Potrzebuje informacji na temat obrzędu dziadów (Dziady cz 2) Co najmniej 1 strone zapisaną z obu stron DAM NAJ!!!!
Kalala2034"Dziady" to nazwa obrzędu, który jeszcze w XIX wieku obchodzony był na Litwie. Był to obrzęd ludowy. "Dziadami" nazywano ogólnie zmarłych i im była poświęcona ta uroczystość. Odbywała się w dzień Zaduszek. I polegała na wywoływaniu dusz zmarłych przodków. Ponieważ obrzęd ten wywodził się z wierzeń i praktyk pogańskich, był zakazany przez Kościół katolicki. Ludzie ze wsi zbierali się więc na tę uroczystość potajemnie, w nocy. Odprawiano "Dziady" w małych wiejskich kościołach albo na miejscach poświęconych, np. na cmentarzach lub pod krzyżem stojącym na końcu wsi, tzn. w miejscach ukrytych przed okiem przeciętnego człowieka. "Dziady" obchodził tylko lud wiejski, który zawsze bardziej zachowywał tradycje swoich przodków i mocno wierzył w życie ludzkie po śmierci. Obrządek polegał na tym, że do kościoła ukradkiem schodzili się ludzie z okolicznych wiosek. Przynosili ze sobą różne pokarmy, napoje, owoce. Zestawiono je jak na ucztę. Wkoło siadali uczestnicy, paliło się kilka świec lub było zupełnie ciemno. Jeden spośród obecnych, przeważnie najstarszy, bogobojny starzec z długą siwą brodą, pełnił rolę Guślarza. On wywoływał duchy, częstował je jedzeniem lub piciem, rozmawiał z nimi, pytał, czego im potrzeba,. Wszyscy pozostali siedzieli w ciszy i skupieniu dookoła. Guślarz przyzywał duchy specjalnymi, tajemniczymi zaklęciami. Na to wezwanie pojawiały się one i zwracały do swoich bliskich, obecnych na uroczystości. Wszyscy je widzieli. Jedne duchy były mniej, a inne dokładniej widoczne. Były to duchy czyśćcowe, które z jakiś powodów nie mogły dostać się do nieba i błądziły nieszczęśliwie między ziemią a rajem. Guślarz pytał je, czego im potrzeba i dawał im to, co chciały z biesiadnego stołu. Wszyscy obecni jak chór powtarzali zgodnie i z przejęciem niektóre słowa za Guślarzem i od czasu do czasu powtarzali jak refren: "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie?" Ich głosy podobne były do szmeru wiatru. Ani słowem nie odzywali się do siebie. Byli przejęci niesamowitą atmosferą obrzędu i słowami wypowiadanymi przez pojawiające się kolejno duchy. Gdy potrzeby jednej wywołanej duszy zostały zaspokojone, Guślarz mówił: "Nie chciałaś jadła, napoju, Zostawże nas w spokoju. A kysz, a kysz!" Na to zawołanie duch znikł, a Guślarz wywoływał następnego. Znów rozmawiał z nim i starał się pomóc mu w jego kłopotach, jakie ma na tamtym świecie. Na ogół wszystkie duchy posłuszne były zaklęciom Guślarza i znikały. Po odprawieniu "Dziadów" ludzie w ciszy i w powadze wracali nocą do domów. Mieli poczucie spełnionego obowiązku. Czuli, że spełnili wobec dusz swoich bliskich to, co nakazywała im wiara przejęta od ojców i tradycja.
Ponieważ obrzęd ten wywodził się z wierzeń i praktyk pogańskich, był zakazany przez Kościół katolicki. Ludzie ze wsi zbierali się więc na tę uroczystość potajemnie, w nocy. Odprawiano "Dziady" w małych wiejskich kościołach albo na miejscach poświęconych, np. na cmentarzach lub pod krzyżem stojącym na końcu wsi, tzn. w miejscach ukrytych przed okiem przeciętnego człowieka. "Dziady" obchodził tylko lud wiejski, który zawsze bardziej zachowywał tradycje swoich przodków i mocno wierzył w życie ludzkie po śmierci.
Obrządek polegał na tym, że do kościoła ukradkiem schodzili się ludzie z okolicznych wiosek. Przynosili ze sobą różne pokarmy, napoje, owoce. Zestawiono je jak na ucztę. Wkoło siadali uczestnicy, paliło się kilka świec lub było zupełnie ciemno.
Jeden spośród obecnych, przeważnie najstarszy, bogobojny starzec z długą siwą brodą, pełnił rolę Guślarza. On wywoływał duchy, częstował je jedzeniem lub piciem, rozmawiał z nimi, pytał, czego im potrzeba,. Wszyscy pozostali siedzieli w ciszy i skupieniu dookoła.
Guślarz przyzywał duchy specjalnymi, tajemniczymi zaklęciami. Na to wezwanie pojawiały się one i zwracały do swoich bliskich, obecnych na uroczystości. Wszyscy je widzieli. Jedne duchy były mniej, a inne dokładniej widoczne. Były to duchy czyśćcowe, które z jakiś powodów nie mogły dostać się do nieba i błądziły nieszczęśliwie między ziemią a rajem. Guślarz pytał je, czego im potrzeba i dawał im to, co chciały z biesiadnego stołu.
Wszyscy obecni jak chór powtarzali zgodnie i z przejęciem niektóre słowa za Guślarzem i od czasu do czasu powtarzali jak refren:
"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?"
Ich głosy podobne były do szmeru wiatru. Ani słowem nie odzywali się do siebie. Byli przejęci niesamowitą atmosferą obrzędu i słowami wypowiadanymi przez pojawiające się kolejno duchy.
Gdy potrzeby jednej wywołanej duszy zostały zaspokojone, Guślarz mówił:
"Nie chciałaś jadła, napoju,
Zostawże nas w spokoju.
A kysz, a kysz!"
Na to zawołanie duch znikł, a Guślarz wywoływał następnego. Znów rozmawiał z nim i starał się pomóc mu w jego kłopotach, jakie ma na tamtym świecie. Na ogół wszystkie duchy posłuszne były zaklęciom Guślarza i znikały.
Po odprawieniu "Dziadów" ludzie w ciszy i w powadze wracali nocą do domów. Mieli poczucie spełnionego obowiązku. Czuli, że spełnili wobec dusz swoich bliskich to, co nakazywała im wiara przejęta od ojców i tradycja.