Już kolejny tydzień siedziałam w swoim małym pokoju bazgrząc coś po okładce notatnika. Tym razem była nowa nazwa mojego pomysłu. Zamazałam ją po raz setny i zdenerwowana rzuciłam zeszyt za siebie. Moje biuro zagadek już od miesiąca nie miało żadnej sprawy do rozwikłania co myło niesamowicie męczące. Nie ma zagadek - nie ma szczęśliwej mnie.
Nagle po pokoju rozległ się stłumiony odgłos dwoneczków i otwierających się z hukiem drzwi. To była Amy. Moja najlepsza przyjaciółka. Wpadła do pokoju i od razu zaczęła mówić.
- Juls mam dla ciebie zadanie! Nie uwierzysz! - wręcz krzyczała nie dając dojść mi do słowa - W szkole, na długiej przerwie...albo na tej krótszej...nie ważne, podbiegł do mnie Jack. Podobno wczoraj w studiu jego mamy ktoś zamordował pannę James!
Nie rozumiałam nic. Czemu akurat my mamy się tym zająć a nie policja? Przecież to niedorzeczne! To teraz było nieistotne. Nie słuchając dalej gadającej Amy wstałam, zabrałam kurtkę pod pachę i wyszłam. Chciałam się udać do studia panny Hopking ale najpierw postanowiłam wkroczyć do domu.
Zjadłam coś szybko i teraz już na prawdę poszłam tam gdzie powinnam. Weszłam powoli do gabinetu, w którym nikogo nie było. Poszłam na zaplecze. To tam zastałam zrospaczoną mamę Jacka. Twarz miała schowaną w dłoniach, a włosy rozczochrane.
- Dzień dobry- szepnęłam jakby powiedzenie czegokolwiek nieco głośniej miało zrujnować wszystko. Kobieta podniosła wzrok. Usiadłam. Otworzyłam notatnik i zaczęłam zadawać pytania. Wszystko skrupulatnie notowałam.
Na koniec naszej rozmowy zapełnione były 4 strony mojego zeszytu. Wiedziałam, że to nie była zbyt skąplikowana sprawa ale rezultaty mogły być szokujące.
- To chyba wszystko. Pani teraz powinna pójść do domu i solidnie odpocząć. Dużo się działo, Jack na pewno zajmie się salonem -
Kobieta wyszła. Ja zaczęłam studiować wszystko co zapisałam w kompletnej ciszy. Dowiedziałam się naprawdę wiele. Panna Hopking leżała na zapleczu, była sama. Przyszła wcześniej, zaraz po tym jak sprzątaczka wyszła kończąc swoją pracę. Kobieta nie miała nic w około siebie nic czym sprawca mógłby jej zrobić krzywdę. Na ciele podobno nie było żadnych śladów pobicia ani krwi. Przecież w pokoju nie leżało nic prócz tubek z farbą do włosów, kurtek, miotły i....opakowania po tabletkach.
Nie mogłam uwierzyć w to co mogło się stać. Wiedziałam, że ta kobieta nie miała ostatnio w życiu zbyt kolorowo ale nie sądziłam, że posunie się do czegoś takiego. Siedziałam jak wryta. Minęło 30 minut, a ja wreszcie doszłam do siebie. Powoli wstałam i opuściłam zaplecze. Jack akurat zamiatał. Siedliśmy razem i o wszystkim powiadomiliśmy policję. Ta po przyjeździe zapytała nas o wszystkie szczegóły odprawiła nas do domów.
Po tym wszystkim skończyłam z zagadkami kryminalnymi. Może i byłam w tym dobra ale to nie jest na moje nerwy. Tydzień potem lekarze potwierdzili samobójstwo i pozwolili pogrzebać zmarłą kobietę. Żadne z nas nie zapomni o tym co się stało. Mama Jack i sam chłopak z powodu traumy przeprowadzili się do innego miasta i tam prowadzili salon, a ja? Cóż, zajęłam się pomocą w piekarni mamy. Może chociaż to mnie uchroni przed tymi wszystkimi zagadkami dnia codziennego.
Odpowiedź:
Już kolejny tydzień siedziałam w swoim małym pokoju bazgrząc coś po okładce notatnika. Tym razem była nowa nazwa mojego pomysłu. Zamazałam ją po raz setny i zdenerwowana rzuciłam zeszyt za siebie. Moje biuro zagadek już od miesiąca nie miało żadnej sprawy do rozwikłania co myło niesamowicie męczące. Nie ma zagadek - nie ma szczęśliwej mnie.
Nagle po pokoju rozległ się stłumiony odgłos dwoneczków i otwierających się z hukiem drzwi. To była Amy. Moja najlepsza przyjaciółka. Wpadła do pokoju i od razu zaczęła mówić.
- Juls mam dla ciebie zadanie! Nie uwierzysz! - wręcz krzyczała nie dając dojść mi do słowa - W szkole, na długiej przerwie...albo na tej krótszej...nie ważne, podbiegł do mnie Jack. Podobno wczoraj w studiu jego mamy ktoś zamordował pannę James!
Nie rozumiałam nic. Czemu akurat my mamy się tym zająć a nie policja? Przecież to niedorzeczne! To teraz było nieistotne. Nie słuchając dalej gadającej Amy wstałam, zabrałam kurtkę pod pachę i wyszłam. Chciałam się udać do studia panny Hopking ale najpierw postanowiłam wkroczyć do domu.
Zjadłam coś szybko i teraz już na prawdę poszłam tam gdzie powinnam. Weszłam powoli do gabinetu, w którym nikogo nie było. Poszłam na zaplecze. To tam zastałam zrospaczoną mamę Jacka. Twarz miała schowaną w dłoniach, a włosy rozczochrane.
- Dzień dobry- szepnęłam jakby powiedzenie czegokolwiek nieco głośniej miało zrujnować wszystko. Kobieta podniosła wzrok. Usiadłam. Otworzyłam notatnik i zaczęłam zadawać pytania. Wszystko skrupulatnie notowałam.
Na koniec naszej rozmowy zapełnione były 4 strony mojego zeszytu. Wiedziałam, że to nie była zbyt skąplikowana sprawa ale rezultaty mogły być szokujące.
- To chyba wszystko. Pani teraz powinna pójść do domu i solidnie odpocząć. Dużo się działo, Jack na pewno zajmie się salonem -
Kobieta wyszła. Ja zaczęłam studiować wszystko co zapisałam w kompletnej ciszy. Dowiedziałam się naprawdę wiele. Panna Hopking leżała na zapleczu, była sama. Przyszła wcześniej, zaraz po tym jak sprzątaczka wyszła kończąc swoją pracę. Kobieta nie miała nic w około siebie nic czym sprawca mógłby jej zrobić krzywdę. Na ciele podobno nie było żadnych śladów pobicia ani krwi. Przecież w pokoju nie leżało nic prócz tubek z farbą do włosów, kurtek, miotły i....opakowania po tabletkach.
Nie mogłam uwierzyć w to co mogło się stać. Wiedziałam, że ta kobieta nie miała ostatnio w życiu zbyt kolorowo ale nie sądziłam, że posunie się do czegoś takiego. Siedziałam jak wryta. Minęło 30 minut, a ja wreszcie doszłam do siebie. Powoli wstałam i opuściłam zaplecze. Jack akurat zamiatał. Siedliśmy razem i o wszystkim powiadomiliśmy policję. Ta po przyjeździe zapytała nas o wszystkie szczegóły odprawiła nas do domów.
Po tym wszystkim skończyłam z zagadkami kryminalnymi. Może i byłam w tym dobra ale to nie jest na moje nerwy. Tydzień potem lekarze potwierdzili samobójstwo i pozwolili pogrzebać zmarłą kobietę. Żadne z nas nie zapomni o tym co się stało. Mama Jack i sam chłopak z powodu traumy przeprowadzili się do innego miasta i tam prowadzili salon, a ja? Cóż, zajęłam się pomocą w piekarni mamy. Może chociaż to mnie uchroni przed tymi wszystkimi zagadkami dnia codziennego.
Wyjaśnienie: