Wypowiedziawszy te słowa, widmo wzięło swoją chustkę ze stołu i obwiązało nią twarz.
Scrooge domyślił się tego po kłapnięciu, jakie wydały zęby. Gdy ośmielił się znowu podnieść
oczy, ujrzał gościa zza grobu stojącego z nawiniętym na rękach łańcuchem.
Po chwili widmo zaczęło się cofać; za każdym j ego krokiem okno powoli otwierało się, a gdy
duch znalazł się tuż przy nim – było już szeroko otwarte.
Wtedy duch dał znak Scrooge’owi, aby się zbliżył, co też uczynił. Kiedy się znaleźli o dwa
kroki od siebie, duch Marleya podniósł rękę, nie pozwalając Scrooge’owi zbliżyć się więcej.
Scrooge zatrzymał się.
Uczynił to nie tyle z uległości, ile ze strachu, ponieważ w chwili gdy duch podniósł rękę,
usłyszał jakieś nieokreślone głosy w powietrzu: jakby jęki rozpaczy, skargi niewypowiedzianie
bolesne, lamenty żalu i skruchy... Duch słuchał przez chwilę, po czym przyłączył się do
żałobnego chóru i, wypłynąwszy przez okno, znikł wśród ciemności.
Scrooge, zaciekawiony i przerażony, wyjrzał przez okno.
Powietrze było zapełnione milionami widm, błądzącymi we wszystkich kierunkach z
gorączkowym pośpiechem i żałośnie jęczącymi. Wszystkie dźwigały takie same łańcuchy jak
duch Marleya; niektóre były skute po kilka razem; ani jedno nie było bez okowów. Wielu
Scrooge dobrze znał za ich życia. Teraz zaś wiedział już, że wszystkie te widma cierpiały
straszną karę dlatego, ponieważ za życia uchylały się od obowiązku pracy dla dobra ludzkości.
Teraz, po śmierci, mimo najgorętszych pragnień, nie mogły naprawić złego.
Czy w końcu istoty te rozpłynęły się w mgle, czy też mgła je zasłoniła? – Scrooge nie
wiedział. Znikły, ich głosy przestały rozbrzmiewać, a noc stała się taka sama jak wtedy, gdy
wracał do domu.
Scrooge zamknął okno i starannie zbadał drzwi, przez które wszedł duch Marleya. Były
zamknięte na dwa spusty. Chciał już powiedzieć zwykłe swoje: „Głupstwo!” – ale zatrzymał się
przy pierwszej sylabie. Naraz poczuł się bardzo znużony. Może był to skutek doznanych wrażeń,
może całodziennej pracy, może wreszcie wizji spoza grobu i męczącej rozmowy z duchem; dość,
że rzucił się na łóżko w ubraniu i natychmiast zasnął.
- kolejny fragment -
Kominek był stary, zbudowany dawno temu przez jakiegoś holenderskiego kupca i wyłożony
dziwacznymi flamandzkimi kaflami, przedstawiającymi różne sceny z Pisma Świętego. Był tam
Kain i Abel, córki faraona, królowa Saba, anielscy posłańcy, zstępujący z nieba po schodach z
obłoków. Był też Abraham, Baltazar i apostołowie, wybierający się na morze w łodziach o
kształcie sosjerek; wreszcie setki innych postaci, mogących zająć uwagę Scrooge’a. A jednak to
twarz Marleya zjawiła się przed jego oczyma, zasłaniając sobą wszystko. Gdyby wszystkie kafle
kominka były czyste i gdyby posiadały właściwość pokrywania się obrazami bezładnych myśli
Scrooge’a, wówczas na każdym z nich zjawiłaby się podobizna zmarłego wspólnika.
– Głupstwo! – mruknął Scrooge i, machnąwszy ręką, zaczął się przechadzać po pokoju.
Po pewnym czasie znowu usiadł.
Oparłszy głowę o poręcz krzesła, spojrzał przypadkiem na dzwonek, łączący pokój, w którym
Scrooge teraz siedział, z pokojem na najwyższym piętrze domu, od dawna opuszczonym.
Spojrzawszy osłupiał, spostrzegł bowiem, że dzwonek zaczyna się poruszać. Z początku poruszał
się tak wolno, że ledwie go było słychać; wkrótce jednak zabrzmiał głośno, a jakby na hasło
odpowiedziały mu wszystkie dzwonki w całym domu.
Trwało to wszystko może pół minuty, ale ta krótka chwila wydała się Scrooge’owi
nieskończenie długa. Naraz dzwonki ucichły jednocześnie. Potem, wśród grobowej ciszy, gdzieś
w piwnicy odezwało się przytłumione brzęczenie i łoskot, jak gdyby ktoś wlókł ciężkie łańcuchy
po beczkach z winem. Wtedy Scrooge przypomniał sobie, że duchy zwykle zjawiają się wlokąc
za sobą łańcuchy.
Nagle drzwi piwnicy otworzyły się z głośnym hukiem i Scrooge usłyszał głośniejsze
brzęczenie; wyszło ono z piwnicy, powoli wstępowało po schodach, a wreszcie zatrzymało się
przy drzwiach jego pokoju.
– Ależ to głupstwo! – mruczał Scrooge. – Nie wierzę, żeby to była rzeczywistość.
W tej chwili pobladł z przerażenia, gdyż to coś brzęczącego, nie otwierając drzwi, weszło do
pokoju i posuwało się z wolna ku niemu. Zamierający płomień na kominku wyciągnął się,
zajaśniał, jakby mówiąc:
– Poznaję go, to duch Marleya!
Po czym znów wygasł.
Liczę na naj !
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Wypowiedziawszy te słowa, widmo wzięło swoją chustkę ze stołu i obwiązało nią twarz.
Scrooge domyślił się tego po kłapnięciu, jakie wydały zęby. Gdy ośmielił się znowu podnieść
oczy, ujrzał gościa zza grobu stojącego z nawiniętym na rękach łańcuchem.
Po chwili widmo zaczęło się cofać; za każdym j ego krokiem okno powoli otwierało się, a gdy
duch znalazł się tuż przy nim – było już szeroko otwarte.
Wtedy duch dał znak Scrooge’owi, aby się zbliżył, co też uczynił. Kiedy się znaleźli o dwa
kroki od siebie, duch Marleya podniósł rękę, nie pozwalając Scrooge’owi zbliżyć się więcej.
Scrooge zatrzymał się.
Uczynił to nie tyle z uległości, ile ze strachu, ponieważ w chwili gdy duch podniósł rękę,
usłyszał jakieś nieokreślone głosy w powietrzu: jakby jęki rozpaczy, skargi niewypowiedzianie
bolesne, lamenty żalu i skruchy... Duch słuchał przez chwilę, po czym przyłączył się do
żałobnego chóru i, wypłynąwszy przez okno, znikł wśród ciemności.
Scrooge, zaciekawiony i przerażony, wyjrzał przez okno.
Powietrze było zapełnione milionami widm, błądzącymi we wszystkich kierunkach z
gorączkowym pośpiechem i żałośnie jęczącymi. Wszystkie dźwigały takie same łańcuchy jak
duch Marleya; niektóre były skute po kilka razem; ani jedno nie było bez okowów. Wielu
Scrooge dobrze znał za ich życia. Teraz zaś wiedział już, że wszystkie te widma cierpiały
straszną karę dlatego, ponieważ za życia uchylały się od obowiązku pracy dla dobra ludzkości.
Teraz, po śmierci, mimo najgorętszych pragnień, nie mogły naprawić złego.
Czy w końcu istoty te rozpłynęły się w mgle, czy też mgła je zasłoniła? – Scrooge nie
wiedział. Znikły, ich głosy przestały rozbrzmiewać, a noc stała się taka sama jak wtedy, gdy
wracał do domu.
Scrooge zamknął okno i starannie zbadał drzwi, przez które wszedł duch Marleya. Były
zamknięte na dwa spusty. Chciał już powiedzieć zwykłe swoje: „Głupstwo!” – ale zatrzymał się
przy pierwszej sylabie. Naraz poczuł się bardzo znużony. Może był to skutek doznanych wrażeń,
może całodziennej pracy, może wreszcie wizji spoza grobu i męczącej rozmowy z duchem; dość,
że rzucił się na łóżko w ubraniu i natychmiast zasnął.
- kolejny fragment -
Kominek był stary, zbudowany dawno temu przez jakiegoś holenderskiego kupca i wyłożony
dziwacznymi flamandzkimi kaflami, przedstawiającymi różne sceny z Pisma Świętego. Był tam
Kain i Abel, córki faraona, królowa Saba, anielscy posłańcy, zstępujący z nieba po schodach z
obłoków. Był też Abraham, Baltazar i apostołowie, wybierający się na morze w łodziach o
kształcie sosjerek; wreszcie setki innych postaci, mogących zająć uwagę Scrooge’a. A jednak to
twarz Marleya zjawiła się przed jego oczyma, zasłaniając sobą wszystko. Gdyby wszystkie kafle
kominka były czyste i gdyby posiadały właściwość pokrywania się obrazami bezładnych myśli
Scrooge’a, wówczas na każdym z nich zjawiłaby się podobizna zmarłego wspólnika.
– Głupstwo! – mruknął Scrooge i, machnąwszy ręką, zaczął się przechadzać po pokoju.
Po pewnym czasie znowu usiadł.
Oparłszy głowę o poręcz krzesła, spojrzał przypadkiem na dzwonek, łączący pokój, w którym
Scrooge teraz siedział, z pokojem na najwyższym piętrze domu, od dawna opuszczonym.
Spojrzawszy osłupiał, spostrzegł bowiem, że dzwonek zaczyna się poruszać. Z początku poruszał
się tak wolno, że ledwie go było słychać; wkrótce jednak zabrzmiał głośno, a jakby na hasło
odpowiedziały mu wszystkie dzwonki w całym domu.
Trwało to wszystko może pół minuty, ale ta krótka chwila wydała się Scrooge’owi
nieskończenie długa. Naraz dzwonki ucichły jednocześnie. Potem, wśród grobowej ciszy, gdzieś
w piwnicy odezwało się przytłumione brzęczenie i łoskot, jak gdyby ktoś wlókł ciężkie łańcuchy
po beczkach z winem. Wtedy Scrooge przypomniał sobie, że duchy zwykle zjawiają się wlokąc
za sobą łańcuchy.
Nagle drzwi piwnicy otworzyły się z głośnym hukiem i Scrooge usłyszał głośniejsze
brzęczenie; wyszło ono z piwnicy, powoli wstępowało po schodach, a wreszcie zatrzymało się
przy drzwiach jego pokoju.
– Ależ to głupstwo! – mruczał Scrooge. – Nie wierzę, żeby to była rzeczywistość.
W tej chwili pobladł z przerażenia, gdyż to coś brzęczącego, nie otwierając drzwi, weszło do
pokoju i posuwało się z wolna ku niemu. Zamierający płomień na kominku wyciągnął się,
zajaśniał, jakby mówiąc:
– Poznaję go, to duch Marleya!
Po czym znów wygasł.
Liczę na naj !