Proszę o szczegółowe streszczenie lektury pt. ,, Szatan z siódmej klasy". Daje naj:))
Niki0180433
I. Diabeł wyskakuje z pudełka Pan Gąsowski był profesorem historii w szacownym warszawskim gimnazjum. Nauczał jej jednak według własnej, niekonwencjonalnej metody. Otóż niektórym postaciom historycznym poświęcał więcej uwagi i zainteresowania, niektóre zaś wręcz lekceważył lub po prostu o nich nie wspominał. Tylko o Napoleonie „z ukochanych najukochańszym, rozprawiał jak natchniony poeta”. Uczniowie, znając tę jego słabość do cesarza, podczas swych mniej lotnych wypowiedzi starali się zawsze zejść na ten temat, a wtedy słuchając odpowiadającego ucznia, profesor promieniał. Poza tym profesor był człowiekiem wielce roztargnionym, z czego nie omieszkali korzystać jego uczniowie. Ulubieńcami historyka byli siódmoklasiści, którzy od pewnego czasu wyśpiewywali każdą zadaną lekcję jak z nut. Na lekcji profesor odpytywał zawsze trzy osoby, dlatego też ogromnie się zdziwił, gdy na początku czerwca wezwał do odpowiedzi Kaczanowskiego, a ten stwierdził przerażony, że nic nie umie. Podobnie uczynił, wywołany jako drugi, Ostrowiecki. Stary nauczyciel, sądząc że z niego zakpiono, z gorzkim wyrzutem zwrócił się do klasy i wtedy jeden z uczniów, Adam Cisowski, wyjaśnił mu, że już dawno odkrył on metodę, według której profesor egzaminuje uczniów. Dziś natomiast przez roztargnienie profesora zostały wywołane do odpowiedzi inne osoby. Ogromnie zaskoczony tym faktem, rozżalony nauczyciel zapowiedział wymyślenie nowej, niemożliwej do odgadnięcia metody. Cisowski nieśmiało poprosił, aby wolno mu było spróbować swych sił i odgadnąć, kto będzie pytany na następnej lekcji. Gąsowski, sam będąc ciekawy wyczynów Adasia, zezwolił na to, a w sobotę na lekcji historii Cisowski bez problemu odgadł, że (zgodnie ze starą metodą profesora) pytani będą: Kaczanowski, Ostrowiecki i Wnuk. Zdumiony profesor pogratulował Cisowskiemu i dowiedział się od klasy, że Adaś już od dawna, ze względu na swą przebiegłość i inteligencję, jest nazywany przez kolegów szatanem. II. Dwie awantury, a jedna gorsza od drugiej Adaś Cisowski był synem szanowanego warszawskiego lekarza i miał czworo rodzeństwa - rozwrzeszczane istoty w różnym wieku, z którymi nie zawsze żył w zgodzie, jakkolwiek był przez tę czeredkę ogromnie poważany. Pewnego razu każde z rodzeństwa Cisowskich otrzymało ogromną porcję lodów - po jakimś czasie okazało się jednak, że porcja Adasia w tajemniczy sposób zniknęła. Chcąc znaleźć winowajcę (niewątpliwie któreś spośród rodzeństwa), Adaś przeprowadził swoisty eksperyment: ustawił w ciemnym pokoju miskę z wodą i kazał im wszystkim zamoczyć w niej ręce. Później, zgodnie z tą starą arabska metodą szukania winnego, obejrzał im ręce - i stwierdził, że brat Janek, który jako jedyny miał suche ręce (gdyż nie zamoczył ich, myśląc, że to jakaś zasadzka) - zjadł jego lody. Jeszcze przed końcem roku szkolnego uwagę Adasia zaprzątnęła inna sprawa. Otóż pokłócili się dwaj koledzy klasowi; Zbyszek Jasiński oskarżał Józka Żelskiego o kradzież wiecznego pióra. Adam skoczył, aby rozdzielić kłócących się i - pomyślawszy chwilę - z wielką powagą dał Jasińskiemu słowo, że to nie Józek zabrał jego pióro, które znajdzie się najpóźniej jutro rano. Po lekcjach Adam poszedł do domu swego kolegi z ławki, Staszka Burskiego, i poprosił, aby ten oddał mu pióro Zbyszka. Cisowski zauważył bowiem, że tępe i koślawe zazwyczaj pismo kolegi nabrało od wczoraj gładkości, poza tym atrament też zmienił kolor. Zawstydzony Burski oddał Adasiowi pióro i przyznał się, iż znalazł je i zatrzymał, gdyż skusiło go posiadanie tak cennej rzeczy. Nazajutrz Zbyszek zobaczył swoje pióro na profesorskim biurku. Na kilka dni przed wakacjami zjawili się u Adasia przedstawiciele szóstej klasy z prośbą, aby odszukał w księgach rachunkowych Spółdzielni Uczniowskiej, prowadzonych przez jednego z ich kolegów, błąd. Księgi te sprawdzał już zawodowy księgowy, który jednak nie mógł wykryć błędu - brakuje zaś w rachunkach ogromnej sumy - 100 złotych. Adaś, ślęcząc nocą nad księgami i badając cyfry pod lupą, odkrył, iż przed jedną z liczb przykleiła się czarna nitka, udając setkę. Po rozwikłaniu tej zagadki sława Adasia i jego „szatańskiego rozumu” rozniosła się po całej szkole. III. Piękne są oczy fiołkowe, ale kto ukradł drzwi? Pierwszego dnia wakacji cała rodzina Cisowskich pakowała już walizki przed wyjazdem nad morze, gdy w ich mieszkaniu zjawił się profesor Gąsowski. W krótkiej rozmowie z Adasiem poprosił go, aby ten pojechał na wakacje do jego rodzinnego majątku - wsi Bejgoła niedaleko Wilna - dla rozwikłania tajemniczej zagadki. W Bejgole bowiem od pewnego czasu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Adaś obiecał zacnemu profesorowi swą pomoc i po południu odwiedził go w jego mieszkaniu. Otworzyła mu drzwi bratanica profesora, panna Wanda Gąsowska, która przyjechała do Warszawy, aby zabrać stryja na wakacje do Bejgoły. Panna Wanda - właścicielka pięknych fiołkowych oczu - już po pierwszych kilku spojrzeniach zauroczyła Adasia i jego serce „zostało schwytane na wieczystą niewolę”. Profesor, obudziwszy się po poobiedniej drzemce, razem z Wandą opowiedział Adasiowi o wszystkim. Otóż, do cichej, biednej i mocno zadłużonej Bejgoły zawitał jakiś Francuz, który chciał obejrzeć dwór. Oglądał w nim jednak tylko drzwi. Później ojciec Wandy, Iwo Gąsowski, otrzymał propozycję sprzedania majątku za dużą sumę; nie skorzystał jednak z niej. W kilka dni po tym ktoś wyniósł z dworu dwoje drzwi i zostawił w parku, odarte z farby. Pani Gąsowska donosiła w liście do Wandy, że po jej wyjeździe zniknęły z domu następne drzwi. Zaciekawiony takim nagromadzeniem niecodziennych okoliczności Adaś zrezygnował z wakacji nad morzem i obiecał profesorowi i pannie Wandzie, że wyjedzie razem z nimi do Bejgoły. IV. Dwie brody i człowiek-widmo Młodszy brat profesora, Iwo Gąsowski, był zapalonym i trochę zwariowanym matematykiem. Nie interesowało go nic, co działo się dookoła, gdyż całe dnie i noce spędzał w swojej pracowni, dokonując zawiłych matematycznych obliczeń. Całą więc pieczę nad domem i ubogim mająteczkiem sprawowała jego żona, pani Ewa Gąsowska, która miała „anielską duszę i nieustający katar”. Po przyjeździe do Bejgoły Adaś obejrzał sobie stary dwór oraz chylące się ku upadkowi, ubogie obejście. Wypytywał profesora i panią Gąsowską o Francuza, który oglądał dwór oraz o historię domu, a wieczorem wyszedł z Wandą do parku. W zapadającym zmroku oboje ujrzeli zakradającą się w stronę dworu niewielką postać. Adaś postanowił schwytać tego człowieka; zostawił Wandę w parku, a sam zaczął po harcersku „podchodzić wroga”. Posuwając się w zupełnej ciemności zbliżył się na pewną odległość do nieznajomego, po czym poczuł ciężkie uderzenie w głowę, jęknął głucho i upadł na ziemię. V. Po rozbitej głowie chodzi Francuz Adaś ocknął się z ogromnym bólem głowy i z wielkim trudem rozpoznał pochyloną nad sobą postać profesora Gąsowskiego. Dowiedział się, że został ogłuszony czymś ciężkim i panna Wanda znalazła go nieprzytomnego w parku, po czym nadludzkim wysiłkiem przeniosła go do dworu. Przez kilka dni Adaś leżał w łóżku. Jawiły mu się ciągle jakieś przedziwne majaki. Po paru dniach, kiedy poczuł się nieco lepiej, zaczął rozmyślać o tajemniczym, skradającym się w nocy złodzieju, o Francuzie chcącym kupić dworek. Wtedy doszedł do wniosku, iż rozwiązania zagadki należy szukać w przeszłości, a drzwi oraz postać Francuza są do niej kluczem. Wypytywał więc domowników o ich ewentualne koligacje z Francuzami. Postanowił też szukać jakichś starych rękopisów czy dokumentów, które mogłyby powiedzieć mu coś o historii domu i rodu Gąsowskich. Panna Wanda poinformowała go, że wszelkich pisanych szpargałów należy szukać na strychu. VI. W mrokach tli się światełko Gdy Adaś poczuł się już trochę lepiej, wybrał się razem z profesorem i panną Wandą na strych w poszukiwaniu starych ksiąg. Na strychu - lamusie, gdzie przechowywano wszystko, co trafiło tutaj przed laty na zasłużony odpoczynek, znaleziono mnóstwo starych zapisanych i zadrukowanych szpargałów, z których Adaś sprawnym okiem wyłowił księgi pisane ludzką ręką i na kilka dni tak zagłębił się w lekturze, iż widywano go tylko przy posiłkach. Po paru dniach rozgorączkowany Adaś obudził w środku nocy profesora i oznajmił mu, iż trafił na ślad: w mroku dziejów znalazł w Bejgole Francuza. Chłopiec opowiedział nauczycielowi historię zapisaną w znalezionym na strychu pamiętniku księdza Jana Koszyczka. Ksiądz rezydował na starość u rodziny i podczas wojen napoleońskich spisywał wszystko, co się działo we dworze oraz swoje własne przemyślenia. Właśnie z jego zapisków Adaś dowiedział się, że w 1813 roku, podczas odwrotu wojsk napoleońskich spod Moskwy, do Bejgoły przybyli dwaj żołnierze cesarscy: pułkownik Kamil de Berier i jego towarzysz, młody żołnierz. Obaj byli strasznie zmarznięci, głodni i podrapani. Oficer zaś miał ciężko odmrożone nogi i był tak wycieńczony, iż prawie bliski śmierci. Pan Gąsowski przyjął ich do Bejgoły, a ponieważ w dworze umierała wówczas jego żona, pani Domicela Gąsowska, umieścił obydwu żołnierzy w domku ogrodnika, w parku. Po śmierci pani Domiceli rannego oficera przeniesiono do bawialni, gdzie leżał, wpatrując się godzinami w wiszące tam portrety przodków Gąsowskich. Pewnego dnia służba doniosła panu Gąsowskiemu, iż oficer nadludzkim wysiłkiem wyszedł w nocy z domu, nikt nie wiedział po co, ale nie wypytywano go. Wkrótce jego towarzysz wyruszył w drogę powrotną do Francji i zabrał ze sobą list do brata Kamila de Berier, Armanda. Wkrótce po jego wyjeździe oficer zmarł, prosząc przed śmiercią pana Gąsowskiego, aby w razie przyjazdu jego brata do Bejgoły umieścił go również w domku w parku. Konając mówił o drzwiach, ale ksiądz Koszyczek i pan Gąsowski uznali to za majaczenie. VII. Malarz - co ukradł, mówi, że znalazł Adaś opowiadał profesorowi historię Kamila de Berier prawie do świtu. Zaraz po śniadaniu wszyscy domownicy udali się do na wpół zrujnowanego domku ogrodnika w parku, okazało się jednak, iż nie ma w nim drzwi. Jak twierdziła Wanda, odkąd pamięta, nie było tych drzwi, o tym, że zniknęły dawno, świadczyły też zardzewiałe zawiasy. Adaś rozmyślał nad tym, co dalej począć i gdzie mogą być te tajemnicze drzwi. Po południu do dworu przybył człowiek podający się za wędrownego malarza, prosił o kilka dni gościny, gdyż czuł się znużony. Oczywiście ofiarowano mu pokój. Od początku Adaś nabrał co do osoby rzekomego malarza pewnych podejrzeń, gdyż wydawało mu się, iż właśnie on ogłuszył go w ciemnościach kilka dni wcześniej. Gdy przy kolacji pan Iwo Gąsowski napomknął o znikających we dworze drzwiach, a także o wypadku Adasia, przybysz bardzo się tym zainteresował. Ponadto dowodem na to, iż był fałszywym malarzem i członkiem szajki była odmowa dokończenia jednego z portretów w galerii Gąsowskich, a w całym dworku najbardziej interesowały go drzwi. Oprócz tego zwracał baczną uwagę na Adasia, jakby wyczuwając, iż wie on coś więcej o interesującej go sprawie. Następnego dnia fałszywy malarz zakradł się niepostrzeżenie do pokoju Adasia i ukradł pamiętnik księdza Koszyczka. VIII. Umarli piszą listy Adaś był bardzo zmartwiony faktem, iż szajka opryszków pozna treść pamiętnika księdza Koszyczka. Wiedząc, że złoczyńcy będą teraz pilnować każdego jego kroku, postanowił upozorować swój wyjazd i przy okazji pomyszkować trochę po okolicy. Wieczorem pożegnał się z Gąsowskimi i profesorem, a Wanda odwiozła go na stację. Tymczasem w Bejgole zjawił się komornik, oznajmiając, że majątek, ze względu na ciążące na nim długi, wkrótce zostanie zlicytowany. Profesor Gąsowski wpłacając pewną sumę pieniędzy, zdołał odciągnąć ten moment w czasie. Adaś, pożegnał się na stacji z Wandą. Nie wsiadł jednak do pociągu, lecz podążył w stronę miasteczka. Przenocował w szopie z sianem u leśnika i następnego dnia spotkał kąpiącą się nad rzeką gromadkę urwipołciów pod przewodnictwem ich starszej siostry, panny Irenki Niemczewskiej. Wszyscy oni mieszkali w Wiliszkach - sąsiednim dworku - i zaraz też Adaś został bardzo serdecznie zaproszony na obiad. Podczas posiłku chłopiec dowiedział się, iż panna Irenka ma przetłumaczyć jakiś stary francuski list, który przyniósł człowiek, wynajmujący na lato domek w niedalekiej Żywotówce. Rozgorączkowany Adaś podejrzewając, iż jest to list, którego poszukuje, zaproponował przetłumaczenie go, na co Irenka zgodziła się skwapliwie. W istocie był to list Kamila de Berier do brata, z 1813r. Oficer przekazał w nim swą ostatnią wolę: nakazywał, aby brat przybył do wsi Bejgoła niedaleko Wilna, do dworku Gąsowskich, gdzie ukrył coś, co udało mu się ocalić z wojennej pożogi, a co w przyszłości ma zapewnić świetność ich rodowi; ma wejść do pokoju, w którym przebywał przed śmiercią jego brat i rozważyć słowa, które będą dla niego wskazówką: „Dan. Al. Inf. C. III. 10-11”. Adaś rozmyślając nad tymi skrótami doszedł do wniosku, iż Kamilowi de Berier chodziło o Boską Komedię Dantego, a wskazówka miała być zawarta w części poematu pod tytułem Piekło, w trzeciej pieśni, wersy 10-11. Przy pomocy mieszkającego nieopodal poety, pana Rozbickiego, Adaś poznał te dwa wersy dzieła Dantego, mówiące o tym, że dalszych wskazówek należy szukać „na drzwiach bramy”. Wieczorem przybył po list nieznajomy z Żywotówki; Adaś zaś, rozpoznawszy w nim fałszywego malarza, wymknął się niepostrzeżenie z dworku i poszedł w ślad za nim. IX. Nie pchaj palców między drzwi! Idąc za fałszywym malarzem Adaś dotarł do domku stojącego na skraju lasu. Gdy opryszek wszedł do domu, Adaś wdrapał się na drzewo i przez okno ujrzał go siedzącego przy stole wraz ze wspólnikiem. Oboje debatowali nad przetłumaczonym listem Kamila de Berier, nie mogąc rozgryźć zaszyfrowanych w nim wskazówek. Gdy zgasili świece i poszli spać, Adaś znalazł w pobliżu rozwalającą się budkę z resztkami siana i wszedł do niej, aby przespać się do rana. Po jakimś czasie obudziły go szczekające i warczące psy, które ujadały nad jego głową. Przerażony Adaś nie mógł ruszyć się z miejsca, a szczekanie psów wyciągnęło z domu dwóch opryszków. Fałszywy malarz od razu rozpoznał intruza i - wykręciwszy mu ręce, uniemożliwiając ucieczkę - wniósł Adasia do domu. Tam zażądał, aby objaśnił mu znaki z listu Francuza. Gdy chłopiec stwierdził, że nic z tego nie rozumie, jeden z opryszków zrewidował go, znajdując w kieszeni kopię listu Kamila de Berier. To upewniło ich w przekonaniu, iż Adaś zna treść wskazówek i postanowili je od niego wydobyć. Kazali chłopcu napisać list do Bejgoły, do państwa Gąsowskich, w którym miał zapewnić, iż czuje się dobrze i nie wie kiedy wróci. Adaś jednak tak rozpisał list, że pierwsze litery wszystkich linijek tworzyły napis: „Strzeżcie domu”. List miał następnego dnia dotrzeć do Bejgoły. Nie mogąc na razie wydobyć od Adasia żadnych wiadomości, zamknięto go związanego w piwnicy. X. Na dnie piwnicy i rozpaczy Siedząc w zimnej i wilgotnej piwnicy, Adaś usłyszał cichy jęk i zorientował się, iż ma towarzysza niedoli. Był to Francuz, który znalazł stary list Kamila de Berier i - przeczytawszy go - przybył do Bejgoły w poszukiwaniu skarbu. Chciał najpierw kupić majątek, a gdy mu odmówiono, wynajął dwóch ludzi (fałszywego malarza i jego kolegę), aby zbadali drzwi we dworze. Fałszywy malarz dowiedział się z pamiętnika księdza Koszyczka, iż pomaga Francuzowi w poszukiwaniu skarbu - postanowił wtedy sam z kolegą zagarnąć zdobycz. Nocą napadli i związali zatrudniającego ich Francuza, zabrali mu pieniądze oraz list Kamila de Berier, a jego samego wrzucili związanego do piwnicy, gdzie później znalazł się też Adaś. Francuz miał zwichniętą rękę i wysoką gorączkę. Wieczorem w piwnicy zjawił się jeden z opryszków, przynosząc więźniom jedzenie. W nocy obudziły Adasia grzmoty i błyskawice - na zewnątrz rozpętała się straszliwa burza. Do piwnicy zaczęła cieknąć woda i stopniowo przybywało jej coraz więcej. Usłyszawszy na zewnątrz głosy ludzkie, zrozpaczony Adaś zaczął wzywać pomocy. Po chwili wyważono drzwi i do piwnicy wbiegł Staszek Burski w mundurze harcerza. Okazało się, że jego drużyna rozbiła obóz na drugim brzegu jeziora.Osłabionegoi wycieńczonego Francuza harcerze ponieśli na rękach w kierunku łodzi, a Adaś ze Staszkiem pobiegli jeszcze na chwilę do domu, skąd zabrali pieniądze skradzione Francuzowi przez opryszków oraz pamiętnik księdza Koszyczka. XI. Choć burza huczy wkoło nas... Przeciążona ponad miarę łódź bardzo opornie płynęła po wzburzonym jeziorze, przy każdym gwałtowniejszym ruchu pasażerów przechylała się niebezpiecznie. Nagle zaczęła nabierać wody i każdy musiał ratować się na własną rękę, by dopłynąć do brzegu. Bohaterski Francuz, mimo że sam był ranny, uratował od utonięcia małego harcerza. Wszyscy chłopcy razem z Francuzem szczęśliwie dotarli do obozu. Tam Staszek Burski zaproponował, aby chorego odnieść do księdza Kazuro, zacnego miejscowego proboszcza, od którego też była pożyczona zatopiona łódź. Przybywszy na ubogą plebanię, harcerze zostawili Francuza u życzliwego księdza, po czym wrócili, aby zwinąć obóz i przenieść go do Bejgoły. Adaś, który został u księdza Kazuro, usłyszał od niego przypadkiem opowieść o jego poprzedniku, księdzu, który w 1863 roku poszedł do powstania i został ranny pod Bejgołą. Rannego położono na drzwi, zdjęte z zawiasów domku ogrodnika i przyniesiono na plebanię. Ksiądz ów wyzdrowiał, a drzwi, na których go niesiono, są do dziś w parafialnej szkółce, wybudowanej przez księdza Kazuro. Usłyszawszy to, Adaś, szczęśliwy, że nareszcie odnalazł tajemnicze drzwi, zaraz rankiem poszedł je obejrzeć. Pod okuciem, okalającym dziurkę od klucza, znalazł wyryty w drewnie napis, który mówił, iż dalsze wskazówki znajdują się w malowanej brodzie, w wielkim domu. Zdziwiony Adaś nauczył się tych słów na pamięć, choć zupełnie nie rozumiał ich sensu. XII. Puk, puk, w okieneczko... Do Bejgoły dotarł list napisany przez Adasia na żądanie opryszków - domownicy odczytali ukryte przesłanie Adasia: „Strzeżcie domu” i postanowili czuwać. Poruszony niebezpieczeństwem, jakie grozi odwiecznej siedzibie Gąsowskich, pan Iwo postanowił uwolnić się od swego matematycznego obłędu i zerwawszy ostatecznie z tą nauką, wrzucił wszystkie swe papiery w ogień. Następnego dnia rano do dworu zawitał Staszek Burski, który opowiedział domownikom o niesamowitych przygodach Adasia i zawiadomił gospodarzy, iż harcerze rozbili swój obóz w parku okalającym dom. Zapowiedział też rychłe przybycie Adasia. Tymczasem Adam nie zjawił się przez cały dzień i dopiero późną nocą w okno pokoju pana profesora zapukały dwie postacie - Adaś i Staszek Burski. Rozbudzony i nic nie rozumiejący profesor był bardzo zdziwiony tym, iż chłopcy udali się w środku nocy na strych, coś stamtąd zabrali i tajemniczo zniknęli w mroku, nic mu nie tłumacząc. Prosili tylko, aby następnego dnia przy ich powitaniu profesor uczynił dużo hałasu. XIII. Któż to z płaskiego nie chce jeść talerza? Zaraz rano w Bejgole zjawił się Adaś ze Staszkiem, zastając całe towarzystwo przy śniadaniu na tarasie. Profesor, ku zdumieniu domowników, zaczął głośno witać przybyłych. Adaś opowiadał donośnym głosem o odkryciu, jakiego dokonał oraz o wyprawie po skarb, na którą udadzą się wszyscy wieczorem (w tym czasie Staszek pilnie obserwował, czy w pobliżu nie czai się któryś z opryszków). Po zapadnięciu zmierzchu profesor, pan Iwo Gąsowski, Staszek i Adaś udali się do parku, gdzie po długim kluczeniu i błądzeniu w chaszczach, Adaś polecił profesorowi odmierzyć 10, a później 11 kroków od pagórka i w miejscu, na które wypadło, zaczął razem ze Staszkiem kopać. Wkrótce oczom zebranych ukazała się ogromna, stara i zardzewiała skrzynia z mocno zabitym wiekiem. W tym samym momencie z krzaków wyskoczył jeden z opryszków i grożąc wszystkim rewolwerem, zabrał wykopany skarb. Profesor chciał go gonić, lecz Adaś odwiódł go od tego - i dopiero w domu wyjaśnił, iż całe to szukanie skarbu było zaplanowaną i odegraną przez niego komedią dla zmylenia opryszków. Staszek i Adaś poprzedniej nocy zabrali ze strychu skrzynię pełną starego żelastwa, po czym zakopali ją w parku. Chodziło o to, aby obserwujący każdy krok Adasia opryszkowie byli przekonani, iż znalazł on prawdziwy skarb i odebrali mu go, rezygnując tym samym z dalszych poszukiwań. Dopiero teraz Adaś oddał się rozmyślaniom nad dziwnymi słowami wyrytymi na drzwiach i doszedł do wniosku, iż chodzi tu o brodę namalowaną na portrecie jednego z Gąsowskich, znajdującym się w saloniku. W tejże brodzie na portrecie wyczytał następną wskazówkę, że należy szukać w domu tego, co wkrótce wróci z Egiptu i nigdy nie jadł na uczcie z płaskiego talerza. Wtedy Adaś przypomniał sobie bajkę o bocianie, który na uczcie nie mógł jeść z talerza i stwierdził, że skarb Kamila de Berier musi być ukryty w prastarym pniu dębu, na którym od najdawniejszych lat mieściło się bocianie gniazdo. W dziupli ogromnego dębu znalazł stary skórzany mieszek, w którym znajdowały się diamenty i rubiny. Adaś oddał skarb w ręce pani Gąsowskiej, po czym stwierdził, iż fiołkowe oczy panny Wandy są piękniejsze od wszystkich rubinów.