Na początku dowiadujemy się, że Włóczykij zawędrował daleko na północ. Tu wreszcie miał warunki, by w spokoju ułożyć melodię do nowej piosenki. Już od dłuższego czasu o niej myślał. Miała wyrażać nadzieję, tęsknotę i zachwyt nad wędrowaniem. Rozmyślał też o swoim przyjacielu Muminku. Kiedy dotarł do strumienia, postanowił umieścić go też w piosence. Rozbił namiot, rozpalił ognisko, przygotował kolację. Zauważył wtedy przyglądające się mu leśne stworzonko. Nie pozwalało mu skupić się na piosence, toteż próbował je odgonić. Ono jednak przeprawiło się przez strumień i dosiadło się do ogniska. Włóczykij był z tego niezbyt zadowolony, gdyż zupełnie stracił muzyczny nastrój. Tymczasem stworzonko opowiadało, że już dużo wie o Włóczykiju i poprosiło o nadanie mu imienia. Gdy ten nie zareagował, poprosiło o jakąś opowieść. Ale i teraz nie doczekało się spełnienia prośby. Kiedy już odchodziło, Włóczykij zatrzymał je i nazwał Ti-ti-tiu - od dźwięku, jaki wydawało.
Następnego dnia Włóczykij powędrował dalej. Coś jednak nie dawało mu spokoju i postanowił wrócić. Gdy znalazł się w poprzednim miejscu, zawołał Ti-ti-tiu. Po chwili stworzonko się pokazało, lecz stwierdziło, że nie może poświęcić mu wiele czasu, gdyż od chwili, gdy ma imię, jest bardzo zajęte.
Włóczykij mógł już spokojnie zająć się swoją piosenką, w której wyrażał zachwyt nad swoją samotnością.
„Straszna historia”
Średni z trzech Homków bawił się z młodszym bratem. Ten jednak nie był zbyt zadowolony, marudził, aż w końcu zaczął płakać. Toteż brat go zostawił i poszedł dalej sam. A że miał bardzo bujną fantazję, zaczął wyobrażać sobie różne niebezpieczeństwa, np. żywe grzyby i ogromne węże, które z pewnością mogą połknąć jego braciszka. Wbiegł więc na podwórko z wiadomością, że brat zginął pożarty przez ogromne węże. Mama bardzo się przeraziła, ale tato szybko ją uspokoił, mówiąc, że Homek zmyśla. Rodzice ukarali go za to - nie dostał leguminy do obiadu.
Homek poczuł się niezrozumiany i skrzywdzony. Uciekł z domu. Znów trafił na bagna. Fantazja znów zaczęła pracować - wyobraził sobie wóz widmo i unoszącego się w powietrzu brata. Ściemniało się, gdy dotarł do jakiegoś domu. Okazało się, że mieszkała w nim mała Mi ze swoją babcią. Homek opowiedział jej o żywych grzybach. Mi, siedząc na szafie, powiedziała mu, że grzyby te są już w salonie i z pewnością pożarły babcię. Przestraszony Homek też chciał się schować na szafie. Tymczasem rozległo się pukanie do drzwi. Teraz już przerażony Homek ukrył się pod kanapą. Babcia otworzyła drzwi. Okazało się, że to tata Homka, szukający syna.
Kiedy już wracali do domu, Homek powiedział, że nie chce się więcej bawić z Mi, bo ona wymyśla takie straszne rzeczy, że nawet on się boi.
„O Filifionce, która wierzyła w katastrofy”
Filifionka, piorąc chodnik w morzu, rozmyślała o jakiejś straszliwej katastrofie, która mogłaby jej się przydarzyć. Piękna pogoda z pewnością zapowiadała nadejście czegoś strasznego. Nagle ogarnęła ją panika, więc szybko wróciła do domu.
Odziedziczyła go po babce, ale bardzo jej się nie podobał. Był duży, brzydki i ponury. Od zewnątrz pomalowany olejną ciemnoszarą farbą, od wewnątrz brązową. Filifionka zajęła się przygotowaniami do przyjęcia sąsiadki - umówiły się na herbatę. To pozwoliło jej choć na chwilę nie myśleć o katastrofach. Kiedy Gapsa przyszła, rozmawiały o różnych sprawach, jednak Filifionka wciąż myślała o swoim strachu. Zdecydowała się opowiedzieć o wszystkim Gapsie, ale ona wolała dyskutować o praniu. Filifionka rozgniewała się i rozstały się skłócone. Gospodyni została sama w pustym mieszkaniu. Miała wrażenie, że nic nie stoi na swoim miejscu. Nagle zadzwonił telefon. To Gapsa dziękowała za przyjęcie i pytała o uczucia przyjaciółki.
Tymczasem sztorm się wzmógł. Filifionka zabrała kołdrę i ukryła się przed burzą w spiżarni. Silny wiatr zwalił komin i zerwał linię telefoniczną. W końcu huragan otworzył okno i rozsypał wszystko, co było na półkach. Filifionka przerażona wybiegła na piasek plaży. Tu już czuła się bezpieczniej, bo katastrofa nareszcie nadeszła. Zaczęła rozmyślać jak uporządkować dom. Już się nie bała.
Tymczasem nad ranem nadeszła trąba powietrzna i zniszczyła cały dom. Filifionki jednak to nie zmartwiło. Uprała znaleziony chodnik i wykąpała się w morzu. Kiedy Gapsa nadeszła i użalała się nad nią, zaczęła z nią rozmowę o praniu.
„Historia o ostatnim smoku na świecie”
Pewnego czwartku Muminek próbował chwytać w stawie różne małe stworzonka. Kiedy podniósł słoik, zobaczył w nim maleńkiego smoka. Był mniejszy niż pudełko zapałek i pływając, ślicznie poruszał maleńkimi skrzydłami. Był koloru złotego, tylko głowę, ogon i łapki miał zielone. Bardzo spodobał się Muminkowi, który postanowił się z nim zaprzyjaźnić. Ostrożnie, żeby nikt z rodziny nie zauważył, wnosił słoik do swojego pokoiku. Jednak mała ciekawska Mi spostrzegła, że coś ukrywa. W pokoiku smok wyszedł ze słoika. Kiedy Muminek chciał go pogłaskać, został lekko oparzony płomieniem. Ten smok, mimo że był tak mały, potrafił jak wszystkie smoki zionąć ogniem. Żywił się tłustymi sierpniowymi muchami.
Tymczasem Mamusia Muminka zawołała go na śniadanie. Przy stole mała Mi oczywiście wszystkim opowiedziała, że Muminek ma jakieś nowe zwierzątko. Ten jednak poprosił tylko Mamusię o dopilnowanie, by nikt nie wchodził do jego pokoju, i poszedł szukać Włóczykija. Znalazł przyjaciela nad rzeką i pochwalił się tym, co ma w pokoju. Przyszli obejrzeć smoka. Ten tymczasem siedział na firance. Kiedy Muminek chciał go stamtąd zdjąć, smok zaczął fruwać po pokoju. Ugryzł silnie Muminka w ucho i usiadł na ramieniu Włóczykija.
Po południu wszyscy rozmawiali już tylko o smoku, który latał sobie nad stołem, od czasu do czasu przysiadając na ramieniu Włóczykija, którego wyraźnie polubił. Ten, nie chcąc robić przykrości Muminkowi, postanowił wyjść. Przykrył smoka kapturkiem na imbryk i poszedł. Gdy Muminek nieco podniósł kapturek, smok wyfrunął, przywarł do oszklonych drzwi werandy i żałośnie zakwilił, patrząc za odchodzącym Włóczykijem. Wtedy Muminek otworzył drzwi i pozwolił smokowi odlecieć. Było mu żal i czuł gorycz, że smok wybrał Włóczykija.
Tymczasem Włóczykij łowił ryby. Kiedy smok nadleciał, próbował go odgonić. Na nic się to nie zdało. Smok ułożył się na jego kapeluszu i zasnął.
Pod wieczór nadpłynął łodzią młody Paszczak. Włóczykij zaproponował mu złowione ryby w zamian za to, że ten odwiezie smoka jak najdalej. Ułożył śpiące zwierzątko w imbryku do kawy. Paszczak zabrał naczynie i odpłynął.
Po zachodzie słońca przyszedł Muminek. Usiadł obok Włóczykija. Po dłuższym milczeniu zapytał o smoka. Włóczykij jednak udał, że go nie widział, i stwierdził, że smok powinien znajdować się w domu Muminka. Potem dodał, że czasami tak bywa ze smokami - robią, co im się podoba. Po namyśle Muminek powiedział, że tak chyba będzie najlepiej, i zainteresował się nowym spławikiem Włóczykija. Przyjaciele umówili się następnego dnia na ryby.
„O Paszczaku, który kochał ciszę”
Pewien Paszczak pracował w lunaparku (wesołym miasteczku), dziurkując bilety. Nie lubił jednak tej pracy. Marzył już o przejściu na emeryturę. Po prostu kochał spokój i ciszę, a o jedno i drugie w lunaparku było trudno. Posiadał liczną rodzinę, ale i z nimi nie czuł się szczęśliwy. Paszczaki bowiem to stworzenia bardzo wesołe i hałaśliwe. Zresztą bardzo sympatyczne. Wszyscy robili co mogli, by krewniak nie czuł się samotny. Należy dodać, że właścicielem lunaparku była właśnie rodzina naszego Paszczaka. Ponieważ był on dalekim krewnym i w dodatku ubogim, zdarzało się, że był wykorzystywany do wykonywania różnych prac. Paszczak nie potrafił nikomu odmówić. Nawet w nocy sypiał w pokoju dziecinnym, i kiedy któreś z dzieci się budziło, nastawiał mu pozytywkę. Kiedyś w czasie obiadu stwierdził, że czuje się stary, ale nikt mu nie uwierzył.
Pewnego dnia zaczął padać deszcz i nie ustawał przez osiem tygodni. Woda rozmyła piasek, na którym był ustawiony lunapark, zalała ścieżki, poprzewracała urządzenia. Paszczaki wcale się tym nie zmartwiły. W miejscu lunaparku postanowiły urządzić ślizgawkę, oczywiście zimą.
Wtedy Paszczak zebrał się na odwagę i oznajmił, że nie chce już dalej dziurkować biletów, bo nie jest szczęśliwy w tej pracy. Jego marzeniem jest zbudowanie olbrzymiego domu dla lalek. Otrzymał więc od rodziny ogromny stary ogród, w którym kiedyś mieszkała babcia. Gdy tam dotarł, deszcz przestał padać. Paszczak poczuł się szczęśliwy, po raz pierwszy miał własny ogród. Panowały w nim cisza i spokój. Całą noc wędrował wśród drzew i krzewów.
Rano rozległ się dzwonek. Przy furtce w murze otaczającym ogród Paszczak spotkał małego Homka, który przyniósł mu obiad przysłany przez rodzinę. Homek opowiedział Paszczakowi, jakie smutne są teraz dzieci. Zdradził mu też tajemnicę, że udało się im pozbierać i zabezpieczyć przed wodą większość przedmiotów z lunaparku. Następnego dnia poskarżył się, że Paszczaki nie chcą odbudować wesołego miasteczka.
Straszne przeczucie ogarnęło Paszczaka. I rzeczywiście, któregoś dnia otrzymał list od dzieci, a wszystkie uratowane przed powodzią rzeczy z lunaparku leżały ułożone obok furtki. Nie mógł już sobie poradzić z budową szałasu. Wreszcie zaczął znosić ułożone przedmioty do ogrodu. Dzieci przyglądały mu się, cichutko siedząc na murze. Wreszcie Paszczak zdecydował, by przysłać mu narzędzia. Rodzina spełniła jego życzenie, dodając jeszcze pozytywkę.
A Paszczak budował i budował. Dopuścił też dzieci do pomocy. W swoim ogrodzie urządził im wspaniałe miejsce zabaw. Dzieci przyprowadziły mu także krokodyla i węża boa. W końcu nadszedł wieczór otwarcia. Paszczak zaznaczył tylko, by dzieci cicho się zachowywały. Jednak ta cisza była na tyle dziwna, że postanowił pozwolić im się śmiać, byle nie za głośno.
„Opowiadanie o niewidzialnym dziecku”
Cała rodzina Muminków przebierała grzyby na werandzie, kiedy nadeszła Too-ti i przyprowadziła niewidzialną dziewczynkę o imieniu Nini. Dziecko zostało kiedyś bardzo przestraszone i zniknęło. Miało zawiązany na szyi srebrny dzwoneczek, by było wiadomo, gdzie się znajduje.
Wieczorem Mama Muminka przygotowała dla Nini łóżko w pokoiku na górze. Odnalazła też stary przepis babci, jak pomóc tym, którzy stali się niewidzialni. Postanowiła niezwłocznie rozpocząć kurację. Rano ukazały się już łapki Nini. Kiedy jednak ktoś ją przestraszył lub sprawił jej przykrość, na powrót znikały. Wkrótce pojawiły się nóżki i nawet brzeg brzydkiej brązowej sukienki. Wieczorem Mama, nikomu o tym nie mówiąc, uszyła nową, śliczną różową sukienkę dla dziewczynki. I oto rankiem Nini była już widoczna do szyi. Zaczęła nawet mówić. Muminek próbował nauczyć ją różnych gier, a mała Mi - bicia się. Przez kilka dni nic się nie działo. Twarz dziecka nadal pozostawała niewidoczna.
Któregoś dnia cała rodzina wybrała się nad brzeg morza, by przed zimą wyciągnąć łódź z wody. Na plaży Nini rozpłakała się. W wyciąganiu łodzi pomogła też Too-ti, która mieszkała w pobliżu. Po skończonej pracy Mamusia Muminka stwierdziła, że dawno nie przydarzyło się jej nic ekscytującego. Wtedy Tatuś zaczął skradać się w jej kierunku, jakby chciał ją wrzucić do wody. Nagle głośno krzyknął, gdyż mała Nini wbiła swoje ostre ząbki w jego ogon. Wtedy wszyscy zauważyli, że jej twarz jest już widoczna. Miała lekko zadarty nosek i rudą grzywkę. Kiedy Tatuś Muminka pośliznął się, próbując wyłowić kapelusz, i wpadł do wody, najgłośniej śmiała się właśnie Nini.
Too-ti stwierdziła, że charakter Nini bardzo zmienił się na gorsze, ale najważniejsze, że już ją widać.
„Tajemnice Hatifnatów”
Najpierw dowiadujemy się, że któregoś dnia Tatuś Muminka zniknął z domu. Wszyscy snuli najrozmaitsze przypuszczenia, tylko Mamusia Muminka, która już wcześniej zauważyła dziwne zachowanie Tatusia, była spokojna. Powiedziała, że Tatuś wróci we właściwym czasie.
Tymczasem Tatuś wędrował, by poznać tajemnicę Hatifnatów - istot, o których niewiele wiedziano. Kiedyś zobaczył ich łódź i postanowił dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Kiedy dotarł na brzeg morza, zobaczył łódź, a w niej trzech Hatifnatów. Wsiadł i popłynęli razem. Chciał nawiązać rozmowę z towarzyszami podróży, ci jednak uparcie milczeli. Kiedy dotarli do wyspy, Hatifnatowie wysiedli i poszli w kierunku widniejącego wzniesienia. Tatuś Muminka spostrzegł, że wyspę zamieszkują małe czerwone pajączki, które uciekły na widok zbliżających się Hatifnatów. Żeglarze przynieśli z wyspy kawałek zwiniętej kory brzozowej i pożeglowano dalej. Rankiem Tatuś z ciekawością wziął do rąk rulon i poczuł lekkie uderzenie prądu. Zwój okazał się niezapisany. Łódź zatrzymywała się przy każdej wyspie. Hatifnatowie pozostawiali rulon kory brzozowej i płynęli dalej. Węże morskie, które spotykali po drodze, wyraźnie obawiały się Hatifnatów. Z czasem Tatuś stał się, podobnie jak jego towarzysze, małomówny i coraz rzadziej myślał o domu.
Spotkali inną łódź Hatifnatów i dalej płynęli już razem. Potem pojawiały się inne łodzie, wszystkie dążyły w tym samym kierunku. Dotarli do olbrzymiej wyspy. Tutaj Hatifnatowie wysiedli i zaczęli się nawzajem pozdrawiać. Tatuś poczuł się dziwnie niespokojny. Później wszystkie te dziwne stworzenia przywitały się z Tatusiem. Tymczasem nadeszła potężna burza. Hatifnatowie na nią właśnie czekali - stali zwróceni w jej kierunku i machali łapkami, zaczęli świecić, śpiewać i tańczyć. Tatusia ogarnęła chęć, by zachowywać się tak samo. Jednak zrozumiał, że nie jest Hatifnatem. Postanowił wrócić do domu.
„Cedryk”
Małe stworzonko Sniff oddało córce Gapsy Cedryka - ulubionego pluszowego psiaka o oczach z topazów i z przymocowanym do obroży kamieniem księżycowym. Ledwie go oddał, już zaczął żałować. Muminek powiedział mu kiedyś, że jeśli oddaje się komuś coś, co się lubi, ma się bardzo miłe uczucie. Ale okazało się, że jest inaczej. Rozżalony Sniff długo nie mógł zasnąć w nocy. Wyszedł z domu i trafił do Włóczykija. Ten wysłuchał go i opowiedział pewną historię.
Żyła kiedyś kobieta, która kochała gromadzić różne rzeczy. Zbierała je, czyściła, odkurzała, upiększała. Cieszyła się nimi.
Którejś nocy jednak zadławiła się kością. Lekarz obawiał się najgorszego. Dał jej jeszcze tylko kilka tygodni życia. Ciotka matki Włóczykija przypomniała sobie wtedy o marzeniach, których nie zdążyła zrealizować i zrozumiała, że nie ma przyjaciół, gdyż zbyt wiele czasu poświęcała przedmiotom. Wpadła na pomysł, by rozdać zebrane rzeczy. Długo zastanawiała się, by właściwie dobrać prezenty, np. Włóczykij dostał od niej harmonijkę. Coraz lepiej czuła się w domu, z którego znikały przedmioty. Z czasem zdobyła przyjaciół, dla których urządzała przyjęcia w domu. Siadali wtedy na pozostałym jeszcze ogromnym łóżku z baldachimem, dużo rozmawiali i śmiali się. Od tego śmiechu wypadła kiedyś ciotce z żołądka kość, która zagrażała jej życiu. Nie zdołała już wprawdzie zrealizować wszystkich marzeń, ale jeszcze sporo w życiu podróżowała.
Sniff jednak nie zrozumiał opowiadania. Uważał, że po wyzdrowieniu ciotka powinna odebrać wszystkie rozdane prezenty. Włóczykij tłumaczył mu, co zyskała.
Po jakimś czasie Sniff odnalazł Cedryka porzuconego w kałuży. Psiak miał teraz oczy z guzików, zaś z obroży zginął kamień księżycowy, ale to nie przeszkadzało Sniffowi. Jak dawniej kochał swoją maskotkę.
„Choinka”
Paszczak odkopał ze śniegu dach domu i obudził Muminki z zimowego snu, mówiąc, że nadchodzi Wigilia. Narzekał przy tym na brak czasu, rozgardiasz. Rozbudzony po kilku miesiącach snu Muminek niczego nie rozumiał, obudził jednak rodzinę. Nikt nie wiedział, czym jest Wigilia, toteż wyszli na zewnątrz. Tu zdziwiło ich to, że cały świat pokryty był białym puchem, zimnym w dotyku. Do tej pory nigdy jeszcze nie widzieli śniegu, przecież zwykle przesypiali całą zimę. Zaczęli się obawiać Wigilii, tym bardziej, iż zauważyli, że wszyscy sąsiedzi są dziwnie zabiegani, nie mają na nic czasu. Ciotka, Paszczaka, przechodząc poradziła im, by postarali się o choinkę. Zatem Tatuś i Muminek wybrali się po choinkę do ogrodu sąsiadki, a Mamusia przygotowała pasy ratunkowe, strzelbę Tatusia i ciepłe kompresy, bo nigdy nic nie wiadomo. Tymczasem Tatuś i Muminek dowiedzieli się, że choinkę należy ubrać. Mama zatroskała się, gdyż w całym domu nie było takich wielkich ubrań. Malutkie leśne stworzonko, zaproszone na herbatę, powiedziało, że choinkę podobno ozdabia się ładnymi rzeczami. Tatuś i Muminek umieścili choinkę na śniegu przed domem, a potem cała rodzina uczestniczyła w przybieraniu jej muszlami, wisiorkami od żyrandola, a nawet jedwabną różą, którą kiedyś Tatuś podarował Mamusi. Znów spotkali Ciotkę Paszczaka, która wspomniała o przygotowaniu jedzenia na Wigilię. Muminki były nieco zdziwione, że Wigilia je, ale Mamusia przygotowała kilka wspaniałych potraw, które umieszczono wokół choinki. Wtedy Muminek dowiedział się od Paszczaka o prezentach. Wszyscy przygotowali więc piękne paczki z napisem: „Dla Wigilii”. Potem usiedli na śniegu i czekali na katastrofę.
Znów pojawiło się leśne stworzonko z życzeniami przyjemnej Wigilii. Zapytało też, czy wraz z krewnymi może podejść bliżej i popatrzeć na tak piękną choinkę. Po dłuższej chwili Tatuś i Mamusia podarowali wszystko biednym leśnym stworzonkom. Wszystkie Muminki na wszelki wypadek ukryły się na werandzie, a małe leśne stworzonka były szczęśliwe, jak nigdy dotąd.
„Wiosenna piosenka”
Na początku dowiadujemy się, że Włóczykij zawędrował daleko na północ. Tu wreszcie miał warunki, by w spokoju ułożyć melodię do nowej piosenki. Już od dłuższego czasu o niej myślał. Miała wyrażać nadzieję, tęsknotę i zachwyt nad wędrowaniem. Rozmyślał też o swoim przyjacielu Muminku. Kiedy dotarł do strumienia, postanowił umieścić go też w piosence. Rozbił namiot, rozpalił ognisko, przygotował kolację. Zauważył wtedy przyglądające się mu leśne stworzonko. Nie pozwalało mu skupić się na piosence, toteż próbował je odgonić. Ono jednak przeprawiło się przez strumień i dosiadło się do ogniska. Włóczykij był z tego niezbyt zadowolony, gdyż zupełnie stracił muzyczny nastrój. Tymczasem stworzonko opowiadało, że już dużo wie o Włóczykiju i poprosiło o nadanie mu imienia. Gdy ten nie zareagował, poprosiło o jakąś opowieść. Ale i teraz nie doczekało się spełnienia prośby. Kiedy już odchodziło, Włóczykij zatrzymał je i nazwał Ti-ti-tiu - od dźwięku, jaki wydawało.
Następnego dnia Włóczykij powędrował dalej. Coś jednak nie dawało mu spokoju i postanowił wrócić. Gdy znalazł się w poprzednim miejscu, zawołał Ti-ti-tiu. Po chwili stworzonko się pokazało, lecz stwierdziło, że nie może poświęcić mu wiele czasu, gdyż od chwili, gdy ma imię, jest bardzo zajęte.
Włóczykij mógł już spokojnie zająć się swoją piosenką, w której wyrażał zachwyt nad swoją samotnością.
„Straszna historia”
Średni z trzech Homków bawił się z młodszym bratem. Ten jednak nie był zbyt zadowolony, marudził, aż w końcu zaczął płakać. Toteż brat go zostawił i poszedł dalej sam. A że miał bardzo bujną fantazję, zaczął wyobrażać sobie różne niebezpieczeństwa, np. żywe grzyby i ogromne węże, które z pewnością mogą połknąć jego braciszka. Wbiegł więc na podwórko z wiadomością, że brat zginął pożarty przez ogromne węże. Mama bardzo się przeraziła, ale tato szybko ją uspokoił, mówiąc, że Homek zmyśla. Rodzice ukarali go za to - nie dostał leguminy do obiadu.
Homek poczuł się niezrozumiany i skrzywdzony. Uciekł z domu. Znów trafił na bagna. Fantazja znów zaczęła pracować - wyobraził sobie wóz widmo i unoszącego się w powietrzu brata. Ściemniało się, gdy dotarł do jakiegoś domu. Okazało się, że mieszkała w nim mała Mi ze swoją babcią. Homek opowiedział jej o żywych grzybach. Mi, siedząc na szafie, powiedziała mu, że grzyby te są już w salonie i z pewnością pożarły babcię. Przestraszony Homek też chciał się schować na szafie. Tymczasem rozległo się pukanie do drzwi. Teraz już przerażony Homek ukrył się pod kanapą. Babcia otworzyła drzwi. Okazało się, że to tata Homka, szukający syna.
Kiedy już wracali do domu, Homek powiedział, że nie chce się więcej bawić z Mi, bo ona wymyśla takie straszne rzeczy, że nawet on się boi.
„O Filifionce, która wierzyła w katastrofy”
Filifionka, piorąc chodnik w morzu, rozmyślała o jakiejś straszliwej katastrofie, która mogłaby jej się przydarzyć. Piękna pogoda z pewnością zapowiadała nadejście czegoś strasznego. Nagle ogarnęła ją panika, więc szybko wróciła do domu.
Odziedziczyła go po babce, ale bardzo jej się nie podobał. Był duży, brzydki i ponury. Od zewnątrz pomalowany olejną ciemnoszarą farbą, od wewnątrz brązową. Filifionka zajęła się przygotowaniami do przyjęcia sąsiadki - umówiły się na herbatę. To pozwoliło jej choć na chwilę nie myśleć o katastrofach. Kiedy Gapsa przyszła, rozmawiały o różnych sprawach, jednak Filifionka wciąż myślała o swoim strachu. Zdecydowała się opowiedzieć o wszystkim Gapsie, ale ona wolała dyskutować o praniu. Filifionka rozgniewała się i rozstały się skłócone. Gospodyni została sama w pustym mieszkaniu. Miała wrażenie, że nic nie stoi na swoim miejscu. Nagle zadzwonił telefon. To Gapsa dziękowała za przyjęcie i pytała o uczucia przyjaciółki.
Tymczasem sztorm się wzmógł. Filifionka zabrała kołdrę i ukryła się przed burzą w spiżarni. Silny wiatr zwalił komin i zerwał linię telefoniczną. W końcu huragan otworzył okno i rozsypał wszystko, co było na półkach. Filifionka przerażona wybiegła na piasek plaży. Tu już czuła się bezpieczniej, bo katastrofa nareszcie nadeszła. Zaczęła rozmyślać jak uporządkować dom. Już się nie bała.
Tymczasem nad ranem nadeszła trąba powietrzna i zniszczyła cały dom. Filifionki jednak to nie zmartwiło. Uprała znaleziony chodnik i wykąpała się w morzu. Kiedy Gapsa nadeszła i użalała się nad nią, zaczęła z nią rozmowę o praniu.
„Historia o ostatnim smoku na świecie”
Pewnego czwartku Muminek próbował chwytać w stawie różne małe stworzonka. Kiedy podniósł słoik, zobaczył w nim maleńkiego smoka. Był mniejszy niż pudełko zapałek i pływając, ślicznie poruszał maleńkimi skrzydłami. Był koloru złotego, tylko głowę, ogon i łapki miał zielone. Bardzo spodobał się Muminkowi, który postanowił się z nim zaprzyjaźnić. Ostrożnie, żeby nikt z rodziny nie zauważył, wnosił słoik do swojego pokoiku. Jednak mała ciekawska Mi spostrzegła, że coś ukrywa. W pokoiku smok wyszedł ze słoika. Kiedy Muminek chciał go pogłaskać, został lekko oparzony płomieniem. Ten smok, mimo że był tak mały, potrafił jak wszystkie smoki zionąć ogniem. Żywił się tłustymi sierpniowymi muchami.
Tymczasem Mamusia Muminka zawołała go na śniadanie. Przy stole mała Mi oczywiście wszystkim opowiedziała, że Muminek ma jakieś nowe zwierzątko. Ten jednak poprosił tylko Mamusię o dopilnowanie, by nikt nie wchodził do jego pokoju, i poszedł szukać Włóczykija. Znalazł przyjaciela nad rzeką i pochwalił się tym, co ma w pokoju. Przyszli obejrzeć smoka. Ten tymczasem siedział na firance. Kiedy Muminek chciał go stamtąd zdjąć, smok zaczął fruwać po pokoju. Ugryzł silnie Muminka w ucho i usiadł na ramieniu Włóczykija.
Po południu wszyscy rozmawiali już tylko o smoku, który latał sobie nad stołem, od czasu do czasu przysiadając na ramieniu Włóczykija, którego wyraźnie polubił. Ten, nie chcąc robić przykrości Muminkowi, postanowił wyjść. Przykrył smoka kapturkiem na imbryk i poszedł. Gdy Muminek nieco podniósł kapturek, smok wyfrunął, przywarł do oszklonych drzwi werandy i żałośnie zakwilił, patrząc za odchodzącym Włóczykijem. Wtedy Muminek otworzył drzwi i pozwolił smokowi odlecieć. Było mu żal i czuł gorycz, że smok wybrał Włóczykija.
Tymczasem Włóczykij łowił ryby. Kiedy smok nadleciał, próbował go odgonić. Na nic się to nie zdało. Smok ułożył się na jego kapeluszu i zasnął.
Pod wieczór nadpłynął łodzią młody Paszczak. Włóczykij zaproponował mu złowione ryby w zamian za to, że ten odwiezie smoka jak najdalej. Ułożył śpiące zwierzątko w imbryku do kawy. Paszczak zabrał naczynie i odpłynął.
Po zachodzie słońca przyszedł Muminek. Usiadł obok Włóczykija. Po dłuższym milczeniu zapytał o smoka. Włóczykij jednak udał, że go nie widział, i stwierdził, że smok powinien znajdować się w domu Muminka. Potem dodał, że czasami tak bywa ze smokami - robią, co im się podoba. Po namyśle Muminek powiedział, że tak chyba będzie najlepiej, i zainteresował się nowym spławikiem Włóczykija. Przyjaciele umówili się następnego dnia na ryby.
„O Paszczaku, który kochał ciszę”
Pewien Paszczak pracował w lunaparku (wesołym miasteczku), dziurkując bilety. Nie lubił jednak tej pracy. Marzył już o przejściu na emeryturę. Po prostu kochał spokój i ciszę, a o jedno i drugie w lunaparku było trudno. Posiadał liczną rodzinę, ale i z nimi nie czuł się szczęśliwy. Paszczaki bowiem to stworzenia bardzo wesołe i hałaśliwe. Zresztą bardzo sympatyczne. Wszyscy robili co mogli, by krewniak nie czuł się samotny. Należy dodać, że właścicielem lunaparku była właśnie rodzina naszego Paszczaka. Ponieważ był on dalekim krewnym i w dodatku ubogim, zdarzało się, że był wykorzystywany do wykonywania różnych prac. Paszczak nie potrafił nikomu odmówić. Nawet w nocy sypiał w pokoju dziecinnym, i kiedy któreś z dzieci się budziło, nastawiał mu pozytywkę. Kiedyś w czasie obiadu stwierdził, że czuje się stary, ale nikt mu nie uwierzył.
Pewnego dnia zaczął padać deszcz i nie ustawał przez osiem tygodni. Woda rozmyła piasek, na którym był ustawiony lunapark, zalała ścieżki, poprzewracała urządzenia. Paszczaki wcale się tym nie zmartwiły. W miejscu lunaparku postanowiły urządzić ślizgawkę, oczywiście zimą.
Wtedy Paszczak zebrał się na odwagę i oznajmił, że nie chce już dalej dziurkować biletów, bo nie jest szczęśliwy w tej pracy. Jego marzeniem jest zbudowanie olbrzymiego domu dla lalek. Otrzymał więc od rodziny ogromny stary ogród, w którym kiedyś mieszkała babcia. Gdy tam dotarł, deszcz przestał padać. Paszczak poczuł się szczęśliwy, po raz pierwszy miał własny ogród. Panowały w nim cisza i spokój. Całą noc wędrował wśród drzew i krzewów.
Rano rozległ się dzwonek. Przy furtce w murze otaczającym ogród Paszczak spotkał małego Homka, który przyniósł mu obiad przysłany przez rodzinę. Homek opowiedział Paszczakowi, jakie smutne są teraz dzieci. Zdradził mu też tajemnicę, że udało się im pozbierać i zabezpieczyć przed wodą większość przedmiotów z lunaparku. Następnego dnia poskarżył się, że Paszczaki nie chcą odbudować wesołego miasteczka.
Straszne przeczucie ogarnęło Paszczaka. I rzeczywiście, któregoś dnia otrzymał list od dzieci, a wszystkie uratowane przed powodzią rzeczy z lunaparku leżały ułożone obok furtki. Nie mógł już sobie poradzić z budową szałasu. Wreszcie zaczął znosić ułożone przedmioty do ogrodu. Dzieci przyglądały mu się, cichutko siedząc na murze. Wreszcie Paszczak zdecydował, by przysłać mu narzędzia. Rodzina spełniła jego życzenie, dodając jeszcze pozytywkę.
A Paszczak budował i budował. Dopuścił też dzieci do pomocy. W swoim ogrodzie urządził im wspaniałe miejsce zabaw. Dzieci przyprowadziły mu także krokodyla i węża boa. W końcu nadszedł wieczór otwarcia. Paszczak zaznaczył tylko, by dzieci cicho się zachowywały. Jednak ta cisza była na tyle dziwna, że postanowił pozwolić im się śmiać, byle nie za głośno.
„Opowiadanie o niewidzialnym dziecku”
Cała rodzina Muminków przebierała grzyby na werandzie, kiedy nadeszła Too-ti i przyprowadziła niewidzialną dziewczynkę o imieniu Nini. Dziecko zostało kiedyś bardzo przestraszone i zniknęło. Miało zawiązany na szyi srebrny dzwoneczek, by było wiadomo, gdzie się znajduje.
Wieczorem Mama Muminka przygotowała dla Nini łóżko w pokoiku na górze. Odnalazła też stary przepis babci, jak pomóc tym, którzy stali się niewidzialni. Postanowiła niezwłocznie rozpocząć kurację. Rano ukazały się już łapki Nini. Kiedy jednak ktoś ją przestraszył lub sprawił jej przykrość, na powrót znikały. Wkrótce pojawiły się nóżki i nawet brzeg brzydkiej brązowej sukienki. Wieczorem Mama, nikomu o tym nie mówiąc, uszyła nową, śliczną różową sukienkę dla dziewczynki. I oto rankiem Nini była już widoczna do szyi. Zaczęła nawet mówić. Muminek próbował nauczyć ją różnych gier, a mała Mi - bicia się. Przez kilka dni nic się nie działo. Twarz dziecka nadal pozostawała niewidoczna.
Któregoś dnia cała rodzina wybrała się nad brzeg morza, by przed zimą wyciągnąć łódź z wody. Na plaży Nini rozpłakała się. W wyciąganiu łodzi pomogła też Too-ti, która mieszkała w pobliżu. Po skończonej pracy Mamusia Muminka stwierdziła, że dawno nie przydarzyło się jej nic ekscytującego. Wtedy Tatuś zaczął skradać się w jej kierunku, jakby chciał ją wrzucić do wody. Nagle głośno krzyknął, gdyż mała Nini wbiła swoje ostre ząbki w jego ogon. Wtedy wszyscy zauważyli, że jej twarz jest już widoczna. Miała lekko zadarty nosek i rudą grzywkę. Kiedy Tatuś Muminka pośliznął się, próbując wyłowić kapelusz, i wpadł do wody, najgłośniej śmiała się właśnie Nini.
Too-ti stwierdziła, że charakter Nini bardzo zmienił się na gorsze, ale najważniejsze, że już ją widać.
„Tajemnice Hatifnatów”
Najpierw dowiadujemy się, że któregoś dnia Tatuś Muminka zniknął z domu. Wszyscy snuli najrozmaitsze przypuszczenia, tylko Mamusia Muminka, która już wcześniej zauważyła dziwne zachowanie Tatusia, była spokojna. Powiedziała, że Tatuś wróci we właściwym czasie.
Tymczasem Tatuś wędrował, by poznać tajemnicę Hatifnatów - istot, o których niewiele wiedziano. Kiedyś zobaczył ich łódź i postanowił dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Kiedy dotarł na brzeg morza, zobaczył łódź, a w niej trzech Hatifnatów. Wsiadł i popłynęli razem. Chciał nawiązać rozmowę z towarzyszami podróży, ci jednak uparcie milczeli. Kiedy dotarli do wyspy, Hatifnatowie wysiedli i poszli w kierunku widniejącego wzniesienia. Tatuś Muminka spostrzegł, że wyspę zamieszkują małe czerwone pajączki, które uciekły na widok zbliżających się Hatifnatów. Żeglarze przynieśli z wyspy kawałek zwiniętej kory brzozowej i pożeglowano dalej. Rankiem Tatuś z ciekawością wziął do rąk rulon i poczuł lekkie uderzenie prądu. Zwój okazał się niezapisany. Łódź zatrzymywała się przy każdej wyspie. Hatifnatowie pozostawiali rulon kory brzozowej i płynęli dalej. Węże morskie, które spotykali po drodze, wyraźnie obawiały się Hatifnatów. Z czasem Tatuś stał się, podobnie jak jego towarzysze, małomówny i coraz rzadziej myślał o domu.
Spotkali inną łódź Hatifnatów i dalej płynęli już razem. Potem pojawiały się inne łodzie, wszystkie dążyły w tym samym kierunku. Dotarli do olbrzymiej wyspy. Tutaj Hatifnatowie wysiedli i zaczęli się nawzajem pozdrawiać. Tatuś poczuł się dziwnie niespokojny. Później wszystkie te dziwne stworzenia przywitały się z Tatusiem. Tymczasem nadeszła potężna burza. Hatifnatowie na nią właśnie czekali - stali zwróceni w jej kierunku i machali łapkami, zaczęli świecić, śpiewać i tańczyć. Tatusia ogarnęła chęć, by zachowywać się tak samo. Jednak zrozumiał, że nie jest Hatifnatem. Postanowił wrócić do domu.
„Cedryk”
Małe stworzonko Sniff oddało córce Gapsy Cedryka - ulubionego pluszowego psiaka o oczach z topazów i z przymocowanym do obroży kamieniem księżycowym. Ledwie go oddał, już zaczął żałować. Muminek powiedział mu kiedyś, że jeśli oddaje się komuś coś, co się lubi, ma się bardzo miłe uczucie. Ale okazało się, że jest inaczej. Rozżalony Sniff długo nie mógł zasnąć w nocy. Wyszedł z domu i trafił do Włóczykija. Ten wysłuchał go i opowiedział pewną historię.
Żyła kiedyś kobieta, która kochała gromadzić różne rzeczy. Zbierała je, czyściła, odkurzała, upiększała. Cieszyła się nimi.
Którejś nocy jednak zadławiła się kością. Lekarz obawiał się najgorszego. Dał jej jeszcze tylko kilka tygodni życia. Ciotka matki Włóczykija przypomniała sobie wtedy o marzeniach, których nie zdążyła zrealizować i zrozumiała, że nie ma przyjaciół, gdyż zbyt wiele czasu poświęcała przedmiotom. Wpadła na pomysł, by rozdać zebrane rzeczy. Długo zastanawiała się, by właściwie dobrać prezenty, np. Włóczykij dostał od niej harmonijkę. Coraz lepiej czuła się w domu, z którego znikały przedmioty. Z czasem zdobyła przyjaciół, dla których urządzała przyjęcia w domu. Siadali wtedy na pozostałym jeszcze ogromnym łóżku z baldachimem, dużo rozmawiali i śmiali się. Od tego śmiechu wypadła kiedyś ciotce z żołądka kość, która zagrażała jej życiu. Nie zdołała już wprawdzie zrealizować wszystkich marzeń, ale jeszcze sporo w życiu podróżowała.
Sniff jednak nie zrozumiał opowiadania. Uważał, że po wyzdrowieniu ciotka powinna odebrać wszystkie rozdane prezenty. Włóczykij tłumaczył mu, co zyskała.
Po jakimś czasie Sniff odnalazł Cedryka porzuconego w kałuży. Psiak miał teraz oczy z guzików, zaś z obroży zginął kamień księżycowy, ale to nie przeszkadzało Sniffowi. Jak dawniej kochał swoją maskotkę.
„Choinka”
Paszczak odkopał ze śniegu dach domu i obudził Muminki z zimowego snu, mówiąc, że nadchodzi Wigilia. Narzekał przy tym na brak czasu, rozgardiasz. Rozbudzony po kilku miesiącach snu Muminek niczego nie rozumiał, obudził jednak rodzinę. Nikt nie wiedział, czym jest Wigilia, toteż wyszli na zewnątrz. Tu zdziwiło ich to, że cały świat pokryty był białym puchem, zimnym w dotyku. Do tej pory nigdy jeszcze nie widzieli śniegu, przecież zwykle przesypiali całą zimę. Zaczęli się obawiać Wigilii, tym bardziej, iż zauważyli, że wszyscy sąsiedzi są dziwnie zabiegani, nie mają na nic czasu. Ciotka, Paszczaka, przechodząc poradziła im, by postarali się o choinkę. Zatem Tatuś i Muminek wybrali się po choinkę do ogrodu sąsiadki, a Mamusia przygotowała pasy ratunkowe, strzelbę Tatusia i ciepłe kompresy, bo nigdy nic nie wiadomo. Tymczasem Tatuś i Muminek dowiedzieli się, że choinkę należy ubrać. Mama zatroskała się, gdyż w całym domu nie było takich wielkich ubrań. Malutkie leśne stworzonko, zaproszone na herbatę, powiedziało, że choinkę podobno ozdabia się ładnymi rzeczami. Tatuś i Muminek umieścili choinkę na śniegu przed domem, a potem cała rodzina uczestniczyła w przybieraniu jej muszlami, wisiorkami od żyrandola, a nawet jedwabną różą, którą kiedyś Tatuś podarował Mamusi. Znów spotkali Ciotkę Paszczaka, która wspomniała o przygotowaniu jedzenia na Wigilię. Muminki były nieco zdziwione, że Wigilia je, ale Mamusia przygotowała kilka wspaniałych potraw, które umieszczono wokół choinki. Wtedy Muminek dowiedział się od Paszczaka o prezentach. Wszyscy przygotowali więc piękne paczki z napisem: „Dla Wigilii”. Potem usiedli na śniegu i czekali na katastrofę.
Znów pojawiło się leśne stworzonko z życzeniami przyjemnej Wigilii. Zapytało też, czy wraz z krewnymi może podejść bliżej i popatrzeć na tak piękną choinkę. Po dłuższej chwili Tatuś i Mamusia podarowali wszystko biednym leśnym stworzonkom. Wszystkie Muminki na wszelki wypadek ukryły się na werandzie, a małe leśne stworzonka były szczęśliwe, jak nigdy dotąd.
Widząc to, Muminki znów zapadły w sen zimowy.