Potrzebuję wypracowania ( około dwóch stron A5) na temat:
Przebaczenie aktem chrześciańskiej miłości na przykładzie postacy Jana Pawła II wobec zamachowcy. Mam poruszyć w nim sytuacje, w której go ułaskawił i napisać coś od siebie, swoje przemyślenia.
Z GÓRY DZIĘKI
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
W karetce stan papieża coraz bardziej się pogarszał, stracił przytomność. W swej ostatniej książce "Pamięć i tożsamość", wydanej w 2005 roku papież wspominał: "Pamiętam tę drogę do szpitala. Zachowałem jeszcze przez pewien czas świadomość. Miałem poczucie, że przeżyję. Cierpiałem, był powód do strachu, ale miałem taką dziwną ufność. Mówiłem do księdza Stanisława, że wybaczam zamachowcowi. Co działo się w szpitalu, już nie pamiętam".
Lekarze, którzy natychmiast przystąpili do operacji, prowadzili trwającą ponad pięć godzin dramatyczną walkę o życie Jana Pawła II ze względu na liczne wewnętrzne obrażenia i ogromną utratę krwi. Przyjęła się dopiero druga transfuzja. Gdy pierwszą organizm odrzucił, lekarze ze szpitala oddawali w pośpiechu swoją krew. Jednocześnie okazało się, że kula przeszła o kilka milimetrów od tętnicy głównej. Operacja zakończyła się po godzinie 23 i choć według pierwszego komunikatu zakończyła się pomyślnie, istniało bardzo duże ryzyko wystąpienia grożących śmiercią komplikacji pooperacyjnych.
W niedzielę 17 maja w południe cały świat po raz pierwszy usłyszał głos papieża, który za pośrednictwem Radia Watykańskiego nagrał przemówienie, poprzedzające modlitwę Regina Coeli.
Powiedział wtedy między innymi: "Jestem szczególnie bliski dwóm osobom zranionym wraz ze mną oraz modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem. Zjednoczony z Chrystusem, Kapłanem-Ofiarą, składam moje cierpienie w ofierze za Kościół i świat. Tobie, Maryjo, powtarzam: +Totus Tuus ego sum+".
3 czerwca Jan Paweł II powrócił do Watykanu rozpoczynając rekonwalescencję. Jednak 17 dni później okazało się, że konieczna jest ponowna hospitalizacja z powodu komplikacji. Lekarze postanowili zatrzymać papieża w klinice aż do 13 sierpnia. Tego dnia w oficjalnym komunikacie medycznym poinformowano o pomyślnym zakończeniu leczenia pooperacyjnego.
23-letni wówczas Mehmet Ali Agca, schwytany przez policję już kilka minut po zamachu na placu św. Piotra, został najpierw umieszczony w areszcie w policyjnym wydziale do walki z terroryzmem, a następnie w rzymskim więzieniu Rebibbia. Podczas trwającego 53 dni śledztwa wielokrotnie zmieniał zeznania, bądź odmawiał udzielania odpowiedzi, co prowadzących śledztwo utwierdziło w przekonaniu, że jest chorobliwym kłamcą.
Jego proces rozpoczął się w Rzymie 20 lipca 1981 roku. Na sali sądowej zamachowiec siedział w kabinie ze szkła kuloodpornego, strzeżony przez kilku karabinierów. Oskarżono go nie tylko o próbę zamordowania papieża, ale również o zranienie dwóch kobiet stojących w tłumie wiernych, nielegalne posiadanie broni oraz posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Zaledwie po trzech dniach procesu, 22 lipca 1981 roku Agca otrzymał najwyższy możliwy we Włoszech wymiar kary - dożywocie. 27 grudnia 1983 roku odwiedził go w więzieniu Jan Paweł II.
W czerwcu 2000 roku Agca został ułaskawiony przez prezydenta Włoch Carlo Azeglio Ciampiego, ale nie odzyskał wolności i do tej pory w Turcji odbywa karę więzienia za zabójstwo dziennikarza, które popełnił jeszcze przed zamachem na papieża.
Nieprzerwanie od chwili zamachu włoski wymiar sprawiedliwości - podobnie jak służby specjalne wielu krajów - prowadził dochodzenie mające ustalić wspólników płatnego tureckiego zabójcy. Dosyć szybko, także dzięki zeznaniom samego Agcy, pojawiły się podejrzenia, że w przygotowaniach pomogli mu obywatele Bułgarii. W listopadzie 1982 roku włoska policja zatrzymała pracownika rzymskiego biura bułgarskich linii lotniczych Sergeja Antonowa pod zarzutem współudziału w zamachu na Jana Pawła II. Dwaj inni obwiniani o to samo Bułgarzy, Todor Ajwazow i Żeliu Wasiliew, kilka miesięcy wcześniej opuścili Włochy i wrócili do swego kraju, gdzie byli całkowicie niedostępni dla włoskiego wymiaru sprawiedliwości.
W sprawie tak zwanego bułgarskiego śladu zamachu przed sądem w Rzymie stanął w 1985 roku tylko Antonow, a Ajwazowi i Wasiliewowi zarzuty postawiono zaocznie. Rok później wszyscy zostali z nich oczyszczeni z powodu braku dowodów. Nie udało się między innymi potwierdzić tezy, że ciężarówka, stojąca 13 maja 1981 roku przed ambasadą Bułgarii w Rzymie, dosłownie cztery metry od polskiej ambasady, miała bezpiecznie wywieźć Agcę z Wiecznego Miasta.
Kolejne informacje, do których docierały zachodnie wywiady oraz prywatne śledztwa prowadzone zarówno we Włoszech, jak i za granicą, skłoniły wiele osób, poszukujących zarówno z urzędu, jak i prywatnie prawdy na temat mocodawców spisku na życie papieża, do wyciągnięcia wniosku, że rozkaz jego zabicia nadszedł z Moskwy. Jedną z pierwszych przesłanek przemawiających za taką wersją było ujawnienie uzyskanej przez CIA informacji, że już w roku 1980 ówczesny szef radzieckiego KGB Jurij Andropow kazał podległym sobie służbom sprawdzić, "jak można fizycznie zbliżyć się do Jana Pawła II".
Dosłownie na kilka tygodni przed zamachem francuski wywiad ostrzegł Watykan, że papieżowi grozi niebezpieczeństwo ze strony bloku wschodniego. O śmiertelnym zagrożeniu Watykan wiedział już jednak znacznie wcześniej. Świadczy o tym niedawna wypowiedź byłego szefa dyplomacji Stolicy Apostolskiej kardynała Achille Silvestriniego, który w wywiadzie dla dziennika "La Repubblica" ujawnił, że już podczas pierwszej papieskiej pielgrzymki do Polski w 1979 roku pojawiały się sygnały o możliwym zamachu.
We Włoszech sprawa zamachu na papieża powróciła po tym, jak zimą 2005 roku ukazała się jego ostatnia książka pod tytułem "Pamięć i tożsamość", zawierająca osobiste refleksje na ten temat. To wtedy działająca w parlamencie w Rzymie tzw. komisja Mitrochina, zajmująca się działalnością służb byłego bloku wschodniego na terenie Włoch, postanowiła ponownie przeanalizować wszystko, co wiadomo na temat spisku.
Zeznania przed komisją złożył emerytowany sędzia Ferdinando Imposimato, od lat zwolennik teorii o "bułgarskim śladzie" spisku oraz tego, że Antonow i wspólnicy byli wykonawcami rozkazu z Moskwy. Protokoły swych zeznań sędzia Imposimato osobiście przekazał w Warszawie Instytutowi Pamięci Narodowej. W przygotowanym raporcie komisja włoskiego parlamentu, kierowana przez senatora Paolo Guzzantiego stwierdziła, że bułgarskie służby specjalne wynajmując płatnego zabójcę Agcę działały na polecenie radzieckiego wywiadu wojskowego GRU, zaś inspiratorem próby zabicia papieża było najwyższe kierownictwo ZSRR. Jednym z największych sukcesów komisji było dotarcie do zdjęcia, na którym widać wyraźnie, że w chwili zamachu Sergej Antonow był na placu św. Piotra, czego nie udało się udowodnić podczas procesu prawie 20 lat wcześniej. Senator Guzzanti powiedział PAP, że sporządzony w jego komisji raport ma ogromną wartość historyczną i może być podstawą dalszego dochodzenia.
Był wtorek 27 grudnia, św. Jana Ewangelisty. Całostronicowy opis w „L’Osservatore Romano” wizyty Jana Pawła II w rzymskim więzieniu Rebibbia (numer datowany 27-28 XII) wyczerpująco omawia tę trzecią już, a przecież bez precedensu wizytę.
Przed laty, w 1958 roku, też w okresie Bożego Narodzenia (26 grudnia) więzienie Regina Coeli odwiedził Jan XXIII. 16 kwietnia 1964 (a więc w okresie Wielkanocy) Paweł VI był w innym rzymskim zakładzie karnym, przy via Lungara. A przecież temu, co najbardziej wstrząsnęło opinią publiczną i co niemal natychmiast przeszło do historii, dziennik watykański poświęca bardzo mało miejsca. Mam na myśli nie wymowę faktu, oczywiście nie treść gestu Papieża, a właśnie kronikę – kronikę spotkania Jana Pawła II z człowiekiem, który dokonał zamachu na jego życie, który chciał go po prostu zabić.
Oto zapis tego wydarzenia, jaki przynosi „L’Osservatore”: „Po trwającym dwie godziny, od 10:05 do 12:05 spotkaniu w kaplicy więzienia, Ojciec Święty spotkał w specjalnej celi, usytuowanej w pobliżu korytarza G15, Turka skazanego na dożywotnie więzienie za próbę zabójstwa Jana Pawła II. Spotkanie w cztery oczy – niemal spowiedź. Papież z ojcowską miłością patrzył na zamachowca. To historyczne spotkanie trwało od 12:16 do 12:31, a wziąć w nim mogli udział niektórzy jedynie członkowie papieskiej świty. Resztę wiemy z gazet, z radia,. Z telewizji. Zacznijmy od tej ostatniej.
Już w pierwszym, południowym dzienniku o trzynastej, telewizja włoska nadała obszerne fragmenty nakręconego w czasie spotkania filmu (potem okazało się, że całość sfilmowała ekipa nowopowstałego watykańskiego ośrodka telewizyjnego). A później to samo o siedemnastej i o dwudziestej – we wszystkich trzech programach. Trzeci kanał, regionalny rzymski, zaaranżował też zaraz dyskusję w studio – ksiądz, sędzia, dziennikarz.
Widziałem więc cztery, a może nawet pięć razy fragmenty cichej, niesłyszalnej rozmowy, gesty obu mężczyzn, ruchy warg. Później ktoś w „Corriere della sera” przysięgał się, że przy odrobinie uwagi można było coś usłyszeć. Być może, być może za dziesiątym, za setnym razem, bo dla mnie pierwszy, drugi – wszystkie pięć razy były tak intensywne, żem ani myślał o „głosie”.
Widzieliśmy tedy celę Ali Agcy: cztery, może nieco więcej metrów kwadratowej szarej posadzki, po prawej stronie starannie zasłane łóżko, w ścianie na wprost, w połowie wysokości, dwa zakratowane okna (był tego dnia niezwykle silny wiatr, okna trzaskały, rozmawiający kilka razy spoglądali w górę, ze zniecierpliwieniem). W lewym rogu – dwa żelazno-plastikowe krzesełka.
Kamera wycelowana w drzwi celi – a potem w judasza – pokazał moment wejścia Jana Pawła II. Według „Corriere” Papież miał powiedzieć: „A więc tu pan mieszka. Jak tu panu jest, czy dobrze?”. W tej samej Ali Agca wykonał coś w rodzaju przyklęku, schylił się nisko, ucałował ręce Papieża. Miał powiedzieć: „Przede wszystkim proszę o przebaczenie”. Po chwili wyszli nieliczni, którym wolno było tam być przez chwilę, na moment: strażnik, który dzień i noc nie spuszczał Agcy z oczy, szef służby bezpieczeństwa Watykanu, fotograf Arturo Mari. Kamerę cofnięto na zewnątrz. Operator tak wspominał pracę owego dnia: „Byłem jakby zahipnotyzowany. Kręciłem nie ruszając w ogóle obiektywu, cały czas zoom skoncentrowany na obu postaciach. Później, przeglądając materiał, zobaczyłem, że bez przerwy ruszałem kamerą, co nigdy mi się nie zdarza. Może czekałem na moment wybuchu napięcia, jakie ogarnęło nas wszystkich stojących na zewnątrz, w ciasnym korytarzu.
Jan Paweł II i Ali Agca siedzieli naprzeciw siebie. Bardzo blisko, złączeni niemal kolanami, łokciami. Chwilami wydawało się, że ich pochylone głowy dotykają się, opierając jedna o drugą. Zachowanie obu przypominało zachowanie w chwili spowiedzi. Bo to też spowiedź – przyszło zaraz na myśl wszystkim komentatorom (nieliczni otrząsnęli się z tego, uświadamiając sobie, że przecież Agca jest muzułmaninem., nie brak i takich jednak, którzy daliby głowę za to, że się nawrócił). Ali Agca co chwila spoglądał, lepiej byłoby powiedzieć: rzucał wystraszone i nieco głupawe spojrzenia w stronę drzwi (i kamery). Papież, siedzący bokiem, tyłem prawie do wejścia, nie odwrócił się ani razu. Agca był nieogolony, miał na sobie jakiś sweter. Przez cały czas splecione dłonie trzymał między kolanami. Jan Paweł II kilka razy zmieniał pozycję. Ręce złożone, potem oparte na kolanach. Prawda dłoń ściśnięta na łokciu zamachowca. Wreszcie najbardziej poruszający moment: prawa dłoń Papieża, podpierająca do tej pory czoło, schodzi w dół – Papież otwartą dłonią zasłania sobie twarz na wysokości oczy, między palcami widać gwałtowny grymas.
To widzieli wszyscy w telewizji. Nie tylko we Włoszech, jak się zdaje, bo pierwszy kanał, który czuwał nad filmowaniem, odstąpił rzecz natychmiast telewizjom całego świata. Nazajutrz gazety pełne były zdjęć ze spotkania. Ktoś w radiu – siląc się na bilans mijającego właśnie roku, powiedział, że wszystko da się zamknąć w dwu fotografiach: w zdjęciu dwojga dzieci w bombardowanym Bejrucie i zdjęciu ze spotkania Jana Pawła II z Ali Agcą. Zresztą, jak widzieliśmy, nawet „L’Osservatore Romano” mówiąc o spotkaniu nie zawahał się użyć przymiotnika „historyczne”. Tego samego dnia więc, a już na pewno nazajutrz – była to historia.
Ale Papież odwiedził nie tylko swego niedoszłego zabójcę. Winien więc jestem czytelnikom kilka słów o wizycie w więzieniu Rebibbia.
Papież przybył tam na kilka minut przed dziesiątą. Witali go m. in. włoski minister sprawiedliwości (i łaski – „da grazia”) Mino Matinazzoli oraz dyrektor generalny zakładów karnych, sędzia Nicolo Armato, ten sam, który na procesie Agcy był oskarżycielem publicznym. W więziennej kaplicy – inni mówią nawet „kościele” – przedstawiciele duchowieństwa: kardynał wikariusz Rzymu i miejscowi kapelani. Około czterystu więźniów (ogółem jest ich w Rebibbia tysiąc pięćset), stu przedstawicieli strażników i innego personelu. „L’Osservatore” relacjonuje, że Papież był wyraźnie wzruszony i przejęty. W imieniu więźniów przemówił terrorysta Luca Onesti (kończy właśnie zaocznie psychologię), który powiedział m. in.: „Dzień dzisiejszy pozostanie dla nas na zawsze jako dzień różny od pozostałych. Jako dzień, który każdy zachowa w sercu, w najpiękniejszym jego zakątku. Przybywając do nas, Wasza Świątobliwość przyniósł powiew pogody i nadziei, a to skłania do myślenia. Do myślenia o tym, że nie zostaliśmy porzuceni, że nie sami stajemy wobec świata, lecz że jest ktoś, kto myśli o nas, kto pamięta, kto nas kocha”. Papież otrzymał złotą plakietkę, zakupioną ze składek więźniów, na której wyryto te słowa: „W pokorze naszej i samotności – pamiątka dnia szczęśliwego”.
W czasie liturgii słowa Jan Paweł II wygłosił homilię. Zwracając się do więźniów, powiedział: „Chciałbym móc mówić z każdym z was, mówić długo. Pragnąłbym przede wszystkim usłyszeć to, co każdy z was chciałby mi powiedzieć o swojej historii i o położeniu swojej rodziny, o nagromadzonych w przeszłości rozczarowaniach i oczekiwaniach, przy pomocy których, na przekór wszystkiemu, nie przestaje spoglądać w przyszłość (...) Niestety, spotkanie w cztery oczy jest niemożliwe (...) Nie jest też w mojej mocy, o czym doskonale wiecie, zaspokojenie wielu waszych aspiracji. A przecież czuję, że mogę wam coś dać, coś co może mieć dla was wielką wagę. Tym, co mogę wam ofiarować jako człowiek i jako chrześcijanin, jest nade wszystko mój szacunek dla was”. Następnie Papież przypomniał słowa proroka Izajasza, powtórzone w ewangelii Łukaszowej. „Duch Pana spoczął na mnie, gdyż namaścił mnie. I posłał mnie, abym głosił ubogim dobrą nowinę, bym uwięzionym przepowiadał wolność, a niewidomym możność widzenia, abym uciśnionych puszczał na wolność, ogłaszając rok łaskawości Pańskiej”.
„Jeśli posłannictwo Chrystusa – mówił dalej Papież – dotyczy również zewnętrznych struktur instytucji, jakie stworzył człowiek, to w pierwszym rzędzie przecież zwraca się do wnętrza człowieka, tam, gdzie mają swoje korzenie egoizm, nienawiść, wypaczenia moralne, które tak poważnie odbijają się polem na zewnętrznych stosunkach osób i instytucji sprawiedliwości (...) Chrystus przybył, ażeby nade wszystko wyzwolić człowieka z więzienia moralnego, w którym zamknęły go jego namiętności (...) Nie ma na świecie człowieka, który nie potrzebowałby tego Chrystusowego wyzwolenia, albowiem nie ma na świecie człowieka, który – w mniejszym lub większym stopniu – nie byłby więźniem samego siebie i własnych namiętności”. Mówiąc o miejscu kapłana w więziennictwie, Jan Paweł II przypomniał, że rolę kapelana określa wyraźnie sam Jezus – swoim przykładem i swoim przykazaniem. Pamiętacie? „Byłem więźniem, a przyszliście do mnie!”.
Na zakończenie homilii Ojciec Święty zwrócił się z życzeniami do wszystkich obecnych, „myślami zaś docieram do innych więźniów w Rzymie i całej Italii, więcej – do wszystkich więzień na całym świecie, do wszystkich wyciągając dłonie i wszystkim życząc z głębi serca, by nowy rok był lepszy od tego, który ma się ku końcowi”.
W modlitwie wiernych modlono się w intencji wszystkich dopuszczających się grzechu, prosząc Pana, by „oświecił nas w poszukiwaniu winy, wzbudził w nas prawdziwą skruchę, żeśmy obrazili Ciebie, najwyższe dobro”. Wśród darów wręczonych Papieżowi w tej części spotkania, był krzyż, wykonany przez Tarek el Krem, muzułmanina, dziś na wolności, który podczas odbywania kary nawrócił się na katolicyzm i przyjął chrzest w Rebibbia.
Obok podarunków były także listy. „Dziękuję wam i za listy – powiedział Papież – jakie mi przekazaliście. Pragnę przeczytać je i zrobię to, później, bowiem są do mnie adresowane. Teraz chcę podejść do was i osobiście pozdrowić każdego, za waszym pośrednictwem zaś pozdrowić tych wszystkich, którzy nie mogli przybyć do kościoła”. Kiedy już wszyscy, którzy tego pragnęli, zbliżyli się do Papieża i zamienili z nim kilka słów, Jan Paweł II powiedział: „Mogłem mówić z każdym z was. Być może powiedzieliście mi to, co wcześniej sobie przygotowaliście, powielając jakiś schemat. Byli i tacy, którzy usiłowali odbyć krótką spowiedź. Ja zaś powiedziałem wam to wszystko, co podpowiadało mi serce. Zapewniam was, że gotów jestem uczynić dla was wszystko, że jestem gotów być przy was. Uczynię wszystko, co w mojej mocy”.
Następnie Papież spotkał się z Ali Agcą (powrócę jeszcze do tego tematu). Potem przybył do drugiej części więzienia, a właściwie do drugiego więzienia, wchodzącego w skład kompleksu Rebibbia: oddziału męskiego. I to spotkanie odbyło się w kaplicy. W imieniu więźniów powitał Papieża mężczyzna skazany na dożywocie (ma już za sobą siedemnaście lat odsiadywania wyroku). „Wśród wielu rzeczy, jakich nigdy bym się od ludzi już nie spodziewał, było i to, że któregoś dnia stanę naprzeciw Waszej Świątobliwości i mówić będę w imieniu wszystkich przebywających w tym smutnym i żałosnym miejscu”.
Papież powiedział, że nie mógł odwiedzić tego oddziału, po czym dodał: „Życzę wam wszystkim lepszej przyszłości. Każdemu z was, waszym rodzinom. To, co mogę pozostawić, sprowadza się do tego: miejcie pewność, że Chrystus jest pośród was, więcej – że utożsamił się on z jeńcami, z więźniami – powiedział przecież do tych wszystkich, którzy słuchają go w każdej epoce: Jeśli odwiedziliście więźnia, mnieście odwiedzili”.
Ostatnie spotkanie – z oddziałem kobiecym – odbyło się w więziennym kinie. I tu Papież przypomniał to, co powiedział w homilii, i to, że nie mogło zabraknąć tego spotkania, oddzielnego. „Muszę się przyznać – powiedział – że na tym oddziale czuję szczególne wzruszenie, ponieważ dla kobiet mam szczególny szacunek. Szacunek wypływający z nabożeństwa, jakie mam do Matki Chrystusa, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia. Chcę dać wyraz tego szacunku w okresie Bożonarodzeniowym, kiedy spotkamy się wszyscy wokół żłobka, u boku Dziewicy-Matki, u boku Dzieciątka Jezus. I tu spotkam matki z dziećmi (włoskie ustawodawstwo przewiduje, że samotne kobiety mogą przebywać z dzieckiem w więzieniu od chwili jego przyjścia na świat do czwartego roku życia – ML), i to jest źródłem mojego wzruszenia (...) Życzę wam tego wyzwolenia, o którym mówi Pismo Święte. I oczywiście, wolności zewnętrznej: powrotu do waszych rodzin, do środowisk, do narodu, włoskiego i nie włoskiego, bo wiem, że są wśród was osoby innych narodowości. Wszystko co mówię, jest niczym wobec rzeczywistości, jaką przeżywam podczas tego spotkania”.
Przemawiając do więźniarek Papież – niespodziewanie – nawiązał do spotkania z Ali Agcą. „Przy okazji dzisiejszej wizyty mogłem się spotkać również z osobą, którą wszyscy znacie, a której na imię Ali Agca. Z tym, który w roku 1981, dnia 13 maja, dokonał zamachu na moje życie. Lecz Boża Opatrzność pokierowała wszystkim na swój sposób, rzekłbym, wyjątkowy sposób, powiedziałbym, nawet cudowny... Dzisiaj, po dwu ponad latach mogłem spotkać zamachowca, mogłem też powtórzyć mu słowa przebaczenia, jakiego udzieliłem mu zaraz po zamachu, i jakie powtórzyłem później publicznie, ze szpitala.
Myślę, że to dzisiejsze spotkanie w kontekście, w ramach Roku Odkupienia, jest opatrznościowe. Nie było zaplanowane, nie było przygotowane: po prostu doszło do niego, a Pan dał mi – myślę zresztą, że nie tylko mnie, ale także i jemu – łaskę, byśmy spotkali się jak ludzie i jak bracia, albowiem wszyscy jesteśmy braćmi i wszystkie wydarzenia naszego życia winny potwierdzać owo braterstwo, jakie wypływa z faktu, że naszym ojcem jest Bóg, my zaś jesteśmy jego dziećmi w Jezusie Chrystusie.”
Skrupulatny kronikarz „L’Osservatore” odnotował, że wizyta skończyła się o 13:21 i o 13:45 Papież był znów w Watykanie.
Wracając do spotkania Papieża z Ali Agcą trzeba powiedzieć, że było ono wydarzeniem dnia. Dla wielu komentatorów nie zawsze życzliwych Ojcu Świętemu i posłusznych Jego nauczaniu, było okazją do przemyślenia sensu całego dotychczasowego pontyfikatu. Watykańska „Corriere della sera” Luigi Accattoli nie wahał się zakończyć rozważań taką myślą: „Z zamachu jakiego padł ofiarą, Papież czerpie orędzie o największej sile w całym swoim pontyfikacie. Accattoli też, jako jeden z pierwszych, podjął temat transmisji, sfilmowania całego spotkania z Agcą, deklarując się jak najbardziej zwolennikiem tego typu – wizualnego czy wręcz telewizyjnego apostolatu. Mogli inni papieże – powiada włoski dziennikarz - powierzać określone treści swego magisterium malarzom, wolno i temu papieżowi – posiadającemu „antyczny a jednocześnie jak najbardziej nowoczesny instynkt” – zawierzyć mass-mediom.
Oczywiście otwartym pozostaje problem treści samego spotkania. Wprawdzie sam Papież, zaraz po wyjściu z Rebibbia, powiedział dziennikarzom, że „to, co sobie powiedzieliśmy, jest naszą tajemnicą”, ale nawet tak poważny dziennik, jak „Corriere” – o czym już była mowa, twierdzi, że coś tam można było usłyszeć, zauważając przy okazji, że hałasu było więcej, niż należało się spodziewać (wiatr, kamery). Innymi słowy, że ktoś robił hałas specjalnie. Nie brak też i tych, którzy – z daleka i z bliska – mają za złe samemu Papieżowi, że nie ujawnił treści tej rozmowy.
W relacjach nie brak z jednej strony świadczących o brukowym w jakiejś mierze charakterze prasy włoskiej, z drugiej – o dystansie, przepaści wręcz, jaka dzieli w ogóle ludzi na wolności, od tych, którzy są jej pozbawieni. Przykładem może być choćby reakcja na obecność podczas ogólnego spotkania rozmaitych terrorystów (Czerwone brygady, Pierwsza linia itp.). Valerio Morucci, skazany za porwanie i zamordowanie Aldo Moro, był – mówi prasa – wystrojony na to spotkanie jak szewc na Boże Ciało i oczywiście kpi sobie z niego, a pośrednio i z Papieża, że terrorysta ubrał się tak być może „dla draki”...
Nie brak, rzecz jasna, głosów osób uczciwych a przede wszystkim dobrze poinformowanych. Za nimi więc powtarzam, że kilka dni przed wizytą w Rebibbia Papież przyjął grupę włoskich kapelanów więziennych, w tym samym zaś czasie, co wizyta papieska w Rebibbia, podał się do dymisji kapelan więzienia Bad’e Carros na Sardynii, gdzie przebywają inni terroryści, w warunkach skandalicznych (rozpoczęli właśnie protestacyjny strajk głodowy), a gest sardyńskiego księdza spotkał się z solidarnością jego biskupa. „Telewizyjna katecheza” z 27 grudnia była więc w jakimś sensie częścią tylko działalności Kościoła na polu duszpasterstwa w zakładach karnych.
Najpoważniej i – ośmielę się powiedzieć – najładniej o samym spotkaniu pisze Carlo Bo, rektor uniwersytetu w Umbrio (w „Corriere della sera” z 28 grudnia). Dlatego zakończę jego słowami.
„Chociaż widzieliśmy – przyznam się szczerze, że nie bez uczucia pewnego zdziwienia – film ze spotkania, nie jesteśmy w stanie uchwycić czegoś głębszego, co się nam wymyka. Tym samym musimy odczytać to spotkanie na własne konto, w głębi własnych sumień. Trudno byłoby zresztą dosłownie trzymać się tego, co zaszło, skoro już w spojrzeniach obu rozmówców widzieliśmy coś, co nie dopuszcza natręctwa (...) Od pierwszej chwili nie Papież stał na przeciw swego prześladowcy. W więziennej celi byli dwaj ogołoceni ze świata mężczyźni, którzy powierzyli się całkowicie miłości (...) W ukryciu celi doszło do pewnego rodzaju komunii czy nawet spowiedzi na dwa głosy, pomiędzy tym, kto wyznaje swoją winę, i tym, kto ją odpuszcza (...)
Z pewnego punktu widzenia spotkanie to odtwarza dawne legendy, historie z minionej bezpowrotnie przeszłości, przypomina bowiem spotkanie świętego Franciszka z wilkiem z Gubbio (który był przecież człowiekiem)... Nie ma wątpliwości, że Papież zamierzał dać praktyczny i symboliczny przykład tego, co stanowi temat Roku Świętego i z tego punktu widzenia spotkanie jest wezwaniem zwróconym do całego świata, który dzieli się jeszcze – zawsze będzie się dzielił – na ofiary i oprawców”.