któregoś roku trzy przyjaciółki założyły się o to że pójdą w Zaduszki do kościoła o północy. Wtedy była to zimna, ciemna noc. Wszystkie były ubrane w futra. Kościół podczas zaduszek zawsze jest otwarty dlatego też bez problemu weszły do środka, gdy siedziały w ławkach poczuły nagle chłód. Światła się paliły, a drzwi zaczęły się same otwierać. W pobliżu ołtarza było słychać odgłosy kroków jednak nikogo nie było widać. W pewnym momencie kobiety ujrzały jak dusze zmarłych ludzi podchodzą bliżej ołtarza. Przyjaciółki się wystraszyły gdyż dusze patrzyły na nie z dziwnym wyrazem "twarzy". Postanowiły uciec z tego przerażającego miejsca. Gdy próbowały wydostać się z kościoła zobaczyły że dusze dobierają się do nich. Prawdopodobnie dlatego że wiedziały że one żyją. Kobiety z coraz to większym strachem próbowały uciec z kościoła lecz dusze ciągły je do siebie za futra które kobiety miały na sobie. Udało im się wydostać na zewnątrz mimo to czuły ze dusze biegną nadal za nimi. Po paru minutach wszystko się skończyło. Kobiety bezpiecznie dotarły do domu. Gdy jedna ściągnęła futra dostrzegła że jest ono uszkodzone. Zamiast gładkiego w dotyku było postrzępione. Kobiety postanowiły spalić te futro gdyż obawiały się ze dusze wyczują je i powrócą....
Pewnego wakacyjnego dnia pojechałam ze znajomymi do domku nad morzem. Gdy już dojechaliśmy, rozpakowaliśmy się, zjedliśmy to położyłam się w łóżku, aby odpocząć po podróży. Nagle firanka poruszyła się, z początku się przestraszyłam, ale później zobaczyłam, że okno jest otwarte i wiatr kołysze firanką, więc dla pewności zamknęłam okno. Po chwili słyszałam jakieś ciche wzdychanie dochodzące z pokoju gdzie byli rodzice, po cichu skradłam się tam, ale tam nikogo nie było oprócz rodziców. Zapytałam się więc czemu, któreś z was tak wzdycha, rodzice odpowiedzieli, że to nie oni i chyba mi się coś przesłyszało. Już wtedy ogarnął mnie strach, ale skąd miałam wiedzieć, że nikt sobie ze mnie nie robi żartów? Nie wiedziałam gdzie dalej iść i co robić. Posiedziałam w pokoju z rodzicami, gdy nagle telewizor przestał działać, mój brat kazał mi iść na dwór zobaczyć czy wszystko dobrze z anteną. Więc tak zrobiłam, na dworze kolejny raz usłyszałam to dziwne wzdychanie. Niby to wzdychanie mężczyzny ubolewający nad czymś lub rozpłakanej starszej kobiety. Chciałam to z jednej strony sprawdzić, a z drugiej strony schować, bo byłam już bardzo przerażona tą sytuacją, myślałam że chociaż brat mi uwierzy, ale myliłam się. Żeby mu udowodnić wyciągnęłam go na dworze, aby się wsłuchał. Lecz on powiedział, że nic nie słyszy i poszedł do domu. Odważyłam się sama rozwikłać tą zagadkę, zobaczyłam za płotem coś jak labirynt, z którego przejść wydobywał się odgłos płaczu i głośnego jęczenia. Dreszcze mi przeszły po całym ciele, poszłam za odgłosami lamentów, zobaczyłam starszą panią siedzącą na krześle, odwróconą do mnie tyłem, podeszłam do niej i złapałam ją za ramię, ona z zakrwawioną twarzą odwróciła się do mnie i zniknęła, z wielkim wrzaskiem wróciłam do domu. Rodzina jak przypuszczałam nie wierzyła mi i mówiła, że jestem dziwna. Poszukałam w internecie wiadomości na temat tego domu, pisało że kiedyś mieszkała tu rodzina, która zatrudniła starszą panią na sprzątaczkę, rodzina podejrzewała ją o kradzież pieniędzy z sejfu i zabili ją w ogródku po czym zakopali i od tamtej pory było stąd słychać głośny płacz, pokazałam rodzinie ten opis po czym szybko stąd wyjechaliśmy, odjeżdżając usłyszałam tylko "ja tego nie zrobiłam" I taki był koniec mojej przygody...
któregoś roku trzy przyjaciółki założyły się o to że pójdą w Zaduszki do kościoła o północy. Wtedy była to zimna, ciemna noc. Wszystkie były ubrane w futra. Kościół podczas zaduszek zawsze jest otwarty dlatego też bez problemu weszły do środka, gdy siedziały w ławkach poczuły nagle chłód. Światła się paliły, a drzwi zaczęły się same otwierać. W pobliżu ołtarza było słychać odgłosy kroków jednak nikogo nie było widać. W pewnym momencie kobiety ujrzały jak dusze zmarłych ludzi podchodzą bliżej ołtarza. Przyjaciółki się wystraszyły gdyż dusze patrzyły na nie z dziwnym wyrazem "twarzy". Postanowiły uciec z tego przerażającego miejsca. Gdy próbowały wydostać się z kościoła zobaczyły że dusze dobierają się do nich. Prawdopodobnie dlatego że wiedziały że one żyją. Kobiety z coraz to większym strachem próbowały uciec z kościoła lecz dusze ciągły je do siebie za futra które kobiety miały na sobie. Udało im się wydostać na zewnątrz mimo to czuły ze dusze biegną nadal za nimi. Po paru minutach wszystko się skończyło. Kobiety bezpiecznie dotarły do domu. Gdy jedna ściągnęła futra dostrzegła że jest ono uszkodzone. Zamiast gładkiego w dotyku było postrzępione. Kobiety postanowiły spalić te futro gdyż obawiały się ze dusze wyczują je i powrócą....
Pewnego wakacyjnego dnia pojechałam ze znajomymi do domku nad morzem. Gdy już dojechaliśmy, rozpakowaliśmy się, zjedliśmy to położyłam się w łóżku, aby odpocząć po podróży. Nagle firanka poruszyła się, z początku się przestraszyłam, ale później zobaczyłam, że okno jest otwarte i wiatr kołysze firanką, więc dla pewności zamknęłam okno. Po chwili słyszałam jakieś ciche wzdychanie dochodzące z pokoju gdzie byli rodzice, po cichu skradłam się tam, ale tam nikogo nie było oprócz rodziców. Zapytałam się więc czemu, któreś z was tak wzdycha, rodzice odpowiedzieli, że to nie oni i chyba mi się coś przesłyszało. Już wtedy ogarnął mnie strach, ale skąd miałam wiedzieć, że nikt sobie ze mnie nie robi żartów? Nie wiedziałam gdzie dalej iść i co robić. Posiedziałam w pokoju z rodzicami, gdy nagle telewizor przestał działać, mój brat kazał mi iść na dwór zobaczyć czy wszystko dobrze z anteną. Więc tak zrobiłam, na dworze kolejny raz usłyszałam to dziwne wzdychanie. Niby to wzdychanie mężczyzny ubolewający nad czymś lub rozpłakanej starszej kobiety. Chciałam to z jednej strony sprawdzić, a z drugiej strony schować, bo byłam już bardzo przerażona tą sytuacją, myślałam że chociaż brat mi uwierzy, ale myliłam się. Żeby mu udowodnić wyciągnęłam go na dworze, aby się wsłuchał. Lecz on powiedział, że nic nie słyszy i poszedł do domu. Odważyłam się sama rozwikłać tą zagadkę, zobaczyłam za płotem coś jak labirynt, z którego przejść wydobywał się odgłos płaczu i głośnego jęczenia. Dreszcze mi przeszły po całym ciele, poszłam za odgłosami lamentów, zobaczyłam starszą panią siedzącą na krześle, odwróconą do mnie tyłem, podeszłam do niej i złapałam ją za ramię, ona z zakrwawioną twarzą odwróciła się do mnie i zniknęła, z wielkim wrzaskiem wróciłam do domu. Rodzina jak przypuszczałam nie wierzyła mi i mówiła, że jestem dziwna. Poszukałam w internecie wiadomości na temat tego domu, pisało że kiedyś mieszkała tu rodzina, która zatrudniła starszą panią na sprzątaczkę, rodzina podejrzewała ją o kradzież pieniędzy z sejfu i zabili ją w ogródku po czym zakopali i od tamtej pory było stąd słychać głośny płacz, pokazałam rodzinie ten opis po czym szybko stąd wyjechaliśmy, odjeżdżając usłyszałam tylko "ja tego nie zrobiłam" I taki był koniec mojej przygody...