Ten dzień zaczął się normalnie. Słońce świeciło, wiatr wiał w moje żagle. Noc mnie nie znużyła, dalej pewnie płynąłem naprzód, a gwiazdy świeciły całym swoim blaskiem pomagając mi odnaleźć drogę. Cały świat pomagał mi w mojej misji.
Następnego dnia ujrzałem w oddali cieniste góry ziem Feaków. Lecz okrutny Posejdon, ta glizda morska wracając do swojej siedziby, (pewnie po uprzednim zatopieniu kilku statków niewinnych rybaków) zauważywszy mą radość wzburzył fale, aby mój optymizm odszedł i abym przypomniał sobie, na czyim terenie teraz jestem. Udało mu się mnie biednego, bezradnego zrzucić wielką falą z mojej tratwy ( z wielkim wysiłkiem, ja się tak łatwo nie poddaję!!). Przełamał maszt, ster i żagle padły daleko, mnie zrozpaczonego zaś następna fala przytrzymała pod wodą, nie mogłem się wydostać. Prąd porwał mnie gdzieś. Lecz na szczęście piękna leukotea zauważyła mnie i ulitowała się nade mną ( a kto by się nie ulitował, przecież jestem taki mały biedny pyłek kurzu wobec tak potężnego boga wód )i podarowała mi śliczną, haftowaną namiotkę, która to podobnież uniesie mnie na wzburzonych falach (a niech jej tam będzie, ona wie lepiej). Nie Podobna praca. Od razu, nie chciałem opuścić resztek mojego pięknego statku, były wszystkim, co wtedy posiadałem ( jakie to wzruszające, aż sam się popłakałem czytając to ). Dopiero Posejdon (kiedy on się wreszcie odczepi!) zmusił mnie, abym uciekając przed niszczycielską, śmiertelną falą położył się na namiotkę i popłynął na niej (było trochę niewygodnie). Lecz jemu wciąż było mało. Zdawało mi się, że ten okropny sztorm będzie trwał wieki, aż w końcu on zwycięży zasłaniając mnie na zawsze jedną ze swych fal. Na szczęście Atena, cudowna bogini uspokoiła fale i uciszyła wiatr (a więc ona też się we mnie podkochuje! Nie można zaprzeczyć, jestem przystojny...). Dwie noce i dwa dni wzdęte fale rzucały mną nieprzytomnym, abym wreszcie, trzeciego dnia ujrzał upragniony ląd.
Ten dzień zaczął się normalnie. Słońce świeciło, wiatr wiał w moje żagle. Noc mnie nie znużyła, dalej pewnie płynąłem naprzód, a gwiazdy świeciły całym swoim blaskiem pomagając mi odnaleźć drogę. Cały świat pomagał mi w mojej misji.
Następnego dnia ujrzałem w oddali cieniste góry ziem Feaków. Lecz okrutny Posejdon, ta glizda morska wracając do swojej siedziby, (pewnie po uprzednim zatopieniu kilku statków niewinnych rybaków) zauważywszy mą radość wzburzył fale, aby mój optymizm odszedł i abym przypomniał sobie, na czyim terenie teraz jestem. Udało mu się mnie biednego, bezradnego zrzucić wielką falą z mojej tratwy ( z wielkim wysiłkiem, ja się tak łatwo nie poddaję!!). Przełamał maszt, ster i żagle padły daleko, mnie zrozpaczonego zaś następna fala przytrzymała pod wodą, nie mogłem się wydostać. Prąd porwał mnie gdzieś. Lecz na szczęście piękna leukotea zauważyła mnie i ulitowała się nade mną ( a kto by się nie ulitował, przecież jestem taki mały biedny pyłek kurzu wobec tak potężnego boga wód )i podarowała mi śliczną, haftowaną namiotkę, która to podobnież uniesie mnie na wzburzonych falach (a niech jej tam będzie, ona wie lepiej). Nie Podobna praca. Od razu, nie
chciałem opuścić resztek mojego pięknego statku, były wszystkim, co wtedy posiadałem ( jakie to wzruszające, aż sam się popłakałem czytając to ). Dopiero Posejdon (kiedy on się wreszcie odczepi!) zmusił mnie, abym uciekając przed niszczycielską, śmiertelną falą położył się na namiotkę i popłynął na niej (było trochę niewygodnie). Lecz jemu wciąż było mało. Zdawało mi się, że ten okropny sztorm będzie trwał wieki, aż w końcu on zwycięży zasłaniając mnie na zawsze jedną ze swych fal. Na szczęście Atena, cudowna bogini uspokoiła fale i uciszyła wiatr (a więc ona też się we mnie podkochuje! Nie można zaprzeczyć, jestem przystojny...). Dwie noce i dwa dni wzdęte fale rzucały mną nieprzytomnym, abym wreszcie, trzeciego dnia ujrzał upragniony ląd.