Marcin miał wyjechać z ojcem z Londynu do Strzałkowa już za trzy dni. Zaczynali się pakować. Chłopiec był bardzo podekscytowany. Gdy nadszedł dzień wyjazdu, pojechał z ojcem do Southampton skąd miał wypłynąć ich statek. Okazało się, że statek odpłynął poprzedniego dnia, powodu zmiany rozkładu rejsów. Z wyjazdem musieli poczekać do następnego ranka, więc zamieszkali w pobliskim hotelu. Wchodząc po schodach z walizkami tata Marcina wywrócił się. Spadając potrącił Marcina. Obaj złamali rękę (ojciec prawą, syn lewą), a chłopiec na dodatek rozciął sobie głowę. Wezwano ambulans i przewieziono ich do szpitala. Po założeniu gipsów mieli zamiar wrócić do hotelu i w drodze do pokoju skorzystać z windy. Ale lekarze mieli inne plany. Uważali, że trzeba mieć małego Kozerę pod okiem i nie chcieli go wypisać. Jednak obaj nie mogli już więcej czekać na podróż doPolski. Korzystając z zamieszania przed porannym obchodem uciekli z jednym z pacjentów. Ścigała ich policja, ponieważ wszyscy myśleli że ich porwano. Ucieczka w rezultacie była udana i w ostatniej chwili wsiedli na statek. Na pokładzie Marcin zobaczył swoich znajomych ze szkoły polskiej. Okazało się, że razem z nauczycielką płynęli na spotkanie z Kozerą. Taka niespodzianka. Gdy byli już w Polsce, tata Kozery próbował przypomnieć sobie drogę prowadząca do Strzałkowa, ale skończyło się tym, że zabłądzili w lesie. Była tylko jedna myśl która ich pocieszyła. Wiedzieli że na brzegu lasu stoi dom, w którym mieszka rodzina Marcina. No i mieli nadzieję, że są w tym właściwym lesie. Kiedy cała grupa błąkała się wśród drzew, pan Kozera zobaczył jakąś kobietę i podszedł do niej. Po chwili rozmowy… zemdlał i padając uderzył w ziemię tak nieszczęśliwie, że złamał tym razem lewą rękę. Okazało się bowiem, że napotkana kobietabyła jego córką i siostrą Marcina, o której istnieniu ojciec nic nie wiedział. Marcin również był zszokowany, ale postanowił w trosce o rękę utrzymać pozycję pionową. Siostra miała na imię Marta. Z początku nie wiedziała co robić i chciała nawet uciec, ale powoli dotarło to do niej że przecież tata z Anglii właśnie przyjechał z bratem i jego przyjaciółmi. Po wizycie u znachora na skraju lasu, który usztywnił nowe złamanie ojca, dziewczyna zaprowadziła ich do domu. Pan Kozera nie rozpoznał go, był rozbudowany i wyremontowany. Okazało się że Marta mieszka tam sama. Marcin był szczęśliwy i uważał że była to najwspanialsza chwila w jego życiu. Postanowił zamieszkać w Strzałkowie. Po dziesięciu latach spotkał Krystynę, ożenił się z nią, a potem żyli długo szczęśliwie.
Marcin miał wyjechać z ojcem z Londynu do Strzałkowa już za trzy dni. Zaczynali się pakować. Chłopiec był bardzo podekscytowany.
Gdy nadszedł dzień wyjazdu, pojechał z ojcem do Southampton skąd miał wypłynąć ich statek. Okazało się, że statek odpłynął poprzedniego dnia, powodu zmiany rozkładu rejsów. Z wyjazdem musieli poczekać do następnego ranka, więc zamieszkali w pobliskim hotelu. Wchodząc po schodach z walizkami tata Marcina wywrócił się. Spadając potrącił Marcina. Obaj złamali rękę (ojciec prawą, syn lewą), a chłopiec na dodatek rozciął sobie głowę. Wezwano ambulans i przewieziono ich do szpitala. Po założeniu gipsów mieli zamiar wrócić do hotelu i w drodze do pokoju skorzystać z windy. Ale lekarze mieli inne plany. Uważali, że trzeba mieć małego Kozerę pod okiem i nie chcieli go wypisać. Jednak obaj nie mogli już więcej czekać na podróż doPolski. Korzystając z zamieszania przed porannym obchodem uciekli z jednym z pacjentów. Ścigała ich policja, ponieważ wszyscy myśleli że ich porwano. Ucieczka w rezultacie była udana i w ostatniej chwili wsiedli na statek.
Na pokładzie Marcin zobaczył swoich znajomych ze szkoły polskiej. Okazało się, że razem z nauczycielką płynęli na spotkanie z Kozerą. Taka niespodzianka.
Gdy byli już w Polsce, tata Kozery próbował przypomnieć sobie drogę prowadząca do Strzałkowa, ale skończyło się tym, że zabłądzili w lesie. Była tylko jedna myśl która ich pocieszyła. Wiedzieli że na brzegu lasu stoi dom, w którym mieszka rodzina Marcina. No i mieli nadzieję, że są w tym właściwym lesie. Kiedy cała grupa błąkała się wśród drzew, pan Kozera zobaczył jakąś kobietę i podszedł do niej. Po chwili rozmowy… zemdlał i padając uderzył w ziemię tak nieszczęśliwie, że złamał tym razem lewą rękę. Okazało się bowiem, że napotkana kobietabyła jego córką i siostrą Marcina, o której istnieniu ojciec nic nie wiedział. Marcin również był zszokowany, ale postanowił w trosce o rękę utrzymać pozycję pionową. Siostra miała na imię Marta. Z początku nie wiedziała co robić i chciała nawet uciec, ale powoli dotarło to do niej że przecież tata z Anglii właśnie przyjechał z bratem i jego przyjaciółmi.
Po wizycie u znachora na skraju lasu, który usztywnił nowe złamanie ojca, dziewczyna zaprowadziła ich do domu. Pan Kozera nie rozpoznał go, był rozbudowany i wyremontowany. Okazało się że Marta mieszka tam sama.
Marcin był szczęśliwy i uważał że była to najwspanialsza chwila w jego życiu. Postanowił zamieszkać w Strzałkowie. Po dziesięciu latach spotkał Krystynę, ożenił się z nią, a potem żyli długo szczęśliwie.