Potrzebuję streszczenie lektury Wspomnienie niebieskiego mundurka na jutro! Ale nie w rozdziałach tylko całą książkę! Nie musi być bardzo długie. z góry DZIĘKUJĘ!
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
I. Dzwonek szkolny O siódmej rano ostry dźwięk dzwonka budzi ze snu zaspane miastecz ko. Wstają rzemieślnicy, słudzy i rozespani uczniowie, którzy w pośpiechu pakują drugie śniadanie i zbierają się do wyjścia. Uczniowie udają się do szkoły. Dzień nauki zaczynają wspólną modlitwą. Potem rozpoczynają się lekcje, nauczyciele odczytują listę obecności. Dzwonek rozbrzmiewa nad miastem od kilkuset lat, może budził niegdyś samego Mateusza Sarbiew-skiego, Piotra Skargę i Jakuba Wujka? Ostry, wesoły dźwięk towarzyszy mieszkańcom miasta przez całe życie, wyznacza uczniom czas nauki i za bawy, a starszym mieszkańcom miasta przypomina szkolne
czasy
II. ?Knot"
Pierwszoklasista, Piotruś Mieszkowski, spóźnił się w pierwszy dzień do szkoły. Zagubionego pierwszaka z rozmachem wepchnął do właściwej klasy starszy kolega ? Karol Kozłowski. Chłopcu wysypały się na podłogę książki i prowiant. Starszy kolega pomógł mu. Później udzielił cennych wskazówek, które pomogły Piotrusiowi właściwie zachowywać się na lek cji i przetrwać pierwsze chwile w szkole.
Pierwszoklasiści nie zawsze potrafili się odpowiednio zachować ? sia dali tyłem do nauczyciela, przeciągali się i na cały głos ziewali, a nawet zasypiali. Nie byli przyzwyczajeni do siedzenia w ławkach, nie potrafili się skupić.
Piotruś zapoznał się z Karolem. Chwilę później w klasie pojawił się inspektor, który wygłosił przemowę o uczniowskich obowiązkach. Potem rozpoczęły się lekcje, ale nie przypominały one zwykłych zajęć. Co chwi la ktoś je przerywał. O dziesiątej zjawił się inspektor i kazał ?knotom" (tak określali starsi koledzy pierwszoklasistów) iść do domu. Piotruś zaprosił Kozłowskiego do siebie na stancję, na orzechy, potem pytał kolegę, co za to dostanie. Kozioł zaproponował piłkę, ale Piotruś wybrzydzał, nie chcąc ?włosianki". Kozioł był zły na kolegę. Piotruś odszedł, ale już za chwilę znów dołączył do Kozła. Zaproponował mu miód i niczego za to nie chciał. Chłopcy obiecali sobie przyjaźń.
to jest 2 rozdział znaczy streszczenie
III. ?Zabacuł"
Księżopolczyk to uczeń, który poszedł do szkoły nieco później niż jego rówieśnicy. Musiał pomagać ojcu w pracy na wsi. Pewnego dnia profe sor niemieckiego ? Effenberger zauważył Księżopolczyka, który zupełnie nie uważał na lekcji. Kilkakrotnie zwrócił się do niego, ale ten nie reago wał. Profesor spytał go, jak się nazywa. Uczeń odpowiedział ?zabacułem", co miało oznaczać ?zapomniałem". I w ten sposób utarło się przezwisko Księżopolczyka. Jeszcze pod koniec roku chłopiec musiał przerwać naukę z powodu choroby. Chorował całą wiosnę i pół lata. Przed śmiercią prosił jednak o czytanie mu listy uczniów - kolegów ze szkoły. Chłopiec żałował, że nie zdążył się z nimi zaprzyjaźnić.
Pojawia się również opowieść o innym uczniu ? Mosakowskim. Był to chłopiec starszy od innych pierwszoklasistów, wyrośnięty, silny, miał głos dorosłego mężczyzny, na jego twarzy zaczął pojawiać się zarost. Mimo cią głej nauki i starań Mosakowski nie otrzymał jednak promocji do drugiej klasy. Po wakacjach znów zabrał się do nauki w klasie pierwszej, ale już z mniejszym zapałem. Po Bożym Narodzeniu nie wrócił już do szkoły. Cie kawym uczniom nauczyciel powiedział, że ojciec ożenił Mosakowskiego. Od tej pory historia Mosakowskiego stała się powtarzaną przez nauczycie la francuskiego - profesora Luceńskiego - przestrogą dla innych uczniów, którzy nie chcieli się uczyć.
IV Prymus-lizus
Prymus pełnił w życiu klasy bardzo ważną rolę. Był pośrednikiem mię dzy uczniami a nauczycielami. Początkowo w klasie prymusem był Sprę-życki, ale po pewnym czasie stanowisko odebrał mu Ślimacki. Sprężycki był przez kolegów bardzo lubiany i szanowany. Na miano prymusa zasłu żył uczciwie ? świetnymi wynikami w nauce, uprzejmością, grzecznością. Ślimacki, który sam chciał być prymusem, robił wszystko, żeby oczernić go w oczach nauczycieli. Docierały do nich informacje o niewłaściwym za chowaniu prymusa (fikanie kozłów, chodzenie na rękach). Pewnego dnia, gdy na przerwie Sprężycki tańczył ?polkę-ułankę" Ślimacki wprowadził do sali inspektora. Miejsce Sprężyckiego jako prymusa zajął Ślimacki. Ślimac ki nie był lubiany przez kolegów, bo funkcję prymusa zawdzięczał donosi-cielstwu, a nie uczciwej pracy. Nikt nie chciał przy nim rozmawiać, wszyscy bali się jego donosów. Ślimacki stale donosił inspektorowi i innym nauczycielom na kolegów, między innymi na Kozła i Mieszka. Uczniowie śpiewali nawet specjalną piosenkę skierowaną do Ślimackiego, w której krytykowali jego zachowanie. Po zakończeniu roku szkolnego koledzy po stanowili ukarać donosiciela. Dopadli go, gdy wracał z nagrodą do domu.
Został mocno pobity rózgami znad rzeki. Po wakacjach już nie powrócił. Przekonał ojca żeby przeniósł go do gimnazjum gubernialnego.
VI. Artyści klasom
W klasie było wielu uzdolnionych uczniów. Pierwszym z nich był Weli-nowicz. Chłopiec pięknie kaligrafował. Koledzy prosili go o podpisywanie zeszytów. Kiedyś Sprężycki, najserdeczniejszy przyjaciel Welinowicza, powiedział, że geniusze pisali jak kura pazurem. To tak rozwścieczyło Welinowicza, że nie dokończył napisu dla przyjaciela. Innym artystą klasowym był Konopka. Chłopiec pięknie rysował. Potrafił naszkicować myśliwego, psa i zająca. Spierał się z Welinowiczem o wyższość swoich talentów. Kolejnym szkolnym ?artystą" był Hefajstos. Specjalizował się w ostrzeniu piór do pisania. W odróżnieniu od Welinowicza i Sprężyckiego, Hefajstos pobierał opłaty od zatemperowanego pióra ? jedną bułkę. Jeszcze inny chłopiec - Olszewski - robił piłki do grania. Sprzedawał również tzw. gu mę strzelającą. Była to plastyczna masa z mocno przeżutego kawałka gu my, ulubiona rozrywka ?knotów". Zabawa polegała na rozpłaszczeniu kulki i zlepienia jej tak, by w środku znajdowało się powietrze. Po naciśnię ciu kulka pękała z lekkim trzaskiem.
VII. Nauczyciel starej daty
Skowroński był nauczycielem języka polskiego. Uwielbiał klasyków lite ratury polskiej ? Krasickiego, Naruszewicza, Kniaźnina, Karpińskiego, . Osińskiego i Dmochowskiego. Nadał im nawet specjalne przydomki, takie jak: książę poetów, poeta ? dziejopis, poeta serca, śpiewak Justyny, polski
Boileau. Uczniowie musieli je wszystkie doskonale znać. Podczas lekcji języka polskiego chłopcy deklamowali poezję, panował podniosły nastrój. Chłopcy byli nasiąknięci poezją XVIII wieku. Pewnego dnia odkryli coś nowego. Dembowski wraz ze Sprężyckim czytali w pustelni tom poezji romantycznej, zawierający Dziady i Konrada Wallenroda. Obaj byli oszołomieni nieznaną literaturą, a sam Dembowski zaczął mówić o wyższości Mickiewicza nad wszystkimi poznanymi dotychczas poetami. Jednak ko lega przekonał go, że wszyscy poeci są równie ważni, ich poezje nie są lep sze i gorsze, ale po prostu inne, w inny sposób piękne. Podczas rozmowy usłyszeli bijące w mieście dzwony, które nigdy o tej porze nie dzwoniły. Okazało się, że to umarł Skowroński.
VIII. Dawid i Goliat
Pewnego dnia, jeden z największych uczniów ? Kucharzewski przy niósł do szkoły w swojej teczce niewielkiego, chudziutkiego Wrońskiego. Profesor Luceński nazwał ich Dawidem i Goliatem, przypominając klasie o pokonaniu biblijnego olbrzyma przez niepozornego Dawida. Na lekcji klasowy ?Dawid" również okazał się lepszy od ?Goliata" Kucharzewskie-go, gdy nauczyciel wezwał obu uczniów do odpowiedzi. Kucharzewski nie potrafił przetłumaczyć zdania zadanego przez nauczyciela. Natomiast Wroński dokonał tego bez większego wysiłku. Podobna sytuacja powtórzy ła się na lekcji religii, kiedy to ksiądz pytał o Mojżesza. Ksiądz powiedział więc Wrońskiemu, że skoro już pozbawił ?Goliata" głowy, to teraz musi mu pomóc tę głowę odzyskać. Kucharzewski, który miał duże kłopoty z nauką, chciał za wszelką cenę złożyć egzamin i otrzymać promocję do następnej klasy. Widząc ciężką, ale bezowocną pracę kolegi Wroński po stanowił mu pomóc. Nauczył kolegę wierszyka, dzięki któremu Kucha rzewski zapamiętał trudne łacińskie wyjątki, pomagał mu również przy arytmetyce. Od tego czasu chłopcy byli niemal nierozłączni. Kucharzew ski, który do tej pory otrzymywał jedynie słabe trójki, skończył rok z listem pochwalnym. Wywołało to wielką radość u jego matki, a także jej wielką wdzięczność dla Wrońskiego.
IX. Stancje
Większość uczniów uczęszczających do szkoły w Pułtusku pochodziła ze wsi. Byli to synowie obywateli ziemskich, dzierżawców, oficjalistów i zagrodowej szlachty. Tylko włościanie (chłopi) nie posyłali swoich dzieci do szkół, jednak i to miało się wkrótce zmienić. Uczniowie podczas pobytu wmieście mieszkali na stancjach. Znajdowały się one pod ścisłą kontrolą. Uczniowie posiadali własne skrzynie, w których trzymali specjały przywiezione z domów. Zapasy uzupełniali po wakacjach, Bożym Narodzeniu
oraz Wielkanocy. Jedną ze stancji prowadziła pani Pórzycka. Była to ko bieta niezwykle dla chłopców wyrozumiała, przymykająca oczy na ich pso ty, usprawiedliwiająca ich przed wizytującym stancje inspektorem. Każda stancja miała swoją księgę wizyt, w której zapisywano wszelkie uchybienia, zarówno ze strony uczniów, jak i ze strony odpowiedzialnych za nich wła ścicieli stancji, którzy po powtarzających się naganach mogli stracić pra wo do przyjmowania uczniów. Jednym z najbardziej ganionych ?przestępstw", powszechnych wśród starszych uczniów, było picie likieru i palenie papierosów. Robili to jednak tylko dlatego, że picie i palenie by ło zabronione ? w rzeczywistości ani jedno, ani drugie nie sprawiało im żadnej przyjemności. Wystawiali na czaty któregoś z młodszych uczniów, który miał ostrzec ?przestępców" przed zbliżającym się nauczycielem. Jed nym z nauczycieli, któremu udało się przyłapaćuczniów na gorącym uczynku był profesor Salamonowicz. Po złapaniu chłopców poprosił o przyniesienie księgi wizyt, aby wpisać naganę. Chłopcy upierali się, że oskarżenia są niesłuszne. Do akcji wkroczyła sama pani Pórzycka, która broniła chłopców i próbowała przekupić nadzorcę poczęstunkiem. Gdy konflikt wydawał się już zażegnany, pan Salamonowicz wstał i niby przy padkiem schował do kieszeni kieliszek znaleziony w trawie. Wpisał także uwagę o nagannym zachowaniu uczniów do księgi. Istniały również inne stancje. Jedna z nich, prowadzona przez wyjątkowo pobożnych i bogoboj nych ludzi, odznaczała się tym, że większość mieszkających w niej uczniów po skończeniu szkoły decydowała się na wstąpienie do seminarium
X.Kąpiele katastrofy
W Pułtusku jedną z atrakcji są rzeki - Narew i jej dwie odnogi. Ucznio wie chętnie korzystali z dobrodziejstw rzeki. Szczegóhlie upodobali sobie miejsce koło młyna oraz na Kępie Wierzbinowej. Najlepszym pływakiem był potężny Kucharzewski. Wykonywał on szczegóhlie niebezpieczne ?sal to śmierci". Obok Kucharzewskiego, który był prawdziwym mistrzem, by li także inni, którzy specjalizowali się m.in. w pływaniu w pozycji stojącej, tzn. tak, aby nie zmoczyła im głowy ani jedna kropelka wody, pływaniu na wznak z papierosem, w trzykrotnym przepłynięciu rzeki w najszerszym miejscu. Był również i taki chłopiec, który potrafił wrzucić do wody ka mień, dać nurka i wyciągnąć go z wody. Byli także uczniowie, którzy nie potrafili pływać. Należał do nich Piotruś Mieszkowski. Jego przyjaciel ? Kozioł ? postanowił sam nauczyć go pływać. Podczas jednej z takich lek cji w pobliżu mostu benedyktyńskiego Kozłowski stał na moście, a Piotruś pływał z utrzymującymi go na powietzchaL pęcherzami pod pachą. Kozioł instt\vom\ ctóopca. W pewnej chwili Piotruś poczuł brak gruntu pod sto-parni i zniknął pod wodą. Kozłowski wskoczył do wody w ubraniu. Gdy Piotruś wypłynął, Kozłowskiego złapał skurcz, ale zanim poszedł na dno, zdołał krzyknąć: ?ratujcie! ratujcie!". Pomocy udzielił im Kucharzewski. Najpierw wyniósł z wody Piotrusia, a potem Kozłowskiego. Następnego dnia do klasy wszedł inspektor, żeby oficjalnie pochwalić bohatera. Dla Kucharzewskiego uratowanie kolegów było czymś naturalnym, czuł się zawstydzony słowami inspektora. Nie chciał nawet, aby przyznano mu medal za zasługi. Dopiero gdy usłyszał, że to ucieszy jego matkę, zgodził się. Gdy mama Piotrusia chciała mu podziękować ? ukrył się tak, że nie można go było znaleźć. Podziękowała także Kozłowi, ale ten powiedział, że nie ma o czym mówić, a Piotrusiowi przypomniał, że przy miodzie z orzecha mi ślubował mu przyjaźń.
Inny wypadek wydarzył się zimą. Czterej uczniowie ślizgali się po zamarzniętej Narwi. Dwóch z nich, bracia Lutek i Władek, wpadło do rzeki, pod lód. Dwaj pozostali szybko zawiadomili rodziców chłopców. Było już ciemno, gdy rozpoczęto akcję ratunkową. W końcu udało się wydobyć chłopców spod lodu. Podczas reanimacji Lutek ? starszy brat otworzył oczy i spytał o Władka. Władka nie udało się jednak uratować. Rodzice
ukrywali przed synem śmierć brata przez caty czssjego powracam óo
zdrowia. Pewnego dnia Lutek powiedział im jednak, że wie, co stało się z bratem, bo ten przyszedł do niego we śnie i oświadczył, żeby się o niego nie martwić, bo jest mu teraz dobrze.

XI. Dzień chrabąszczowy
Chłopcy mieli nauczyć się na lekcję geografii nazw wszystkich stanów Ameryki Pomocnej i ich stolic. Sprężycki nie mógł sobie z tym zadaniem poradzić. Nagle w pokoju pojawił się latający chrabąszcz. Chłopiec wpadł na pewien pomysł i podzielił się nim szybko z kolegami. Następnego dnia chłopcy przynieśli do szkoły chrabąszcze. Na lekcji łaciny profesor Izdeb-ski wywołał do odpowiedzi Smolińskiego. Odpowiedź nie szła uczniowi najlepiej. Z pomocą pospieszył mu Sprężycki, który poinformował profesora, że chodzi po nim chrabąszcz. Sprężycki, pod pozorem zdjęcia jednego chrabąszcza, przyczepił nauczycielowi kolejne dziesięć. Powstało straszne zamieszanie i dalsza część lekcji się nie odbyła. Następna była geografia. Profesor Żebrowski wywołał do odpowiedzi Sprężyckiego. Ten ociągał się, odpowiadał bardzo wolno. Gdy powiedział już wszystko, co wiedział, zwrócił uwagę profesora na chrabąszcza. Ten jednak nie przejął się tym i poprosił o dokończenie wypowiedzi. Uczniowie zaczęli więc wypuszczać kolejne owady do momentu, gdy zdenerwowany nauczyciel przerwał lekcję i wyszedł z klasy. Za chwilę pojawił się groźny inspektor.Chłopcy powiedzieli mu, że chrabąszcze sprowadzili pewnie uczniowie z pierwszej lub czwartej klasy. Po dzwonku miała się odbyć lekcja z profe sorem Effenbergerem. I znów pojawiła się cała chmara chrabąszczy i za panował uniemożliwiający przeprowadzenie lekcji harmider. Czwarta lekcja - kaligrafia, również nie mogła się odbyć, bo podczas wyganiania chrabąszczy z klasy wylał się z kałamarza cały atrament, a potem umoru sane (przez samych uczniów) w atramencie chrabąszcze zaczęły brudzie uczniowskie zeszyty... Była to ostatnia lekcja. Obyło się bez złych ocen. a dodatkowo nic nie zostało zadane na następny dzień.
Następcą Skowrońskiego został profesor Chabrowski. Miał on bardzo dobry wpływ na uczniów. Na jego lekcjach zapominali o figlach. Nauczy ciel miał zupełnie inne podejście do literatury. Kochał poezję romantycz ną, o Krasickim, Karpińskim czy Trembeckim ledwie wspominał. Brał również zastępstwa za innychnauczycieli, aby móc z uczniami czytać poi-ską literaturę. Sam przynosił na lekcje książki. Pewnego dnia zalecił uczniom czytać na głos po fragmencie Pana Tadeusza, a sam wymknął się na spotkanie z poetą (chodziło o przyjazd do miasta Władysława Syro-komli). Uczniowie w skupieniu czytali dzieło Mickiewicza. Jeden z nich, Sprężycki, wyszedł z klasy. Chciał za wszelką cenę zobaczyć poetę. Stał na skraju miasta i czekał na jego wyjazd. Wreszcie pojawiła się bryczka pocz towa, a w niej poeta. Uczeń był zachwycony jego wyglądem. Przejeżdżają cy poeta również zauważył chłopca i uśmiechnął się do niego. Wywołało to w uwielbiającym poezję, wrażliwym chłopcu wielkie wzruszenie.
XIII. Chora noga
Sprężycki zwichnął zimą nogę w kostce. Ponieważ źle mu ją leczono, istniało zagrożenie, że stopę będzie trzeba odciąć. Udało się tego uniknąć, ale chory już trzeci miesiąc leżał z jątrzącą się raną w nodze. Przykuty do łóżka chłopiec oczekiwał nadejścia wiosny, wypytywał rodziców i kolegów, czy już pojawiły się jaskółki. Odwiedzał go m.in. Dembowski, który pewne go dnia przyniósł koledze wiosenny, pachnący bez. Dembowski opowiadał koledze o tym, co się dzieje w szkole. Okazało się, że Chaber ? nauczycieljęzyka polskiego ? bardzo często dopytuje się o Sprężyckiego izamierza go odwiedzić. Chory cierpiał nie tylko z powodu rany, ale także dlatego, że z nakazu lekarza pozasłaniano w jego pokoju wszystkie okna i do stęsk nionego za wiosną chłopca nie docierał ani wiosenny powiew, ani słonecz ne, ciepłe promienie. Nie wolno mu było także czytać. Dembowski za namową przyjaciela poodsłaniał jednak okna, otworzył je na oścież i za czął czytać na głos książkę. Chłopcy rozmawiali także o swoim sekrecie. Niczym bohaterowie awanturniczej powieści zakopali w ogrodzie zamko wym, pod dużym kamieniem prawdziwą truciznę. Sami ją przyrządzili z soku z pokrzywy, rozgniecionych pająków i stawonogów, potłuczonego szkła i rtęci z termometru. Kryjówka była znana tylko im.
Czas mijał, a Sprężycki ciągle czuł się źle. Ból w nodze był tak wielki, że chłopiec nie mógł w nocy spać. Pojawiła się groźba utraty stopy. Dembowski ? wierny przyjaciel ? przesiadywał u kolegi prawie do pomocy, czytając mu ulubione książki i wychodząc dopiero po zaśnięciu chorego. W końcu ojciec Witka pojechał do Warszawy po nowego lekarza-homeopatę. Miał on zupełnie inne podejście do chorego. Kazał otwierać okno w pokoju chłopca na całą szerokość, na rany stosował tylko płótno z tłuszczem, a ja ko lekarstwo wodę. Chłopcu wrócił sen, apetyt i humor, zaczął powoli od zyskiwać zdrowie i siły. Zmieniono również dietę chłopca na smaczną i pożywną. Dembowski powiedział wracającemu do zdrowia koledze, że gdy istniała groźba odcięcia Witkowi chorej nogi, obiecał sobie na znak so lidarności z przyjacielem, że pójdzie na wojnę i zostanie ranny, aby jemu także odcięto nogę.
XIV. Szkoła i klasztor
Szkoła i klasztor znajdowały się w jednym budynku. Połowa należała do klasztoru, a druga do szkoły. Z kuchni zakonnej dochodziły nie lada zapachy, ponieważ pracował tam kucharz francuski, który służył u jednego generała w czasie kampanii 1812 roku. Obiecujące kuchenne aromaty wniejednym uczniu obudziły nawet myśl o wstąpieniu do zakonu... Szczególne zainteresowanie uczniów budziła pompa klasztorna. Czasem opowiadali sobie o niej niesamowite historie. Na żarty starszych kolegów narażone były zwłaszcza ?knoty". Opowiadali im o tym, że woda płynie spod kościoła, a tam od kilkuset lat chowają zmarłych zakonników. Czasem przekonywali, że widzieli w wodzie kawałek palca z sygnetem. Wielkie poruszenie wywołała opowieść, że gdy spojrzy się do środka pompy, można zobaczyć prawdziwe ludzkie oko. Faktycznie, kilku uczniów, spoglądają cych w ujście wody potwierdziło makabryczną opowieść. Sytuacja szybko się jednak wyjaśniła ? kto zaglądał do pompy, widział po prostu odbicie własnego oka. Uczniowie lubili także wchodzić do ogrodu klasztornego, choć było to zabronione. Aby dostać się do środka, na pytanie ?kto tam?" należało odpowiedzieć: ?do ogrodnika po frukta". Sprężyckiemu kilka ra zy udało się wejść do ogrodu. Pewnego dnia został dostrzeżony przez pre fekta (katechetę). Ten spytał o Jaśka ? ogrodnika. Chłopiec odpowiedział, że ogrodnik jest chory, a on jest jego bratem. Okazało się, że Jasiek nie ma brata, a siostrę. Chłopiec wymruczał coś niezrozumiałego. Gdy tylko prę-fekt oddalił się, chłopiec uciekł. Bolało go, że skłamał. Poszedł do spowie dzi. Potem walczył z kolejną pokusą. Chciał odwiedzić pustelnię księdza Siennickiego. O księdzu krążyły różne plotki ? że unika towarzystwa ludzi nawet współbraci zakonnych. Chłopiec wszedł do pustelni i zobaczył pustelnika, który podlewał dzikie kwiaty i karmił dzikie ptactwo. Wtedy wy chylił się ze swojej kryjówki i spłoszył karmione przez pustelnika ptaki Pustelnik wyciągnął go z kryjówki. Odbył z nim rozmowę i uświadomi* chłopcu, że źle zrobił wchodząc tam, gdzie nikt go nie prosił, nie przejmu jąc się tym, że narusza upragniony spokój i ciszę mieszkańcowi pustelni Chłopiec, zdziwiony widokiem dzikich ptaków, które niczym domów? ptactwo przylatywały do zakonnika, dostał także obrazek ze świętym Fran ciszkiem ? bratem wszystkich zwierząt ? na pamiątkę rozmowy. O rozmo wie tej chłopiec nie powiedział nikomu.
XV. Kuracja mleczna profesora Jastrebowa
Pewnego razu Sprężycki uczył się rosyjskiego wiersza, siedząc na parkanie. Nieustannie powtarzał dwa wersy, których w żaden sposób nie mógi zapamiętać. Po chwili podszedł do niego kolega Bronek. Sprężycki opo wiedział mu o swojej niechęci do nauczyciela języka rosyjskiego. Nauczy ciel ten twierdził, że wszyscy powinni spożywać wyłącznie mleko i chleb razowy. Jastrebowa nie lubili ani uczniowie, ani nauczyciele. Od uczniów mało wymagał, chciał tylko, aby pokochali rosyjską poezję. Za każdym ra zem, gdy wywoływał kogoś do odpowiedzi, wywołany uczeń twierdził, że nie jest przygotowany, ponieważ lekcja była strasznie trudna. Nauczyciel stawiał mu wtedy trójkę. Nie stawiał ani wyższych, ani niższych ocen, więc uczniowie w ogóle nie przejmowali się nauką. Lekcję prowadził w następu jący sposób: otwierał poezje ulubionego przez siebie Dzierżawina, jeden z uczniów zaczynał głośno czytać i czekał, aż profesor uśnie. Wtedy chłop cy na zmianę czytali Rinalda Rinaldiego lub Cudowną lampę Alladyna. Na zakończenie roku szkolnego Sprężycki miał deklamować odę po rosyjsku. Na szczęście wśród gości nie było nauczyciela rosyjskiego. Deklamacja chłopca wywołała wielkie wzruszenie. Kilka dni później Sprężycki poszedł do nauczyciela, ponieważ ten jako jedyny nie zadał uczniom pracy domo wej na okres wakacji. Profesor był w ogrodzie, ale uczeń nie mógł go odnaleźć. W pewnym momencie zobaczył bosego dziada, który deklamował tą samą odę, co on. Po chwili ze zdziwieniem poznał w nim swojego na uczyciela. Obok Jastrebowa leżał razowiec, zsiadłe mleko oraz butelka wódki. Chłopiec ze strachem podszedł do nauczyciela, ten jednak zaczął krzyczeć ?szatan" i chłopiec uciekł.

ewaa
2009-12-16 19:14:07
15
2009-12-16 19:20:00
XVI. Mali bohaterowie
Chłopcy szukali pośród siebie bohaterów. Rozmawiali np. o odwiedzaniu cmentarza o pomocy. Kozłowski podjął się pójść na cmentarz. Radzicki miał przepłynąć rzekę dwa razy w najszerszym miejscu, ?Balonik" obiecał wykonać zatrważający skok z huśtawki. Do sprawdzianu bohaterstwa przy stąpił także Sprężycki, który jeszcze nie tak dawno ciężko chorował. Jego ojciec nie wymagał od niego nawet składania egzaminów. Po egzaminach i zakończeniu roku szkolnego chłopcy ponownie spotkali się, aby opowie dzieć o swoich bohaterskich czynach i osiągnięciach. Kozłowski zdał rela cję z pobytu na cmentarzu - chłopiec nie był jednak z siebie dumny, raczej wściekły na swoją głupotę, bo został obity przez nocnego stróża. Z kolei Radzicki przechwalał się, że byłby przepłynął rzekę nawet i więcej razy, gdyby nie złapał go bolesny skurcz. Jego próbę przepłynięcia rwącej, peł nej wirów rzeki oceniono jednak nie jako bohaterstwo, ale czyn godny wa riata. Potem Balonik opowiadał o swoim skoku. Okazało się, że podczas
jego wykonywania zwichnął rękę.
Dla Sprężyckiego bohaterstwem było zdanie egzaminów i zdobycie na grody, tym bardziej, że przez długi czas, z powodu chorej nogi, nie chodził do szkoły. Początkowo chłopcy odnieśli się do tego lekceważąco ? każdy z nich przecież pozdawał egzaminy. Dopiero Dembowski uzmysłowił im wartość wyczynu chłopca, który po pobocznej chorobie, nieobecności w szkole, sam, ucząc się po nocach nadrobił wszystkie zaległości i jeszcze zakończył rok z najlepszym wynikiem, otrzymując nagrodę. To on został okrzyknięty bohaterem, bo prawdziwe bohaterstwo to ?taki czyn, który z trudem i niebezpieczeństwem wykonany, przynosi rzetelną korzyść albo samemu wykonawcy, albo innym" nie nadęte przechwałki i bezmyślne narażanie swojego zdrowia i życia na szwank.
XVII. Nowy zwierzchnik
Zaraz na początku roku szkolnego całą szkołę obiegły wieści, że wkrót ce pojawi się nowy inspektor. Jak głosiła krążąca wśród uczniów plotka, obecny, zwany przez uczniów ?Madejem", miał być usunięty za to, że z je go rozkazu jakiś ?knot" dostał dwadzieścia razów rózgą i umarł (być mo że jednak stary rektor przechodził po prostu na emeryturę). Nikt nie lubił obecnego inspektora. Uczniowie nie cieszyli się nawet, gdy dostawali na grody, jeśli wręczał je Madej. Był to człowiek oschły, szorstki, który wolał karcić i karać niż chwalić i nagradzać uczniów. Krążyły plotki, że następ ca Madeja także słynie z okrucieństwa. Wreszcie pojawił się nowy inspek tor ? pan Wiśnicki. Najpierw odbyła się msza. Potem odchodzący inspektor żegnał się z uczniami. Jednak nikt nie był wzruszony, nikt nie za- łował odchodzącego inspektora, nie było pożegnalnych braw. Być może wtedy Madej zrozumiał, że podczas pełnienia swoich obowiązków popeł niał liczne błędy i swoim zachowaniem nie zaskarbił sobie sympatii i sza cunku uczniów. Następnie głos zabrał nowy inspektor. Ton jego wypowiedzi był przyjazny i miły. Nie mówił o obowiązkach i karach, ale wzajemnej miłości i wspólnej, zgodnej pracy. Chłopcy przyjęli go entuzja stycznie. Za czasów nowego inspektora zostały zniesione kary cielesne. Miejsce kulawego Szymona, który zajmował się ich wymierzaniem ? zająi Jan. Stary inwalida często opowiadał uczniom o swoich przygodach pod czas wojennej tułaczki. Atmosfera w szkole zmieniła się. Gdy młodzież by ła niesforna, inspektor wchodził do klasy pod byle pretekstem i pod wpływem jego dobroci młodzież uciszała się. Nowy inspektor w niższych klasach wykładał geografię, w starszych początki nauk przyrodniczych. Uczniowie chętnie słuchali jego wykładów. Nowy rektor znalazł również sposób na palaczy. Ogłosił, że podczas każdej przerwy Jan będzie miał pa pierosy i każdy będzie mógł palić na dziedzińcu szkolnym, bo nie wypada przecież palić w ukryciu, w miejscach brzydkich i brudnych. Uczniom zro biło się wstyd, przestali palić, ale jeden z nich odważył się poprosić Jana o papierosa. Gdy śmiałek zaczął chodzić po dziedzińcu, szybko wokół nie go zrobiło się zbiegowisko. Młodsi uczniowie potępili jego zachowanie. In spektor rozprawił się także z donosicielstwem, tak popieranym przez poprzedniego rektora. Kiedy ktoś doniósł, że kolega zamiast na lekcje po szedł na ryby, inspektor kazał donosicielowi opuścić klasę i iść pomóc ko ledze. Kiedy innym razem jeden z uczniów doniósł, kto wybił szybę, dyrektor powiedział mu, że oskarżony uczeń był już u niego i powiedział, że to sam donosiciel wybił szybę. Mówił o karze dla obu chłopców, chyba że donosiciel odwoła wszystko, co powiedział. Sposób postępowania in spektora wpływał także na pozostałych nauczycieli.
XVIII. Ostatnie zebranie
Do ogrodu ciągną piątoklasiści. Następnego dnia mają otrzymać paten ty. Już wkrótce chłopcy rozstaną się na zawsze. Każdy z uczniów mówi o swoich planach na przyszłość. Osowski, mimo wielkich chęci, nie może kontynuować nauki, ponieważ pochodzi z ubogiej rodziny i nie ma środ ków na dalsze kształcenie. Ma jednak zamiar uczyć dzieci i odkładać pie niądze, by potem wstąpić do gimnazjum, a następnie na uniwersytet. Jeszcze nie wie, kim chce zostać. Smoliński chce zostać weterynarzem. Kozłowski chce być leśniczym, a potem nadleśniczym. Sitkiewicz planuje zostać geometrą. Bellon zrobi to, co ustali ojciec ze stryjem. Właszczuk chce pracować w biurze powiatu. Petrykowski chce zostać księdzem. Inni chłopcy będą pomagać ojcom w gospodarstwie, pójdą na praktykę gospodarską do obcych, do szkoły rolniczej, do bogatego wuja. Część uczniów, którzy razem z nimi zaczynali edukację, nie skończyli jej lub są w niższych klasach. Z kolei Dembowski od roku uczęszcza już do warszawskiego gimnazjum. Ślad przepadł po Konopce i Welinowiczu, Hefajstos zmarł, a Ol-szewski opuścił szkołę w trzeciej klasie. Sprężycki ? najambitniejszy z kolegów ? nie uważa uzyskania patentu za koniec swojej nauki. Dla niego ona się dopiero zaczyna, by skończyć się na dyplomie uniwersyteckim albo jeszcze dalej.