Dnia 6 marca 2007 roku wybrałam się wraz z klasą i wychowawczynią do Centrum Sztuki Filmowej w Katowicach na pokaz dwóch niezwykle nie banalnie dobranych filmów Teatru Telewizji. Pierwszy z nich to: ?Inka 1946 ? ja jedyna zginę?, natomiast drugi to ?Umarli ze Spoon River?. Imprezę prowadził Kazimierz Kutz, a jego gośćmi byli scenarzyści, pomysłodawcy i statyści owych wyżej wymienionych filmów. W pamięci mej wyjątkowo pozostał jednak film pierwszy reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz, który zrobił na mnie niebagatelne wrażenie. Główną postacią była Danuta Siedzikówna pseudonim Inka, którą wspaniale zagrała studentka II roku PWST w Krakowie Karolina Kominek. Inka to postać prawdziwa, a jej losy doskonale odzwierciedlił ten film. Była sanitariuszką 4. szwadronu odtworzonej na Białostocczyźnie V Brygady Wileńskiej AK. Rodziców, czyli ojca leśniczego i żołnierza armii Andersa, Wacława Siedzika i matkę Eugenię z Tymińskich, straciła bardzo wcześnie. Po zamordowaniu matki wraz z siostrą wstąpiła do Armii Krajowej, gdzie złożyła przysięgę i odbyła szkolenie sanitarne. Aresztowana przez NKWD-UB, a następnie uwolniona przez patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja "Konusa" (podkomendnych "Łupaszki"), gdzie następnie jako sanitariuszka podjęła służbę w jego oddziale. Podczas, gdy wysłano ją po zaopatrzenie medyczne do Gdańska, została przypadkowo aresztowana przez UB, gdzie następnie została uwięziona jako więzień specjalny w pawilonie gdańskiego więzienia. W śledztwie była bita i poniżana; mimo to odmówiła składania zeznań obciążających członków brygad wileńskich AK. Została skazana na śmierć 21 sierpnia i zamordowana przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego 28 sierpnia 1946 wraz z Feliksem Selmanowiczem pseudonim Zagończyk, w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku. Jej miejsce pochówku niestety nie jest znane. Według relacji przymusowego świadka egzekucji, ks. Mariana Prusaka, ostatnimi słowami Inki było: "Niech żyje Polska! Niech żyje Łupaszko!". Nie tylko jej życie, ale także jej działania mocno chwytały za serce. Poruszająca, a może nawet wręcz porażająca była myśl, że oskarżenie Inki było wręcz absurdalne. Ta niepełnoletnia dziewczyna nigdy nie strzelała do nikogo, a tym bardziej nie wydawała rozkazów. Nie brała bezpośredniego udziału w zabójstwach, co potwierdzały zeznania niektórych milicjantów, udzieliła im nawet pomocy, a pomimo to została skazana na śmierć. Lecz po wystrzeleniu stu pocisków w stronę skazanych okazało się, że Siedzikówna została jedynie ranna w ramię. Wydaje się to wręcz niewiarygodne, że żołnierze strzelający z odległości kilku metrów chybili. Dowódca plutonu egzekucyjnego podszedł jeszcze i z bliskiej odległości, strzałami z pistoletu w głowę, zabił obydwoje. Inka nie zgodziła się na podpisanie ?Prośby o łaskę?, która została wysłana do prezydenta Bolesława Bieruta. Zrobił to za nią jej obrońca Jan Chmielowski. Jednak i to nie pomogło utrzymać jej przy życiu. Była przyzwoitą patriotką, wierną własnemu krajowi, uczciwą nastolatką. Myślę, że jak najbardziej należy brać z niej przykład. W ostatnim liście przekazanym z więzienia po wyroku śmierci Siedzikówna napisała: "Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba...". Aktorka to pełna wdzięku młoda dziewczyna, która wyraźnie czuła jak ma grać w każdej sytuacji. Miałam wrażenie jakby chwilowo z pomocą przyszła jej prawdziwa Danuta Siedzikówna. Kolejnymi postaciami, które na pewno zwróciły uwagę są Stawicki, którego zagrał Michał Kowalski, Ksiądz ? Paweł Kowalski, Anderman ? Piotr Jankowski i wszyscy inni, którzy brali udział w tym filmie. Aktorzy występujący są postaciami wybitnie uzdolnionymi, potrafiący pokazać wszystkie należne emocje. Interesująco zaprezentowali swoich bohaterów. Mieli ogromną siłę wyrazu i tym właśnie spowodowali, że wczuliśmy się w uczucia bohaterów. Mimika i gesty wywoływały emocje pozytywne i negatywne, co oczywiście zwiększyło wartość przedstawienia. Rzadko, kiedy można spotkać aktorów tak świetnie czujących swoją rolę, którzy wydają się być idealnym odtwórcą. Patrząc na ich grę zupełnie zapominamy o rzeczywistości i jesteśmy tym, że jesteśmy świadkami dzieła filmowego. Całokształt sprawił, że mogliśmy się poczuć jakbyśmy byli uczestnikami wszystkich zdarzeń. Na wspomnienie zasługują także scenarzystka Joanna Macha, Helena Potocka zajmująca się kostiumami, Paweł Szymański odpowiedzialny za muzykę, a także Zdzisław Najda, który zrobił fantastyczne zdjęcia. Należy im się wielkie uznanie, gdyż stworzyli to wielkie dzieło w zaledwie 10 dni. I kto by pomyślał, że historia bohaterki Inki wywrze na obecnych jej rówieśnikach tak wielkie wrażenie. Sala wypełniona, co do jednego miejsca milczała przez cały czas trwania filmu. Nikt nie ruszył nawet palcem, gdy wyświetlano końcowe napisy. Być może jest to znak, że jednak mamy w sobie gdzieś tę krztę uczucia w tym przepełnionym obojętnością świecie.
Dnia 6 marca 2007 roku wybrałam się wraz z klasą i wychowawczynią do Centrum Sztuki Filmowej w Katowicach na pokaz dwóch niezwykle nie banalnie dobranych filmów Teatru Telewizji. Pierwszy z nich to: ?Inka 1946 ? ja jedyna zginę?, natomiast drugi to ?Umarli ze Spoon River?. Imprezę prowadził Kazimierz Kutz, a jego gośćmi byli scenarzyści, pomysłodawcy i statyści owych wyżej wymienionych filmów. W pamięci mej wyjątkowo pozostał jednak film pierwszy reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz, który zrobił na mnie niebagatelne wrażenie.
Główną postacią była Danuta Siedzikówna pseudonim Inka, którą wspaniale zagrała studentka II roku PWST w Krakowie Karolina Kominek. Inka to postać prawdziwa, a jej losy doskonale odzwierciedlił ten film. Była sanitariuszką 4. szwadronu odtworzonej na Białostocczyźnie V Brygady Wileńskiej AK. Rodziców, czyli ojca leśniczego i żołnierza armii Andersa, Wacława Siedzika i matkę Eugenię z Tymińskich, straciła bardzo wcześnie. Po zamordowaniu matki wraz z siostrą wstąpiła do Armii Krajowej, gdzie złożyła przysięgę i odbyła szkolenie sanitarne. Aresztowana przez NKWD-UB, a następnie uwolniona przez patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja "Konusa" (podkomendnych "Łupaszki"), gdzie następnie jako sanitariuszka podjęła służbę w jego oddziale. Podczas, gdy wysłano ją po zaopatrzenie medyczne do Gdańska, została przypadkowo aresztowana przez UB, gdzie następnie została uwięziona jako więzień specjalny w pawilonie gdańskiego więzienia. W śledztwie była bita i poniżana; mimo to odmówiła składania zeznań obciążających członków brygad wileńskich AK. Została skazana na śmierć 21 sierpnia i zamordowana przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego 28 sierpnia 1946 wraz z Feliksem Selmanowiczem pseudonim Zagończyk, w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku. Jej miejsce pochówku niestety nie jest znane. Według relacji przymusowego świadka egzekucji, ks. Mariana Prusaka, ostatnimi słowami Inki było: "Niech żyje Polska! Niech żyje Łupaszko!". Nie tylko jej życie, ale także jej działania mocno chwytały za serce. Poruszająca, a może nawet wręcz porażająca była myśl, że oskarżenie Inki było wręcz absurdalne. Ta niepełnoletnia dziewczyna nigdy nie strzelała do nikogo, a tym bardziej nie wydawała rozkazów. Nie brała bezpośredniego udziału w zabójstwach, co potwierdzały zeznania niektórych milicjantów, udzieliła im nawet pomocy, a pomimo to została skazana na śmierć. Lecz po wystrzeleniu stu pocisków w stronę skazanych okazało się, że Siedzikówna została jedynie ranna w ramię. Wydaje się to wręcz niewiarygodne, że żołnierze strzelający z odległości kilku metrów chybili. Dowódca plutonu egzekucyjnego podszedł jeszcze i z bliskiej odległości, strzałami z pistoletu w głowę, zabił obydwoje. Inka nie zgodziła się na podpisanie ?Prośby o łaskę?, która została wysłana do prezydenta Bolesława Bieruta. Zrobił to za nią jej obrońca Jan Chmielowski. Jednak i to nie pomogło utrzymać jej przy życiu. Była przyzwoitą patriotką, wierną własnemu krajowi, uczciwą nastolatką. Myślę, że jak najbardziej należy brać z niej przykład. W ostatnim liście przekazanym z więzienia po wyroku śmierci Siedzikówna napisała: "Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba...". Aktorka to pełna wdzięku młoda dziewczyna, która wyraźnie czuła jak ma grać w każdej sytuacji. Miałam wrażenie jakby chwilowo z pomocą przyszła jej prawdziwa Danuta Siedzikówna.
Kolejnymi postaciami, które na pewno zwróciły uwagę są Stawicki, którego zagrał Michał Kowalski, Ksiądz ? Paweł Kowalski, Anderman ? Piotr Jankowski i wszyscy inni, którzy brali udział w tym filmie. Aktorzy występujący są postaciami wybitnie uzdolnionymi, potrafiący pokazać wszystkie należne emocje. Interesująco zaprezentowali swoich bohaterów. Mieli ogromną siłę wyrazu i tym właśnie spowodowali, że wczuliśmy się w uczucia bohaterów. Mimika i gesty wywoływały emocje pozytywne i negatywne, co oczywiście zwiększyło wartość przedstawienia. Rzadko, kiedy można spotkać aktorów tak świetnie czujących swoją rolę, którzy wydają się być idealnym odtwórcą. Patrząc na ich grę zupełnie zapominamy o rzeczywistości i jesteśmy tym, że jesteśmy świadkami dzieła filmowego. Całokształt sprawił, że mogliśmy się poczuć jakbyśmy byli uczestnikami wszystkich zdarzeń.
Na wspomnienie zasługują także scenarzystka Joanna Macha, Helena Potocka zajmująca się kostiumami, Paweł Szymański odpowiedzialny za muzykę, a także Zdzisław Najda, który zrobił fantastyczne zdjęcia. Należy im się wielkie uznanie, gdyż stworzyli to wielkie dzieło w zaledwie 10 dni.
I kto by pomyślał, że historia bohaterki Inki wywrze na obecnych jej rówieśnikach tak wielkie wrażenie. Sala wypełniona, co do jednego miejsca milczała przez cały czas trwania filmu. Nikt nie ruszył nawet palcem, gdy wyświetlano końcowe napisy. Być może jest to znak, że jednak mamy w sobie gdzieś tę krztę uczucia w tym przepełnionym obojętnością świecie.