1. Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty
2. A już deszcz wciąż pluszczy,
Jak z sita, w gęstych kroplach; wtem rykły pioruny,
krople zlały się razem; to jak proste struny
Długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi,
To jak z wiader buchają warstwami całemi.
3. Dwa stawy pochyliły ku sobie oblicza, Jako para kochanków; prawy staw miał wody, Gładkie i czyste jako dziewicze jagody; Lewy, ciemniejszy nieco, jako twarz młodziana Smagława, i już męskim puchem osypana.
1. Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie
I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty
2. A już deszcz wciąż pluszczy,
Jak z sita, w gęstych kroplach; wtem rykły pioruny,
krople zlały się razem; to jak proste struny
Długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi,
To jak z wiader buchają warstwami całemi.
3. Dwa stawy pochyliły ku sobie oblicza,
Jako para kochanków; prawy staw miał wody,
Gładkie i czyste jako dziewicze jagody;
Lewy, ciemniejszy nieco, jako twarz młodziana
Smagława, i już męskim puchem osypana.