Każdego roku w czasie kilku tygodni lata niebo nad Kyralią przybierało błękitną barwę, a słońce prażyło niemiłosiernie. Ulice Imardinu pokrywał kurz, maszty statków kołyszących się w Przystani wyginały się w upalnej mgiełce. Mężczyźni i kobiety kryli się w domach, wachlując się i popijając soki, lub też - w najpodlejszych częściach slumsów - wlewając w siebie galony spylu. W Kyraliańskiej Gildii Magów te upalne dni oznaczały, że nadszedł czas wielkiej uroczystości: zaprzysiężenia letniej grupy nowicjuszy. Sonea, krzywiąc się, poprawiała kołnierzyk sukienki. Zamierzała włożyć proste, ale doskonale uszyte ubranie, które nosiła, mieszkając w Gildii, Rothen jednak uparł się, że na Ceremonię Przyjęcia potrzebuje czegoś bardziej eleganckiego. - Nie przejmuj się, Soneo - zaśmiał się. - Wkrótce będzie po wszystkim i będziesz musiała nosić szatę, jestem pewien, że szybko ci się znudzi. - Nie przejmuję się - odparowała mu z irytacją Sonea. W oczach Rothena błysnęło rozbawienie. - Naprawdę? Ani trochę się nie denerwujesz? - To przecież nie zeszłoroczne Przesłuchanie. Wtedy to się strachałam. - Strachałaś się? - Mag uniósł brwi. - Ty się denerwujesz, Soneo. Nie użyłaś podobnego słowa od tygodni. Sonea westchnęła cicho. Od pamiętnego Przesłuchania sprzed pięciu miesięcy, kiedy to Rothen uzyskał prawo do opieki nad nią, pobierała u niego nauki konieczne do wstąpienia na Uniwersytet. Teraz potrafiła już bez niczyjej pomocy czytać większość książek z biblioteczki swego nauczyciela, a jej umiejętność pisania była - jak określił to Rothen - „znośna”. Miała jeszcze trudności z matematyką, ale zafascynowały ją lekcje historii.
Każdego roku w czasie kilku tygodni lata niebo nad Kyralią przybierało błękitną
barwę, a słońce prażyło niemiłosiernie. Ulice Imardinu pokrywał kurz, maszty statków
kołyszących się w Przystani wyginały się w upalnej mgiełce. Mężczyźni i kobiety kryli się w
domach, wachlując się i popijając soki, lub też - w najpodlejszych częściach slumsów -
wlewając w siebie galony spylu.
W Kyraliańskiej Gildii Magów te upalne dni oznaczały, że nadszedł czas wielkiej
uroczystości: zaprzysiężenia letniej grupy nowicjuszy.
Sonea, krzywiąc się, poprawiała kołnierzyk sukienki. Zamierzała włożyć proste, ale
doskonale uszyte ubranie, które nosiła, mieszkając w Gildii, Rothen jednak uparł się, że na
Ceremonię Przyjęcia potrzebuje czegoś bardziej eleganckiego.
- Nie przejmuj się, Soneo - zaśmiał się. - Wkrótce będzie po wszystkim i będziesz
musiała nosić szatę, jestem pewien, że szybko ci się znudzi.
- Nie przejmuję się - odparowała mu z irytacją Sonea.
W oczach Rothena błysnęło rozbawienie.
- Naprawdę? Ani trochę się nie denerwujesz?
- To przecież nie zeszłoroczne Przesłuchanie. Wtedy to się strachałam.
- Strachałaś się? - Mag uniósł brwi. - Ty się denerwujesz, Soneo. Nie użyłaś
podobnego słowa od tygodni.
Sonea westchnęła cicho. Od pamiętnego Przesłuchania sprzed pięciu miesięcy, kiedy
to Rothen uzyskał prawo do opieki nad nią, pobierała u niego nauki konieczne do wstąpienia
na Uniwersytet. Teraz potrafiła już bez niczyjej pomocy czytać większość książek z
biblioteczki swego nauczyciela, a jej umiejętność pisania była - jak określił to Rothen -
„znośna”. Miała jeszcze trudności z matematyką, ale zafascynowały ją lekcje historii.