Przerażająca książka. Z tego samego typu co Czekoladowa Wojna Cormiera czy Władca much Goldinga. Książka o tym, ze ludzie mogą być bardzo źli. Bez przyczyny. Ich istnienie udowadnia egzystencje szatana, czy też właśnie Belzebuba „władcy much”. Niklas, trzynastoletni bohater powieści Boie pada ofiara prześladowania ze strony swojego nowego kolegi z klasy, osobnika cokolwiek demonicznego: inteligentnego i czerpiącego ogromną przyjemność z owego udręczania. Karl, chłopak z dobrego domu, manipuluje ludźmi, wykorzystuje bezgraniczne zaufanie swoich rodziców, ustawia grupę kolegów, która zapewnia mu alibi i nietykalność w dręczycielskiej działalności. Kradnie sprzęt elektroniczny, upokarza, bije, doprowadza do sytuacji, w której Niklas jest kompletnie zaszczuty i do tego posądzany przez wszystkich o bycie kłamcą. Rodzice ofiary są bezradni, bezradna wobec „niewielkiej szkodliwości” jest policja, nauczycielce brakuje podstawowego instynktu czy też doświadczenia pozwalającego pomóc terroryzowanemu chłopcu.
Autorka misternie przygotowała warunki rozwoju fabuły (napina zresztą trochę przy tym cięciwę prawdopodobieństwa), tak aby wszystkie karty atutowe znalazły się w rękach łobuza. Pomimo pozornie otwartego zakończenia powieści czytelnikowi nie pozostawia się żadnych złudzeń co do tego, że zło nie zostanie ukarane.
Myślę sobie, że to nie jest powieść do samodzielnego czytania. Nie znajdzie w niej pocieszenia ofiara szkolnej przemocy. Przeciwnie – czytelnik z tego rodzaju kłopotami zamknie To nie Chicago w przekonaniu, że jest ostatecznie skazany i znikąd nadziei. W tym kontekście książka jest zdecydowanie „antyterapeutyczna”!
Jedyna (tak!) wartość powieści To nie Chicago może się zrealizować w trakcie publicznych debat w klasie szkolnej lub w trakcie intymnych dyskusji z rodzicami. Kto popełnił błąd? Co należałoby zrobić? Co Ty byś zrobił? Co ja bym zrobił? Czytanie tej powieści, wspólne odpowiadanie na takie pytania być może pozwoli przygotować się na zło. Oby nie nadeszło.
Przerażająca książka. Z tego samego typu co Czekoladowa Wojna Cormiera czy Władca much Goldinga. Książka o tym, ze ludzie mogą być bardzo źli. Bez przyczyny. Ich istnienie udowadnia egzystencje szatana, czy też właśnie Belzebuba „władcy much”. Niklas, trzynastoletni bohater powieści Boie pada ofiara prześladowania ze strony swojego nowego kolegi z klasy, osobnika cokolwiek demonicznego: inteligentnego i czerpiącego ogromną przyjemność z owego udręczania. Karl, chłopak z dobrego domu, manipuluje ludźmi, wykorzystuje bezgraniczne zaufanie swoich rodziców, ustawia grupę kolegów, która zapewnia mu alibi i nietykalność w dręczycielskiej działalności. Kradnie sprzęt elektroniczny, upokarza, bije, doprowadza do sytuacji, w której Niklas jest kompletnie zaszczuty i do tego posądzany przez wszystkich o bycie kłamcą. Rodzice ofiary są bezradni, bezradna wobec „niewielkiej szkodliwości” jest policja, nauczycielce brakuje podstawowego instynktu czy też doświadczenia pozwalającego pomóc terroryzowanemu chłopcu.
Autorka misternie przygotowała warunki rozwoju fabuły (napina zresztą trochę przy tym cięciwę prawdopodobieństwa), tak aby wszystkie karty atutowe znalazły się w rękach łobuza. Pomimo pozornie otwartego zakończenia powieści czytelnikowi nie pozostawia się żadnych złudzeń co do tego, że zło nie zostanie ukarane.
Myślę sobie, że to nie jest powieść do samodzielnego czytania. Nie znajdzie w niej pocieszenia ofiara szkolnej przemocy. Przeciwnie – czytelnik z tego rodzaju kłopotami zamknie To nie Chicago w przekonaniu, że jest ostatecznie skazany i znikąd nadziei. W tym kontekście książka jest zdecydowanie „antyterapeutyczna”!
Jedyna (tak!) wartość powieści To nie Chicago może się zrealizować w trakcie publicznych debat w klasie szkolnej lub w trakcie intymnych dyskusji z rodzicami. Kto popełnił błąd? Co należałoby zrobić? Co Ty byś zrobił? Co ja bym zrobił? Czytanie tej powieści, wspólne odpowiadanie na takie pytania być może pozwoli przygotować się na zło. Oby nie nadeszło.