Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi, Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci, To każdy kwiatek powie wiersze Zosi, Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci. Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci, Słuchaj — bo to są najlepsi poeci.
Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone Będą ci całe poemata składać. Ja bym to samo powiedział, co one, Bo ja się od nich nauczyłem gadać; Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną, Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.
Dzisiaj daleko pojechałem w gości I dalej mię los nieszczęśliwy goni. Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości, Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni, Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba. Wróć mi więc z kraju taką — jakby z nieba.
Czarna róża, ostrego kolca pozbyła się. Wtedy właśnie ciemna łza wypełzła na dzienny świat. Nagle szarość ogarnęła życie Twe. Aż do chwili, gdy na ziemię powalili Cię. Zawzięcie próbujesz wstać, a rzeczywistość niczym twardy głaz. Walczysz, nie poddajesz się. Wstajesz, szybko otrzepujesz ubranie swe, na sznurowadle potykasz się. Lekko tracisz równowagę, lecz podbiega tajemniczy wielbiciel, łapiąc drżące ciało. Wpatrzony jak w obrazek, nie pozwala by krzywda się stała. To jak anioł stróż, gdy potrzebujesz pomocy, ni stąd ni zowąd obok Ciebie jest. Nie dostrzegasz go, mimo to, on wciąż ochronnym kręgiem otacza Cię. Niepozorny taki, skromny i cichy, jednym słowem przyjaciel niemożliwy.
weź sobie może Panią TWardowska Adama Mickiewicza
Inwokację, wiersz na Zdrowie Kochanowskiego
albo z pamiętnika Zofii Bobrówny,
piękne wiersze
Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze Zosi,
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci.
Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci,
Słuchaj — bo to są najlepsi poeci.
Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Ja bym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.
Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką — jakby z nieba.
Czarna róża, ostrego kolca pozbyła się.
Wtedy właśnie ciemna łza wypełzła na dzienny świat.
Nagle szarość ogarnęła życie Twe.
Aż do chwili, gdy na ziemię powalili Cię.
Zawzięcie próbujesz wstać, a rzeczywistość niczym twardy głaz.
Walczysz, nie poddajesz się.
Wstajesz, szybko otrzepujesz ubranie swe, na sznurowadle potykasz się.
Lekko tracisz równowagę, lecz podbiega tajemniczy wielbiciel, łapiąc drżące ciało.
Wpatrzony jak w obrazek, nie pozwala by krzywda się stała.
To jak anioł stróż, gdy potrzebujesz pomocy, ni stąd ni zowąd obok Ciebie jest.
Nie dostrzegasz go, mimo to, on wciąż ochronnym kręgiem otacza Cię.
Niepozorny taki, skromny i cichy, jednym słowem przyjaciel niemożliwy.