Proszę napiszcie mi na polski wypracowanie ze związkami frazeologicznymi .
Zgłoś nadużycie!
Zakupy! Wczoraj chciałam iśc z przyjaciółką do centrum handlowego po spodnie. Lecz ona powiedziała ze nie bo akurrat ,,haruje jak wół".Chciałam iśc sama ale bałam się że sprzedadzą mi ,,Kota w worku", wiec postanowiłam poprosic mamę która z kolei jest ,,pracowita ajk pszczółka" ale po na mysle znalazła dla mnei czasu i mielismy sie wybrac. Wszystk obyło by dobrze gdyby nie moj brat co ,,wisiał na nas jak miecz Damoklesa" -cały cas chciał cos od mamy. Wszystk osie udało bo nastepnego dna ,,Wstalismy bladym świtem" by zdąrzyc na pociag do centrum handlowego. Zakupy sie udały jednym slowem ,,róg obfitości"
0 votes Thanks 0
wikiii199910
Ostatnio nasza klasa miała dzień pełen przygód. Żadna pani, która wtedy nas uczyła nas nie miała świętych nerwów. Na pierwszej lekcji sławni bliźniacy z 1c, którzy są podobni do siebie jak dzień do nocy przyszli, aby przekazać hiobową wieść o tym, że dziś odbędzie się wizytacja: - Psze państwa i psze pani - zaczął Jakub, a Wojtek szturchnął go w ramię tak, że ten zaraz się poprawił - Raczej psze pani i psze państwa. Przyszliśmy w nietypowej sprawie, nie – w typowej sprawie, aby… - No mów szybciej, Kubusiu – pospieszyła go nasza opiekunka. -Aby zapowiedzieć wizytacje pani dyrektor i pani pedagog Grażyny na waszej szóstej lekcji – skończył Wojtek. Jednak nikt nie wziął sobie do serca informacji od chłopców. Czas płynął dalej. Zadzwonił dzwonek ogłaszający przerwę i uczniowie rozbiegli się na cztery strony świata. Kolejna godzina nauki przebiegła bez zarzutu. W sali było cicho jak makiem zasiał. Ale wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Na języku polskim po przeczytaniu fragmentu ,,Przygód Hucka,, Damian oznajmił, że on też ucieknie z domu. Klasa zgodnym chórem przyznała mu rację i reszta lekcji zbiegła na spisywaniu listy uciekinierów: - Ale nie tak prędko! – krzyknął – Wymyśliłem warunki, według których będziemy żyć: Po pierwsze na tratwie macie nie podpierać ścian, po drugie nie jeść za dwoje, bo pożywienia może braknąć, po trzecie poszukiwać przygód, po czwarte - wymienił jednym tchem – a zresztą nie ma po czwarte! – dokończył po namyśle. Po usłyszeniu tych kryterii chłopiec mógł policzyć uczestników wyprawy na palcach jednej ręki. Nauczycielka była u kresu cierpliwości, gdy kończyła wykład. Na czwartej lekcji Basia, którą uważamy za chodzącą encyklopedię przedstawiała referat o życiu afrykańskich słoni. Siedzieliśmy jak na tureckim kazaniu, bo był on śmiertelnie nudny. - Słonie to jedyna żyjąca rodzina trąbowców. Słonie afrykańskie osiągają wysokość do 4 m, ich masa wynosi do 7,5 tony.- Ciągnęła opowieść dziewczyna. Basia jest oczkiem w głowie pani Magiery, więc dostała ocenę celującą. Na piątej godzinie byliśmy wyjątkowo grzeczni. Nawet nauczycielka fizyki, która miała lekcje w sąsiedniej sali przyszła sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Rozmawialiśmy szeptem. Największą uwagę przyciągał Darek, bo był pomysłodawcą naszego planu. Konsultowaliśmy z nim każdą myśl związaną z naszym konceptem. -To wasze zachowanie wydaje mi się co najmniej dziwne.- Stwierdziła nauczycielka - A! Już wiem. Nie ma się czego bać. Nikt nie będzie was przypierał do ściany. I zaczęła prawić kazania na temat zachowania się w ciągu wizytacji. - Mam nadzieję, że pokażecie, na co was stać! Resztę znamy z opowieści kolegów. Pani i nasi goście zmierzali w kierunku klasy. Nauczycielka chwaliła się, że doprowadziła nas do porządku: - Panie słuchają. Czy coś słyszycie?- zapytała. - Rzeczywiście. Cisza, aż w uszach dzwoni.- przyznała Pani Grażyna. Były w siódmym niebie, do czasu, gdy przekroczyły próg pomieszczenia, w którym miała się odbyć wizytacja. - Co to ma znaczyć?- zapytała pani pedagog. Zamarły ze zdumienia, bo … nas nie było. - Oni przecież tu przed chwilą siedzieli. Tak. Pamiętam. Tu Klaudia, Karolina, Bartek. Tam Łukasz, Iwona, Patryk i Kamil.- tłumaczyła pani. - Może chce nam pani wmówić, że rozpłynęli się w powietrzu albo, że zapadli się pod ziemię.- rzekła zdenerwowana dyrektorka. - O nie, droga pani! Albo ich pani znajdzie, albo- zastanowiła się przez chwilę pedagog Grażyna- nieważne. I tak pani nic nie mogę zrobić.- I szepnęła do pani dyrektor- To nie jej wina. Poszukajmy ich. Ale poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. My siedzieliśmy w domach i chichotaliśmy z tego, jak udało nam się nabić w butelkę wszystkie trzy kobiety. Nikt nie spodziewał się, że wywiniemy taki numer.
Wczoraj chciałam iśc z przyjaciółką do centrum handlowego po spodnie. Lecz ona powiedziała ze nie bo akurrat ,,haruje jak wół".Chciałam iśc sama ale bałam się że sprzedadzą mi ,,Kota w worku", wiec postanowiłam poprosic mamę która z kolei jest ,,pracowita ajk pszczółka" ale po na mysle znalazła dla mnei czasu i mielismy sie wybrac. Wszystk obyło by dobrze gdyby nie moj brat co ,,wisiał na nas jak miecz Damoklesa" -cały cas chciał cos od mamy. Wszystk osie udało bo nastepnego dna ,,Wstalismy bladym świtem" by zdąrzyc na pociag do centrum handlowego. Zakupy sie udały jednym slowem ,,róg obfitości"
Na pierwszej lekcji sławni bliźniacy z 1c, którzy są podobni do siebie jak dzień do nocy przyszli, aby przekazać hiobową wieść o tym, że dziś odbędzie się wizytacja:
- Psze państwa i psze pani - zaczął Jakub, a Wojtek szturchnął go w ramię tak, że ten zaraz się poprawił - Raczej psze pani i psze państwa. Przyszliśmy w nietypowej sprawie, nie – w typowej sprawie, aby…
- No mów szybciej, Kubusiu – pospieszyła go nasza opiekunka.
-Aby zapowiedzieć wizytacje pani dyrektor i pani pedagog Grażyny na waszej szóstej lekcji – skończył Wojtek.
Jednak nikt nie wziął sobie do serca informacji od chłopców. Czas płynął dalej. Zadzwonił dzwonek ogłaszający przerwę i uczniowie rozbiegli się na cztery strony świata.
Kolejna godzina nauki przebiegła bez zarzutu. W sali było cicho jak makiem zasiał. Ale wszystko, co dobre kiedyś się kończy.
Na języku polskim po przeczytaniu fragmentu ,,Przygód Hucka,, Damian oznajmił, że on też ucieknie z domu. Klasa zgodnym chórem przyznała mu rację i reszta lekcji zbiegła na spisywaniu listy uciekinierów:
- Ale nie tak prędko! – krzyknął – Wymyśliłem warunki, według których będziemy żyć: Po pierwsze na tratwie macie nie podpierać ścian, po drugie nie jeść za dwoje, bo pożywienia może braknąć, po trzecie poszukiwać przygód, po czwarte - wymienił jednym tchem – a zresztą nie ma po czwarte! – dokończył po namyśle.
Po usłyszeniu tych kryterii chłopiec mógł policzyć uczestników wyprawy na palcach jednej ręki.
Nauczycielka była u kresu cierpliwości, gdy kończyła wykład.
Na czwartej lekcji Basia, którą uważamy za chodzącą encyklopedię przedstawiała referat o życiu afrykańskich słoni. Siedzieliśmy jak na tureckim kazaniu, bo był on śmiertelnie nudny.
- Słonie to jedyna żyjąca rodzina trąbowców. Słonie afrykańskie osiągają wysokość do 4 m, ich masa wynosi do 7,5 tony.- Ciągnęła opowieść dziewczyna.
Basia jest oczkiem w głowie pani Magiery, więc dostała ocenę celującą.
Na piątej godzinie byliśmy wyjątkowo grzeczni. Nawet nauczycielka fizyki, która miała lekcje w sąsiedniej sali przyszła sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Rozmawialiśmy szeptem. Największą uwagę przyciągał Darek, bo był pomysłodawcą naszego planu. Konsultowaliśmy z nim każdą myśl związaną z naszym konceptem.
-To wasze zachowanie wydaje mi się co najmniej dziwne.- Stwierdziła nauczycielka - A! Już wiem. Nie ma się czego bać. Nikt nie będzie was przypierał do ściany. I zaczęła prawić kazania na temat zachowania się w ciągu wizytacji.
- Mam nadzieję, że pokażecie, na co was stać!
Resztę znamy z opowieści kolegów. Pani i nasi goście zmierzali w kierunku klasy. Nauczycielka chwaliła się, że doprowadziła nas do porządku:
- Panie słuchają. Czy coś słyszycie?- zapytała.
- Rzeczywiście. Cisza, aż w uszach dzwoni.- przyznała Pani Grażyna.
Były w siódmym niebie, do czasu, gdy przekroczyły próg pomieszczenia, w którym miała się odbyć wizytacja.
- Co to ma znaczyć?- zapytała pani pedagog.
Zamarły ze zdumienia, bo … nas nie było.
- Oni przecież tu przed chwilą siedzieli. Tak. Pamiętam. Tu Klaudia, Karolina, Bartek. Tam Łukasz, Iwona, Patryk i Kamil.- tłumaczyła pani.
- Może chce nam pani wmówić, że rozpłynęli się w powietrzu albo, że zapadli się pod ziemię.- rzekła zdenerwowana dyrektorka.
- O nie, droga pani! Albo ich pani znajdzie, albo- zastanowiła się przez chwilę pedagog Grażyna- nieważne. I tak pani nic nie mogę zrobić.- I szepnęła do pani dyrektor- To nie jej wina. Poszukajmy ich.
Ale poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. My siedzieliśmy w domach i chichotaliśmy z tego, jak udało nam się nabić w butelkę wszystkie trzy kobiety.
Nikt nie spodziewał się, że wywiniemy taki numer.