PROSZE NA JUTRO !!
Przeczytaj Fragment i odpowiedz na pytania:
-W jakim wieku jest bohater i czym się zajmuje?
-Jaki zamiar chce zrealizowac?
-Gdzie toczy sie akcja?
-Kim jest narrator?
Tu macie fragment :
To nie powinno się zdarzyć Fragment - "Reniston: , powiadasz ? - Kręciłem się niespokojnie.- Chyba trochę zbyt wspaniały.Tristan raczej leżał niż siedział w swoim ulubionym fotelu i przyglądał mi się przez chmurę dymu z papierosa. - Oczywiście , że wspaniały.To najbardziej luksusowy lokal w okolicy , ale dla twego celu jedyny.Przecież to dzisiaj twoja wielka szansa , prawda ? Chcesz zrobić wrażenie na dziewczynie.Zadzwoń do niej i powiedz , że chcesz zabrać ją do "Reniston".Jedzenie tam znakomite i w każdą sobotę wieczorem dansing , a dzisiaj sobota. - Usiadł nagle i oczy my się rozszerzyły.-Wyobraź sobie tylko , Jim:Beny Thornton cichutko gra na puzonie , a ty mając jeszcze w ustach smak sałatki z homora , płyniesz po parkiecie z przytuloną do siebie Helen. Szkopuł w tym , że będzie cię to kosztowało kupę pieniędzy , ale jeśli jesteś przygotowany , żeby wydać dwutygodniowy zarobek , przeżyjesz niezapomniany wieczór.Prawie nie słyszałem ostatniej partii jego wynurzeń , gdyż olśniła mnie wizja tulącej się do mnie Helen. Obraz ten przyćmił całkiem sprawy tak przyziemne jak pieniądze , stałem z ustami na wpół otwartymi , nasłuchując puzonu , słyszałem go wyraźnie .Tristan przerwał moje zamyślenie. – Jedno tylko , czy masz smoking ? Bez tego ani rusz. – Moja garderoba wizytowa niezbyt dobrze się przedstawia. Kiedy wybierałem się na przyjęcie do pani Pumphrey (czyt. Pamfrej) , wypożyczyłem sobie ubranie wizytowe w Brawton ( czyt.broutyn ) , ale dziś nie mam na to czasu. - Urwałem i chwilę się zastanowiłem . –Mam tu pierwszy i jedyny smoking , ale dostałem go , kiedy miałem siedemnaście lat , i nie wiem , czy uda mi się w niego wbić. Na Tristanie nie zrobiło to wrażenia. Zaciągnął się swoim woodbine’em (czyt.Łudbajnem) aż do samego dna płuc i wypuścił dym długą serią małych smużek i kółeczek , po czym oświadczył : - To nie ma znaczenia Jim .jeżeli jesteś odpowiednio ubrany , to cię wpuszczą ,a taki przystojny chłopak jak ty nie musi martwić się o krój ubrania. Poszedłem na górę i z głębin kufra wyciągnąłem smoking.Budziłem w nim sensację na potańcówkach w college’u i chociaż stał się pod koniec studiów mocno ciasny , nadal był prawdziwym strojem wieczorowym i jako taki zasługiwał na respekt.Ale dziś wyglądał raczej smętnie. Moda się zmieniła , noszono wygodne luźniejsze marynarki i miękkie , niekrochmalone koszule .Mój niemodny smoking miał idiotyczną kamizelkę z klapami , a koszula była ze sztywnym , lśniącym gorsetem i wysokim kołnierzykiem .Kłopoty się zaczęły , kiedy byłem już ubrany . Ciężka praca , górskie powietrze i dobre odżywianie pani Hall sprawiły , że utyłem , i marynarka nie dopinała mi się na brzuchu. .Chyba też urosłem , ponieważ była spora przerwa między końcem kamizelki a górą spodni , opiętych wyżej , ale o komicznie workowatych nogawkach . Entuzjazm Tristana rozwiał się , kiedy przed nim przedefilowałem. Postanowił wezwać panią Hall , żeby zasiegnąć jej rady . Była to kobieta zrównoważona i znosiła wariackie życie w Skeldale House (czyt. Skeldeil haus) ze stoickim spokojem ,ale kiedy weszła do pokoju i spojrzała na mnie , mięśnie jej twarzy wykrzywił spazm śmiechu.Wreszcie jednak pokonała słabość i jak zawsze była bardzo rzeczowa. – Mały klin z tyłu spodni sprawi cuda , panie Herriot , i myślę , że trzeba wszyć trochę jedwabnej tasiemki z przodu marynarki , będzie się w tedy dobrze trzymać. Oczywiście zostanie ciasna , ale nie będzie to panu przeszkadzać. A w ogóle całe ubranie wyprasuję – od razu będzie inny efekt.Nigdy nie poświęcałem specjalnie Wielę czasu swemu wyglądowi , ale tego wieczoru energicznie zabrałem się do siebie , szorując się , namaszczając i próbując zrobić przedziałek w różnych miejscach , aż wreszcie znalazłem to właściwie.Tristan objął rolę garderobianego i z wielką pieczołowitością przyniósł na górę smoking , jeszcze ciepły od żelazka pani Hall. Potem , jak zawodowy kamerdyner , asystował przy każdym etapie mego ubierania się .Wysoki , sztywny kołnierzyk sprawił mu najwięcej kłopotu , gdyż zapinając go uszczypnął mnie spinką w szyję. Skwitował to zduszonym przekleństwem. Kiedy się wreszcie ubrałem , Tristan obszedł mnie kilka razy wokoło , obciągając i wygładzając marynarkę , robiąc tu i ówdzie drobne poprawki. Wreszcie przestał krążyć i przyjrzał mi się uważnie . Jeszcze nigdy nie widziałem go tak poważnym.- Dobrze , Jim , dobrze , świetnie wyglądasz .Powiedziałbym : dystyngowanie .Nie każdy może nosić smoking , niejeden mężczyzna wygląda w nim jak sztukmistrz , ale nie ty. Poczekaj , zaraz przyniosę ci płaszcz. Umówiłem się , że podjadę po Helen o siódmej, i kiedy wysiadłem z samochodu w ciemności panującej przed jej domem , ogarnęło mnie dziwne zmieszanie .Dziś było całkiem inaczej.Przedtem bywałem tu jako weterynarz – ktoś , kto znał się na swoim fachu , kto był wzywany , kto przyjeżdżał żeby pomóc choremu zwierzęciu . Nigdy mi nie przyszło do głowy , jak ogromny wpływ miało to na moją pozycję. Teraz było całkiem inaczej. Przyjechałem po córkę właściciela farmy. Po prostu mógł on sobie tego nie życzyć.Stojąc przed domem , wciągnąłem głęboko powietrze .Wieczór był bardzo ciemny i spokojny . Żaden szelest nie dolatywał od wielkich drzew rosnących w pobliżu i tylko daleki szum Darrow ( czyt.darou) mącił ciszę.Ostatnie ulewne deszcze przemieniły leniwie wijącą się strugę w potężną rzekę , która miejscami wystąpiła z brzegów i zalała pobliskie pastwiska.Do obszernej kuchni wprowadził mnie młodszy brat Helen , który pięścią zasłaniał sobie usta , żeby nie wybuchnąć śmiechem.Najwidoczniej uważał sytuację za komiczną. Jego mała siostrzyczka , która siedziała przy stole i odrabiała lekcje , udawała że jest zajęta wyłącznie pisaniem , ale ona również była rozbawiona , choć uporczywie wpatrywała się w swój zeszyt. Pan Alderson , w niezasznurowanych z boku roboczych spodniach i z nogami w skarpetkach wyciągniętymi w stronę płonącego stosu polan , czytał „Farmera i Hodowcę „ .Spojrzał na mnie zza okularów.- Wejdź ,młody człowieku , i usiądź przy ogniu – powiedział z roztargnieniem .Miałem nieprzyjemne uczucie , że po jego najstarszą córkę często przyjeżdżali młodzi ludzie , co uważał najwyraźniej za dopust boży. Usiadłem z drugiej strony kominka , a pan Alderson wrócił do przerwanej lektury „ Farmera i Hodowcy „ . Powolne tykanie zegara , wieszącego na ścianie , głośno rozlegało się w ciszy . Wpatrywałem się w szkarłatne otchłanie ognia , aż rozbolały mnie oczy , i w tedy spojrzałem na duży olejny obraz w złoconej ramie wiszący nad kominkiem . Przedstawiał stado włochatych krów stojących po kolana w jeziorze o niezwykle jasnobłękitnej wodzie,a za nimi piętrzyły się groźne , nierealne góry z poszarpanymi szczytami , które otulała żółta jak siarka mgła. Potem , kolejno , obejrzałem uważnie bekony i szynki wiszące na hakach u sufitu .Pan Alderson przewrócił stronę pisma. Zegar tykał .od strony stołu dolatywały chichoty dzieci. Minęła cała wieczność , nim usłyszałem kroki na schodach i wreszcie weszła Helen w błękitnej sukience – czymś takim bez ramiączek , co trzymało się chyba dzięki jakiejś czarodziejskiej sztuczce. Jej ciemne włosy lśniły w blasku ciśnieniowej lampy , która oświetlając kuchnię , rzucała miękkie cienie na kark i ramiona Helen. Przez rękę miała przerzucony płaszcz z wielbłądziej sierści. Oniemiałem z wrażenia. Była jak cenny klejnot w prymitywnej oprawie kamiennych płyt i bielonych ścian. Uśmiechnęła się do mnie łagodnie , po swojemu. – Witam , mam nadzieję, że nie czekał pan na mnie zbyt długo ?Wybąkałem coś w odpowiedzi i pomogłem jej włożyć płaszcz .Podeszła i pocałowała ojca , który nawet na nią nie spojrzał , tylko machnął ręką . Od stołu doleciała następna porcja chichotów .Wyszliśmy .W samochodzie czułem się bardzo skrępowany i przez pierwsze dwie , trzy mile robiłem uwagi na temat pogody , żeby tylko podtrzymać rozmowę .Zacząłem czuć się swobodniej , gdyż z małego garbatego mostku zjechaliśmy ostro w dół.Ale w tedy nieoczekiwanie samochód stanął . Motor zakrztusił się i oto unieruchomieni siedzieliśmy w ciszy . I jeszcze coś –poczułem , że marzną mi nogi ! – O boże !- zawołałem .0 Wjechaliśmy na zalany odcinek drogi .Woda przedostała się do środka – Spojrzałem na Helen .- Strasznie mi przykro , pani z pewnością przemoczyła nogi . Lecz Helen śmiała się .Stopy miała na fotelu , a kolana wysoko pod brodą . – Tak , jestem trochę mokra , ale nie ma sensu tak bezczynnie siedzieć. Trzeba chyba wypchnąć wóz. Perspektywa brodzenia w czarnej , lodowatej wodzie napełniła mnie odrazą , ale nie widziałem innej możliwości. Na szczęście był to niewielki morris i wkrótce wspólnymi siłami udało nam się wypchnąć go poza rozlewisko. Potem w świetle latarki elektrycznej osuszyłem świece i motor znowu zapalił .Helen drżała – Muszę wrócić do domu , zmienić pończochy i pantofle.Panu też się to przyda .Jest jeszcze inna droga przez Fensley , niech pan skręci w pierwszą w lewo. Na farmie pan Alderson nadal czytał „ Farmera i Hodowcę „ i trzymając palec na tabeli podającej ceny Świń , rzucił nam spoza okularów roztargnione spojrzenie. Na wieść , że musi mi pożyczyć swoje buty i skarpetki , przyjrzał nam się z desperacją , cisnął gazetę na ziemię i jęknąwszy , wstał z fotela. Człapiąc , wyszedł z kuchni i słyszałem , jak coś mruczy pod nosem.Helen poszła za ojcem , a ja zostałem z dwojgiem jej rodzeństwa .Obejrzeli moje przemoczone spodnie z niekłamaną uciechą. Wodę jakoś wyżąłem , ale ostateczny wynik był opłakany. Ostre jak nóż kanty pani Hall sięgały tylko do kolan , poniżej – wygnieciony materiał stracił wszelki kształt , a kiedy stałem przy ogniu , żeby podsuszyć nogawki , unosił się wokół mnie białawy opar. Dzieci wpatrywały się we mnie zachwycone , co za wieczór! Wreszcie pan Alderson wrócił i wręczył mi jakieś buty i skarpetki. Szybko wciągnąłem skarpetki m ale zawahałem się , kiedy spojrzałem uważniej na buty . Były to czółenka do tańca , noszone na początku naszego stulecie , popękany lakier nosków szerokie , czarne , jedwabne kokardy .Otworzyłem usta , żeby zaprotestować , ale pan Alderson rozsiadł się wygodnie w fotelu i znowu pogrążył się w studiowaniu cen na świnie . Odniosłem wrażenie , że gdybym poprosił o parę innych butów , pan Alderson rzuciłby się na mnie z pogrzebaczem . Wobec tego włożyłem lakierki.Żeby ominąć powódź , musieliśmy jechać okrężną drogą , ale że dobrze przyciskałem pedał gazu , w ciągu pół godziny zostawiliśmy za sobą strome zbocza i zjeżdżaliśmy w kierunku równiny . Zacząłem nabierać otuchy.Mieliśmy całkiem przyzwoite tempo i nasz samochodzik , podskakując i klekocząc , spisywał się na piątkę. Właśnie pomyślałem , że nie spóźnimy się znowu tak bardzo , kiedy kierownica zaczęła wyraźnie ściągnąć w jedną stronę.Często łapałem gumy i od razu rozpoznałem objawy. Byłem znakomitym specem od zmieniania kół i przeprosiwszy Helen , wyskoczyłem jak błyskawica. W ciągu trzech minut operowania zardzewiałym podnośnikiem i kluczem nasadowym koło zostało zdjęte.Powierzchnia uszkodzonej opony była gładka , w wyjątkiem jaśniejszych , przetartych miejsc, gdzie przezierało płótno.Pracując jak szatan , nałożyłem zapasowe koło i z drżeniem serca przekonałem się , że jest w takim samym stanie , jak tamto. Postanowiłem nie myśleć , co zrobię , jeśli tam opona zawiedzie. Za dnia „ Reniston „ – hotel i restauracja – dominował nad miastem Brawton , jak wielka średniowieczna forteca , a barwne flagi trzepotały wyzywająco z jego czterech wieżyczek .Dzisiaj jednak przypominał skałę z rozjarzoną pieczarą wejścia , przed którą z wytwornych bentleyów wysiadli równie wytworni pasażerowie.Nie zatrzymałem się przed głównym wejściem , lecz stanąłem skromnie na tyłach parkingu. Imponujący portier otworzył nam drzwi i bezgłośnie stąpając po grubym chodniku , weszliśmy do holu.Tutaj się rostaliśmy , żeby zdiąć płaszcze, w umywalni dla panów rozpaczliwie zacząłem szorować poplamione smarem ręce. Nie wiele to pomogło , gdyż podczas zmiany koła wbiła mi się pod paznokcie czarna obwódka , która stawiała stanowczy opór mydłu i wodzie . Ale przecież Helen czekała na mnie . Spojrzałem w lustro i ujrzałem ubranego w białą kurtkę służącego , który stał za mną z ręcznikiem . Najwidoczniej zafascynowany strojem wpatrywał się w moje , jak u pierrota , pantofle z kokardami i pogniecione u dołu spodnie. Kiedy mi podał ręcznik , uśmiechnął się szeroko jakby w podzięce , że mu nie co ubarwiłem jego szarą egzystencję . W holu spotkałem się z Helen i podeszliśmy do kontuaru.- O której zaczyna się dansing ? – Spytałem . – Bardzo mi przykro ,proszę pana , ale dziś nie ma dansingu-odparł recepcjonista . – Odbywa się co druga sobotę.Zaskoczony spojrzałem na Helen , która jednak w cale nie wyglądała na rozczarowaną . – Nic nie szkodzi. Nie zależy mi na dansingu – Powiedziała z uśmiechem , żeby mi dodac otuchy. – W każdym razie możemy zjeść kolację – stwierdziłem. Starałem się udawać wesołość , ale czułem , jak mała czarna chmura formuje się nad moją głową. Czy dzisiaj wieczorem coś wreszcie ułoży się pomyślnie ? Przygnębiony rusyzłem po puszystym dywanie i nawet widok Sali restauracyjnej nie poprawił mego nastroju. Była wielka jak boisko futbolowe , a Zdobiony sztukaterią sufit podtrzymywały wysokie , marmurowe kolumny . „ Reniston „ Zosytął zbudowany w późnym okresie wiktoriańskim i całe nadmierne bogactwo oraz ornamentykę owej epoki zachowano tu bez zmian. Większość stolików była zajęta przez stałych gości , a więc okoliczną arystokrację i przemysłowców z West Riding .W życiu nie widziałem pod jednym dachem tylu pięknych kobiet i dumnie wglądających mężczyzn i z przerażeniem stwierdziłem że chociaż mężczyźni ubrani byli bardzo róźnie , począwszy od ciemnych garniturów a na kosmatych tweedach skończywszy , nie zauważyłem ani jednego smokingu. Przed nami pojawił się majestatyczny osobnik w białej muszcze i w fraku .Z grzywą białych włosów spadających na wyniosłe czoło , z imponującą klata piersiową , orlim nosem i władczym wzrokiem , przypominał rzymskiego cesarza .Omiótł mnie fachowym spojrzeniem i spytał obojętnie : - Pan życzy stolik , sir ?- Tak , bardzo proszę . – Wymamrotałem , w ostatniej chwili postrzymując się , żeby z kolei też nie powiedzieć „sir „ – stolik na 2 osoby .- Czy pan tu pozostaje , sir ? Pytanie zdumiało mnie . jak mogłem zjeść tu kolacje , nie „ pozostając „ – Tak , pozostaję . Cesarz zanotował coś na bloczku – Tędy proszę , sir . Z wielką godnością ruszył pomiędzy stolikami a ja wraz z Helen pokornie za nim. Długa to byłą droga, starałem się nie widzieć głów które się obracały żeby mnie raz jeszcze obejrzeć . O Boże , to ten klin pani Hall , z pewnością wszyscy go widzą . Wprost palił mnie poniżej pleców , kiedy tam szliśmy .Stolik był dobrze usytuowany i zaraz rzuciła się na nas chmara kelnerów , wysuwając krzesła , sadowiąc nas na nich , strzepując serwetki i układając je nam troskliwie na kolanach . Kiedy zniknęli , cesarz znowu obiął władanie . Stuknął piórem w bloczek – czy mogę prosić o numer pańskiego pokoju , sir ?Z trudem przełknąłem ślinę i sponad niebezpiecznie sterczącego gorsu koszuli spojrzałem na niego z determinacją . – Numer pokoju ?Przecież ja nie mieszkam w hotelu . – Ah , a więc pan tu nie pozostaje . – Mierzył mnie przez chwilę lodowatym spojrzeniem za nim przekreślił cos na bloczku z nadmierną gwałtownością. Szepnął kilka słów do jednego z kelnerów i odszedł majestatycznie . Dopiero w tedy uświadomiłem sobie ogrom klęski .Czarna chmura nad moją głową rozpostarła się i zstąpiła , otulając mnie gęsta mgłą rozpaczy i upokorzenia.Cały ten wieczór był fatalny . I zapowiadało się , że przybierze jeszcze gorzy obrót. Chyba zwariowałem , decydując się wyrać do tego zbytkownego lokalu , ubrany jak marny komendiant . A na domiar złego było mi piekielnie gorąco w tym strasznym smokingu i spinka boleśnie wypijała mi się w kark. Wziołem od kelenra kartę i starałem się trzymać palce schowane do środka , żeby ukryć brudne paznokcie . Wszystkie nazwy były francuskie i w stanie odrętwienia , w jakim się znajdowałem słowa zatraciły właściwie wszelkie znaczenie , ale jakoś udało mi się coś zamówić i kiedy jedliśmy , rozpaczliwie starałem się podtrzymywac rozmowę.Niestety zaczęły się rozciągać miedzy nami dlugie pustynie milczenia , zdawać się mogło , że tylko ja i Helen nic nie mówimy wśród otaczającego nas śmiechu i gwaru. A najgorszy był ten cichy głos który mi uporczywie szeptał że Hele nie miała zamiaru wybrać się ze mną. Zrobiła to powodowana grzecznością i starała się przebrnąć przez ten nudny wieczór najlepiej , jak umiała . Podróż powrotna stanowiła uwieńczenie całości. Jechaliśmy w patrzeni w światło reflektorów , ukazujące krętą drogę pnocą się stale w górę . Wymienialiśmy od czasu do czasu kulawe uwagi , a potem znowu zapadała pełna napięcia cisza. Kiedy wreszcie dojechaliśmy do farmy okropnie rozbolała mnie głowa uścisnęliśmy sobie dłonie i Helen podziękowała mi za miły wieczór. Głos jej drżał i w świetle księżyca spostrzegłem że jest roztargniona jakby nie obecna duchem .Powiedziałem jeszcze raz dobranoc wsiadłem do samochodu i odjechałem .
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
1. w tekście nie jest podane w jakim dokładnie wieku jest Jim, ani czym się zajmuje. Jednak z opisu można wywnioskowac, że jest on młodym człowiekiem, który nie tak dawno skończył studia.
2. Jego zamiarem jest zabranie Helen do restauracji, na romantyczną kolację oraz dancing.
3. Akcja toczy się na początku w domu Tristiana, następnie w domu Helen skończywszy na restauracji.
4. Narrator w tym utworze to główny bohater - Jim .