Ekranizacja XIX-wiecznego humorystycznego dramatu Fedry miała być komedią wszech czasów. Miała być, ale nie jest. Zamiast dzieła na miarę stulecia widzowie otrzymali rozczarowanie.
Aspiracje do stworzenia arcydzieła Filip Bajon miał wielkie. Obsadzenie w głównych rolach czołówki polskich aktorów młodego pokolenia miało być jednym z gwarantów sukcesu. Tak się jednak nie stało. Hulakę Szyca reżyser przekornie obsadził w roli fajtłapy Albina, zaś znanego bardziej z romantycznych ról Stuhra w roli casanovy Gustawa. Mimo tego, że panowie z powieżonych im zadań wyszli obronną ręką, nie da się nieodnieść wrażenia,że ich umiejętności aktorskie nie zostały w pełni wykorzystane, a wszystko przez nudny scenariusz. Na tle ról męskich, role kobiece wypadają bardzo przeciętnie. Marta Żmuda-Trzebiatowska stara się wcielić w rolę Klary, niestrudzonej wojowniczki o uniezależnieniu kobiet od mężczyzn. Mimo starań jest w roli mało przekonująca, a czasem wręcz sztuczna. Anna Cieślak zaś, jako Aniela pokazuje swoje standardowe aktorskie oblicze słodkiej idiotki. Jej gra jest mało wyrazista i bez polotu.
Nie do końca trafione zdaje się też być wprowadzenie do filmu telefonów komórkowych i innych współczesnych gadźetów jak jchociażby kolorowych magazynów, arcycienkich papierosów.Zabieg miał na celu uwspółcześnić dzieło, jednak finalnie nie zdał egzaminu.
Mimo braku predyspozycji do filmowego hitu, ekranizacja i tak przyciąga do kin tłumy leniwych licealistów, którzy w większości chętniej obejżą ten obraz, niż sięgną po książkę.
Ekranizacja XIX-wiecznego humorystycznego dramatu Fedry miała być komedią wszech czasów. Miała być, ale nie jest. Zamiast dzieła na miarę stulecia widzowie otrzymali rozczarowanie.
Aspiracje do stworzenia arcydzieła Filip Bajon miał wielkie. Obsadzenie w głównych rolach czołówki polskich aktorów młodego pokolenia miało być jednym z gwarantów sukcesu. Tak się jednak nie stało. Hulakę Szyca reżyser przekornie obsadził w roli fajtłapy Albina, zaś znanego bardziej z romantycznych ról Stuhra w roli casanovy Gustawa. Mimo tego, że panowie z powieżonych im zadań wyszli obronną ręką, nie da się nieodnieść wrażenia,że ich umiejętności aktorskie nie zostały w pełni wykorzystane, a wszystko przez nudny scenariusz. Na tle ról męskich, role kobiece wypadają bardzo przeciętnie. Marta Żmuda-Trzebiatowska stara się wcielić w rolę Klary, niestrudzonej wojowniczki o uniezależnieniu kobiet od mężczyzn. Mimo starań jest w roli mało przekonująca, a czasem wręcz sztuczna. Anna Cieślak zaś, jako Aniela pokazuje swoje standardowe aktorskie oblicze słodkiej idiotki. Jej gra jest mało wyrazista i bez polotu.
Nie do końca trafione zdaje się też być wprowadzenie do filmu telefonów komórkowych i innych współczesnych gadźetów jak jchociażby kolorowych magazynów, arcycienkich papierosów.Zabieg miał na celu uwspółcześnić dzieło, jednak finalnie nie zdał egzaminu.
Mimo braku predyspozycji do filmowego hitu, ekranizacja i tak przyciąga do kin tłumy leniwych licealistów, którzy w większości chętniej obejżą ten obraz, niż sięgną po książkę.