Proszę o napisanie dobrej charakterystyki Pi Patela Daje Naj!! Prosze jak najszybcije z góry dzięki.
Karolcia987547
Są w "Życiu Pi" momenty nieskrępowanej, wizualnej poezji: krystalicznie czysta tafla oceanu zlewająca się z nieboskłonem, blask meduz rozjaśniających czarną jak smoła toń, legion surykatek zgromadzonych wokół oczka wodnego pośrodku olbrzymiej dżungli, łódka rozcinająca wzburzone, sztormowe fale. Wydaje się wręcz, że formalne szaleństwa twórców są sednem całej opowieści – pamiętajcie, żeby zabrać z kina szczękę, będzie w okolicach butów.
Powieść Yanna Martela, na podstawie której Tajwańczyk Ang Lee zrealizował swój obraz, to panteistyczna z ducha i awanturnicza z konwencji opowieść, w której Robinson Crusoe spotyka Barucha Spinozę. Oto ocalały z katastrofy morskiej Hindus Piscine Patel (Irrfan Khan) wspomina walkę z głodem, żarem oraz rozszalałym tygrysem bengalskim – rozbitkiem z równie silną wolą przetrwania. Nie mogąc ryzykować życia na przytroczonej do łódki tratwie, chłopak postanawia wytresować zwierzę. I choć ich zmagania mają w sobie slapstickową werwę, wymowa całości lokuje film w rejonach filozoficznej powiastki: to utwór o zwrocie w stronę religii jako niemal biologicznym odruchu, o intuicyjnym wzywaniu boskiego imienia w chwilach największego zwątpienia i słabości.
Patel widzi Boga (a nawet Bogów) w zasadzie wszędzie: w rybach, w tygrysie, w meduzach, w bezkresnym oceanie. Pytanie, czy dojdzie ze Stwórcą do porozumienia, jest retoryczne, gdyż historię poznajemy z perspektywy współczesności. "Pi" opowiada ją wścibskiemu dziennikarzowi i właśnie owo "opowiadanie" – inny wielki temat Martela – jest dla Anga Lee esencjonalne. Jego film jest najsłabszy, gdy przychodzi do cokolwiek akademickich rozmów i banalnych monologów bohatera na temat trudnej sztuki narracji. Kwitnie z kolei, gdy reżyser daje przemówić obrazom. W swoich najlepszych partiach jest to manifestacja żywiołu filmowej epiki i tour de force operatora Claudio Mirandy: dzieło oddychające szerokimi planami, pełne uzasadnionych i pomysłowych efektów specjalnych, wirtuozersko zmontowane.
Być może więcej niż cokolwiek innego mówi o "Życiu Pi" zastosowana technologia 3D. Pod względem koncepcyjnym (nie technicznym ani realizacyjnym!) to stara szkoła – jarmark zamiast galerii, proste pomysły w efektownym wykonaniu. Podejmując za czytelnika pracę wyobraźni, Lee przyjął prostą strategię: najpierw oczarować, potem zadawać pytania.
Powieść Yanna Martela, na podstawie której Tajwańczyk Ang Lee zrealizował swój obraz, to panteistyczna z ducha i awanturnicza z konwencji opowieść, w której Robinson Crusoe spotyka Barucha Spinozę. Oto ocalały z katastrofy morskiej Hindus Piscine Patel (Irrfan Khan) wspomina walkę z głodem, żarem oraz rozszalałym tygrysem bengalskim – rozbitkiem z równie silną wolą przetrwania. Nie mogąc ryzykować życia na przytroczonej do łódki tratwie, chłopak postanawia wytresować zwierzę. I choć ich zmagania mają w sobie slapstickową werwę, wymowa całości lokuje film w rejonach filozoficznej powiastki: to utwór o zwrocie w stronę religii jako niemal biologicznym odruchu, o intuicyjnym wzywaniu boskiego imienia w chwilach największego zwątpienia i słabości.
Patel widzi Boga (a nawet Bogów) w zasadzie wszędzie: w rybach, w tygrysie, w meduzach, w bezkresnym oceanie. Pytanie, czy dojdzie ze Stwórcą do porozumienia, jest retoryczne, gdyż historię poznajemy z perspektywy współczesności. "Pi" opowiada ją wścibskiemu dziennikarzowi i właśnie owo "opowiadanie" – inny wielki temat Martela – jest dla Anga Lee esencjonalne. Jego film jest najsłabszy, gdy przychodzi do cokolwiek akademickich rozmów i banalnych monologów bohatera na temat trudnej sztuki narracji. Kwitnie z kolei, gdy reżyser daje przemówić obrazom. W swoich najlepszych partiach jest to manifestacja żywiołu filmowej epiki i tour de force operatora Claudio Mirandy: dzieło oddychające szerokimi planami, pełne uzasadnionych i pomysłowych efektów specjalnych, wirtuozersko zmontowane.
Być może więcej niż cokolwiek innego mówi o "Życiu Pi" zastosowana technologia 3D. Pod względem koncepcyjnym (nie technicznym ani realizacyjnym!) to stara szkoła – jarmark zamiast galerii, proste pomysły w efektownym wykonaniu. Podejmując za czytelnika pracę wyobraźni, Lee przyjął prostą strategię: najpierw oczarować, potem zadawać pytania.
zgłoś poprawkę