Powiadanie z frazeologizmami : blady jak śmierć , sprawa życia i śmierci , na łożu śmierci , patrzeć śmierci w oczy ,raz kozie śmierć, sen mara bóg wiara wybrać ok 5
Byl blady jak śmierć. Leżał na łóżu... śmierci... i zwijał się z bólu. Ciężko mu bylo oddychać, wykorzystywał ostatnie resztki sil, żeby powiedzieć mi, jak mnie kocha. Patrzyłam mu w oczy. On unikal mojego wzroku, nie chcial, abym widziala go w takim stanie. "Kocham cię!" - wyszeptałam. "I choćbym miala oddać swoje życie, za twoje, to i tak cię uratuję, slyszysz?!".
Rzucialam się w dół. Głos podpowiadal mi, że właśnie tam mam się udać. A zresztą, raz kozie śmierć. Wtedy wylądowałam. Zobaczylam ją. Podeszłam.
- To sprawa życia i śmierci... - zaczęłam.
- Gdyby bylo inaczej, nie przychodziłabyś tu.
- Mój chłopak umiera. Nie spojrzy nawet w oczy. Nie mi. Śmierci tak. On patrzy się śmierci w oczy. A śmierć się śmieje.
- I ja także mogę się śmiać. Z tak błahego powodu tu przyszlaś?
- To nie jest błahy powód. On umiera! Umiera ktoś, na kim mi bardzo zależy. Nawet nie wyobrażasz sobie jak! W koncu jak możesz sobie wyobrazić, skoro nie wiesz nawet, co to znaczy miłość? Jak kiedykolwiek moglaś poczuć to uczucie. Nie moglaś, bo ty nie jestes czlowiekiem. Dla ciebie istotne są tylko pieniądze, które dostaniesz, jeśli mi pomożesz!
- Dostanę je i bez tego! - stwierdzila hardo, odrzucając wlosy do tylu.
- Ja też uratuję mu życie bez twojej pomocy! Wobraź sobie, że istnieje coś takiego jak szkatulka, w której mogę cię zamknąć bez twojej zgody. Wtedy ona automatycznie wyssie z ciebie resztki życia. A dostanie je mój chlopak. A więc wybieraj: życie czy pomoc?
- Hahaha. I ty śmiesz mi stawiać warunki?
- Owszem, jeśli w grę wchodzi czyjes życie.
- Zatem otrzymasz ode mnie radę. Jeśli naprawdę go kochasz, wyzdrowieje. A teraz idź.
Wróciłam. Podeszlam wolno do niego i zbliżylam moje usta do jego zimnych warg.
"Jeśli naprawdę go kochasz, wyzdrowieje". Kocham go, kocham!
- Ja ciebie też kocham - wydukal i wziął moją dłoń. - Jeśli otoczysz mnie miłością, wyzdrowieję.
- I już nigdy nie spojrzysz przy mnie w oczy śmierci?
Widziałam go.
Byl blady jak śmierć. Leżał na łóżu... śmierci... i zwijał się z bólu. Ciężko mu bylo oddychać, wykorzystywał ostatnie resztki sil, żeby powiedzieć mi, jak mnie kocha. Patrzyłam mu w oczy. On unikal mojego wzroku, nie chcial, abym widziala go w takim stanie. "Kocham cię!" - wyszeptałam. "I choćbym miala oddać swoje życie, za twoje, to i tak cię uratuję, slyszysz?!".
Rzucialam się w dół. Głos podpowiadal mi, że właśnie tam mam się udać. A zresztą, raz kozie śmierć. Wtedy wylądowałam. Zobaczylam ją. Podeszłam.
- To sprawa życia i śmierci... - zaczęłam.
- Gdyby bylo inaczej, nie przychodziłabyś tu.
- Mój chłopak umiera. Nie spojrzy nawet w oczy. Nie mi. Śmierci tak. On patrzy się śmierci w oczy. A śmierć się śmieje.
- I ja także mogę się śmiać. Z tak błahego powodu tu przyszlaś?
- To nie jest błahy powód. On umiera! Umiera ktoś, na kim mi bardzo zależy. Nawet nie wyobrażasz sobie jak! W koncu jak możesz sobie wyobrazić, skoro nie wiesz nawet, co to znaczy miłość? Jak kiedykolwiek moglaś poczuć to uczucie. Nie moglaś, bo ty nie jestes czlowiekiem. Dla ciebie istotne są tylko pieniądze, które dostaniesz, jeśli mi pomożesz!
- Dostanę je i bez tego! - stwierdzila hardo, odrzucając wlosy do tylu.
- Ja też uratuję mu życie bez twojej pomocy! Wobraź sobie, że istnieje coś takiego jak szkatulka, w której mogę cię zamknąć bez twojej zgody. Wtedy ona automatycznie wyssie z ciebie resztki życia. A dostanie je mój chlopak. A więc wybieraj: życie czy pomoc?
- Hahaha. I ty śmiesz mi stawiać warunki?
- Owszem, jeśli w grę wchodzi czyjes życie.
- Zatem otrzymasz ode mnie radę. Jeśli naprawdę go kochasz, wyzdrowieje. A teraz idź.
Wróciłam. Podeszlam wolno do niego i zbliżylam moje usta do jego zimnych warg.
"Jeśli naprawdę go kochasz, wyzdrowieje". Kocham go, kocham!
- Ja ciebie też kocham - wydukal i wziął moją dłoń. - Jeśli otoczysz mnie miłością, wyzdrowieję.
- I już nigdy nie spojrzysz przy mnie w oczy śmierci?
Zaśmiał się słabo.
- Nigdy.