Koniec tygodnia (piątek) , południe , słońce świeciło , ptaki śpiewały , a dzieciaki no cóż musiały siedzieć w szkole . Każdy czekał aż lekcje się skończą . Wreszcie zadzwonił dzwonek wszyscy chłopcy wybiegi z ławek i czym prędzej opuścili szkołę . -Adaś idziesz jutro z nami nad jezioro?? popływamy sobie, będzie fajnie;) co ty na to ?? -zapytał Krzysiek -Jasne!Tego mi trzeba po tym gorącym tygodniu . To o której się spotkamy?? -Gdzieś tak koło 10 ok?? -Dobra. To narazie. -No pa. Chłopcy się pożegnali i rozeszli się do domu.Adas tak szedł patrząc w chmury i marząc.Przerwał m uto dziwny blask pochodzący z fosy. Podszedł bliżej i zobaczył jakiś dziwny mały kamień od którego pochodził ten blask. -Co to jest?-powiedział sam do siebie. Podniusł kamień i przyjrzał mu się dokładniej.Zorientował się że to jakiś amulet.Był okrągły,brązowy i delikatny w dotyku. Skąd on się tutaj wziął ?? -znowu powiedział do siebie i zaczął pocierać amulet,gdyż ujrzał na nim jakiś napis. Pisało na nim,,Kto pragnie może cofnąć czas albowiem ten amulet do niego należy, do nikogo innego''. Adam nie wiedział o co w tym chodzi. Pomyślał ze to jest jakiś żart i tyle. Zatrzymał talizman i poszedł do domu. Następnego dnia poszedł z kolegami nad jezioro. Skakali do wody z molo. -ej robimy zawody kto dalej skoczy??-zapytał jeden z chłopców -Dobra- odpowiedzieli chórem. Chłopcy zaczęli skakać. Nie wiedzieli jednak że dalej na dnie są ostre kamienie. Krzysiek wziął rozbieg i skoczył. skoczył tak daleko gdzie te kamienie, uderzy mocno głową o dno i stracił przytomność.Chłopcy wyciągnęli go zwody i przestraszyli się bo nie wiedzieli co mają robić.Adaś pomyślał a tym amulecie -Może to nie jest prawda ale warto spróbować-pomyślał. Chwycił amulet zamknął oczy i... czas się cofnął do tego momentu w którym Krzysiek brał rozbieg. -Krzysiek uważaj bo dalej są ostre kamienie!!-wykrzyknął Adam -Dzięki-odpowiedział Krzyś i skoczył. Na szczęście tym razem mu się nic nie stało. I tak Adam Cisowski pomógł swojemu przyjacielowi. Później również używał talizmanu i on mu bardzo pomagał KONIEC
Myśle że pomogłam moja siotra robiła to w tym roku i też jej pomogłam :D
Był to koniec tygodnia, piątek mianowicie. Słońce grzało, na niebie ani jednej chmurki. Zza okna słychać roześmiane głosy dzieci, które już wyszły. Ale ja siedziałem w szkole, postukując tylko nerwowo palcami w blat. Zegar jakby zwolnił, wskazówki brnęły po tarczy jak żółwie. Ostatnia godzina lekcyjna, ostatnia! -Psst, (twoje imię), idziesz dzisiaj do lasu? Kuba widział jakąś norę, zbadamy ją, co ty na to? -No nie wiem... -No weź, jest piątek, zadanie odrobisz w sobotę. Nie bądź mięczak, Kuba też idzie! -No okey. W sumie masz rację, pójdę z wami! -(Twoje imię, nazwisko), możesz powtórzyć co przed chwilą powiedziałem?-zapytał nauczyciel. Po prostu mnie zatkało. Czy zawszę muszę mieć takiego pecha? To niesprawiedliwe. Zawsze mnie muszą pytać, bo gdzieżby inaczej. Zdezorientowany spojrzałem na nauczyciela. Głos zamarł mi w gardle. "No i co, (twoje imię/nazwisko), i co teraz powiesz, kozaku?"-pomyślałem. -No, dalej, pochwal się klasie jaki jesteś mądry.-zachęcił ironicznie nauczyciel. Cisza. Zeźlony spojrzałem na Adama, piorunując go wzrokiem. Omal nie wypaliłem; "Zadowolony jesteś?", ale w porę się powstrzymałem. -(twoje nazwisko/imię), za karę zostajesz po lekcjach! Co? No nie, tylko nie to! To już było całkiem niesprawiedliwe! Granice pecha wyszły poza skalę. Wtedy zadzwonił dzwonek. Wszyscy się spakowali i wyszli, a ja powędrowałem do kozy. Tam było moje miejsce. Nie minęło kilka minut, a w szybę zapukał Adam. Machał rękami, kiwał głową, mielił ustami. Otworzyłem okno i zapytałem czego chce. -Stary, zmywamy się stąd! Kuba i reszta chłopaków już poszli, ominie cię świetna zabawa! Serce zaczęło mi łomotać w klatce piersiowej tak mocno, że myślałem że zaraz z niej wyskoczy. Wziąłem głęboki wdech, pochwyciłem plecak, i wyszłem na zewnątrz. Wkrótce gnałem za Adamem do domku na drzewie, gdzie ukryliśmy torby. Reszta już na nas czekała, więc ruszyliśmy. Kuba szedł przodem, bo to on widział tą norę. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Była to olbrzymia wręcz dziura w ziemi, koło której wznosił się rozległy dąb. Jego korzenie oplatały całą norę, co dodawało jej dumnego wyglądu. Wszyscy oniemieliśmy. Kuba wyciągnął z krzaków kilka latarek i scyzoryk, tak na wszelki wypadek, i ruszyliśmy. Bez trudu udało nam się wejść do środka, choć musieliśmy uklęknąć na czworakach. W środku panowała całkowita ciemność, ale kiedy włączyliśmy latarki, poczuliśmy się pewnej. Całe wnętrze oplecione było korzeniami, gdzieniegdzie wystawały pojedyncze kamienie. Wszyscy staraliśmy się ukryć strach, ale widać było że każdy się trząsł. Nawet Mateusz był zdenerwowany, a to najodważniejszy chłopak w klasie. Nagle wszyscy runęliśmy w dół. Wydaliśmy się z siebie stłumiony okrzyk. Wylądowaliśmy w kupie liści. Skierowaliśmy latarki na boki. Przetarłem oczy ze zdziwienia, byliśmy w... jaskini! Gdzieniegdzie pojawiały się niezwykłe malowidła naścienne przedstawiające sceny polowań, ze ścian zwieszały się liany, co tylko dodawało temu miejscu tajemniczości. -Ludzie, ale odjazd!-wrzasnął Kamil i wystrzelił przed siebie, a my za nim. Nikt nawet nie zastanawiał się, jak się stąd wydostaniemy. Liczyło się tu, i teraz. Podejrzewaliśmy wtedy nawet, że znajdziemy jakiś skarb. Przetrząsnęliśmy całą jaskinie, i nie znaleźliśmy nic, prócz korzeni. Wtedy jednak Kamil krzyknął, że coś znalazł, i wszyscy pobiegliśmy w jego kierunku. W świetle latarek sprezentował nam wspaniałe włócznie z ostrzami z kamienia, jedne krótsze, długie dłuższe. Chcieliśmy wyjść i je wypróbować ale... jak? Próbowaliśmy się wspiąć na górę, bezskutecznie. Ogarnęło nas przerażenie. A jeśli zostaniemy tu na zawsze? Minuty dłużyły się jak godziny, gdy siedzieliśmy zbici w jedną grupę, z z latarkami w jednej, a włóczniami w drugiej ręce. Wkrótce zapadł zmrok, i zmorzył nas sen. Zasnęliśmy z bardzo złymi przeczuciami. Gdy się zbudziliśmy, ledwo świtało. Desperacko próbowaliśmy stąd wyjść, bezskutecznie.Kiedy już straciliśmy nadzieję, rozległy się nawoływania. Zaczęliśmy krzyczeć, świecić latarkami, a wtedy zrzucono nam linę. Kiedy już byliśmy na zewnątrz, zaczęliśmy skakać z radości, ale rodzicom nie było tak wesoło. Minęło trochę czasu. Mimo dwutygodniowego szlabanu i kozy za ucieczkę, uważam ze było warto. Przeżyliśmy z Krzyśkiem, Adamem, Kubą, Mateuszem i Kamilem super przygodę. Kto się może poszczycić czymś takim jak my?
Imiona są przykładowe, możesz zmienić. Brałam takie w miarę normalne, przygodę opisałam sama, mam nadzieję że się spodoba :)
Koniec tygodnia (piątek) , południe , słońce świeciło , ptaki śpiewały , a dzieciaki no cóż musiały siedzieć w szkole . Każdy czekał aż lekcje się skończą . Wreszcie zadzwonił dzwonek wszyscy chłopcy wybiegi z ławek i czym prędzej opuścili szkołę .
Myśle że pomogłam moja siotra robiła to w tym roku i też jej pomogłam :D-Adaś idziesz jutro z nami nad jezioro?? popływamy sobie, będzie fajnie;) co ty na to ?? -zapytał Krzysiek
-Jasne!Tego mi trzeba po tym gorącym tygodniu . To o której się spotkamy??
-Gdzieś tak koło 10 ok??
-Dobra. To narazie.
-No pa.
Chłopcy się pożegnali i rozeszli się do domu.Adas tak szedł patrząc w chmury i marząc.Przerwał m uto dziwny blask pochodzący z fosy. Podszedł bliżej i zobaczył jakiś dziwny mały kamień od którego pochodził ten blask.
-Co to jest?-powiedział sam do siebie. Podniusł kamień i przyjrzał mu się dokładniej.Zorientował się że to jakiś amulet.Był okrągły,brązowy i delikatny w dotyku.
Skąd on się tutaj wziął ?? -znowu powiedział do siebie i zaczął pocierać amulet,gdyż ujrzał na nim jakiś napis. Pisało na nim,,Kto pragnie może cofnąć czas albowiem ten amulet do niego należy, do nikogo innego''. Adam nie wiedział o co w tym chodzi. Pomyślał ze to jest jakiś żart i tyle. Zatrzymał talizman i poszedł do domu. Następnego dnia poszedł z kolegami nad jezioro. Skakali do wody z molo.
-ej robimy zawody kto dalej skoczy??-zapytał jeden z chłopców
-Dobra- odpowiedzieli chórem.
Chłopcy zaczęli skakać. Nie wiedzieli jednak że dalej na dnie są ostre kamienie. Krzysiek wziął rozbieg i skoczył. skoczył tak daleko gdzie te kamienie, uderzy mocno głową o dno i stracił przytomność.Chłopcy wyciągnęli go zwody i przestraszyli się bo nie wiedzieli co mają robić.Adaś pomyślał a tym amulecie
-Może to nie jest prawda ale warto spróbować-pomyślał.
Chwycił amulet zamknął oczy i... czas się cofnął do tego momentu w którym Krzysiek brał rozbieg.
-Krzysiek uważaj bo dalej są ostre kamienie!!-wykrzyknął Adam
-Dzięki-odpowiedział Krzyś i skoczył. Na szczęście tym razem mu się nic nie stało.
I tak Adam Cisowski pomógł swojemu przyjacielowi. Później również używał talizmanu i on mu bardzo pomagał
KONIEC
Był to koniec tygodnia, piątek mianowicie. Słońce grzało, na niebie ani jednej chmurki. Zza okna słychać roześmiane głosy dzieci, które już wyszły. Ale ja siedziałem w szkole, postukując tylko nerwowo palcami w blat. Zegar jakby zwolnił, wskazówki brnęły po tarczy jak żółwie. Ostatnia godzina lekcyjna, ostatnia!
-Psst, (twoje imię), idziesz dzisiaj do lasu? Kuba widział jakąś norę, zbadamy ją, co ty na to?
-No nie wiem...
-No weź, jest piątek, zadanie odrobisz w sobotę. Nie bądź mięczak, Kuba też idzie!
-No okey. W sumie masz rację, pójdę z wami!
-(Twoje imię, nazwisko), możesz powtórzyć co przed chwilą powiedziałem?-zapytał nauczyciel.
Po prostu mnie zatkało. Czy zawszę muszę mieć takiego pecha? To niesprawiedliwe. Zawsze mnie muszą pytać, bo gdzieżby inaczej. Zdezorientowany spojrzałem na nauczyciela. Głos zamarł mi w gardle. "No i co, (twoje imię/nazwisko), i co teraz powiesz, kozaku?"-pomyślałem.
-No, dalej, pochwal się klasie jaki jesteś mądry.-zachęcił ironicznie nauczyciel.
Cisza. Zeźlony spojrzałem na Adama, piorunując go wzrokiem. Omal nie wypaliłem; "Zadowolony jesteś?", ale w porę się powstrzymałem.
-(twoje nazwisko/imię), za karę zostajesz po lekcjach!
Co? No nie, tylko nie to! To już było całkiem niesprawiedliwe! Granice pecha wyszły poza skalę. Wtedy zadzwonił dzwonek. Wszyscy się spakowali i wyszli, a ja powędrowałem do kozy. Tam było moje miejsce.
Nie minęło kilka minut, a w szybę zapukał Adam. Machał rękami, kiwał głową, mielił ustami. Otworzyłem okno i zapytałem czego chce.
-Stary, zmywamy się stąd! Kuba i reszta chłopaków już poszli, ominie cię świetna zabawa!
Serce zaczęło mi łomotać w klatce piersiowej tak mocno, że myślałem że zaraz z niej wyskoczy. Wziąłem głęboki wdech, pochwyciłem plecak, i wyszłem na zewnątrz.
Wkrótce gnałem za Adamem do domku na drzewie, gdzie ukryliśmy torby. Reszta już na nas czekała, więc ruszyliśmy. Kuba szedł przodem, bo to on widział tą norę. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce.
Była to olbrzymia wręcz dziura w ziemi, koło której wznosił się rozległy dąb. Jego korzenie oplatały całą norę, co dodawało jej dumnego wyglądu. Wszyscy oniemieliśmy. Kuba wyciągnął z krzaków kilka latarek i scyzoryk, tak na wszelki wypadek, i ruszyliśmy. Bez trudu udało nam się wejść do środka, choć musieliśmy uklęknąć na czworakach. W środku panowała całkowita ciemność, ale kiedy włączyliśmy latarki, poczuliśmy się pewnej. Całe wnętrze oplecione było korzeniami, gdzieniegdzie wystawały pojedyncze kamienie. Wszyscy staraliśmy się ukryć strach, ale widać było że każdy się trząsł. Nawet Mateusz był zdenerwowany, a to najodważniejszy chłopak w klasie.
Nagle wszyscy runęliśmy w dół. Wydaliśmy się z siebie stłumiony okrzyk. Wylądowaliśmy w kupie liści. Skierowaliśmy latarki na boki. Przetarłem oczy ze zdziwienia, byliśmy w... jaskini! Gdzieniegdzie pojawiały się niezwykłe malowidła naścienne przedstawiające sceny polowań, ze ścian zwieszały się liany, co tylko dodawało temu miejscu tajemniczości.
-Ludzie, ale odjazd!-wrzasnął Kamil i wystrzelił przed siebie, a my za nim. Nikt nawet nie zastanawiał się, jak się stąd wydostaniemy. Liczyło się tu, i teraz. Podejrzewaliśmy wtedy nawet, że znajdziemy jakiś skarb.
Przetrząsnęliśmy całą jaskinie, i nie znaleźliśmy nic, prócz korzeni. Wtedy jednak Kamil krzyknął, że coś znalazł, i wszyscy pobiegliśmy w jego kierunku. W świetle latarek sprezentował nam wspaniałe włócznie z ostrzami z kamienia, jedne krótsze, długie dłuższe. Chcieliśmy wyjść i je wypróbować ale... jak? Próbowaliśmy się wspiąć na górę, bezskutecznie. Ogarnęło nas przerażenie. A jeśli zostaniemy tu na zawsze?
Minuty dłużyły się jak godziny, gdy siedzieliśmy zbici w jedną grupę, z z latarkami w jednej, a włóczniami w drugiej ręce. Wkrótce zapadł zmrok, i zmorzył nas sen. Zasnęliśmy z bardzo złymi przeczuciami.
Gdy się zbudziliśmy, ledwo świtało. Desperacko próbowaliśmy stąd wyjść, bezskutecznie.Kiedy już straciliśmy nadzieję, rozległy się nawoływania. Zaczęliśmy krzyczeć, świecić latarkami, a wtedy zrzucono nam linę. Kiedy już byliśmy na zewnątrz, zaczęliśmy skakać z radości, ale rodzicom nie było tak wesoło.
Minęło trochę czasu. Mimo dwutygodniowego szlabanu i kozy za ucieczkę, uważam ze było warto. Przeżyliśmy z Krzyśkiem, Adamem, Kubą, Mateuszem i Kamilem super przygodę. Kto się może poszczycić czymś takim jak my?
Imiona są przykładowe, możesz zmienić. Brałam takie w miarę normalne, przygodę opisałam sama, mam nadzieję że się spodoba :)
)