Urszulka wstała bardzo wcześnie rano. Słońce jeszcze dobrze nie wychynęło zza horyzontu, a poranna mgiełka okalała okolicę niczym mleczno- biały płaszcz. Szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do pokoju ojca.
- Tato! - krzyczała - Tato! Mieliśmy dzisiaj iść nad jezioro. Tato! Obiecałeś. Tato!
Jan Kochanowski przetarł ciążące mu powieki i ziewnął zamaszyście. "Która to nieboża godzina?!" - pomyślał. Usłyszał nawoływania swojej małej córeczki.
- No tak... Obiecałem jej dzisiaj wyprawę. Och - złapał się za bolące plecy - jestem już na to za stary. Powoli zwlekł się ze swojego legowiska, narzucił na pomiętą koszulę nocną czarny płaszcz i wyszedł z pokoju, nie budząc żony, która ciągle spała. Na korytarzu zauważył służącą, odprowadzającą Urszulę do pokoju.
- Poczekaj Adelajdo! Skoro już wstała to zjemy śniadanie.
Służąca skinęła głową i odeszła energicznym krokiem, natomiast Kochanowski złapał córkę za rękę i odprowadził ją do kuchni. Świt przeradzał się stopniowo w ranek. promienie słońca zaczęły wlewać się do ciemnego pokoju, rozjaśniając go.
- Tato nie jestem głodna! Chcę iść z tobą nad jezioro...
- Zaraz kochanie, najpierw musisz coś zjeść. Poza tym Tadeusz nie wrócił jeszcze z powozem. Jak chcesz się tam dostać bez powozu?
-Pieszo?
- Nie gadaj bzdór dziecko! Ludziom takim jak my nie przystoi chodzić pieszo.
_
Powóz dygotał tocząc się przez wyboistą ścieżynkę. Było już południe. Gdzieś w krzakach słychać było świergot ptaków. Pracowity dzięcioł dziobiący starannie drzewo, na którym się usadowił, nie zwrócił uwagi na wspinającemu się ku niemu lisa.
- Tato to tam! Widzę jezioro.
- Tak - odparł smutno Kochanowski - Ja też je widzę.
Wysiedli, kiedy powóz się zatrzymał. Urszula natychmiast pobiegła nad taflę stojącej w nienaruszonym bezruchu wody i rozpoczęła zabawę. Jan wysiadł tuż za nią. "To piękny dzień" pomyślał. Szybko ruszył w stronę córki słysząc jej wołania.
_
Poeta obudził się nagle w środku nocy słysząc niepokojący odgłos z pokoju córki. Urszula znowu gorączkowała. Ataki kaszlu słychać było coraz wyraźniej. W końcu usłuszał jak służąca wchodzi do pokoju dziewczynki.
- To nie może się skończyć dobrze - mruknął do siebie.
Urszulka wstała bardzo wcześnie rano. Słońce jeszcze dobrze nie wychynęło zza horyzontu, a poranna mgiełka okalała okolicę niczym mleczno- biały płaszcz. Szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do pokoju ojca.
- Tato! - krzyczała - Tato! Mieliśmy dzisiaj iść nad jezioro. Tato! Obiecałeś. Tato!
Jan Kochanowski przetarł ciążące mu powieki i ziewnął zamaszyście. "Która to nieboża godzina?!" - pomyślał. Usłyszał nawoływania swojej małej córeczki.
- No tak... Obiecałem jej dzisiaj wyprawę. Och - złapał się za bolące plecy - jestem już na to za stary. Powoli zwlekł się ze swojego legowiska, narzucił na pomiętą koszulę nocną czarny płaszcz i wyszedł z pokoju, nie budząc żony, która ciągle spała. Na korytarzu zauważył służącą, odprowadzającą Urszulę do pokoju.
- Poczekaj Adelajdo! Skoro już wstała to zjemy śniadanie.
Służąca skinęła głową i odeszła energicznym krokiem, natomiast Kochanowski złapał córkę za rękę i odprowadził ją do kuchni. Świt przeradzał się stopniowo w ranek. promienie słońca zaczęły wlewać się do ciemnego pokoju, rozjaśniając go.
- Tato nie jestem głodna! Chcę iść z tobą nad jezioro...
- Zaraz kochanie, najpierw musisz coś zjeść. Poza tym Tadeusz nie wrócił jeszcze z powozem. Jak chcesz się tam dostać bez powozu?
-Pieszo?
- Nie gadaj bzdór dziecko! Ludziom takim jak my nie przystoi chodzić pieszo.
_
Powóz dygotał tocząc się przez wyboistą ścieżynkę. Było już południe. Gdzieś w krzakach słychać było świergot ptaków. Pracowity dzięcioł dziobiący starannie drzewo, na którym się usadowił, nie zwrócił uwagi na wspinającemu się ku niemu lisa.
- Tato to tam! Widzę jezioro.
- Tak - odparł smutno Kochanowski - Ja też je widzę.
Wysiedli, kiedy powóz się zatrzymał. Urszula natychmiast pobiegła nad taflę stojącej w nienaruszonym bezruchu wody i rozpoczęła zabawę. Jan wysiadł tuż za nią. "To piękny dzień" pomyślał. Szybko ruszył w stronę córki słysząc jej wołania.
_
Poeta obudził się nagle w środku nocy słysząc niepokojący odgłos z pokoju córki. Urszula znowu gorączkowała. Ataki kaszlu słychać było coraz wyraźniej. W końcu usłuszał jak służąca wchodzi do pokoju dziewczynki.
- To nie może się skończyć dobrze - mruknął do siebie.