Proszę wypiszcie mi postacie i nazwy z książęk:
a) "Eragon" Christopcher Paolini
b) "Dziewczynka z szóstego księżyca" Mony Witcher
Mogą być linki, ale za napisaną odpowiedź dam naj.
Proszę o poważne odpowiedzi, żarty będę zgłaszać.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Z twórczością Paoliniego pierwszy raz zetknąłem się w okolicach roku 2006, za sprawą drugiego wydania "Eragona" (tego z fotosami z filmu). Książka wciągnęła mnie i zachwyciła (miałem wówczas wiosen dwanaście i podniecałem się Harrym Potterem, co sporo tłumaczy...), głównie za sprawą zastosowania mechanizmu "chłopak (prawie) jak ty". Z perspektywy czasu "Eragona" oceniłbym tak - dobrze zapowiadający się debiut, rokujący na dobre książki w przyszłości; autor na tyle młody (dwa lata młodszy [no, powiedzmy] niż ja teraz, ale to się wytnie), że niedoróbki można wybaczyć, zdąży się jeszcze wyrobić, a różne głupotki są typowe dla wieku niemowlęcego (zakładam, że Paolini nie stworzył najpierw ogólnego planu, tylko kolejne epizody układał "w locie", co tłumaczyłoby niekonsekwencje w kilku miejscach [głównie chodzi mi tu o rolę Broma, koncepcję pochodzenia Eragona oraz poszukiwanie przez Broma i Eragona gniazda Ra'zaców, ich genezy i natury <które powinny być Bromowi doskonale znane>] ). Jednym słowem - zapowiadał się dobrze, oczywiście z zachowaniem skali (chociaż z proroctwami o przyszłej wielkości autora, propagowanymi na tyle okładki wydania pierwszego, wstrzymałbym się) i traktowaniu go jako autora książek dla młodzieży, a nie prawdziwego fantasy.
Z kolei "Najstarszy" wypadł w moim odczuciu znacznie gorzej od poprzednika. Książka sprawiała wrażenie nieprzemyślanej do końca i pisanej pod presją czasu "żeby wyrobić z premierą, zanim szum wokół nazwiska ucichnie"; w dodatku, kilka fragmentów i wątków wydawało mi się po prostu wciśniętych na siłę (np. scena po Święcie Przysięgi Krwi). Zupełnie nie pasował mi do "Najstarszego" wątek miłości Eragona do Aryi - wyraźnie pisany na siłę, jakby Paolini doszedł do wniosku że musi jechać po fabularnej kliszy numer x, czyli miłości prostego człowieczka do wysoko urodzonej damy (pomijam fakt, że 90% książki na takich kliszach stoi). Elfy i ich wizja w "Najstarszym" - kwestia sporna. Moim zdaniem autor próbował wnieść dla odmiany trochę świeżości (chociaż podejrzanie mi to driadami z Wiedźmina pachnie... tylko las trochę mniej zakazany), a czy się udało - to zależy od prywatnej oceny (notabene mapa świata przypomina mi nędzne próby okresu późnopodstawówkowego stworzenia czegoś od siebie [gdybym nie zagubił kajeciku, powiesiłbym go sobie nad łóżkiem. Na przestrogę.] - tu rąbniemy yberduży las, tam morze, tutaj góry, tutaj pustynie jakąś, na środku równinę i kraina gotowa). Faktem natomiast jest, że elfy, podobnie jak Niskie Grube Brodate Ludziki z Toporami mi się przejadły, więc tutaj - za inwencję, natomiast za urgale delikatny plusik (minotaur jak się patrzy, ale mimo wszystko jakoś tak rzadziej spotykany). Ale wracając do samej kwestii "Najstarszego" - ze wszystkich części właśnie on wydawał mi się najbardziej kliszowy - Tajemniczy Las, elfy, Z Trudem Ocalały Tajemniczy Mentor, magia po raz kolejny zredukowana do zamiennika siły roboczej (a sam system używania - wypisz wymaluj mana z dowolnego RPG/h'n's, tylko Tajemniczych Niebieskich Flaszek brak), elfi alfabet, Miłość do Księżniczki... długo by tak można. Z końcówką nie lepiej - zżyna z "Luke, I am your father!", Wielka Bitwa itd.
"Najstarszy" wprowadził też drugiego bohatera, Rorana. Dla jednych postać pełnowartościowa, dla innych zapychacz "bo książka by za chuda była". Tak samo jak Eragon jedzie po kliszach, ale w mojej prywatnej opinii jest trochę bardziej ludzki - być może Paolini miał na celu kontrast między Eragonem-mutantem (ni to elf, ni to człowiek... Rozpoznaj mutanta, zabij mutanta?) a Roranem-człowiekiem. Jak dla mnie, jest on w miarę miłym przerywnikiem (gdybym miał czytać non-stop o nieszczęsnych zalotach synka z przerośniętą jaszczurką, wyrzuciłbym książkę przez okno), więc tutaj neutral ze wskazaniem na mały +.
Trzeci tom, "Brisingr", jest w mojej opinii najdoskonalszy (jak na Paoliniego). Autor hamuje z próbą oddania uczuć bohaterów (nadmierne skupienie się na uczuciach, których nie umie za dobrze przedstawić, jest kolejnym zarzutem z mojej strony w kierunku "Najstarszego"), jest też więcej akcji, w dodatku lepiej rozplanowanej. Stosunkowo dobre rozplanowanie (po kilka rozdziałów w Imperium, obozie Vardenów [nie ma to jak błyskotliwa nazwa...], stolicy krasnali i elfów, w końcu bitwa o miasto imperialne) wyklucza nudę, która narzucała się w poprzednim tomie, a sam tekst wydaje się doskonalszy technicznie; nie ma aż takiego wrażenia, że książka była pisana na termin, a sceny są lepiej przemyślane. "Brisingr" nie odsłania wszystkich kart od razu i chwała mu za to. Fragment końcowy - kolejna Wielka Bitwa - też jest znacznie lepszy, bo zróżnicowany. Jedynym zgrzytem jest końcowa walka z Cieniem - niby potężna istota magiczna, w historii ledwo kilka osób zasiekło jakiegoś i przeżyło, a ci bez problemów większych ubijają. No proszę ja was...
Część pierwsza tomu czwartego (drugą powinienem dostać w okolicach 25.) niestety wyraźnie odstaje od "Brisingra" i popełnia błędy "Najstarszego" - za szybko odkrywa karty (kotołaki... ja tam nie wiem, może Vardeni są zbyt dobrzy i szlachetni, by wątpić w zamiary sojuszników [ewentualnie dysponują błogosławionymi umysłami, albowiem te są zbyt małe, by pomieścić wątpliwości], ale żeby 5 minut po przyjęciu w szeregi ufać bez wahania? [tak samo było z urgalami, ale tam wypadło bardziej klimatycznie mimo wszystko]; włócznia śmierci... kolejna klisza fabularna pt. Znajdujemy Potężny Artefakt; kapłani Ra'zaców...), zbyt mało miejsca poświęca akcji a za dużo duperelom (jakąś 1/4 książki ciągnie się oblężenie kierowane przez Rorana... a można byłoby spokojnie skrócić, z korzyścią dla książki i czytelnika); to, co jest najbardziej interesujące (czyli elfia ceremonia pogrzebowa i - mimo wszystko - włócznia śmierci), jest opisane ledwie w kilku krótkich zdaniach... itd., itd. I po raz kolejny nieszczęsne relacje Eragon-Arya...
Podsumowując, na podstawie obecnie posiadanych danych, twórczość Paoliniego opisałbym na sinusoidzie - "Eragona" na 0, "Najstarszego" gdzieś pod osią X, "Brisingra" na wartości 1, "Dziedzictwo. Tom I" trochę poniżej osi X. O drugim tomie "Dziedzictwa" postaram się wypowiedzieć mniej więcej za miesiąc, tak, żeby emocje po lekturze minęły.