Proszę o reenzję z filmu "Generał Nil"!! Błagaam:D
andzia1000
Generał Nil" to film dokumentujący ostatnie lata życia Augusta Emila Fieldorfa, generała AK, który został skazany na śmierć w sfabrykowanym procesie sądowym.
Film składa się z dwóch części. Pierwsza z nich to ilustracja ostatnich lat wojennej zawieruchy Fieldorfa, który dowodzi Kedywem w Warszawie, organizuje zamach na Franza Kutscherę. Generał ukrywa się pod przybranym nazwiskiem, udaje kolejarza. Z fałszywymi papierami zostaje zgarnięty za błahostkę przez NKWD w Milanówku. W ten sposób razem z końcem wojny trafia na dwa lata na Sybir. Do Polski wraca w 1947. Początkowo ukrywa się, potem jednak postanawia wyjawić swoje prawdziwe dane i żyć z czystym kontem w powojennej Polsce. Na górze zapada jednak decyzja, aby historię Fieldrofa zakończyć pokazowym procesem, który dobitnie wyjaśni, że nowa Polska nie ma nic wspólnego z tą przedwojenną. Generała zaczynają obserwować służby specjalne, w końcu zostaje aresztowany. Jego pobytowi w więzieniu poświęcona jest druga część filmu. Podczas niej obserwujemy tortury i przesłuchania Nila i jego podwładnych, fabrykowanie dowodów w procesie, aż w końcu tragiczny koniec wielkiego bohatera, który został skazany na śmierć i powieszony w warszawskim więzieniu.
Pierwsza część filmu to scenki z życia Generała, które pozwalają zbudować obraz tego niesamowitego człowieka i tłumaczą świetnie jego zachowanie podczas więziennej męki. Olgierdowi Łukaszewiczowi udaje się stworzyć bardzo dokładnie postać człowieka, który wierzył w klarowne, żołnierskie ideały, nie wahał się podczas walki, który po powrocie do kraju okazał się być racjonalny do szpiku kości. Nil w wykonaniu Łukaszewicza nie ma w sobie nic z romantycznego bojownika, to człowiek, nie symbol. Druga część filmu ma zupełnie inne tempo. Mimo, że znamy finał tej historii, czujemy pętle zaciskającą się wokół Fieldorfa. Bugajskiemu udało się osiągnąć efekt stałego napięcia nie epatując brutalnością podczas przesłuchań i tortur byłych AK-owców.
Jest w "Generale Nilu" kilka świetnych scen, które swoim ładunkiem dramaturgicznym bardzo celnie podsumowują całą historię. To scena, kiedy żona i córki Fieldorfa podczas widzenia się z nim w więzieniu błagają go, żeby poprosił Bieruta o łaskę. Kobiety oddzielone są od Fieldorfa podwójnymi kratami, między którymi chodzi strażnik, nie pozwalając na żadną intymność podczas pewnie ostatniego spotkania. Wielu na pewno zwróci uwagę na scenę, w której hitlerowski zbrodniarz wojenny siedzi w tej samej celi, co Fieldorf i mówi do niego "czy to nie zabawne, że w nowej Polsce Pan i ja będziemy sądzeni i skazani na taką samą karę z tego samego paragrafu?". Dla mnie jednak najbardziej przejmującą sceną jest inna więzienna. Fieldorf siedzi w celi z trzema innymi mężczyznami. Jeden z nich zostaje wzięty na przesłuchanie i okropnie skatowany. Kiedy wraca do swoich towarzyszy, mimo krańcowego wyczerpania, rzuca się na jednego z nich, który jest Żydem, zaczyna go bić i wrzeszczeć, że to właśnie żydowskimi rękami zabijany jest ten kraj. To jedna z bardziej trafnych metafor wiecznie pokrzywdzonej polskości, która otępiona krzywdami wymierza ciosy na prawo i na lewo, często fatalnie diagnozując źródło swojego cierpienia i swoich oprawców.
Obraz Ryszarda Bugajskiego nie jest wolny od drobnych potknięć, w pierwszej części potrafi znużyć. Ale to solidne kino historyczne, z gigantycznym potencjałem edukacyjnym, które powinno w naszym kraju powstawać. Na plakacie filmu widnieje czerwona kreska, która przekreśla twarz Nila. To symbol wymazywania postaci jego pokroju z narodowej pamięci. Twórcy "Generała Nila" często podkreślają "odkłamywanie historii". To odkłamywanie jest ważne zarówno dla nas, jak i dla zagranicy. Dla nas przez nasze intelektualne lenistwo i przez to, co niektórzy starają się robić z naszą pamięcią historyczną dla własnych celów politycznych. Dla zagranicy w związku ze sformułowaniami "polskie obozy zagłady", które nadal potrafią ukazywać się w prasie w dobie obojętności na historię sprzed 60 lat, która nadal powinna być ważna. Której nie trzeba rozpamiętywać w duchu zemsty, ale którą należy pamiętać.
Film składa się z dwóch części. Pierwsza z nich to ilustracja ostatnich lat wojennej zawieruchy Fieldorfa, który dowodzi Kedywem w Warszawie, organizuje zamach na Franza Kutscherę. Generał ukrywa się pod przybranym nazwiskiem, udaje kolejarza. Z fałszywymi papierami zostaje zgarnięty za błahostkę przez NKWD w Milanówku. W ten sposób razem z końcem wojny trafia na dwa lata na Sybir. Do Polski wraca w 1947. Początkowo ukrywa się, potem jednak postanawia wyjawić swoje prawdziwe dane i żyć z czystym kontem w powojennej Polsce. Na górze zapada jednak decyzja, aby historię Fieldrofa zakończyć pokazowym procesem, który dobitnie wyjaśni, że nowa Polska nie ma nic wspólnego z tą przedwojenną. Generała zaczynają obserwować służby specjalne, w końcu zostaje aresztowany. Jego pobytowi w więzieniu poświęcona jest druga część filmu. Podczas niej obserwujemy tortury i przesłuchania Nila i jego podwładnych, fabrykowanie dowodów w procesie, aż w końcu tragiczny koniec wielkiego bohatera, który został skazany na śmierć i powieszony w warszawskim więzieniu.
Pierwsza część filmu to scenki z życia Generała, które pozwalają zbudować obraz tego niesamowitego człowieka i tłumaczą świetnie jego zachowanie podczas więziennej męki. Olgierdowi Łukaszewiczowi udaje się stworzyć bardzo dokładnie postać człowieka, który wierzył w klarowne, żołnierskie ideały, nie wahał się podczas walki, który po powrocie do kraju okazał się być racjonalny do szpiku kości. Nil w wykonaniu Łukaszewicza nie ma w sobie nic z romantycznego bojownika, to człowiek, nie symbol. Druga część filmu ma zupełnie inne tempo. Mimo, że znamy finał tej historii, czujemy pętle zaciskającą się wokół Fieldorfa. Bugajskiemu udało się osiągnąć efekt stałego napięcia nie epatując brutalnością podczas przesłuchań i tortur byłych AK-owców.
Jest w "Generale Nilu" kilka świetnych scen, które swoim ładunkiem dramaturgicznym bardzo celnie podsumowują całą historię. To scena, kiedy żona i córki Fieldorfa podczas widzenia się z nim w więzieniu błagają go, żeby poprosił Bieruta o łaskę. Kobiety oddzielone są od Fieldorfa podwójnymi kratami, między którymi chodzi strażnik, nie pozwalając na żadną intymność podczas pewnie ostatniego spotkania. Wielu na pewno zwróci uwagę na scenę, w której hitlerowski zbrodniarz wojenny siedzi w tej samej celi, co Fieldorf i mówi do niego "czy to nie zabawne, że w nowej Polsce Pan i ja będziemy sądzeni i skazani na taką samą karę z tego samego paragrafu?". Dla mnie jednak najbardziej przejmującą sceną jest inna więzienna. Fieldorf siedzi w celi z trzema innymi mężczyznami. Jeden z nich zostaje wzięty na przesłuchanie i okropnie skatowany. Kiedy wraca do swoich towarzyszy, mimo krańcowego wyczerpania, rzuca się na jednego z nich, który jest Żydem, zaczyna go bić i wrzeszczeć, że to właśnie żydowskimi rękami zabijany jest ten kraj. To jedna z bardziej trafnych metafor wiecznie pokrzywdzonej polskości, która otępiona krzywdami wymierza ciosy na prawo i na lewo, często fatalnie diagnozując źródło swojego cierpienia i swoich oprawców.
Obraz Ryszarda Bugajskiego nie jest wolny od drobnych potknięć, w pierwszej części potrafi znużyć. Ale to solidne kino historyczne, z gigantycznym potencjałem edukacyjnym, które powinno w naszym kraju powstawać. Na plakacie filmu widnieje czerwona kreska, która przekreśla twarz Nila. To symbol wymazywania postaci jego pokroju z narodowej pamięci. Twórcy "Generała Nila" często podkreślają "odkłamywanie historii". To odkłamywanie jest ważne zarówno dla nas, jak i dla zagranicy. Dla nas przez nasze intelektualne lenistwo i przez to, co niektórzy starają się robić z naszą pamięcią historyczną dla własnych celów politycznych. Dla zagranicy w związku ze sformułowaniami "polskie obozy zagłady", które nadal potrafią ukazywać się w prasie w dobie obojętności na historię sprzed 60 lat, która nadal powinna być ważna. Której nie trzeba rozpamiętywać w duchu zemsty, ale którą należy pamiętać.