potrzebuje na jutro dzienki z wyprawy w czasie tzn ze gdzies sie znalzłem np 1890 lub 3100 i kogos spotkałem itp data obojetna moze byc ze sie siniło albo ze juz tam zostałem
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Kilka dni temu szef wysłał mnie na delegacje do Sudanu. Miałąm załatwić tam pozwolenia na budowe szpitala i studni dla potrzebujących Lecąc do Sudanu samolotem nagle wpadliśmy w turbulencje. Samolot zaczął spadać. Bałam sie że zginę. W chwili kiedy z kokpitu rozległ sie głos pilota; Proszę o zapięcie pasów nic państwu nie będzie uderzyłam głową o szybe w oknie. Kiedy sie obudziłam lezałam w dziwnym miejscu, to na pewno nie był mój samolot ani mój Sudan, co więcej Ci ludzie byli jacyś tacy dziwni, no nie wiem po prostu nie byli zbyt realni. Badając pomieszczenie w którym sie znalazłam usłyszałam głos zza sciany "czy Ty jesteś matką?". Nosz kurcze jestem mam dzieci więc bez namysłu odpowiedziałam "Gniewek? To głupie żarty nie wiem jak to zrobiliście ale jak zaraz z Serafinem nie przestaniecie to spiore wam tyłki"! Nic sie nie działo, powoli zaczełam sie niepokoic bo przecież nawet moje dzieciaki nie są tak pomysłowe, (przynajmniej miałam taką nadzieje). Okazałąo się jednak że to nie były moje dzieci. Kiedy samolot wpadł w turbulencje wytworzył sie wir czasowy w który wpadłam. Kiedy sie obudziłam, byłam w roku 3546 kiedy ludzie czekali na Matkę. Matka była ich boginią, była kobietą którą czcili. Wszystkie wartości które znałam dawno umarły, zgienęłay religie, państwa narodziły się nowe idee i nowi ludzie. Uważano mnie za Matkę, bo wedle przepowiedni miałą przyjść z nieba siadając na złotym tronie. Faktycznie pechchciał że spadłam z nieba i wylądowałam w prost na złotym tronie. Ludzie przychodzili do mnie proszac o błogosławieństwo nikt nie chciał przyjąc do wiadomości, że to jeszcze nie jest czas przyjścia ich wielkiej Matki. Chcieli duchowego przywódcy. Pewnej kolejnej nie przespanej nocy zaczełam zastanawiac sie jak wrócic do domu. Tu wszystko było mi obce. Świat stał sie utopią na wszystkie pytania znano odpowiedzi nie było już niczego do odkrycia. Swiat sie kończył czułam to. Ziemia nie mogła istnieć bez niewiadomych. I kiedy podeszłam do okna by napawać sie widokiem pieknego bezkresnego nieba zobaczyłam dwa nachodzace na siebie księżyce. Co chwile zmieniały swoje miejsce. Zaciekawiło mnie to. Wszłam z mijsca w którym mieszkałam i zaczęłam iść w stronę tych księzyców. Chciałam je zobaczyć poznać dotknąc. W tem coś boleśnie ukłuło mnie w ręke zobaczyłam krew. poczułam dotyk na swojej twarzy i usłyszłam głos. Wszystko zaczęło wyrowac ktoś mnie wołała. Nastała ciemność z ciemności znów wyłoniły sie księzyce. Wyciągnełam ręce by je dotknąc. "ona żyje" uslyszłam, spokojnie przeciez musiałąm tylko zasnąc na dworzu. Tam w tej kończacej sie utopii. Prawie 1500 lat po moich narodzinach... po narodzinach moich dzieci.... "Moya słyszysz nas? Otwórz oczy", z bólem otwieram oczy patrze w najpiękniejsze oczy jakiekiedykolwiek mogłam widzieć. Ville.... "Moya słonko tak sie martwiłem najdroższa! Dzieci też tu są słyszysz mnie"? Chciałąm coś powiedzieć ale nie mogłam. Kilka minut później trzymałąm dzieci w swoich ramionach. Okazało sie że podczas turbulencji tak poważnie uderzyłam głowa o szybe samolotu, że straciłam przytomność. Musieli lądować w Maroko zamiast lecieć bezpośrednio do Sudanu. Byłam 4 miesiące w śpiączce. Przez cały czas dzieci na zmiane czytały mi moje ulubione książki/. To właśnie dla tego myślaąłm, że mieszkam w tym Utopijnym kończacym sie świecie. Po tym doświadczeniu doszłam do wniosku, że chce przeżyć tylko swoje życie. Tyle ile mi jest dane i ani dnia dłużej...