Pomóż mi rozwiązać dobrze to zadanie!!!
Napisz opowiadanie o obronie reduty wcielając się w postać Juliana Konstantego
Ordona- obrońca reduty.
Dziękuję z góry za poprawne rozwiązanie.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
-Uwaga na prawą flankę!
-Wróg na lewo!
Wśród zgiełku bitewnego i huku armat tylko te słowa dało się słyszeć, chmara Rosjan sypało się na nasze pozycję jak lawina. Przeciwko tej lawinie stoi garstka odważnych ludzi, gotowych na śmierć, to właśnie na nich spoczywał ciężar obrony ojczyzny i to oni byli ostatnim bastionem Polski. Ja byłem jednym z nich, wraz z moim przyjacielem Adamem miałem za zadanie osłaniać armatę na ostatniej pozycji z prawej, przed wrogiem.
Krzyki i jęki umierających słychać było pewnie nawet w Zamku Królewskim. Wśród tumotu końskich kopyt, strzałów z broni i huków armat można było usłyszeć "krwawe" słowa: Bij, zabij!; Zamordować skurczybyka!; Strzelaj, strzelaj! wypowiadane z taką nienawiścią jakby spotkało się dwóch śmiertelnych wrógów i właściwie tak było. Polacy od wieków toczą wojnę z Rosjanami czy to w Rosji, czy to w Polsce. Sam miałem podobne myśli, tumany kurzu i pyłu przesłaniały cały widok, a wroga można było zobaczyć tylko z kilku metrów chyba, że z oddali widać było strzał z muszkietu.
-Ordon, uważaj! - słyszę głos wydzierającego się Adama, w tym momencie jeden z żołnierzy rosyjskich rzucił się na mnie z bagnetem. Nie miałem czasu zareagować, byłem pewien, że zginę, gdy usłyszałem strzał koło mojego ucha, to Adam strzelił do Ruska zabijając go. Sekundę stałem w odrętwieniu patrząc na Adama i szybko ruszyłem do walki. Cel i strzał, przygotowanie prochu, sypanie do lufy, ubijanie, przygotowanie lontu i znowu cel, pal. Nie widziałem, co się dzieje dookoła, powtarzałem te same i patrzyłem jak pada coraz to kolejny Rusek. Minęło trochę czasu, nasze armaty przestały strzelać, bo nie miały już czym, a napór Rosjan był coraz większy.
-Przebili się! Odwrót, odwró... - krzyki przerwał strzał armatni, było jasne, że to koniec. W tym momencie stało się coś co mnie przeraziło, kula armatnia trafiła w nogę Adama odrywając ją w całości, jego płaczu i wołania za żoną oraz dziećmi nie zapomnę nigdy. Podszedłem do niego i próbowałem "coś" zrobić, przyciskałem miejsce gdzie powinna być noga, próbując bezskutecznie tamować krew.
-Pro...prochhhy, nie daaj im prochh...ów- tyle zdołał wyjęknąć przed śmiercią.
Nie namyślałem się długo, wziąłem pochodnię, przy jednej z armat i ruszyłem w kierunku zapasów reduty, biegłem co sił, za mną słyszałem wrzaski Rosjan i czułem pościg, miałem rację, za mną galopowało dwóch kozaków. 5 metrów przede mną był magazyn, bez jednego tchu gnałem w jego stronę, liczyłem na cud. Stało się dobiegłem do prochów, uderzyłem w jedną z beczek, proch runął na ziemię. Odskoczyłem kilka kroków i rzuciłem pochodnię w stronę magazynu, szybko biegnąc za najbliższą kryjówkę. W ciągu chwili wszystko zmieniło się w ognisty dym, wybuch zabił goniących mnie Rusków. Śmiercionośny ognisty dym rozprzestrzenił się w powietrzu, zabierając do grobu dziesiątki Rosjan.
Dziś, gdy wspominam to wydarzenie myślę, że walka była potrzebna, car despota zobaczył z kim ma doczynienie - z Polakami. Niech car podbije Kijów, Berlin, Paryż, ale Warszawa nigdy mu się nie podda.