Karawana minęła las i ponownie wjechała do wąwozu. Staś rozmyślał nad tym, co dalej. Miał nadzieję, że dotrą do miejsca, gdzie będą mogli bezpiecznie odpocząć przez dłuższy czas i gdzie będzie woda. Wiedział, że potrzebują schronienia, w którym będą mogli przeczekać porę deszczową. Zorientował się, iż na szlaku ich marszu nie było oznak obozów Smaina, co go ucieszyło. Doszli do rzeki i zaczęli podążać wzdłuż niej. Nad brzegiem wąwozu rósł wielki baobab. Jego rozłożyste korzenie odłupały wielki kawał skały, który blokował kanion. Staś z Kalim wdrapali się na odłupaną skałę, by się rozejrzeć. Zauważyli słonia leżącego na brzuchu. Zwierze było wygłodzone i wychudzone do tego stopnia, że nie miało siły wstać. Słoń musiał siedzieć w tym potrzasku około dwóch tygodni. Zapewne uciekając z płonącego buszu zawadził o skałę, która spadając odcięła mu drogę powrotną. Był uwięziony, ponieważ od drugiej strony parowu była wielka przepaść, w dole której płynęła rzeka. Słoń zjadł wszystko, co nadawało się do zjedzenia: korę z drzew, liście, pnącza, trawę. Nie zostawił niczego. Staś chciał go zastrzelić, aby zakończyć jego męczarnie. Nel rozpłakała się i uprosiła chłopca, aby tego nie robił. Kali z Meą nazrywali melonów z drzewa chlebowego, nazbierali liści i trawy. Nel znad krawędzi skały rzuciła wygłodzonemu zwierzęciu pokarm. Słoń natychmiast zabrał się za zielone pyszności. Gdy jadł podróżnicy zorientowali się, jak naprawdę był wielki. Kali i Mea byli przekonani, że i tak nie uda im się uratować słonia, więc dziwili się, że Staś go nie zastrzelił od razu. Chłopiec zarządził, że właśnie w tym miejscu rozbiją obóz. Nel była zachwycona inteligencją słonia. Zamierzała go oswoić. Przekonywała, że wielkie zwierze będzie ich chroniło przed drapieżnikami. Staś wiedział, że gdy nadejdzie czas wymarszu słoń zginie z głodu, lecz widząc uśmiechniętą buzię dziewczynki starał się o tym nie myśleć.
Odpowiedź:
Karawana minęła las i ponownie wjechała do wąwozu. Staś rozmyślał nad tym, co dalej. Miał nadzieję, że dotrą do miejsca, gdzie będą mogli bezpiecznie odpocząć przez dłuższy czas i gdzie będzie woda. Wiedział, że potrzebują schronienia, w którym będą mogli przeczekać porę deszczową. Zorientował się, iż na szlaku ich marszu nie było oznak obozów Smaina, co go ucieszyło. Doszli do rzeki i zaczęli podążać wzdłuż niej. Nad brzegiem wąwozu rósł wielki baobab. Jego rozłożyste korzenie odłupały wielki kawał skały, który blokował kanion. Staś z Kalim wdrapali się na odłupaną skałę, by się rozejrzeć. Zauważyli słonia leżącego na brzuchu. Zwierze było wygłodzone i wychudzone do tego stopnia, że nie miało siły wstać. Słoń musiał siedzieć w tym potrzasku około dwóch tygodni. Zapewne uciekając z płonącego buszu zawadził o skałę, która spadając odcięła mu drogę powrotną. Był uwięziony, ponieważ od drugiej strony parowu była wielka przepaść, w dole której płynęła rzeka. Słoń zjadł wszystko, co nadawało się do zjedzenia: korę z drzew, liście, pnącza, trawę. Nie zostawił niczego. Staś chciał go zastrzelić, aby zakończyć jego męczarnie. Nel rozpłakała się i uprosiła chłopca, aby tego nie robił. Kali z Meą nazrywali melonów z drzewa chlebowego, nazbierali liści i trawy. Nel znad krawędzi skały rzuciła wygłodzonemu zwierzęciu pokarm. Słoń natychmiast zabrał się za zielone pyszności. Gdy jadł podróżnicy zorientowali się, jak naprawdę był wielki. Kali i Mea byli przekonani, że i tak nie uda im się uratować słonia, więc dziwili się, że Staś go nie zastrzelił od razu. Chłopiec zarządził, że właśnie w tym miejscu rozbiją obóz. Nel była zachwycona inteligencją słonia. Zamierzała go oswoić. Przekonywała, że wielkie zwierze będzie ich chroniło przed drapieżnikami. Staś wiedział, że gdy nadejdzie czas wymarszu słoń zginie z głodu, lecz widząc uśmiechniętą buzię dziewczynki starał się o tym nie myśleć.