „bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika”. Dlatego człowiek obarczony jest losem Syzyfa, niekończącym się trudem, walką „przeciwko światu takiemu, jaki jest”.
Skąd zatem czerpać siłę? I po co? Jeśli zło i cierpienie są nieuchronne, to „może lepiej jest dla Boga, że nie wierzy się w niego i walczy ze wszystkich sił ze śmiercią, nie wznosząc oczu ku temu niebu, gdzie on milczy”. A może w ogóle zaprzestać walki? To zagadnienie porusza autor przede wszystkim. Bo wbrew pozorom najważniejsze nie jest w tej powieści pytanie o istotę zła. Najważniejsze pytanie to, czy człowiek pozbawiony wiary w sens egzystencji i byt zaświatowy znajdzie w sobie dość siły i determinacji by przeciwstawić się złu i cierpieniu?
Bohater Dżumy, doktor Rieux, znajduje odpowiedź. Nie wierzy w Boga, a mimo to codziennie podejmuje walkę ze złem i absurdem egzystencji. Wie, że jego „zwycięstwa zawsze będą tymczasowe”, uważa jednak, iż „to nie powód, żeby zaniechać walki”. Stwierdza: „Jestem w ciemności i próbuję widzieć jasno”. Nie w imię Boga, nie ze strachu przed karą, nie dla przyszłego zbawienia człowiek powinien przeciwstawiać się złu. Powinien to czynić przez zwykłą uczciwość. Człowiek jest wolny i sam określa swój los. Pozostawiony samemu sobie, sam staje wobec świata i sam nadaje sens swej egzystencji. Dokonując wyborów moralnych, biorąc pełną odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, ujawnia tym pełnię swojego człowieczeństwa. Opiera się ono przecież, tak jak u chrześcijan, na wolnej woli. Różnica polega na tym, że w świecie Camusa nie ma nadziei na ostateczne zwycięstwo.
Mimo to obowiązkiem człowieka jest dokonanie właściwego wyboru - należy stanąć po stronie ofiar, nigdy zarazy. Mieszkańcy zaatakowanego przez dżumę Oranu spełniają ten postulat. Walczą solidarnie z zarazą. Doktor Rieux, Tarrou, dziennikarz Rambert, Grand – to przykłady ludzi, którzy poświęcili się ratowaniu ludzi nie z powodu jakiejś idei, lecz z poczucia obowiązku, pewnego rodzaju wewnętrznego przymusu. Dziennikarz Rambert, próbując wydostać się z miasta do swojej ukochanej, usprawiedliwia swą postawę słowami: „Wiem, że człowiek jest zdolny do wielkich czynów. Ale jeśli nie jest zdolny do wielkiego uczucia, nie interesuje mnie”. Decyduje się jednak zostać, twierdząc, że wstydziłby się przeżywać szczęście w samotności, w chwili, kiedy, jak mówi poeta, „śniąc o ocalenia cudzie, giną ludzie”. Jest to więc swego rodzaju etyka obowiązku.
Doktor Rieux odrzuca moralność chrześcijańską, którą reprezentuje w powieści ojciec Paneloux. Nie godzi się ze światem, w którym umierają niewinne dzieci. Do końca życia nikt go nie przekona, że jest to „słuszne, sprawiedliwe i zbawienne”. Nic można tego usprawiedliwić karą Bożą, przyszłym zbawieniem czy nieodgadnionymi zamiarami Bożymi. W jego pojęciu los człowieka jest przez to bardziej tragiczny, bo zło i cierpienie mają większą wagę. Nic przecież nie zostanie wymazane, odpuszczone i odkupione na Wielkim Sądzie. Każdy czyn człowieka jest przez to ostateczny i nieodwracalny. Jesteśmy sami i musimy wybierać. Nie będziemy mieć drugiej szansy.