Film jest pokrzepiającą opowieścią o spełnianiu marzeń, jedną z tych, które dają wiarę w możliwość pokonania wszystkich przeszkód i wzbicia się wysoko dzięki talentowi i ciężkiej pracy. Warto zwrócić uwagę na tło historyczne, ponieważ jest ono bardzo istotne dla zrozumienia postaw niektórych postaci. Wtedy Anglii jeszcze daleko było do tego stopnia liberalizmu obyczajowego, jaki prezentuje w dzisiejszych czasach. Klimat tamtych lat został też skutecznie wprowadzony przez ścieżkę dźwiękową, czyli popularne w latach 70-tych i 80-tych zespoły takie jak T-Rex i The Clash. Piosenki "Children of the revolution" i "I love to boogie" już pewnie zawsze będą się ludziom kojarzyć z chłopcem w balerinkach.Mimo iż film pokazuje, że nawet najpiękniejsze marzenia można spełnić, nie ukrywa też faktu, że sukcesy trzeba okupić ogromnym wysiłkiem i walką.
Film, w którym motywem przewodnim jest taniec lub muzyka, ma u mnie dużego plusa jeszcze zanim go obejrzę. "Billy Elliot" to film, który tego plusa zamienił na wysoką ocenę.
Jedenastoletni Billy mieszka wraz z ojcem, starszym bratem i schorowaną babcią w angielskim, górniczym miasteczku. Matka nie żyje, a sytuacja rodziny nie jest najlepsza - ojciec i brat strajkują w kopalni. Billy, w ramach zajęć pozaszkolnych, uczęszcza na zajęcia z boksu. Jednak w tej samej sali, tuż obok odbywają się lekcje baletu. Billy wykazuje zainteresowanie tańcem i w tajemnicy przed rodziną opuszcza zajęcia z boksu dla baletu. Gdy ojciec się o tym dowiaduje, jest niezadowolony... Na nic zdają się namowy nauczycielki baletu i przekonywania, że Billy ma talent. Czy Billy spełni swoje marzenia i będzie mógł tańczyć? Obejrzyjcie sami.
Kluczem do sukcesu filmu niewątpliwie był scenariusz. Lee Hall miał świetny pomysł, a przede wszystkim oryginalny. Nie spotkałam drugiego filmu, w którym tak młody bohater, chłopec, fascynuje się tańcem, zarezerwowanym przecież dla dziewcząt (według wielu błędnych stereotypów; z jednym z nich spotykamy się też w filmie). Twórcy filmu pokazują widzom, jak ważne są marzenia, wytrwałość w dążeniu do celu oraz stuprocentowe oparcie w rodzinie. Film porusza także wątek homoseksualizmu, którym charakteryzuje się jedenastoletni kolega głównego bohatera. W ten sposób uczy widzów tolerancji i tego, że inny nie znaczy gorszy. Znakomita jest także obsada. Jamie Bell w roli głównej - jest to jego pierwsza rola, która od razu przyniosła mu sukces. Na pewno duże znaczenie ma fakt, że Jamie Bell tańczy od szóstego roku życia, a wobec tego twórcy filmu dobrze zrobili, wybierając właśnie jego do tej roli - dużo przyjemniej ogląda się tego typu film, gdy tańczy ktoś, kto naprawdę to czuje i potrafi. W filmie wystąpili także Julie Walters, Gary Lewis, Jamie Draven, Jean Heywood i inni. Nikomu nie można odmówić umiejętności, nawet dzieciom, dla których było to pewnie pierwsze spotkanie z aktorstwem, choć w przynajmniej dwóch przypadkach (Jamie Bell i Stuart Wells) nie ostatnie. Całości dopełnia muzyka, która jest przecież nieodłącznym elementem musicalu, a wydaje mi się, że można zaliczyć ten film do właśnie tego gatunku. Jest tylko jedna rzecz, która mnie razi. Język. Uważam, że niezależnie od sytuacji rodzinnej, jedenastoletnie dziecko nie wyrażałoby się w sposób pokazany w filmie. Nie sądzę, by dorastający chłopak zapytał nauczycielki, czy ona na niego leci. To tylko jeden z wielu przykładów, ponadto sporo wulgaryzmów z ust dzieci - ani to godne naśladowania, ani smaczne. Za to bardzo nienaturalne.
Film jest pokrzepiającą opowieścią o spełnianiu marzeń, jedną z tych, które dają wiarę w możliwość pokonania wszystkich przeszkód i wzbicia się wysoko dzięki talentowi i ciężkiej pracy. Warto zwrócić uwagę na tło historyczne, ponieważ jest ono bardzo istotne dla zrozumienia postaw niektórych postaci. Wtedy Anglii jeszcze daleko było do tego stopnia liberalizmu obyczajowego, jaki prezentuje w dzisiejszych czasach. Klimat tamtych lat został też skutecznie wprowadzony przez ścieżkę dźwiękową, czyli popularne w latach 70-tych i 80-tych zespoły takie jak T-Rex i The Clash. Piosenki "Children of the revolution" i "I love to boogie" już pewnie zawsze będą się ludziom kojarzyć z chłopcem w balerinkach.Mimo iż film pokazuje, że nawet najpiękniejsze marzenia można spełnić, nie ukrywa też faktu, że sukcesy trzeba okupić ogromnym wysiłkiem i walką.
Prosze ;)
Film, w którym motywem przewodnim jest taniec lub muzyka, ma u mnie dużego plusa jeszcze zanim go obejrzę. "Billy Elliot" to film, który tego plusa zamienił na wysoką ocenę.
Jedenastoletni Billy mieszka wraz z ojcem, starszym bratem i schorowaną babcią w angielskim, górniczym miasteczku. Matka nie żyje, a sytuacja rodziny nie jest najlepsza - ojciec i brat strajkują w kopalni. Billy, w ramach zajęć pozaszkolnych, uczęszcza na zajęcia z boksu. Jednak w tej samej sali, tuż obok odbywają się lekcje baletu. Billy wykazuje zainteresowanie tańcem i w tajemnicy przed rodziną opuszcza zajęcia z boksu dla baletu. Gdy ojciec się o tym dowiaduje, jest niezadowolony... Na nic zdają się namowy nauczycielki baletu i przekonywania, że Billy ma talent. Czy Billy spełni swoje marzenia i będzie mógł tańczyć? Obejrzyjcie sami.
Kluczem do sukcesu filmu niewątpliwie był scenariusz. Lee Hall miał świetny pomysł, a przede wszystkim oryginalny. Nie spotkałam drugiego filmu, w którym tak młody bohater, chłopec, fascynuje się tańcem, zarezerwowanym przecież dla dziewcząt (według wielu błędnych stereotypów; z jednym z nich spotykamy się też w filmie). Twórcy filmu pokazują widzom, jak ważne są marzenia, wytrwałość w dążeniu do celu oraz stuprocentowe oparcie w rodzinie. Film porusza także wątek homoseksualizmu, którym charakteryzuje się jedenastoletni kolega głównego bohatera. W ten sposób uczy widzów tolerancji i tego, że inny nie znaczy gorszy. Znakomita jest także obsada. Jamie Bell w roli głównej - jest to jego pierwsza rola, która od razu przyniosła mu sukces. Na pewno duże znaczenie ma fakt, że Jamie Bell tańczy od szóstego roku życia, a wobec tego twórcy filmu dobrze zrobili, wybierając właśnie jego do tej roli - dużo przyjemniej ogląda się tego typu film, gdy tańczy ktoś, kto naprawdę to czuje i potrafi. W filmie wystąpili także Julie Walters, Gary Lewis, Jamie Draven, Jean Heywood i inni. Nikomu nie można odmówić umiejętności, nawet dzieciom, dla których było to pewnie pierwsze spotkanie z aktorstwem, choć w przynajmniej dwóch przypadkach (Jamie Bell i Stuart Wells) nie ostatnie. Całości dopełnia muzyka, która jest przecież nieodłącznym elementem musicalu, a wydaje mi się, że można zaliczyć ten film do właśnie tego gatunku. Jest tylko jedna rzecz, która mnie razi. Język. Uważam, że niezależnie od sytuacji rodzinnej, jedenastoletnie dziecko nie wyrażałoby się w sposób pokazany w filmie. Nie sądzę, by dorastający chłopak zapytał nauczycielki, czy ona na niego leci. To tylko jeden z wielu przykładów, ponadto sporo wulgaryzmów z ust dzieci - ani to godne naśladowania, ani smaczne. Za to bardzo nienaturalne.
Mam nadzieję ze pomogłam : *