_________________________________
Wiersz jest dosyć trudny do odszukania, z tego względu zamieszczam jego tekst:
Stanisław Młodożeniec
Kulawa droga
Odwilż. Ciepło. Przyszła wiosna.
Okulała droga do cna*.
Szto-pyrk, szto-pyrk po roztopach –
grzęźnie droga w błocie po pas.
Stara wierzba jej furmani*,
– Wio! Wio! – skrzeczy gałęziami.
Coś ruszyła… Szto-pyrk, szto-pyrk –
buch w kałużę tuż pod płotem…
Ochlapany płot aż kichnął.
– Wio! Wio! – trzeszczy. – Jedźże, licho!
Droga sapie zmordowana,
ledwie lezie na kolanach.
Szto-pyrk, szto-pyrk ku mostowi –
chlust w bajoro*! Trach! – i stoi.
Most się wzdrygnął, krzyczy do niej:
– Wio! Wio! Stara! Doprzęż* koni!
Szarp! – szarpnęła. Wóz poderwał,
Złamał drodze cztery żebra.
Kwęka, stęka, leży w mule,
Utrapiona ciężkim bólem.
Płacze wierzba. Płot i mostek
wylewają łzy żałosne.
Baju-baju, gadu-gadu:
– Dobra była dla sąsiadów!
Gadu-gadu, baju-baju,
Po lekarza posyłają.
Siwy kamień, zacny lekarz,
Z zabiegami chwil nie zwlekał.
Pukał młotkiem. Puls jej badał.
– Operacja! Moja rada…
Rzekł i tnie już nożem dużym
Każdy wybój, dół, kałużę…
Plaster. Bandaż. Okład. Zastrzyk.
W milion piguł* ją opatrzył.
Maścią czarną osmarował.
– Niech poleży! Będzie zdrowa!
Po tygodniach dwóch czy po trzech
Droga czuje już, że dobrze.
Siadła. Patrzy do zwierciadła.
– Takam* czerstwa, gładka, ładna! –
Wstała. Chodzi. Hopsa! Hopsa!
– Cóż ja jestem? Czyżby szosa?
Rozpędziła się z radości,
biegnie, sunie w szybki pościg…
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2025 KUDO.TIPS - All rights reserved.
_________________________________
Wiersz jest dosyć trudny do odszukania, z tego względu zamieszczam jego tekst:
Stanisław Młodożeniec
Kulawa droga
Odwilż. Ciepło. Przyszła wiosna.
Okulała droga do cna*.
Szto-pyrk, szto-pyrk po roztopach –
grzęźnie droga w błocie po pas.
Stara wierzba jej furmani*,
– Wio! Wio! – skrzeczy gałęziami.
Coś ruszyła… Szto-pyrk, szto-pyrk –
buch w kałużę tuż pod płotem…
Ochlapany płot aż kichnął.
– Wio! Wio! – trzeszczy. – Jedźże, licho!
Droga sapie zmordowana,
ledwie lezie na kolanach.
Szto-pyrk, szto-pyrk ku mostowi –
chlust w bajoro*! Trach! – i stoi.
Most się wzdrygnął, krzyczy do niej:
– Wio! Wio! Stara! Doprzęż* koni!
Szarp! – szarpnęła. Wóz poderwał,
Złamał drodze cztery żebra.
Kwęka, stęka, leży w mule,
Utrapiona ciężkim bólem.
Płacze wierzba. Płot i mostek
wylewają łzy żałosne.
Baju-baju, gadu-gadu:
– Dobra była dla sąsiadów!
Gadu-gadu, baju-baju,
Po lekarza posyłają.
Siwy kamień, zacny lekarz,
Z zabiegami chwil nie zwlekał.
Pukał młotkiem. Puls jej badał.
– Operacja! Moja rada…
Rzekł i tnie już nożem dużym
Każdy wybój, dół, kałużę…
Plaster. Bandaż. Okład. Zastrzyk.
W milion piguł* ją opatrzył.
Maścią czarną osmarował.
– Niech poleży! Będzie zdrowa!
Po tygodniach dwóch czy po trzech
Droga czuje już, że dobrze.
Siadła. Patrzy do zwierciadła.
– Takam* czerstwa, gładka, ładna! –
Wstała. Chodzi. Hopsa! Hopsa!
– Cóż ja jestem? Czyżby szosa?
Rozpędziła się z radości,
biegnie, sunie w szybki pościg…