Potrzebuję recenzję filmu "Sierpniowe niebo,63 dni chwały"
patrycjamajal
Film Ireneusza Dobrowolskiego robi wrażenie dosyć nieporadnego debiutu wrażliwego dwudziestolatka, który postanowił złożyć hołd walczącemu w Powstaniu przodkowi. Jest naiwny, niezbyt udany, ale jednak bije z niego emocjonalna szczerość i prawdziwa chęć upamiętnienia historii tych, o których młodsze pokolenia mogą już niewiele wiedzieć. Kiedy widz dowie się, że reżyser taki młody nie jest, a z jego filmografii wynika, że ma spore doświadczenie w realizacji filmów, może poczuć się urażony prezentowanymi na ekranie błahostkami.
Akcja "Sierpniowego nieba" rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Współcześnie i w 1944 roku – tuż przed Powstaniem i podczas niego. Punktem wyjścia reminiscencji jest odnalezienie przez pewnego inżyniera nadzorującego budowę ludzkich szczątków i pamiętnika opisującego wydarzenia sprzed 69 lat. Bohaterką czarno-białej części filmu jest siedemnastoletnia sanitariuszka Basia, która właśnie przeżywa swoją pierwszą miłość. Historię dziewczyny i jej przyjaciół przeplatają autentyczne materiały archiwalne.
Wątków w filmie Dobrowolskiego jest sporo. Najdziwniejsze rozgrywają się współcześnie. Oprócz rzeczonego inżyniera mamy jeszcze złych do szpiku kości inwestorów – być może symbolizujących esesmanów współczesności – i Bilona z Wilkiem. Jaką raperzy z Hemp Gru odgrywają w tym wszystkim rolę, trudno odgadnąć. Bilon na przykład wygłasza na dachu kamienicy wiekopomną kwestię: "Pałac Kultury – pieprzony symbol socjalizmu", a Wilku pozuje na przesiadującego w antykwariacie mola książkowego, który podsłuchał rozmowę o "znalezionych na Woli ludzkich szczątkach". Filmowi nie pomaga też ich piosenka z fatalnym rytmem i jeszcze gorszymi rymami. Widać, że chcieli dobrze, ale wyszło jak zawsze.
W "Sierpniowym niebie" pada jedna ciekawa kwestia: ukrywający się w piwnicy podczas Powstania staruszek mówi do młodziutkiej Basi, że tak zakorzeniony w duszach Polaków romantyzm może być przyczyną ich zguby. Paradoksalnie Dobrowolski ponosi klęskę na filmowym polu z tego samego powodu, co powstańcy – górę wzięły w nim emocje, a nie solidne przygotowanie. Z promującej film piosenki Bilona i Wilka wynika, że ogólnym celem "Sierpniowego nieba" jest przywołanie i zachowanie wspólnej pamięci o Powstaniu i jego ofiarach. Myślę, że ci, którzy wiedzą o Powstaniu, raczej o nim nie zapomną. Ciekawsze by było zrobienie filmu dla tych, którzy o nim niewiele wiedzą, ale nikt nie wziął ich pod uwagę.
"Sierpniowe niebo" można zaakceptować jako nieudaną, ale szczerą laurkę dla Powstańców, szczególnie ze względu na poruszające materiały archiwalne. Jednak jak na pełnometrażowy film kinowy to zdecydowanie za mało.
Akcja "Sierpniowego nieba" rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Współcześnie i w 1944 roku – tuż przed Powstaniem i podczas niego. Punktem wyjścia reminiscencji jest odnalezienie przez pewnego inżyniera nadzorującego budowę ludzkich szczątków i pamiętnika opisującego wydarzenia sprzed 69 lat. Bohaterką czarno-białej części filmu jest siedemnastoletnia sanitariuszka Basia, która właśnie przeżywa swoją pierwszą miłość. Historię dziewczyny i jej przyjaciół przeplatają autentyczne materiały archiwalne.
Wątków w filmie Dobrowolskiego jest sporo. Najdziwniejsze rozgrywają się współcześnie. Oprócz rzeczonego inżyniera mamy jeszcze złych do szpiku kości inwestorów – być może symbolizujących esesmanów współczesności – i Bilona z Wilkiem. Jaką raperzy z Hemp Gru odgrywają w tym wszystkim rolę, trudno odgadnąć. Bilon na przykład wygłasza na dachu kamienicy wiekopomną kwestię: "Pałac Kultury – pieprzony symbol socjalizmu", a Wilku pozuje na przesiadującego w antykwariacie mola książkowego, który podsłuchał rozmowę o "znalezionych na Woli ludzkich szczątkach". Filmowi nie pomaga też ich piosenka z fatalnym rytmem i jeszcze gorszymi rymami. Widać, że chcieli dobrze, ale wyszło jak zawsze.
W "Sierpniowym niebie" pada jedna ciekawa kwestia: ukrywający się w piwnicy podczas Powstania staruszek mówi do młodziutkiej Basi, że tak zakorzeniony w duszach Polaków romantyzm może być przyczyną ich zguby. Paradoksalnie Dobrowolski ponosi klęskę na filmowym polu z tego samego powodu, co powstańcy – górę wzięły w nim emocje, a nie solidne przygotowanie. Z promującej film piosenki Bilona i Wilka wynika, że ogólnym celem "Sierpniowego nieba" jest przywołanie i zachowanie wspólnej pamięci o Powstaniu i jego ofiarach. Myślę, że ci, którzy wiedzą o Powstaniu, raczej o nim nie zapomną. Ciekawsze by było zrobienie filmu dla tych, którzy o nim niewiele wiedzą, ale nikt nie wziął ich pod uwagę.
"Sierpniowe niebo" można zaakceptować jako nieudaną, ale szczerą laurkę dla Powstańców, szczególnie ze względu na poruszające materiały archiwalne. Jednak jak na pełnometrażowy film kinowy to zdecydowanie za mało.