Potrzebuje notatki do wiersza Zbigniewa Herberta "o duszy pana Cogito" czy cos takiego
dam najj
Ania37290 Zbigniew Herbert to poeta, który w prosty sposób mówi o swych głębokich przemyśleniach, dotyczących wielu z nas. Stworzył w tym celu postać pana Cogito, który jest zwyczajnym człowiekiem, jednym z nas, ma podwójny podbródek, odstające uszy, blisko osadzone oczy, niewysokie czoło, które niewiele myśli./Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz/. Nie jest doskonały, ma problemy, zadaje pytania o sens życia, o granice moralności. Choć ponosi porażkę, idzie dalej, często bywa bezsilny – dlatego jest nam bliski. Po raz pierwszy pan Cogito ujawnił się w 1974 roku. Zbigniew Herbert przedstawia go jako człowieka, który nie angażuje się w walkę z komunistami, nie strajkuje, nie konspiruje, nie manifestuje. Sam próbuje określić swoją postawę, przezwyciężyć swoją nijakość. Zastanawiał się, skąd się ona bierze, dlaczego tak trudno z nią walczyć. W wierszu pt. „O dwu nogach pana Cogito” poznajemy go, jako człowieka, który idzie przez świat, ale nie wie, jak się zachować. Nie może się zdecydować, co wypada, a co nie. Próbuje życia, czasem górę biorą przyjemności – bo któż jest na nie odporny? Czasem jednak potrafi z nich świadomie zrezygnować. Raz zachowuje się jak prawdziwy bohater, a czasem jak tchórz. Idzie przez świat zataczając się lekko – nigdy prosto. I taka jest właśnie ludzka natura, niepoznana do końca nawet przez nas samych. W wierszu „Pan Cogito a ruch myśli” poeta wypowiada się na temat używania przez człowieka mózgu. Okazuje się, że większość ludzi myśleć nie lubi, nie potrafi. Aktywność umysłowa jest ponad ich siły, a korzystanie z mózgu to ciężka praca. Myśli, o których pisze Herbert, są bezradne, leniwe. Czasem „dorwą się do rzeki cudzych myśli”, ale potem zamierają. Są jak głodne czaple, nie umieją same znaleźć pokarmu. Kiedyś, w młodości było inaczej, ale teraz „kręcą się w kółko w poszukiwaniu ziaren”. Wiersz ma wydźwięk pesymistyczny, dominują uczucia marazmu, smutku, przygnębienia, z których ciężko się wyrwać. Taki nastrój opanowuje człowieka, któremu brakuje nadziei na lepsze jutro. W wierszu „Rozmyślania pana Cogito o odkupieniu” podmiot liryczny zarzuca Bogu, że niepotrzebnie przysłał swego Syna na ten świat. Pojednanie, dla którego Syn Boży przyszedł na świat, nie tak powinno wyglądać. Ludzie nie zasłużyli na odkupienie, bo sami skazali Go na tę śmierć. Jeszcze raz okazali się tchórzliwi, nikczemni, nie umieli dostrzec w Nim przyjaciela. Był dla nas zbyt zwyczajny, był jednym z nas, nawet bał się tak, jak my. Tacy już jesteśmy, nie potrafimy przyjąć ofiary odkupienia. Człowiek pewnie wolałby, aby Bóg królował z berłem śmierci – jak jakiś ziemski król. Bohater wiersza „Pan Cogito szuka rady” próżno wertuje encyklopedie, słowniki, próżno poszukuje odpowiedzi na trudne pytania w opracowaniach naukowych. Czuje się zagubiony pośród ogromu wiedzy. Ona nie da mu pociechy. Ma nadzieję, że radę może uzyskać tylko w miejscu swego dzieciństwa, dokąd nocą wędruje. Ale tam nie ma już nikogo, kogo znał, komu ufał. Tamci ludzie, w Bracławiu, zagubili się wśród popiołów. Człowiek potrzebuje swoich korzeni, oparcia w tradycjach, gdyż daje mu to poczucie bezpieczeństwa. Podsumowaniem całego zbioru wierszy jest "Przesłanie Pana Cogito", w którym poeta zawarł swoisty dekalog postępowania człowieka żyjącego w kraju zniewolonym przez komunizm. A oto, co radzi zwykłemu człowiekowi, aby mógł zachować twarz: Idź przez życie wyprostowany, to znaczy z godnością, mów zawsze prawdę, niezależnie od okoliczności, bądź odważny, bo mówienie prawdy tego wymaga, nie toleruj zła, pogardzaj ludźmi małymi, nie przebaczaj w cudzym imieniu, wystrzegaj się pychy, kochaj innych, bądź wrażliwy, bądź wierny tradycji. Poeta nie zgadza się na kompromis ze złem, nie chce przebaczać win w czyimś imieniu, bo wie, jak wielkie były cierpienia ludzi prześladowanych przez systemy totalitarne. Zachęca do czynu, mówi: „wstań i idź”. Należy pamiętać, że wiersz ten powstał przed 1974 rokiem, kiedy to wielu światłych Polaków powoli traciło nadzieję na wyzwolenie się spod sowieckiej zależności. Poeta zdawał sobie sprawę, że tylko przestrzeganie zasad moralnych i poszanowanie tradycji narodowej pozwoli Polakom zachować „postawę wyprostowaną”. Z tego też powodu wskazywał, że nie wolno pozostawać obojętnym na obłudę i przemoc, należy umieć odróżnić dobro od zła. Obowiązkiem człowieka jest heroizm, walka. Widać tu, że poglądy pana Cogito ewoluują w stronę postawy obywatelskiej. Raport z oblężonego miasta Pan Cogito długo przebywał poza krajem, na obczyźnie, ale teraz postanowił wrócić do ojczyzny /Pan Cogito – powrót/. Wie, że w kraju nie czeka go nic dobrego: „kamienne łono ojczyzny”, „skarbiec wszystkich nieszczęść”. Decyzja o powrocie jest niezwykle dramatyczna. Przyjaciele pytają, dlaczego? On jeszcze tego nie wie, ale czuje, że tam pozostały rzeczy najważniejsze: korzenie, dzieciństwo, wspomnienia. Serce podpowiada, że wybór jest jedyny. To jakiś pierwotny zew, trudny do nazwania. Pan Cogito sądzi, że po powrocie uda mu się znaleźć odpowiedź na to pozornie proste pytanie. Nie będzie ona rzeczą prostą, bo oto zbliża się do granicy, widzi „mordercze wieże strażnicze” niewróżące niczego dobrego, druciane zasieki. Ojczyzna jest zniewolona. Wjeżdża jak do klatki, z której nie ma powrotu. Na obczyźnie pozostawił parę rzeczy, do których się przywiązał, ale to nic ważnego. Tamten lepszy świat, wygodne życie, „wystawy obfitości” – to wszystko napawa do znudzeniem. Życie wydaje się jałowe. Tu musiałby sztucznie leczyć ranę swego serca, gdyż ciągle odnawiałaby się. A to ponad jego siły. Czuje, że ma jakiś obowiązek wrócić, choćby nawet przyszło mu odpowiadać na podstępne pytania, żyć w strachu, czy otrzymać uderzenie znienacka. Chce się zmierzyć z tą rzeczywistością Polski powojennej. Chce być może dać świadectwo, chce się zaangażować w walkę. W wierszu „Pan Cogito o potrzebie ścisłości” poeta upomina się o rozliczenie ofiar systemów totalitarnych. Nazywa je, używając kolorów terroru, a więc biały – carat, czerwony – komunizm, brunatny – nazizm. Matematyka stosowana, zdaniem poety, nie potrafi sobie poradzić z prostymi obliczeniami arytmetycznymi. Tylko dzieci potrafią właściwie korzystać z dobrodziejstw matematyki. Sprawy ludzkie pozostają zaniedbane. Brak ścisłych danych, co do liczby ofiar licznych bitew, które miały miejsce w bliższej lub dalszej przeszłości. Czy przyczyną takiego stanu rzeczy może być pomieszanie popiołów przez wiatr lub spłynięcie krwi ofiar rzeką do morza? Tych niezliczonych ofiar nie da się prosto wytłumaczyć, zresztą takie tłumaczenia wzbudzają niepokój człowieka myślącego. Może nie chcą niczego wytłumaczyć? Kogo obchodzi ten, który już dawno odszedł? Potrafimy dobrze liczyć, ale ta makabryczna buchalteria wymyka nam się. Poeta jest zaniepokojony, ponieważ zaginięcia ludzi zdarzały się na jego oczach, a nikt nie potrafił tego wyjaśnić, ogarnąć rozumem. A może nie potrafiono się zebrać do działania. Ofiary katastrof są łatwe do policzenia. Jeśli nie doszukano się jakichś ciał po trzęsieniu ziemi lub powodzi, uznaje się te osoby za zaginione. Poeta nieco cynicznie zauważa, że może kiedyś się odnajdą. Nikt już nigdy nie zapyta o nie. Herbert wspomina tych, którzy zginęli „w walce z władzą nieludzką”. Zginęli bezimiennie, a świadkowie zbrodni milczą zastraszeni, bagatelizując rozmiary zbrodni. Ciał nie ma, znikły w „przepastnych piwnicach gmachów policji”. Świadkowie zbrodni też są zastraszani, torturowani, nigdy nie powiedzą prawdy. Historycy z upodobaniem powtarzają słówko, „około”, które jest „haniebnym” słowem. Nie wiadomo, jaka liczba się pod nim kryje. Każdy z tych niepoliczonych ludzi był czyimś synem, bratem, miał imię. Teraz należy odnaleźć to imię, policzyć wszystkich – jesteśmy im to winni. Do grobu włożyć trzeba amulet, bo tak czynili przodkowie. My powinniśmy włożyć naszym braciom pierścień wierności, bo oni zginęli za wierność swoim ideałom, za wolną ojczyznę. Nie wyrzekli się jej w obliczu śmierci. W wierszu pt. „17 IX” poeta wspomina datę napaści Związku Radzieckiego na nasz kraj. Polska nie była zupełnie przygotowana do wojny z Niemcami, oczekiwała na cud ze strony państw zachodnich, który nigdy się nie zdarzył, a tu kolejny cios. Napaść sowietów przypominała dobijanie konającego. Poeta mówi bez gniewu. Tak mówią ludzie, na których się zwala zbyt dużo cierpienia, a oni sami nic nie mogą zrobić. Mogą tylko czekać na okazję do odwetu, która z pewnością nastąpi. Bowiem Polacy nigdy nie zaprzestali walki o wolność swojej ojczyzny. Poeta chce przestrzec najeźdźcę, że przyjmiemy go tu, a nawet użyczymy grobu pod wierzbą, ale z pewnością nie zaniechamy walki. Potem przyjdzie nam się uczyć „odpuszczania win”. Zbigniew Herbert w „Raporcie z oblężonego miasta” opisuje rzeczywistość stanu wojennego. Nietrudno się domyślić, że oblężonym miastem z utworu Herberta jest Polska z okresu stanu wojennego. Poeta łączy jednak fakt wprowadzenia stanu wojennego ze wcześniejszymi historycznymi wydarzeniami. Właściwie stan oblężenia miasta-Polski trwa wiecznie, bo stale ktoś usiłuje nam narzucać swoje rządy: od Gotów aż po PRL. Przez cały ten czas trwa obrona polskiej tradycji i tożsamości narodowej przed zalewem obczyzny, narzucanej nam przez coraz to nowych intruzów. W momencie, gdy podmiot liryczny zdaje raport z oblężenia, niewiele już zostało z dawnej świetności-zaledwie ruiny świątyń, widma ogrodów i domów. Jednak nawet tego trzeba bronić, w przeciwnym razie nie pozostanie już nic. W wierszu Herberta miasto ma także inne znaczenie. Tym miastem może być każdy z jego mieszkańców, każdy z Polaków. Jeśli broniące się resztkami sił miasto padnie, i jeśli przeżyje choć jeden jego obrońca, wówczas on będzie miastem, on będzie nosił w swej duszy wszystkie te wartości, ten, który miasta tak zaciekle broni. Oblężenie ma też metaforyczny sens. Oblężonym miastem może być każdy, kto sprzeciwia się narzuconej obcej rzeczywistości. Zagrożenie w wierszu Herberta jest realne, mimo że opisuje nie wojnę, a jedynie polityczne zamieszki. Jedyną nadzieją może być wówczas pojedynczy obrońca, który w pamięci swej zachowa wartości i ideały miasta-Polski. W roku 1992 w zbiorze „Rovigo” poeta zamieścił wiersz „Guziki”. Temat nawiązywał do daty 17 września - wiersz mówił o oficerach pomordowanych w Katyniu. Tylko one widziały śmierć, tylko one pozostały świadkami. Niemymi świadkami zbrodni, ale ich ilość przeradza się w potężny głos chórów. To one upomną się o pamięć. W tym czasie już można było głośno i otwarcie upominać się o pamięć pomordowanych przez Rosjan Polaków. Herbert nie mógł pozostać obojętny, tym bardziej, że zginął tam Edward Herbert, stryj poety. Pod koniec życia wokół pana Cogito jest coraz mniej przyjaciół /Pan Cogito na zadany temat: „Przyjaciele odchodzą”/. Wielu z nich odeszło „poza mury Cesarstwa Empirii” i z nimi ma świetne relacje. To oni wspierają go w trudnych chwilach. Natomiast wielu wybrało pobyt poza granicami kraju. Uciekli w pośpiechu, „wybrali bezpieczne porty”. Potrafi ich zrozumieć. Zrobiło się wokół pusto. Pan Cogito również „nuci swoją arię pożegnalną”. Pod koniec życia coraz częściej poeta dokonuje rozliczeń z tymi, których znał, myśli o dzieciństwie, wydarzeniach z przeszłości. W wierszu „Życiorys” bohater wiersza leży w szpitalu, jest chory. Odgania złe duchy, wyraźnie się boi. W takiej chwili wspomina dzieciństwo, ale nie pamięta, żeby miał marzenia. Jego życie przebiegało monotonnie, jak życie milionów zwykłych obywateli. Dziwi się, skąd wzięło się zmęczenie. Przecież niczego wielkiego nie dokonał. Owszem, bywał czasem szczęśliwy (wycieczka nad Morze Czarne). Przez większość życia poszukiwał jego sensu, uczył się odróżniać dobro od zła, czarne od białego. Wystrzegał się z całą mocą bratania z silniejszymi – bo to oznaczało władzę, a władza zawsze deprawowała ludzi. Udręka i niepokój towarzyszyły mu przez całe życie, choć nie wie, skąd się brały. Ciągle nie ma pewności, czy dobrze przeżył to życie. Rozważania bohatera wiersza można uznać za życiorys pana Cogito. On właśnie taki był. Przez całe życie poszukiwał właściwej drogi, a przy jego końcu ciągle brak mu pewności. Wraz z upływem lat pan Cogito coraz częściej zagląda w przeszłość / „Kalendarze pana Cogito”/. Dokonuje podsumowań. Upływ czasu dokonał spustoszeń w jego pamięci. Przegląda stare kalendarze, w których notował sprawy ważne i nieważne. Czytając te zapiski po latach, czuje się, jakby spotkał kogoś dawno zmarłego lub czytał czyjeś tajemnice. Jakby to, co dawno zapisał, nie dotyczyło już jego. Upłynęło tyle lat, jest już innym człowiekiem, nie żyje już tamtymi sprawami. Konstatuje, że czas mija nieubłaganie. To oczywiste. Mniej oczywiste jest przemijanie własnego życia, starzenie się. W kalendarzu zapisano porę wschodu i zachodu słońca w dniu pamiętnego spotkania. To nie zmieniło się do dzisiaj, natomiast wspomnienie twarzy, kolor oczu są mglistym wspomnieniem, zatarły się w pamięci. Wiele stron w kalendarzu wypełniają notatki, jednak są strony niezapisane, brzmiące jak złowróżbna cisza. Żył przecież w czasach, kiedy nie wszystko można było napisać, lepiej było zostawić pustą kartkę, niż komuś zaszkodzić. Pan Cogito przechowuje swoje kalendarze troskliwie, gdyż mieści się w nich „pamiętnik pogromu”, „wykres absurdalnej choroby”, jaką były lata zniewolenia komunistycznego. Na podstawie trzech tomów poezji Herberta można prześledzić ewolucję pana Cogito. Nie można powiedzieć, że losy pana Cogito są tożsame z losami poety. Najwięcej wiadomości na ten temat dostarczyła biografka Herberta, Joanna Siedlecka w wywiadzie na stronie www.kultura.org.pl/print.php?nid=667 . Pan Cogito na początku był człowiekiem zagubionym, szukającym właściwej drogi. W ciągu kilku lat przeobraził się w prawdziwego obywatela, patriotę, który świadomie wybiera trudne życie w zniewolonym kraju, będącym jego ojczyzną. Gdy nadszedł czas wolności, pan Cogito musiał nauczyć się żyć w nowych realiach. Czasem było to trudne, nie wszystkie problemy rozwiązały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zresztą nadeszła już starość, a z nią czas podsumowań, refleksji. Pan Cogito do końca miał wątpliwości, czy dobrze przeżył swoje życie.może być???wystarczy???licze na naj;)!!
Zbigniew Herbert to poeta, który w prosty sposób mówi o swych głębokich przemyśleniach, dotyczących wielu z nas. Stworzył w tym celu postać pana Cogito, który jest zwyczajnym człowiekiem, jednym z nas, ma podwójny podbródek, odstające uszy, blisko osadzone oczy, niewysokie czoło, które niewiele myśli./Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz/. Nie jest doskonały, ma problemy, zadaje pytania o sens życia, o granice moralności. Choć ponosi porażkę, idzie dalej, często bywa bezsilny – dlatego jest nam bliski. Po raz pierwszy pan Cogito ujawnił się w 1974 roku. Zbigniew Herbert przedstawia go jako człowieka, który nie angażuje się w walkę z komunistami, nie strajkuje, nie konspiruje, nie manifestuje. Sam próbuje określić swoją postawę, przezwyciężyć swoją nijakość. Zastanawiał się, skąd się ona bierze, dlaczego tak trudno z nią walczyć.
W wierszu pt. „O dwu nogach pana Cogito” poznajemy go, jako człowieka, który idzie przez świat, ale nie wie, jak się zachować. Nie może się zdecydować, co wypada, a co nie. Próbuje życia, czasem górę biorą przyjemności – bo któż jest na nie odporny? Czasem jednak potrafi z nich świadomie zrezygnować. Raz zachowuje się jak prawdziwy bohater, a czasem jak tchórz. Idzie przez świat zataczając się lekko – nigdy prosto. I taka jest właśnie ludzka natura, niepoznana do końca nawet przez nas samych. W wierszu „Pan Cogito a ruch myśli” poeta wypowiada się na temat używania przez człowieka mózgu. Okazuje się, że większość ludzi myśleć nie lubi, nie potrafi. Aktywność umysłowa jest ponad ich siły, a korzystanie z mózgu to ciężka praca. Myśli, o których pisze Herbert, są bezradne, leniwe. Czasem „dorwą się do rzeki cudzych myśli”, ale potem zamierają. Są jak głodne czaple, nie umieją same znaleźć pokarmu. Kiedyś, w młodości było inaczej, ale teraz „kręcą się w kółko w poszukiwaniu ziaren”. Wiersz ma wydźwięk pesymistyczny, dominują uczucia marazmu, smutku, przygnębienia, z których ciężko się wyrwać. Taki nastrój opanowuje człowieka, któremu brakuje nadziei na lepsze jutro.
W wierszu „Rozmyślania pana Cogito o odkupieniu” podmiot liryczny zarzuca Bogu, że niepotrzebnie przysłał swego Syna na ten świat. Pojednanie, dla którego Syn Boży przyszedł na świat, nie tak powinno wyglądać. Ludzie nie zasłużyli na odkupienie, bo sami skazali Go na tę śmierć. Jeszcze raz okazali się tchórzliwi, nikczemni, nie umieli dostrzec w Nim przyjaciela. Był dla nas zbyt zwyczajny, był jednym z nas, nawet bał się tak, jak my. Tacy już jesteśmy, nie potrafimy przyjąć ofiary odkupienia. Człowiek pewnie wolałby, aby Bóg królował z berłem śmierci – jak jakiś ziemski król.
Bohater wiersza „Pan Cogito szuka rady” próżno wertuje encyklopedie, słowniki, próżno poszukuje odpowiedzi na trudne pytania w opracowaniach naukowych. Czuje się zagubiony pośród ogromu wiedzy. Ona nie da mu pociechy. Ma nadzieję, że radę może uzyskać tylko w miejscu swego dzieciństwa, dokąd nocą wędruje. Ale tam nie ma już nikogo, kogo znał, komu ufał. Tamci ludzie, w Bracławiu, zagubili się wśród popiołów. Człowiek potrzebuje swoich korzeni, oparcia w tradycjach, gdyż daje mu to poczucie bezpieczeństwa.
Podsumowaniem całego zbioru wierszy jest "Przesłanie Pana Cogito", w którym poeta zawarł swoisty dekalog postępowania człowieka żyjącego w kraju zniewolonym przez komunizm. A oto, co radzi zwykłemu człowiekowi, aby mógł zachować twarz: Idź przez życie wyprostowany, to znaczy z godnością, mów zawsze prawdę, niezależnie od okoliczności, bądź odważny, bo mówienie prawdy tego wymaga, nie toleruj zła, pogardzaj ludźmi małymi, nie przebaczaj w cudzym imieniu, wystrzegaj się pychy, kochaj innych, bądź wrażliwy, bądź wierny tradycji.
Poeta nie zgadza się na kompromis ze złem, nie chce przebaczać win w czyimś imieniu, bo wie, jak wielkie były cierpienia ludzi prześladowanych przez systemy totalitarne. Zachęca do czynu, mówi: „wstań i idź”. Należy pamiętać, że wiersz ten powstał przed 1974 rokiem, kiedy to wielu światłych Polaków powoli traciło nadzieję na wyzwolenie się spod sowieckiej zależności. Poeta zdawał sobie sprawę, że tylko przestrzeganie zasad moralnych i poszanowanie tradycji narodowej pozwoli Polakom zachować „postawę wyprostowaną”. Z tego też powodu wskazywał, że nie wolno pozostawać obojętnym na obłudę i przemoc, należy umieć odróżnić dobro od zła. Obowiązkiem człowieka jest heroizm, walka. Widać tu, że poglądy pana Cogito ewoluują w stronę postawy obywatelskiej.
Raport z oblężonego miasta
Pan Cogito długo przebywał poza krajem, na obczyźnie, ale teraz postanowił wrócić do ojczyzny /Pan Cogito – powrót/. Wie, że w kraju nie czeka go nic dobrego: „kamienne łono ojczyzny”, „skarbiec wszystkich nieszczęść”. Decyzja o powrocie jest niezwykle dramatyczna. Przyjaciele pytają, dlaczego? On jeszcze tego nie wie, ale czuje, że tam pozostały rzeczy najważniejsze: korzenie, dzieciństwo, wspomnienia. Serce podpowiada, że wybór jest jedyny. To jakiś pierwotny zew, trudny do nazwania. Pan Cogito sądzi, że po powrocie uda mu się znaleźć odpowiedź na to pozornie proste pytanie. Nie będzie ona rzeczą prostą, bo oto zbliża się do granicy, widzi „mordercze wieże strażnicze” niewróżące niczego dobrego, druciane zasieki. Ojczyzna jest zniewolona. Wjeżdża jak do klatki, z której nie ma powrotu. Na obczyźnie pozostawił parę rzeczy, do których się przywiązał, ale to nic ważnego. Tamten lepszy świat, wygodne życie, „wystawy obfitości” – to wszystko napawa do znudzeniem. Życie wydaje się jałowe. Tu musiałby sztucznie leczyć ranę swego serca, gdyż ciągle odnawiałaby się. A to ponad jego siły. Czuje, że ma jakiś obowiązek wrócić, choćby nawet przyszło mu odpowiadać na podstępne pytania, żyć w strachu, czy otrzymać uderzenie znienacka. Chce się zmierzyć z tą rzeczywistością Polski powojennej. Chce być może dać świadectwo, chce się zaangażować w walkę.
W wierszu „Pan Cogito o potrzebie ścisłości” poeta upomina się o rozliczenie ofiar systemów totalitarnych. Nazywa je, używając kolorów terroru, a więc biały – carat, czerwony – komunizm, brunatny – nazizm. Matematyka stosowana, zdaniem poety, nie potrafi sobie poradzić z prostymi obliczeniami arytmetycznymi. Tylko dzieci potrafią właściwie korzystać z dobrodziejstw matematyki. Sprawy ludzkie pozostają zaniedbane. Brak ścisłych danych, co do liczby ofiar licznych bitew, które miały miejsce w bliższej lub dalszej przeszłości. Czy przyczyną takiego stanu rzeczy może być pomieszanie popiołów przez wiatr lub spłynięcie krwi ofiar rzeką do morza? Tych niezliczonych ofiar nie da się prosto wytłumaczyć, zresztą takie tłumaczenia wzbudzają niepokój człowieka myślącego. Może nie chcą niczego wytłumaczyć? Kogo obchodzi ten, który już dawno odszedł? Potrafimy dobrze liczyć, ale ta makabryczna buchalteria wymyka nam się. Poeta jest zaniepokojony, ponieważ zaginięcia ludzi zdarzały się na jego oczach, a nikt nie potrafił tego wyjaśnić, ogarnąć rozumem. A może nie potrafiono się zebrać do działania.
Ofiary katastrof są łatwe do policzenia. Jeśli nie doszukano się jakichś ciał po trzęsieniu ziemi lub powodzi, uznaje się te osoby za zaginione. Poeta nieco cynicznie zauważa, że może kiedyś się odnajdą. Nikt już nigdy nie zapyta o nie.
Herbert wspomina tych, którzy zginęli „w walce z władzą nieludzką”. Zginęli bezimiennie, a świadkowie zbrodni milczą zastraszeni, bagatelizując rozmiary zbrodni. Ciał nie ma, znikły w „przepastnych piwnicach gmachów policji”. Świadkowie zbrodni też są zastraszani, torturowani, nigdy nie powiedzą prawdy. Historycy z upodobaniem powtarzają słówko, „około”, które jest „haniebnym” słowem. Nie wiadomo, jaka liczba się pod nim kryje. Każdy z tych niepoliczonych ludzi był czyimś synem, bratem, miał imię. Teraz należy odnaleźć to imię, policzyć wszystkich – jesteśmy im to winni. Do grobu włożyć trzeba amulet, bo tak czynili przodkowie. My powinniśmy włożyć naszym braciom pierścień wierności, bo oni zginęli za wierność swoim ideałom, za wolną ojczyznę. Nie wyrzekli się jej w obliczu śmierci.
W wierszu pt. „17 IX” poeta wspomina datę napaści Związku Radzieckiego na nasz kraj. Polska nie była zupełnie przygotowana do wojny z Niemcami, oczekiwała na cud ze strony państw zachodnich, który nigdy się nie zdarzył, a tu kolejny cios. Napaść sowietów przypominała dobijanie konającego. Poeta mówi bez gniewu. Tak mówią ludzie, na których się zwala zbyt dużo cierpienia, a oni sami nic nie mogą zrobić. Mogą tylko czekać na okazję do odwetu, która z pewnością nastąpi. Bowiem Polacy nigdy nie zaprzestali walki o wolność swojej ojczyzny. Poeta chce przestrzec najeźdźcę, że przyjmiemy go tu, a nawet użyczymy grobu pod wierzbą, ale z pewnością nie zaniechamy walki. Potem przyjdzie nam się uczyć „odpuszczania win”.
Zbigniew Herbert w „Raporcie z oblężonego miasta” opisuje rzeczywistość stanu wojennego. Nietrudno się domyślić, że oblężonym miastem z utworu Herberta jest Polska z okresu stanu wojennego. Poeta łączy jednak fakt wprowadzenia stanu wojennego ze wcześniejszymi historycznymi wydarzeniami. Właściwie stan oblężenia miasta-Polski trwa wiecznie, bo stale ktoś usiłuje nam narzucać swoje rządy: od Gotów aż po PRL. Przez cały ten czas trwa obrona polskiej tradycji i tożsamości narodowej przed zalewem obczyzny, narzucanej nam przez coraz to nowych intruzów. W momencie, gdy podmiot liryczny zdaje raport z oblężenia, niewiele już zostało z dawnej świetności-zaledwie ruiny świątyń, widma ogrodów i domów. Jednak nawet tego trzeba bronić, w przeciwnym razie nie pozostanie już nic.
W wierszu Herberta miasto ma także inne znaczenie. Tym miastem może być każdy z jego mieszkańców, każdy z Polaków. Jeśli broniące się resztkami sił miasto padnie, i jeśli przeżyje choć jeden jego obrońca, wówczas on będzie miastem, on będzie nosił w swej duszy wszystkie te wartości, ten, który miasta tak zaciekle broni.
Oblężenie ma też metaforyczny sens. Oblężonym miastem może być każdy, kto sprzeciwia się narzuconej obcej rzeczywistości. Zagrożenie w wierszu Herberta jest realne, mimo że opisuje nie wojnę, a jedynie polityczne zamieszki. Jedyną nadzieją może być wówczas pojedynczy obrońca, który w pamięci swej zachowa wartości i ideały miasta-Polski.
W roku 1992 w zbiorze „Rovigo” poeta zamieścił wiersz „Guziki”. Temat nawiązywał do daty 17 września - wiersz mówił o oficerach pomordowanych w Katyniu. Tylko one widziały śmierć, tylko one pozostały świadkami. Niemymi świadkami zbrodni, ale ich ilość przeradza się w potężny głos chórów. To one upomną się o pamięć. W tym czasie już można było głośno i otwarcie upominać się o pamięć pomordowanych przez Rosjan Polaków. Herbert nie mógł pozostać obojętny, tym bardziej, że zginął tam Edward Herbert, stryj poety.
Pod koniec życia wokół pana Cogito jest coraz mniej przyjaciół /Pan Cogito na zadany temat: „Przyjaciele odchodzą”/. Wielu z nich odeszło „poza mury Cesarstwa Empirii” i z nimi ma świetne relacje. To oni wspierają go w trudnych chwilach. Natomiast wielu wybrało pobyt poza granicami kraju. Uciekli w pośpiechu, „wybrali bezpieczne porty”. Potrafi ich zrozumieć. Zrobiło się wokół pusto. Pan Cogito również „nuci swoją arię pożegnalną”. Pod koniec życia coraz częściej poeta dokonuje rozliczeń z tymi, których znał, myśli o dzieciństwie, wydarzeniach z przeszłości.
W wierszu „Życiorys” bohater wiersza leży w szpitalu, jest chory. Odgania złe duchy, wyraźnie się boi. W takiej chwili wspomina dzieciństwo, ale nie pamięta, żeby miał marzenia. Jego życie przebiegało monotonnie, jak życie milionów zwykłych obywateli. Dziwi się, skąd wzięło się zmęczenie. Przecież niczego wielkiego nie dokonał. Owszem, bywał czasem szczęśliwy (wycieczka nad Morze Czarne). Przez większość życia poszukiwał jego sensu, uczył się odróżniać dobro od zła, czarne od białego. Wystrzegał się z całą mocą bratania z silniejszymi – bo to oznaczało władzę, a władza zawsze deprawowała ludzi. Udręka i niepokój towarzyszyły mu przez całe życie, choć nie wie, skąd się brały. Ciągle nie ma pewności, czy dobrze przeżył to życie. Rozważania bohatera wiersza można uznać za życiorys pana Cogito. On właśnie taki był. Przez całe życie poszukiwał właściwej drogi, a przy jego końcu ciągle brak mu pewności.
Wraz z upływem lat pan Cogito coraz częściej zagląda w przeszłość / „Kalendarze pana Cogito”/. Dokonuje podsumowań. Upływ czasu dokonał spustoszeń w jego pamięci. Przegląda stare kalendarze, w których notował sprawy ważne i nieważne. Czytając te zapiski po latach, czuje się, jakby spotkał kogoś dawno zmarłego lub czytał czyjeś tajemnice. Jakby to, co dawno zapisał, nie dotyczyło już jego. Upłynęło tyle lat, jest już innym człowiekiem, nie żyje już tamtymi sprawami. Konstatuje, że czas mija nieubłaganie. To oczywiste. Mniej oczywiste jest przemijanie własnego życia, starzenie się. W kalendarzu zapisano porę wschodu i zachodu słońca w dniu pamiętnego spotkania. To nie zmieniło się do dzisiaj, natomiast wspomnienie twarzy, kolor oczu są mglistym wspomnieniem, zatarły się w pamięci. Wiele stron w kalendarzu wypełniają notatki, jednak są strony niezapisane, brzmiące jak złowróżbna cisza. Żył przecież w czasach, kiedy nie wszystko można było napisać, lepiej było zostawić pustą kartkę, niż komuś zaszkodzić. Pan Cogito przechowuje swoje kalendarze troskliwie, gdyż mieści się w nich „pamiętnik pogromu”, „wykres absurdalnej choroby”, jaką były lata zniewolenia komunistycznego.
Na podstawie trzech tomów poezji Herberta można prześledzić ewolucję pana Cogito. Nie można powiedzieć, że losy pana Cogito są tożsame z losami poety. Najwięcej wiadomości na ten temat dostarczyła biografka Herberta, Joanna Siedlecka w wywiadzie na stronie www.kultura.org.pl/print.php?nid=667 . Pan Cogito na początku był człowiekiem zagubionym, szukającym właściwej drogi. W ciągu kilku lat przeobraził się w prawdziwego obywatela, patriotę, który świadomie wybiera trudne życie w zniewolonym kraju, będącym jego ojczyzną. Gdy nadszedł czas wolności, pan Cogito musiał nauczyć się żyć w nowych realiach. Czasem było to trudne, nie wszystkie problemy rozwiązały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zresztą nadeszła już starość, a z nią czas podsumowań, refleksji. Pan Cogito do końca miał wątpliwości, czy dobrze przeżył swoje życie.może być???wystarczy???licze na naj;)!!