„ W zamierzchłych czasach podstawowa materia była chaotyczną masą. Niebo i Ziemia nie rozdzieliły się jeszcze i były jak jajko o słabo określonych zarysach zawierających zarodki. Potem czysta materia wznosząca się pionowo cienko się rozciągnęła i utworzyła Niebo. Gruba materia opadła ciężko i osiadając stała się Ziemią. To, co nazywamy krajami, zostało utworzone przez rozszczepianie się i dzielenie ziemi, gdy tak sobie pływała. Można to porównać do pływania ryby , która igra na powierzchni wody. Tak więc Niebo powstało najpierw a potem Ziemia”.
Takimi oto słowami zaczyna się Kyûjiki - najstarsza księga zawierające japońskie wierzenia, jeszcze pozbawiona wpływów chińskiej filozofii. Na nowo powstałym świecie pojawiła się pierwsza myśląca istota, jaką był bóg Amenominakanushi, który narodził się sam z siebie i był prastwórcą i prapoczątkiem. Pozostałe początkowe bóstwa „wyrosły” z jeszcze nie ukształtowanej ziemi, która wtedy przypominała galaretowate ciało meduzy. Następnie bóstwa wraz z Amenominakanushim przeniosły się z Ziemi n równiny Niebios.
Izanagi i Izakami
Minęło siedem pokoleń, gdy para demiurgów imionami Izanagi (Mąż Który Wagi) i Izakami (Żona, Która Wabi) zdecydowała się ponownie zstąpić na Ziemię. Stało się to przypadkiem, gdy Izanagi wiedziony ciekawością czy „tam w dole coś w ogóle jest” zanurzył swoją włócznię pomiędzy chmurami. Gdy ją wyciągnął z powrotem okazało się, że znajdowało się parę kropel wody. Zaintrygowana para zdecydowała się zsdtąpic na Ziemię. Po pierwotnym obrzędzie zaślubin przystąpili do konsumpcji swego związku rodziły się kolejno: osiem głównych wysp japońskich (bez Hokkaido, bo w czasie powstania mitu ląd ten był nieznany), rzeki, lasy, góry i wiele innych pieknych jak i czasem niezbyt udanych tworów składających się na elementy znanego nam świata. Do tragedii doszło gdy Izakami urodziła boga ognia Homusubi, konając w męczarniach z jej wymiocin zrodziły się kolejne trzy bóstwa: Kanayamahiko- b.metalu, Haniyama - b.gliny i Mizuhanome –b. wody (nie wymieniam imion bo nie są, aż tak istotne). Z łez rozpaczy Izanagiego nad śmiercią małżonki narodziła się bogini rozpaczy Nakisahame. Zrozpaczony demiurg udał się do krainy zaświatów-Yomotsukuni. Jednak okazało się, że na ratunek było za późno- Izakami jadła już z kuchni Krainy Ciemności i nie mogła wrócić do świata żywych. Na dodatek zhańbił ją łamiąc jej prośbę by nie spoglądał na jej oblicze, które już zaczęło gnić. Rozwścieczona rzuciła się w pogoń za mężem, lecz temu udało się uciec. Od tamtej pory Izakami pozostała w świecie zmarłych, a Izanagi w świecie żywych. Nim się rozstali wypowiedzieli do siebie słowa: „Mój panie i mężu, będę niszczyc codziennie tysiąc ludzi w kraju w którym mieszkasz!” „A ja sprawię, że dziennie ich rodzic tysiąc i pięćset.”
Mit ten obrazuje nie tylko stworzenie i kształtowanie się świata, lecz także podział pomiędzy światem żywych, a martwych- czego dowodem jest ostatnia rozmowa boskich małżonków. Kolejnym dowodem na to, że Japończycy po dziś dzień uważają , że to co pochodzi ze świata zmarłych jest nieczyste jest rytualna ablucja jakiej dokonał po opuszczeniu Yomotsukuni Izanagi. Z niej narodziły bóstwa takie jak: bogini Amaterasu (bogini słońca), Tsukiyomi (bóg słońca) i Susanoo (bóg wiatru).
Mit "Zaginiona panna młoda"
Kobieta w zwiewnym, pięknie zdobionym, wykonanym z najlepszego jedwabiu furisade spoglądała na klęczącą przed nią w błagalnym geście uboga kobietę. W jej wzroku widać było spokój jak i współczucie dla przy byłej, bo znała powód jej wizyty choć ta nie zdążyła wspomnieć jej o nim jednym słowem. We wzroku kobiety w pięknym kimonie było jeszcze coś więcej niż owe uczucia- była to duma, jaką miała prawo się obnosić będąc kapłanką. Choć serce jej było czyste to jednak z radością przyjmowała wszelki honory jakimi ją obdarzano.
Postacie obydwu niewiast oświetlał blady blask stojącej na stoliku latarenki. Uboższa kobieta nadal nie podnosząc twarzy do ziemi tkwiła w bezruchu raz po raz szlochając.
-No, śmiało wyjaw mi powód swej wizyty, a postaram ci się pomóc najlepiej jak tylko umiem.
-O pani!- westchnęła kobieta znosząc się większym szlochem- wielkie nieszczęście mnie spotkało…A właściwie moją córkę…Widzisz pani niebawem miała ona poślubić pewnego młodego człowieka z sąsiedniej wsi. Kiedy wędrowaliśmy orszakiem weselnym do jego domu znikąd pojawiła się czarna chmura, która okryła postać mej córki. Gdy wreszcie zniknęła rozpływając się w powietrzu, wraz z nią zniknęła moja córka. Oddaliłam się przeto od orszaku i zaczęłam poszukiwać mej ukochanej córki… By mieć ją znów przy sobie, przytulić do matczynego serca i w końcu oddać temu kogo pokochało jej serce, by razem żyli w szczęściu i zdrowiu…Dotarłszy tutaj w to odludne miejsce postanowiłam zajrzeć do twej świątyni w nadziei na schronienie i pomoc w odnalezieniu córki…O ile oczywiście będzie to możliwe….
Kapłanka długo nie odzywała się i w ciszy jaka zapadła pomiędzy nimi przyglądała się nieszczęsnej. Poruszyła ją historia o miłości i poświęceniu matki dla swej ukochanej córki, dlatego też nie zawahała się jej pomóc. Spokojnym głosem nakazała jej wstać, otarła delikatnymi dłońmi łzy z jej policzków i rzekła:
-Twoja córka została porwana przez oni (diabły) i uwięziona w zamku na drugim brzegu rzeki który zamieszkują…
Na te słowa po twarzy kobiety znów popłynęły łzy.
-Nie rozpaczaj jednak- kapłanka kontynuowała- Pomogę ci ją uratować. Jedyne co musisz robić to stosować się do moich rad. Przede wszystkim musisz udać się od owego zamku, odszukać ją i wyprowadzić ją z niego. Nie będzie to łatwe. Cały czas musisz być dzielna i ostrożna- wystarczy tylko jedna niewłaściwie podjęta decyzja, chwila nieuwagi a stracić możesz nie tylko siebie lecz poprowadzić na zgubę także i siebie. Zamku o którym mówimy strzegą dwa potężne psy. Możesz przejść obok nich tylko wtedy gdy śpią. Pamiętaj o tym….
***
Był już ranek. Czując na swej twarzy ciepło promieni słonecznych kobieta zbudziła się. Natychmiast wtedy spostrzegła, że leży na trawie pośród dzikiej łąki, zamiast na miękkiej macie w przytulnym pokoiku niewielkiej świątyni. Po drewnianej budowli, ani kapłance nie było śladu. Zdawać się mogło by, że były tylko snem zmęczonej i zrozpaczonej kobiety. Ale czy tak być miało na pewno? Czy był to tylko sen? Czy oznaczać to miało, że kobieta nigdy nie spotkała owej kapłani? A jeśli tak, to przecież słowa jej były tylko senną marą, nic nie znaczącą w realnym świecie. Ale bez nich kobieta nie znała sposobu by uratować córkę. Musiała im zaufać.
Postąpiła tak jak poleciła jej kapłanka. Udała się nad rzekę i przeprawiwszy się przez nią dotarła w okolice zamku. Dostrzegła przy nim owe wielkie psy, które teraz spały- mogła zatem iść odważnie przed siebie i odszukać córkę.
Znalazła ją w jednej z zamkowych komnat siedzącej przy krosnach, tkającą i tęsknym głosem śpiewając piosenki, których nauczyła ją matka. Gdy ta zdradziła swą obecność obie ze łzami w oczach padły sobie w ramiona. Czułe powitanie trwało długo, lecz musiało zostać przerwane, podobnie jak odłożona zostać musiała próba ucieczki. Oto bowiem słychać było jak do komnaty zbliżali się porywacze- oni. Dziewczyna poleciła matce skryć się w skrzyni, a sama na powrót zasiadła przy krosnach.
-Wiem, że prócz ciebie w tym pałacu znajduje się jeszcze jakiś człowiek!- ryknął przywódca.
-Bzdury- parsknęła dziewczyna.
-Żadne bzdury, lecz prawda! Ja wiem, że jest tu jeszcze jedna istota ludzka!
-Niby w jaki sposób? Widziałeś ją? Słyszałeś? Wyczułeś jej zapach?
-Nie. Magiczne drzewo rosnące na dziedzińcu wypuszcza nowy pęd gdy na zamku pojawi się człowiek. Rozkwitły dwa, a powinien być jeden….
-To dla tego, że jestem przy nadziei…-natychmiast skłamała bystra dziewczyna- Nie chciałam wam tego mówić, ale prócz mnie znajduje się tu moje nienarodzone jeszcze dziecko…
Dla oni to tłumaczenie było wystarczające. Zostawiwszy dziewczynę sama udali się na ucztę suto zakrapianą alkoholem. Gdy każdego zmógł już sen nadarzyła się okazja ku temu by uciec. Matka i córka skorzystały z niej i bez większych przeszkód opuściły zamek. Miało już świtać gdy dotarły nad brzeg rzeki zastanawiając się nad sposobem, który miał im pomóc bezpiecznie wrócić do domu. Wtem pojawiła się kapłanka ponownie niosąc pomoc. Ofiarowała im niewielką łódkę po czym znów zniknęła.
Gdy kobiety były w połowie drogi do drugiego brzegu zjawili się zbudzeni oni, którzy obudzeni spostrzegli nieobecność dziewczyny. By uniemożliwić ucieczkę zaczęły wypijać wodę z rzeki, aż w końcu łódka osiadła na mieliźnie. Gdy sytuacja stała się beznadziejna i oni już zbliżali się do przerażonych kobiet z pomocą znów przybyła kapłanka.
-Rozbierzcie się!- poleciła. Matka i córka popatrzyły na nią z niedowierzaniem.
-To nie czas i miejsce na wstydliwość! Jeżeli chcecie ocalić siebie róbcie co każę!
Matka nie zastanawiając się dłużej zsunęła z siebie swoje kimono. Córka zlana dziewiczym rumieńcem spoglądała to na nią to na zbliżających się potworów nadal zwlekała. Odwróciła się w stronę tajemniczej kapłani chcąc być może coś jej powiedzieć lub zapytać- jej jednak już nie było. Ponaglana przez matkę postanowiła zaufać słowom tej, która im już przyszła z pomocą i rozsunęła swe kimono. Gdy ostatni rąbek materiału zetknął się z ziemią rozległ się gromki, rubaszny rechot rozradowanych stworów, które przystanęły napawając się widokiem nagich kobiet. Pod wpływem owego śmiechu połknięta przez nich woda wypływające teraz z ich ust zaczęła na powrót napełniać koryto rzeki. W końcu poziom wody był na tyle wyskoki, że obie kobiety były w stanie dopłynąć na swój brzeg.
Gdy stopy obydwu kobiet dopchnęły suchego lądu po raz kolejny objawiła się przed nimi kapłanka. Matka i córka padły na nią na znak.
-Jak ci mamy dziękować, o pani?! Pomogłaś mi odnaleźć nie tylko córkę, lecz także kilkakrotnie pomogłaś nam wydostać się cało z opresji….Gdy nie ty kto wie jak potoczyłaby się ta cała historia…
-Wstańcie!- rzekła spokojnym, melodyjnym głosem kobieta. Na jej pięknej twarzy widać było uśmiech, który tak pięknie malował się w promieniach porannego słońca.
-Cieszę się, że potrafiłam wam pomóc i zaufałyście mi. Widzisz moja droga: poruszyła mnie twoja determinacja, miłość i oddanie do własnej córki. Nie mogłam pozostać obojętna wobec błagania tak czystego serca. Dlatego też cieszę się, że historia ta będzie mieć szczęśliwe zakończenie. Nie oczekuję od was niczego innego poza tym o co was teraz poproszę. Jako dowód waszej wdzięczności proszę was abyście odnalazły mój posąg i co rok stawiały nowy, tak aby ten pierwszy nigdy już nie stał samotny….
Nie czekając na odpowiedź obydwu kobiet kapłanka skłoniła się im w geście pozdrowienia i rozpłynęła.
Obydwie bohaterki powróciły do wioski, gdzie zostały powitane z nieskrywaną radością. Niebawem i tym razem bez przeszkód odbył się ślub „porwanej” panny młodej. Obydwie kobiety jakiś czas potem odnalazły samotnie stojący posąg i dopełniając raz złożonej obietnicy co rok stawiały obok niego nowy…I nigdy już młoda kapłanka nie była sama…
Mit o powstaniu świata mówi o muzyce powstanej z pierworotnego tonu.cesarz jest potomkiem bogów
Mit o powstaniu świata:
„ W zamierzchłych czasach podstawowa materia była chaotyczną masą. Niebo i Ziemia nie rozdzieliły się jeszcze i były jak jajko o słabo określonych zarysach zawierających zarodki. Potem czysta materia wznosząca się pionowo cienko się rozciągnęła i utworzyła Niebo. Gruba materia opadła ciężko i osiadając stała się Ziemią. To, co nazywamy krajami, zostało utworzone przez rozszczepianie się i dzielenie ziemi, gdy tak sobie pływała. Można to porównać do pływania ryby , która igra na powierzchni wody. Tak więc Niebo powstało najpierw a potem Ziemia”.
Takimi oto słowami zaczyna się Kyûjiki - najstarsza księga zawierające japońskie wierzenia, jeszcze pozbawiona wpływów chińskiej filozofii.
Na nowo powstałym świecie pojawiła się pierwsza myśląca istota, jaką był bóg Amenominakanushi, który narodził się sam z siebie i był prastwórcą i prapoczątkiem. Pozostałe początkowe bóstwa „wyrosły” z jeszcze nie ukształtowanej ziemi, która wtedy przypominała galaretowate ciało meduzy. Następnie bóstwa wraz z Amenominakanushim przeniosły się z Ziemi n równiny Niebios.
Izanagi i Izakami
Minęło siedem pokoleń, gdy para demiurgów imionami Izanagi (Mąż Który Wagi) i Izakami (Żona, Która Wabi) zdecydowała się ponownie zstąpić na Ziemię. Stało się to przypadkiem, gdy Izanagi wiedziony ciekawością czy „tam w dole coś w ogóle jest” zanurzył swoją włócznię pomiędzy chmurami. Gdy ją wyciągnął z powrotem okazało się, że znajdowało się parę kropel wody. Zaintrygowana para zdecydowała się zsdtąpic na Ziemię. Po pierwotnym obrzędzie zaślubin przystąpili do konsumpcji swego związku rodziły się kolejno: osiem głównych wysp japońskich (bez Hokkaido, bo w czasie powstania mitu ląd ten był nieznany), rzeki, lasy, góry i wiele innych pieknych jak i czasem niezbyt udanych tworów składających się na elementy znanego nam świata. Do tragedii doszło gdy Izakami urodziła boga ognia Homusubi, konając w męczarniach z jej wymiocin zrodziły się kolejne trzy bóstwa: Kanayamahiko- b.metalu, Haniyama - b.gliny i Mizuhanome –b. wody (nie wymieniam imion bo nie są, aż tak istotne). Z łez rozpaczy Izanagiego nad śmiercią małżonki narodziła się bogini rozpaczy Nakisahame. Zrozpaczony demiurg udał się do krainy zaświatów- Yomotsukuni. Jednak okazało się, że na ratunek było za późno- Izakami jadła już z kuchni Krainy Ciemności i nie mogła wrócić do świata żywych. Na dodatek zhańbił ją łamiąc jej prośbę by nie spoglądał na jej oblicze, które już zaczęło gnić. Rozwścieczona rzuciła się w pogoń za mężem, lecz temu udało się uciec. Od tamtej pory Izakami pozostała w świecie zmarłych, a Izanagi w świecie żywych. Nim się rozstali wypowiedzieli do siebie słowa:
„Mój panie i mężu, będę niszczyc codziennie tysiąc ludzi w kraju w którym mieszkasz!”
„A ja sprawię, że dziennie ich rodzic tysiąc i pięćset.”
Mit ten obrazuje nie tylko stworzenie i kształtowanie się świata, lecz także podział pomiędzy światem żywych, a martwych- czego dowodem jest ostatnia rozmowa boskich małżonków. Kolejnym dowodem na to, że Japończycy po dziś dzień uważają , że to co pochodzi ze świata zmarłych jest nieczyste jest rytualna ablucja jakiej dokonał po opuszczeniu Yomotsukuni Izanagi. Z niej narodziły bóstwa takie jak: bogini Amaterasu (bogini słońca), Tsukiyomi (bóg słońca) i Susanoo (bóg wiatru).
Mit "Zaginiona panna młoda"
Kobieta w zwiewnym, pięknie zdobionym, wykonanym z najlepszego jedwabiu furisade spoglądała na klęczącą przed nią w błagalnym geście uboga kobietę. W jej wzroku widać było spokój jak i współczucie dla przy byłej, bo znała powód jej wizyty choć ta nie zdążyła wspomnieć jej o nim jednym słowem. We wzroku kobiety w pięknym kimonie było jeszcze coś więcej niż owe uczucia- była to duma, jaką miała prawo się obnosić będąc kapłanką. Choć serce jej było czyste to jednak z radością przyjmowała wszelki honory jakimi ją obdarzano.
Postacie obydwu niewiast oświetlał blady blask stojącej na stoliku latarenki. Uboższa kobieta nadal nie podnosząc twarzy do ziemi tkwiła w bezruchu raz po raz szlochając.
-No, śmiało wyjaw mi powód swej wizyty, a postaram ci się pomóc najlepiej jak tylko umiem.
-O pani!- westchnęła kobieta znosząc się większym szlochem- wielkie nieszczęście mnie spotkało…A właściwie moją córkę…Widzisz pani niebawem miała ona poślubić pewnego młodego człowieka z sąsiedniej wsi. Kiedy wędrowaliśmy orszakiem weselnym do jego domu znikąd pojawiła się czarna chmura, która okryła postać mej córki. Gdy wreszcie zniknęła rozpływając się w powietrzu, wraz z nią zniknęła moja córka. Oddaliłam się przeto od orszaku i zaczęłam poszukiwać mej ukochanej córki… By mieć ją znów przy sobie, przytulić do matczynego serca i w końcu oddać temu kogo pokochało jej serce, by razem żyli w szczęściu i zdrowiu…Dotarłszy tutaj w to odludne miejsce postanowiłam zajrzeć do twej świątyni w nadziei na schronienie i pomoc w odnalezieniu córki…O ile oczywiście będzie to możliwe….
Kapłanka długo nie odzywała się i w ciszy jaka zapadła pomiędzy nimi przyglądała się nieszczęsnej. Poruszyła ją historia o miłości i poświęceniu matki dla swej ukochanej córki, dlatego też nie zawahała się jej pomóc. Spokojnym głosem nakazała jej wstać, otarła delikatnymi dłońmi łzy z jej policzków i rzekła:
-Twoja córka została porwana przez oni (diabły) i uwięziona w zamku na drugim brzegu rzeki który zamieszkują…
Na te słowa po twarzy kobiety znów popłynęły łzy.
-Nie rozpaczaj jednak- kapłanka kontynuowała- Pomogę ci ją uratować. Jedyne co musisz robić to stosować się do moich rad. Przede wszystkim musisz udać się od owego zamku, odszukać ją i wyprowadzić ją z niego. Nie będzie to łatwe. Cały czas musisz być dzielna i ostrożna- wystarczy tylko jedna niewłaściwie podjęta decyzja, chwila nieuwagi a stracić możesz nie tylko siebie lecz poprowadzić na zgubę także i siebie. Zamku o którym mówimy strzegą dwa potężne psy. Możesz przejść obok nich tylko wtedy gdy śpią. Pamiętaj o tym….
***
Był już ranek. Czując na swej twarzy ciepło promieni słonecznych kobieta zbudziła się. Natychmiast wtedy spostrzegła, że leży na trawie pośród dzikiej łąki, zamiast na miękkiej macie w przytulnym pokoiku niewielkiej świątyni. Po drewnianej budowli, ani kapłance nie było śladu. Zdawać się mogło by, że były tylko snem zmęczonej i zrozpaczonej kobiety. Ale czy tak być miało na pewno? Czy był to tylko sen? Czy oznaczać to miało, że kobieta nigdy nie spotkała owej kapłani? A jeśli tak, to przecież słowa jej były tylko senną marą, nic nie znaczącą w realnym świecie. Ale bez nich kobieta nie znała sposobu by uratować córkę. Musiała im zaufać.
Postąpiła tak jak poleciła jej kapłanka. Udała się nad rzekę i przeprawiwszy się przez nią dotarła w okolice zamku. Dostrzegła przy nim owe wielkie psy, które teraz spały- mogła zatem iść odważnie przed siebie i odszukać córkę.
Znalazła ją w jednej z zamkowych komnat siedzącej przy krosnach, tkającą i tęsknym głosem śpiewając piosenki, których nauczyła ją matka. Gdy ta zdradziła swą obecność obie ze łzami w oczach padły sobie w ramiona. Czułe powitanie trwało długo, lecz musiało zostać przerwane, podobnie jak odłożona zostać musiała próba ucieczki. Oto bowiem słychać było jak do komnaty zbliżali się porywacze- oni. Dziewczyna poleciła matce skryć się w skrzyni, a sama na powrót zasiadła przy krosnach.
-Wiem, że prócz ciebie w tym pałacu znajduje się jeszcze jakiś człowiek!- ryknął przywódca.
-Bzdury- parsknęła dziewczyna.
-Żadne bzdury, lecz prawda! Ja wiem, że jest tu jeszcze jedna istota ludzka!
-Niby w jaki sposób? Widziałeś ją? Słyszałeś? Wyczułeś jej zapach?
-Nie. Magiczne drzewo rosnące na dziedzińcu wypuszcza nowy pęd gdy na zamku pojawi się człowiek. Rozkwitły dwa, a powinien być jeden….
-To dla tego, że jestem przy nadziei…-natychmiast skłamała bystra dziewczyna- Nie chciałam wam tego mówić, ale prócz mnie znajduje się tu moje nienarodzone jeszcze dziecko…
Dla oni to tłumaczenie było wystarczające. Zostawiwszy dziewczynę sama udali się na ucztę suto zakrapianą alkoholem. Gdy każdego zmógł już sen nadarzyła się okazja ku temu by uciec. Matka i córka skorzystały z niej i bez większych przeszkód opuściły zamek. Miało już świtać gdy dotarły nad brzeg rzeki zastanawiając się nad sposobem, który miał im pomóc bezpiecznie wrócić do domu. Wtem pojawiła się kapłanka ponownie niosąc pomoc. Ofiarowała im niewielką łódkę po czym znów zniknęła.
Gdy kobiety były w połowie drogi do drugiego brzegu zjawili się zbudzeni oni, którzy obudzeni spostrzegli nieobecność dziewczyny. By uniemożliwić ucieczkę zaczęły wypijać wodę z rzeki, aż w końcu łódka osiadła na mieliźnie. Gdy sytuacja stała się beznadziejna i oni już zbliżali się do przerażonych kobiet z pomocą znów przybyła kapłanka.
-Rozbierzcie się!- poleciła. Matka i córka popatrzyły na nią z niedowierzaniem.
-To nie czas i miejsce na wstydliwość! Jeżeli chcecie ocalić siebie róbcie co każę!
Matka nie zastanawiając się dłużej zsunęła z siebie swoje kimono. Córka zlana dziewiczym rumieńcem spoglądała to na nią to na zbliżających się potworów nadal zwlekała. Odwróciła się w stronę tajemniczej kapłani chcąc być może coś jej powiedzieć lub zapytać- jej jednak już nie było. Ponaglana przez matkę postanowiła zaufać słowom tej, która im już przyszła z pomocą i rozsunęła swe kimono. Gdy ostatni rąbek materiału zetknął się z ziemią rozległ się gromki, rubaszny rechot rozradowanych stworów, które przystanęły napawając się widokiem nagich kobiet. Pod wpływem owego śmiechu połknięta przez nich woda wypływające teraz z ich ust zaczęła na powrót napełniać koryto rzeki. W końcu poziom wody był na tyle wyskoki, że obie kobiety były w stanie dopłynąć na swój brzeg.
Gdy stopy obydwu kobiet dopchnęły suchego lądu po raz kolejny objawiła się przed nimi kapłanka. Matka i córka padły na nią na znak.
-Jak ci mamy dziękować, o pani?! Pomogłaś mi odnaleźć nie tylko córkę, lecz także kilkakrotnie pomogłaś nam wydostać się cało z opresji….Gdy nie ty kto wie jak potoczyłaby się ta cała historia…
-Wstańcie!- rzekła spokojnym, melodyjnym głosem kobieta. Na jej pięknej twarzy widać było uśmiech, który tak pięknie malował się w promieniach porannego słońca.
-Cieszę się, że potrafiłam wam pomóc i zaufałyście mi. Widzisz moja droga: poruszyła mnie twoja determinacja, miłość i oddanie do własnej córki. Nie mogłam pozostać obojętna wobec błagania tak czystego serca. Dlatego też cieszę się, że historia ta będzie mieć szczęśliwe zakończenie. Nie oczekuję od was niczego innego poza tym o co was teraz poproszę. Jako dowód waszej wdzięczności proszę was abyście odnalazły mój posąg i co rok stawiały nowy, tak aby ten pierwszy nigdy już nie stał samotny….
Nie czekając na odpowiedź obydwu kobiet kapłanka skłoniła się im w geście pozdrowienia i rozpłynęła.
Obydwie bohaterki powróciły do wioski, gdzie zostały powitane z nieskrywaną radością. Niebawem i tym razem bez przeszkód odbył się ślub „porwanej” panny młodej. Obydwie kobiety jakiś czas potem odnalazły samotnie stojący posąg i dopełniając raz złożonej obietnicy co rok stawiały obok niego nowy…I nigdy już młoda kapłanka nie była sama…