To był sobotni ranek. Jak zwykle leżałem i nic nie robiłem, no bo i po co, skoro dzień wolny od wszystkiego? Gdy już w moim brzuchu zaczęło burczeć poszedłem do kuchni coś zjeść. Rodzice jak gdyby nigdy nic rozmawiali ze sobą o tym, co muszą kupić na dzisiejszy obiad. - Ciekawe - pomyślałem... - mama niby taka pedantka, zwraca uwagę na najmniejszy szczegół, czepia się najdrobniejszego słówka... a nawet nie pamiętała o tym, że dziś moje urodziny - pomyślałem. Tak jak się spodziewałem, dzień upłynął całkowicie spokojnie, przeczytałem książkę w zacisznym tarasie - to mój kącik, często tam przebywam gdy czuję się samotny i chcę uciec od świata. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. - Może ktoś ze znajomych napisał mi chociaż sms-a z życzeniami? - pomyślałem z nutką nadziei. Niestety, zawiodłem się. -No kurde! Dlaczego nikt nie pamięta? Tomek? Krzysiek? Stefan...? Moi najbliżsi przyjaciele i każdy siedzi cicho? - posmutniałem. - Muszę się wziąć w garść, co oni mnie obchodzą! Nie chcę takich przyjaciół którzy nawet nie pamiętają o moich urodzinach! - powiedziałem w duchu. - Och, gdyby Karolina tutaj była - westchnąłem. Tak, to jest miłość mojego życia... jest cudowna! Jej wielkie, kasztanowe oczy wciąż mi się śniły po nocach. Nie mówiąc już o ognistych włosach, które często spinała zieloną klamrą. Tak... tylko ona mogła mnie wtedy pocieszyć.
- AAAAAAAAAAAAAAAUUUUUUUUUUU! - usłyszałem krzyk z salonu.
Zerwałem się z miejsca i przestraszony pobiegłem do miejsca z którego dochodził krzyk.
Moim oczom ukazał się wielki tort z zapalonymi świeczkami i mnóstwo osób: rodzina i przyjaciele. Zaczęli śpiewać "sto lat" a ja stałem tam, jak słup soli nie mogąc uwierzyć. Pamiętali! Gdy już goście zaśpiewali a ja ocknąłem się, to jedynym słowem jaki zdołałem wydusić było - dziękuję.
- Nie masz za co dziękować syneczku! - powiedziała mama. - w końcu dzisiaj Twoje urodziny!
Byłem bardzo szczęśliwy. Gdy już wszyscy złożyli mi życzenia, spostrzegłem, że jedyną osobą której dotychczas nie zauważyłem była Karolina. Ubrana w sukienkę w kolorze soczystej zieleni stała tak naprzeciwko mnie, a mi odebrało mowę.
- Głupi, głupi, głupi! - pomyślałem w duchu. - No powiedz coś w końcu, nie stój tak! Co ona sobie pomyśli! Przywitaj się chociaż - lecz mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem z siebie nic wydobyć. Tak, to ona tak na mnie działała.
- Witaj - powiedziała... - chciałam Ci życzyć wszystkiego najlepszego w dniu Twoich urodzin... zdrowia, szczęścia... miłości - powiedziała tym swoim uroczym głosem. Tego już nie wytrzymałem. Spaliłem się jak burak! No nie wierzę! Karolina jest w moim domu i składa mi życzenia? Byłem w siódmym niebie. Wieczór minął niesprawiedliwie zbyt szybko, jednak ten dzień na zawsze wrył się w moją pamięć.
Przed zaśnięcien westchnąłem do nieba: - Moja rodzina mnie nie zawiodła.
To był sobotni ranek. Jak zwykle leżałem i nic nie robiłem, no bo i po co, skoro dzień wolny od wszystkiego?
Gdy już w moim brzuchu zaczęło burczeć poszedłem do kuchni coś zjeść.
Rodzice jak gdyby nigdy nic rozmawiali ze sobą o tym, co muszą kupić na dzisiejszy obiad.
- Ciekawe - pomyślałem... - mama niby taka pedantka, zwraca uwagę na najmniejszy szczegół, czepia się najdrobniejszego słówka... a nawet nie pamiętała o tym, że dziś moje urodziny - pomyślałem. Tak jak się spodziewałem, dzień upłynął całkowicie spokojnie, przeczytałem książkę w zacisznym tarasie - to mój kącik, często tam przebywam gdy czuję się samotny i chcę uciec od świata. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. - Może ktoś ze znajomych napisał mi chociaż sms-a z życzeniami? - pomyślałem z nutką nadziei. Niestety, zawiodłem się. -No kurde! Dlaczego nikt nie pamięta? Tomek? Krzysiek? Stefan...? Moi najbliżsi przyjaciele i każdy siedzi cicho? - posmutniałem. - Muszę się wziąć w garść, co oni mnie obchodzą! Nie chcę takich przyjaciół którzy nawet nie pamiętają o moich urodzinach! - powiedziałem w duchu. - Och, gdyby Karolina tutaj była - westchnąłem. Tak, to jest miłość mojego życia... jest cudowna! Jej wielkie, kasztanowe oczy wciąż mi się śniły po nocach. Nie mówiąc już o ognistych włosach, które często spinała zieloną klamrą. Tak... tylko ona mogła mnie wtedy pocieszyć.
- AAAAAAAAAAAAAAAUUUUUUUUUUU! - usłyszałem krzyk z salonu.
Zerwałem się z miejsca i przestraszony pobiegłem do miejsca z którego dochodził krzyk.
Moim oczom ukazał się wielki tort z zapalonymi świeczkami i mnóstwo osób: rodzina i przyjaciele. Zaczęli śpiewać "sto lat" a ja stałem tam, jak słup soli nie mogąc uwierzyć. Pamiętali! Gdy już goście zaśpiewali a ja ocknąłem się, to jedynym słowem jaki zdołałem wydusić było - dziękuję.
- Nie masz za co dziękować syneczku! - powiedziała mama. - w końcu dzisiaj Twoje urodziny!
Byłem bardzo szczęśliwy. Gdy już wszyscy złożyli mi życzenia, spostrzegłem, że jedyną osobą której dotychczas nie zauważyłem była Karolina. Ubrana w sukienkę w kolorze soczystej zieleni stała tak naprzeciwko mnie, a mi odebrało mowę.
- Głupi, głupi, głupi! - pomyślałem w duchu. - No powiedz coś w końcu, nie stój tak! Co ona sobie pomyśli! Przywitaj się chociaż - lecz mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem z siebie nic wydobyć. Tak, to ona tak na mnie działała.
- Witaj - powiedziała... - chciałam Ci życzyć wszystkiego najlepszego w dniu Twoich urodzin... zdrowia, szczęścia... miłości - powiedziała tym swoim uroczym głosem. Tego już nie wytrzymałem. Spaliłem się jak burak! No nie wierzę! Karolina jest w moim domu i składa mi życzenia? Byłem w siódmym niebie. Wieczór minął niesprawiedliwie zbyt szybko, jednak ten dzień na zawsze wrył się w moją pamięć.
Przed zaśnięcien westchnąłem do nieba: - Moja rodzina mnie nie zawiodła.
Liczę na naj! :)