Potrzebuje scenariusz spektaklu teatralnego Romea i Julii na 6 osób . najlepiej na dziś . może być z internetu też ; DD
naaacia
Amor Szekspiro czyli Romeo i, z niewielką pomocą przyjaciół, Julia
Dekoracje: na środku sceny stoi ławka, obojętnie jaka, mogą być krzesła przykryte materiałem, na nich poduszki; wszystkie rekwizyty, wymienione w tekście, wykonane z opakowań (z widocznymi nieusuniętymi napisami); okno z listewek, z firankami i tekturowym kwiatkiem
Chór: Nad Kapuletich i Montekich domem Spłukane deszczem, poruszone gromem, Łagodne oko błękitu... A lato było piękne tego roku... Chór pozostaje cały czas na scenie. Recytuje swoje „pieśni”, niekiedy uczestniczy w wydarzeniach. I Na ławce siedzi Romeo, wchodzi Benwolio. Rozmawiają, siedząc. Romeo: Nudno. Wchodzi Benwolio.
Benwolio: Witaj, przyjacielu. Coś taki smętny?
Romeo: Nudno!
Benwolio: W twoim wieku? Ja nie mam na to czasu. Miłość, miłość... (robi cielęce oczy)
Romeo: Ty też? Kolejna ofiara feromonów.
Benwolio: Więc kochasz i jesteś kochany?
Romeo: Akurat. Brzydki nie jestem, to widać. Głupi też nie, to słychać. Z dobrej rodziny pochodzę, to czuć. A ona nic. Benwolio: Nie sposób ci się oprzeć, to fakt. Więc co z nią?
Romeo: Ona kocha, ale pieniądze. „Mężczyźni, ten ród krokodyli.” (ostatnie słowa wypowiada naśladując kobietę) Ech, kobieto, puchu marny. Benwolio: To zakochaj się w innej, mało tego chodzi po ulicach? A tak w ogóle, nie wierz nigdy kobiecie. Ta twoja się zrobiła na rudo – czy widziałeś uczciwą kobietę z rudymi włosami?
Romeo: patrzy na niego z politowaniem, zastanawia się przez moment, wreszcie wyjmuje z kieszeni mentosy, wykonuje gest znany z reklamy, uśmiech na twarzy, który jednak po chwili znika, cały zapada się w sobie, jakby z niego uszło powietrze i załamanym głosem mówi Idę do terapeuty. Wychodzi.
Benwolio: Nie, no bomba, ja się po tym sam będę musiał poddać jakiejś terapii. Już mi oko lata. mruga jednym okiem
Chór: O, królowo wszechpiękności! Ornamencie człowieczeństwa! Nie masz nad chłopem litości, Musi dowód dać ci męstwa.
II Wchodzi służący Kapuleta. Siada na jednym brzegu ławki, na drugim, przyglądając mu się z rosnącym zainteresowaniem, Benwolio. Służący na razie nie widzi Benwolia. Służący: Mój pan, Kapulet, urządza imprezę. W domu! „A przed ucztą potrzeba dom oczyścić z śmieci.” Kto to będzie sprzątał? Wiadomo – ja. Przy takim bezrobociu... A wszystko dla niej. z pogardą Nie puści dziewczyny na technoparty, musi ją mieć na oku. „Julka to takie złote dziecko.” wzdycha Ale mam przecież sprosić gości. wyjmuje z kieszeni kartkę, czyta z wyraźnym wysiłkiem Tyle sesemesów! Zejdzie mi do rana. Wzdycha, wyjmuje telefon, zaczyna coś pisać.
Benwolio: Cóż tam, panie, w polityce?
Służący: Spadaj! do siebie Coś zimno... wkłada bluzę, którą wcześniej położył obok, głaszcze ją, wyraźnie łagodnieje, jak w reklamie proszku do prania, bardzo uprzejmie Mówiłeś coś, mój ty chłopcze?
Benwolio: Cóż to za rozruch u was niesłychany?
Służący: U Kapuletów impreza. Mnie gości spraszać przyszło. Dużo tego. Wszystko dla jedynaczki. Piękne dobra w każdym względzie, lasy, gleba wyśmienita. Co za czynsze. To kobita!
Benwolio: Dzwoń, waść, czasu oszczędź. do siebie To okazja w sam raz dla Romea. wychodzi Po chwili pisania, co sprawia mu wyraźną trudność, Służący też wstaje i wychodzi, nie przerywając pisania.
Chór: Niezwykłym i nie leda sprytem opatrzony Poleciał precz, by Romea, co zmartwiony, Z udręki serca wyciągnąć za uszy, By mu chwilą rozrywki uspokoić duszę.
III Ta sama scenografia. Wchodzi rozmarzony Romeo, na uszach ma walkmena, nuci coś pod nosem. Wzdycha. Siada na ławce. Wpada Benwolio. Benwolio: Jest impreza. Będzie gorąco. Zapomnisz, co to łzy.
Romeo: Gdzie? Zresztą, nigdzie nie idę. wpatrzony w jakiś punkt, z rozpaczą w głosie Gdzieś mi się podziała?
Benwolio: do siebie Trzeba ratować chłopaka. Ciągnie Romea, ten z wyraźną niechęcią wstaje, wychodzą.
Chór: Nie porzucaj nadzieje, Jakoć się kolwiek dzieje; Bo nie już słońce ostatnie zachodzi, Lecz uważaj, Romeo, Kapulet nadchodzi.
IV Wchodzi Kapulet. Palcem sprawdza, czy na ławce nie ma kurzu, rozgląda się po scenie, może nawet zajrzeć pod ławkę. Wyraźnie niezadowolony. Kapulet: Do roboty, a żywo! Sprzątać mi tu, nie rezonować! dwaj z chóru, próbując wynieść ławkę, potrącają niechcący Kapuleta; Do krów, nie do pańskich mebli! odstawiają więc ławkę na miejsce i wychodzą; uroczyście, podnosząc ręce Poloneza czas zacząć! za kurtynę Wołać mi tu córkę!
Wchodzi Julia. Chór bawi się. Z głośników płynie muzyka dyskotekowa. Wszyscy bawią się.
Julia: Ktoś mnie wołał, czegoś chciał?
Kapulet: Muzyka gra, goście są. Baw się, zdecyduj się, ten, tego, ten. A nie, to idź do klasztoru!
Julia: A jest trzecie wyjście?
Kapulet: Nie przeginaj, Julka! I przestań się malować, bo wyglądasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza.
Julia: Niech się dzieje wola nieba...
Kapulet wychodzi. Julia tańczy, chodząc pomiędzy gośćmi, zagląda im w twarze. Wchodzą Romeo i Benwolio. Romeo: Jak nas tu złapią, krucho będzie.
Benwolio: Nie pękaj.
Nagle Romeo dostrzega Julię. Romeo: Benwolio, muszę ją poznać!
Benwolio: strzepuje łupież z ramienia Romea Ale to jej się nie spodoba.
Romeo: Robię co mogę, ale on zawsze wraca.
Benwolio: macha ręką Jest ciemno, może nie zauważy. Podchodzą bliżej.
Julia, oczarowana, wpatrzona w Romea, ten nachyla się, jakby chciał ją pocałować Romeo: Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę... Julia: A płuca sprawdziłeś? Romeo, wyraźnie zakłopotany, spuszcza głowę i nic nie mówi. Zza sceny słychać wołanie matki. Muszę iść, matka mnie woła. Wychodzi. Do Romea podchodzi Benwolio.
Benwolio: I co?
Romeo: Jeśli jeszcze umie gotować, jest ideałem. Kto ona?
Benwolio: ucieka ze wzrokiem, wyraźnie zakłopotany Kapulet. Julia Kapulet.
Romeo: O, żesz...
Głos Wielkiego Brata zza sceny: Wielki brat wszystko słyszy.
Romeo zamyka sobie usta ręką. Benwolio kładzie rękę na jego ramieniu, głowy spuszczone, wychodzą.
Julia: zza sceny To Monteki? O, żesz...
Głos Wielkiego Brata: Wielki Brat...
Julia: zza sceny Dobra, dobra.
Chór: Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary? Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi I Romeo Kapuleta okrutnie się boi.
V Dwie osoby z chóru trzymają z boku sceny okno. Wchodzi Romeo. Śpiewa głośno: „Julia, Julia to dziewczyna, tylko ona jedna i jedyna.” Zza sceny słychać głos matki: Julka! Julka! Jakiś wariat z harmonią na dole cię woła!
W oknie pokazuje się Julia. Julia: Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo!
Romeo: Rodzice mnie tak nazwali. Byłem zbyt mały, nie miałem na to żadnego wpływu.
Julia: Mogło być gorzej. Jak tu wszedłeś? Mur jest wysoki.
Romeo: Coś mi dodało skrzydeł, tylko nazwy nie pamiętam. Poza tym, kocham...
Julia: pogardliwie Każdy tak mówi. Przysięgasz? wyjmują spod ławki tekturki z dużymi napisami widocznymi dla publiczności KOMPUTER Przysięgać miłość można na: księżyc samego siebie wszystko na świecie nie przysięgać wcale Decyzja należy do ciebie.
Romeo: Czy mogę zadzwonić do przyjaciela?
Julia: krzyczy w stronę kulis Prosimy o połączenie. do Romea Denerwujesz się? Romeo: Trochę.
Benwolio: głos zza sceny Słucham.
Julia: Twój przyjaciel ma problem. Podobno możesz mu pomóc podjąć decyzję. Na odpowiedź masz 20 sekund. Jesteś gotowy?
Benwolio: Tak.
Romeo: Benwolio uważaj, zaczynam czytać. Przysięgać miłość można na: księżyc samego siebie wszystko na świecie nie przysięgać wcale Co radzisz?
Benwolio: Nie przysięgać wcale! Na pewno!
Romeo: Dziękuję, przyjacielu, ale dalej nie jestem pewien. Może publiczność mi pomoże? patrzy w stronę publiczności, bez względu jednak na jej reakcję mówi No dobra, wiem sam. Odpowiedź brzmi: „Nie przysięgać wcale.”
Julia: Czy jesteś pewien. Zastanów się dobrze. Stawka jest wysoka.
Romeo: Chyba jestem pewien. Księżyc przecież jest niestały, ja jestem tylko człowiekiem, świata nie znam. Tak, jestem pewien: „Nie przysięgać wcale.”
Julia: Romeo... z wyraźną przerwą ...to jest właściwa odpowiedź! Wygrałeś moją miłość! zza sceny słychać brawa, mogą być też okrzyki zza sceny gong Niestety, czas się skończył, żegnaj do jutra. wychodzą
Chór: Wielkieś mi uczyniła pustki w sercu moim Moja droga Julio, tym zniknieniem swoim! Co ja będę czekał aż złość ojcu minie, Wlezę do Ciebie po murze, wciągnę się po linie.
VI na scenie tylko ławka, na niej dwie poduszki, Romeo i Julia siedzą bardzo blisko siebie, ale się nie obejmują Julia: Nie można tak od razu do intymnego pożycia, ty mnie nie naciskaj, bo się w sobie zamknę. Romeo robi ruch, jakby chciał wstać, Julia go powstrzymuje Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski, słowik to, a nie skowronek się zrywa.
Romeo: Skowronek!
Julia: Słowik!
Romeo: Skowronek!
Julia: zniecierpliwiona wyciąga spod ławki książkę z dużym napisem na okładce: „Atlas ptaków”; przewraca kartki, znajduje, czyta po cichu Fakt, skowronek. I co teraz będzie? Ucieczka, śmierć i tylko sława u potomnych? Panie Szekspir, niech pan się nie obrazi, ale mi takie zakończenie nie odpowiada. Jestem za młoda, żeby umierać. Romeo, ogarnij się, czeka cię rozmowa z tatusiem. wychodzą
Chór: Wy, którzy miłosnymi sprawami władacie, I małolatów losy w ręku trzymacie, Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi, Że choć Bóg stary, młodość zwycięża na ziemi. Wychodzi.
czyli
Romeo i, z niewielką pomocą przyjaciół, Julia
Dekoracje: na środku sceny stoi ławka, obojętnie jaka, mogą być krzesła przykryte materiałem, na nich poduszki; wszystkie rekwizyty, wymienione w tekście, wykonane z opakowań (z widocznymi nieusuniętymi napisami); okno z listewek, z firankami i tekturowym kwiatkiem
Chór:
Nad Kapuletich i Montekich domem
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu...
A lato było piękne tego roku...
Chór pozostaje cały czas na scenie. Recytuje swoje „pieśni”, niekiedy uczestniczy w wydarzeniach.
I
Na ławce siedzi Romeo, wchodzi Benwolio. Rozmawiają, siedząc.
Romeo:
Nudno.
Wchodzi Benwolio.
Benwolio:
Witaj, przyjacielu. Coś taki smętny?
Romeo:
Nudno!
Benwolio:
W twoim wieku? Ja nie mam na to czasu. Miłość, miłość...
(robi cielęce oczy)
Romeo:
Ty też? Kolejna ofiara feromonów.
Benwolio:
Więc kochasz i jesteś kochany?
Romeo:
Akurat. Brzydki nie jestem, to widać. Głupi też nie, to słychać. Z dobrej rodziny pochodzę, to czuć. A ona nic.
Benwolio:
Nie sposób ci się oprzeć, to fakt. Więc co z nią?
Romeo:
Ona kocha, ale pieniądze. „Mężczyźni, ten ród krokodyli.”
(ostatnie słowa wypowiada naśladując kobietę)
Ech, kobieto, puchu marny.
Benwolio:
To zakochaj się w innej, mało tego chodzi po ulicach? A tak w ogóle, nie wierz nigdy kobiecie. Ta twoja się zrobiła na rudo – czy widziałeś uczciwą kobietę z rudymi włosami?
Romeo:
patrzy na niego z politowaniem, zastanawia się przez moment, wreszcie wyjmuje z kieszeni mentosy, wykonuje gest znany z reklamy, uśmiech na twarzy, który jednak po chwili znika, cały zapada się w sobie, jakby z niego uszło powietrze i załamanym głosem mówi
Idę do terapeuty.
Wychodzi.
Benwolio:
Nie, no bomba, ja się po tym sam będę musiał poddać jakiejś terapii. Już mi oko lata.
mruga jednym okiem
Chór:
O, królowo wszechpiękności!
Ornamencie człowieczeństwa!
Nie masz nad chłopem litości,
Musi dowód dać ci męstwa.
II
Wchodzi służący Kapuleta. Siada na jednym brzegu ławki, na drugim, przyglądając mu się z rosnącym zainteresowaniem, Benwolio. Służący na razie nie widzi Benwolia.
Służący:
Mój pan, Kapulet, urządza imprezę. W domu! „A przed ucztą potrzeba dom oczyścić z śmieci.” Kto to będzie sprzątał? Wiadomo – ja. Przy takim bezrobociu... A wszystko dla niej.
z pogardą
Nie puści dziewczyny na technoparty, musi ją mieć na oku. „Julka to takie złote dziecko.”
wzdycha
Ale mam przecież sprosić gości.
wyjmuje z kieszeni kartkę, czyta z wyraźnym wysiłkiem
Tyle sesemesów! Zejdzie mi do rana.
Wzdycha, wyjmuje telefon, zaczyna coś pisać.
Benwolio:
Cóż tam, panie, w polityce?
Służący:
Spadaj!
do siebie
Coś zimno...
wkłada bluzę, którą wcześniej położył obok, głaszcze ją, wyraźnie łagodnieje, jak w reklamie proszku do prania, bardzo uprzejmie
Mówiłeś coś, mój ty chłopcze?
Benwolio:
Cóż to za rozruch u was niesłychany?
Służący:
U Kapuletów impreza. Mnie gości spraszać przyszło. Dużo tego. Wszystko dla jedynaczki. Piękne dobra w każdym względzie, lasy, gleba wyśmienita. Co za czynsze. To kobita!
Benwolio:
Dzwoń, waść, czasu oszczędź.
do siebie
To okazja w sam raz dla Romea.
wychodzi
Po chwili pisania, co sprawia mu wyraźną trudność, Służący też wstaje i wychodzi, nie przerywając pisania.
Chór:
Niezwykłym i nie leda sprytem opatrzony
Poleciał precz, by Romea, co zmartwiony,
Z udręki serca wyciągnąć za uszy,
By mu chwilą rozrywki uspokoić duszę.
III
Ta sama scenografia. Wchodzi rozmarzony Romeo, na uszach ma walkmena, nuci coś pod nosem. Wzdycha. Siada na ławce. Wpada Benwolio.
Benwolio:
Jest impreza. Będzie gorąco. Zapomnisz, co to łzy.
Romeo:
Gdzie? Zresztą, nigdzie nie idę.
wpatrzony w jakiś punkt, z rozpaczą w głosie
Gdzieś mi się podziała?
Benwolio:
do siebie
Trzeba ratować chłopaka.
Ciągnie Romea, ten z wyraźną niechęcią wstaje, wychodzą.
Chór:
Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje;
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
Lecz uważaj, Romeo, Kapulet nadchodzi.
IV
Wchodzi Kapulet. Palcem sprawdza, czy na ławce nie ma kurzu, rozgląda się po scenie, może nawet zajrzeć pod ławkę. Wyraźnie niezadowolony.
Kapulet:
Do roboty, a żywo! Sprzątać mi tu, nie rezonować!
dwaj z chóru, próbując wynieść ławkę, potrącają niechcący Kapuleta;
Do krów, nie do pańskich mebli!
odstawiają więc ławkę na miejsce i wychodzą;
uroczyście, podnosząc ręce
Poloneza czas zacząć!
za kurtynę
Wołać mi tu córkę!
Wchodzi Julia. Chór bawi się. Z głośników płynie muzyka dyskotekowa. Wszyscy bawią się.
Julia:
Ktoś mnie wołał, czegoś chciał?
Kapulet:
Muzyka gra, goście są. Baw się, zdecyduj się, ten, tego, ten. A nie, to idź do klasztoru!
Julia:
A jest trzecie wyjście?
Kapulet:
Nie przeginaj, Julka! I przestań się malować, bo wyglądasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza.
Julia:
Niech się dzieje wola nieba...
Kapulet wychodzi. Julia tańczy, chodząc pomiędzy gośćmi, zagląda im w twarze.
Wchodzą Romeo i Benwolio.
Romeo:
Jak nas tu złapią, krucho będzie.
Benwolio:
Nie pękaj.
Nagle Romeo dostrzega Julię.
Romeo:
Benwolio, muszę ją poznać!
Benwolio:
strzepuje łupież z ramienia Romea
Ale to jej się nie spodoba.
Romeo:
Robię co mogę, ale on zawsze wraca.
Benwolio:
macha ręką
Jest ciemno, może nie zauważy.
Podchodzą bliżej.
Julia, oczarowana, wpatrzona w Romea, ten nachyla się, jakby chciał ją pocałować
Romeo:
Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę...
Julia:
A płuca sprawdziłeś?
Romeo, wyraźnie zakłopotany, spuszcza głowę i nic nie mówi.
Zza sceny słychać wołanie matki.
Muszę iść, matka mnie woła.
Wychodzi.
Do Romea podchodzi Benwolio.
Benwolio:
I co?
Romeo:
Jeśli jeszcze umie gotować, jest ideałem. Kto ona?
Benwolio:
ucieka ze wzrokiem, wyraźnie zakłopotany
Kapulet. Julia Kapulet.
Romeo:
O, żesz...
Głos Wielkiego Brata zza sceny:
Wielki brat wszystko słyszy.
Romeo zamyka sobie usta ręką. Benwolio kładzie rękę na jego ramieniu, głowy spuszczone, wychodzą.
Julia:
zza sceny
To Monteki? O, żesz...
Głos Wielkiego Brata:
Wielki Brat...
Julia:
zza sceny
Dobra, dobra.
Chór:
Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi
I Romeo Kapuleta okrutnie się boi.
V
Dwie osoby z chóru trzymają z boku sceny okno.
Wchodzi Romeo. Śpiewa głośno: „Julia, Julia to dziewczyna, tylko ona jedna i jedyna.”
Zza sceny słychać głos matki:
Julka! Julka! Jakiś wariat z harmonią na dole cię woła!
W oknie pokazuje się Julia.
Julia:
Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo!
Romeo:
Rodzice mnie tak nazwali. Byłem zbyt mały, nie miałem na to żadnego wpływu.
Julia:
Mogło być gorzej. Jak tu wszedłeś? Mur jest wysoki.
Romeo:
Coś mi dodało skrzydeł, tylko nazwy nie pamiętam. Poza tym, kocham...
Julia:
pogardliwie
Każdy tak mówi. Przysięgasz?
wyjmują spod ławki tekturki z dużymi napisami widocznymi dla publiczności KOMPUTER
Przysięgać miłość można na: księżyc
samego siebie
wszystko na świecie
nie przysięgać wcale
Decyzja należy do ciebie.
Romeo:
Czy mogę zadzwonić do przyjaciela?
Julia:
krzyczy w stronę kulis
Prosimy o połączenie.
do Romea
Denerwujesz się?
Romeo:
Trochę.
Benwolio:
głos zza sceny
Słucham.
Julia:
Twój przyjaciel ma problem. Podobno możesz mu pomóc podjąć decyzję. Na odpowiedź masz 20 sekund. Jesteś gotowy?
Benwolio:
Tak.
Romeo:
Benwolio uważaj, zaczynam czytać. Przysięgać miłość można na:
księżyc
samego siebie
wszystko na świecie
nie przysięgać wcale
Co radzisz?
Benwolio:
Nie przysięgać wcale! Na pewno!
Romeo:
Dziękuję, przyjacielu, ale dalej nie jestem pewien. Może publiczność mi pomoże?
patrzy w stronę publiczności, bez względu jednak na jej reakcję mówi
No dobra, wiem sam. Odpowiedź brzmi: „Nie przysięgać wcale.”
Julia:
Czy jesteś pewien. Zastanów się dobrze. Stawka jest wysoka.
Romeo:
Chyba jestem pewien. Księżyc przecież jest niestały, ja jestem tylko człowiekiem, świata nie znam. Tak, jestem pewien: „Nie przysięgać wcale.”
Julia:
Romeo...
z wyraźną przerwą
...to jest właściwa odpowiedź! Wygrałeś moją miłość!
zza sceny słychać brawa, mogą być też okrzyki
zza sceny gong
Niestety, czas się skończył, żegnaj do jutra.
wychodzą
Chór:
Wielkieś mi uczyniła pustki w sercu moim
Moja droga Julio, tym zniknieniem swoim!
Co ja będę czekał aż złość ojcu minie,
Wlezę do Ciebie po murze, wciągnę się po linie.
VI
na scenie tylko ławka, na niej dwie poduszki, Romeo i Julia siedzą bardzo blisko siebie, ale się nie obejmują
Julia:
Nie można tak od razu do intymnego pożycia, ty mnie nie naciskaj, bo się w sobie zamknę.
Romeo robi ruch, jakby chciał wstać, Julia go powstrzymuje
Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski, słowik to, a nie skowronek się zrywa.
Romeo:
Skowronek!
Julia:
Słowik!
Romeo:
Skowronek!
Julia:
zniecierpliwiona wyciąga spod ławki książkę z dużym napisem na okładce: „Atlas ptaków”; przewraca kartki, znajduje, czyta po cichu
Fakt, skowronek. I co teraz będzie? Ucieczka, śmierć i tylko sława u potomnych? Panie Szekspir, niech pan się nie obrazi, ale mi takie zakończenie nie odpowiada. Jestem za młoda, żeby umierać. Romeo, ogarnij się, czeka cię rozmowa z tatusiem.
wychodzą
Chór:
Wy, którzy miłosnymi sprawami władacie,
I małolatów losy w ręku trzymacie,
Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,
Że choć Bóg stary, młodość zwycięża na ziemi.
Wychodzi.
Koniec :))