faustyna0510
Tak pieczołowicie wydać książkę mógł tylko ktoś, kto poezji Miłosza przyznaje najwyższą rangę i komu jest ona prawdziwie bliska. O wznowieniu "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" pisze Julia Hartwig
Jeśli uznać tom "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" za opus magnum Czesława Miłosza, a zasługuje na to miano, to wznowienie go w 30. rocznicę pierwszego wydania trzeba uznać za pomysł bardzo szczęśliwy.
Tym bardziej, że szata graficzna, w jakiej książka się ukazała - nawet w porównaniu z innymi książkami wydawnictwa słowo/obraz terytoria wyróżniającymi się zawsze piękną formą - zasługuje na szczególną uwagę.
Pietyzm wydawcy znajduje wyraz w doborze plansz ilustracyjnych nawiązujących do tekstu tego wielkiego poematu dygresyjnego. Na obwolucie znalazło się zdjęcie sędziwego dębu w Świętobrości, gdzie spoczywają przodkowie poety, wyklejki na okładce przedstawiają fragmenty dwóch niemieckich map sztabowych z 1915 r., na których bez trudu odnaleźć można Szetejnie, miejsce urodzenia poety i cały gwiazdozbiór nazw z biografii poety, które stały się już dzisiaj mitem.
Redaktorem książki jest Piotr Kłoczowski, jeden z tych rzadkich dziś, a wysoko cenionych wielbicieli i amatorów sztuki odznaczających się wrażliwością i znawstwem. Tom poezji Miłosza wydany pod jego redakcją jest pierwszym tytułem z nowej serii, której redakcję powierzyło Kłoczowskiemu wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Seria ta nosi nazwę "Biblioteka Mnemosyne".
Dlaczego ten właśnie tomik, napisany latem 1973 r. uznany został zgodnie przez krytyków za opus magnum poety? Sprawiła to nie tylko uroda, niemal narkotyczna, tego poematu prowadzonego ze swobodą, którą uwydatnia jeszcze użycie "formy bardziej pojemnej" pozwalającej sąsiadować wierszowi z prozą, z wypisem ze starej encyklopedii, dokumentem z archiwum i notatką. W tomie "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" odnajdujemy niemal wszystkie wątki podejmowane w twórczości poety. Świat poetycki zbudowany na wspomnieniach z dzieciństwa i nakładających się na siebie krajobrazach Litwy i Kalifornii poddany jest tu próbie człowieczych niepokojów, które wybiegają daleko poza zmysłowe doświadczenie. Pamięć własnego życia poszukuje odniesienia w pamięci świata i historii, natura raz jeszcze poddana jest osądowi, pojawiają się rozważania dotyczące religii i teologii, podejmowane wielokrotnie w twórczości późniejszej. Z pozornym chłodem dokonuje tu Miłosz próby opisania samego siebie i portret ten, choć na wpół ironiczny, ma w sobie bolesne rozdarcie, którego ślady odnajdujemy w całym jego dziele. Perspektywa, z jakiej poeta patrzy w tym poemacie na świat, jest zdumiewająco rozległa, ale nigdy przytłaczająca, zmysłowość poetyckiego obrazu wiernie towarzyszy szerokiej grze myśli.
Z książką tą łączy mnie osobiste wspomnienie. Mieszkając przez kilka lat w Ameryce, byliśmy w kontakcie listownym i telefonicznym z Czesławem Miłoszem. Po ukończeniu tomu "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" Miłosz zadzwonił i zapytał, jak nam się podoba tytuł pochodzący, jak się okazało, z tekstu psalmu śpiewanego podczas nieszporów. W jakiś czas potem otrzymaliśmy list od Jarosława Iwaszkiewicza, który się książką zachwycił:
"Doszedł do mnie ostatni tom wierszy Czesława Miłosza (jeśli to można nazwać tomem wierszy) i wzbudził we mnie i w mojej Żonie prawdziwy zachwyt. Leży to u mnie na biurku i odczytuję to sobie raz za razem. To bardzo wielki poeta - i tylko u nas tacy poeci mogą się urodzić, z tym przedziwnym zmąceniem. Niby Pan Adam, niby Julek - a nie ten Cyprian okropny królewiak z wysuszonym mózgiem".
Jeśli uznać tom "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" za opus magnum Czesława Miłosza, a zasługuje na to miano, to wznowienie go w 30. rocznicę pierwszego wydania trzeba uznać za pomysł bardzo szczęśliwy.
Tym bardziej, że szata graficzna, w jakiej książka się ukazała - nawet w porównaniu z innymi książkami wydawnictwa słowo/obraz terytoria wyróżniającymi się zawsze piękną formą - zasługuje na szczególną uwagę.
Pietyzm wydawcy znajduje wyraz w doborze plansz ilustracyjnych nawiązujących do tekstu tego wielkiego poematu dygresyjnego. Na obwolucie znalazło się zdjęcie sędziwego dębu w Świętobrości, gdzie spoczywają przodkowie poety, wyklejki na okładce przedstawiają fragmenty dwóch niemieckich map sztabowych z 1915 r., na których bez trudu odnaleźć można Szetejnie, miejsce urodzenia poety i cały gwiazdozbiór nazw z biografii poety, które stały się już dzisiaj mitem.
Redaktorem książki jest Piotr Kłoczowski, jeden z tych rzadkich dziś, a wysoko cenionych wielbicieli i amatorów sztuki odznaczających się wrażliwością i znawstwem. Tom poezji Miłosza wydany pod jego redakcją jest pierwszym tytułem z nowej serii, której redakcję powierzyło Kłoczowskiemu wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Seria ta nosi nazwę "Biblioteka Mnemosyne".
Dlaczego ten właśnie tomik, napisany latem 1973 r. uznany został zgodnie przez krytyków za opus magnum poety? Sprawiła to nie tylko uroda, niemal narkotyczna, tego poematu prowadzonego ze swobodą, którą uwydatnia jeszcze użycie "formy bardziej pojemnej" pozwalającej sąsiadować wierszowi z prozą, z wypisem ze starej encyklopedii, dokumentem z archiwum i notatką. W tomie "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" odnajdujemy niemal wszystkie wątki podejmowane w twórczości poety. Świat poetycki zbudowany na wspomnieniach z dzieciństwa i nakładających się na siebie krajobrazach Litwy i Kalifornii poddany jest tu próbie człowieczych niepokojów, które wybiegają daleko poza zmysłowe doświadczenie. Pamięć własnego życia poszukuje odniesienia w pamięci świata i historii, natura raz jeszcze poddana jest osądowi, pojawiają się rozważania dotyczące religii i teologii, podejmowane wielokrotnie w twórczości późniejszej. Z pozornym chłodem dokonuje tu Miłosz próby opisania samego siebie i portret ten, choć na wpół ironiczny, ma w sobie bolesne rozdarcie, którego ślady odnajdujemy w całym jego dziele. Perspektywa, z jakiej poeta patrzy w tym poemacie na świat, jest zdumiewająco rozległa, ale nigdy przytłaczająca, zmysłowość poetyckiego obrazu wiernie towarzyszy szerokiej grze myśli.
Z książką tą łączy mnie osobiste wspomnienie. Mieszkając przez kilka lat w Ameryce, byliśmy w kontakcie listownym i telefonicznym z Czesławem Miłoszem. Po ukończeniu tomu "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" Miłosz zadzwonił i zapytał, jak nam się podoba tytuł pochodzący, jak się okazało, z tekstu psalmu śpiewanego podczas nieszporów. W jakiś czas potem otrzymaliśmy list od Jarosława Iwaszkiewicza, który się książką zachwycił:
"Doszedł do mnie ostatni tom wierszy Czesława Miłosza (jeśli to można nazwać tomem wierszy) i wzbudził we mnie i w mojej Żonie prawdziwy zachwyt. Leży to u mnie na biurku i odczytuję to sobie raz za razem. To bardzo wielki poeta - i tylko u nas tacy poeci mogą się urodzić, z tym przedziwnym zmąceniem. Niby Pan Adam, niby Julek - a nie ten Cyprian okropny królewiak z wysuszonym mózgiem".