Siedziałem w wygodnym fotelu, w kominku tlił sie ogień. Już miałem wziąść do ust pierwszą łyżkę mojej " świątecznej " zupy, lecz nagle usłyszałem huki i wielkie szmery. Przez drzwi wszedł duch Marleya. Przeraziłem się. Szybko wstałem i cofnąłem się o pare kroków, chciałem uciec ale nie miałem jak.
Duch kazał mi usiąść. Zaczeliśmy rozmawiać. Marley, a raczej to co po nim zostało zaczął opowiadać o swojej pośmiertnej karze jaką odbywa. Pouczł mnie jak mam się zachowywać by nie zaznać takiej goryczy jak on. Nie przejąłem się za bardzo gdy dał mi przepowiednię, że w trzy kolejne noce, będą nawiedzać mnie trzy duchy. Gdy opuścił mój pokój, wylatująć zresztą przez okno, pomyślałem, że to sen i szybko położyłem się spać.
Siedziałem w swoim pokoju, jedząc swoją kolację, gdy nagle usłyszałem dziwne dźwięki. Próbowałem zanalizować skąd pochodzi. Słyszałem, że stopniowo zbliża się do moich drzwi. To był dźwięk ciężkich łańcuchów obijających się o drewniane drzwi. Hałas był coraz bliżej. Tak naprawdę nie wiedziałem czy to moja chora wyobraźnia czy realia. Jednak nie byłem w stanie tego określać, skupiałem się na słuchaniu, które sprawiało, że byłem cały w pocie i dreszczach. Nie mogłem nic robić tylko czekać. Strach tak mnie sparaliżował, że nie mogłem nawet oddychać. Klamka się poruszyła, ale była cały czas na swoim miejscu. Trzask drzwi.
Zobaczyłem błękit, który na początku nie miał żadnej formy. Po prostu zobaczyłem światło. Po chwili mogłem sprecyzować kształt, który nabierał błękit. Wyostrzyła się twarz, sylwetka. Marley. To Marley! Moje serce podskoczyło, jakby chciało coś wykrzyczeć. Stał w drzwiach cały w łańcuchach, w ranach. Po chwili siedział naprzeciwko mnie, na krześle. Wmawiałem sobie, że to moje wymysły, ale chciałem się dowiedzieć co tak naprawdę robi Marley,który od 7 lat nie żyje, a teraz siedzi koło mnie.
Po chwili przemówił. Głosem Marleya.
"Widzisz, jestem cały w łańcuchach, które sam na siebie zarzuciłem za życia. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo byłem okrutnikiem, takim samym jak Ty. Nie mogę nic zrobić, wolałbym zniknąć, niżeli cierpieć. Jeszcze nie jest za późno, możesz się zmienić.".
Nie rozumiałem go, przecież był świetnym kupcem. Ale on wypierał się swojego bogactwa. Widząc, że mnie nie przekona, zapowiedział wizyty 3 duchów. Nie chcąc go urazić, nic nie powiedziałem. W głębi, dalej wmawiałem sobie, że to z niestrawności się pojawiły jakieś dziwne zjawy. Marley, podszedł do okna i kazał mi zaglądnąć przez okno. Ruszyłem niepewnym krokiem do okna i spojrzałem. Ujrzałem miliard dusz skutych łańcuchami, które latały wokół żebraków jakby chcieli cos uczynić. Nie straszne były rany i łańcuchy, lecz twarze. Patrząc przerażony na to zjawisko moich zmysłów, nie zauważyłem, że Marley dołączył do nich i rozpoczął dans macabre z resztą.
Siedziałem w wygodnym fotelu, w kominku tlił sie ogień. Już miałem wziąść do ust pierwszą łyżkę mojej " świątecznej " zupy, lecz nagle usłyszałem huki i wielkie szmery. Przez drzwi wszedł duch Marleya. Przeraziłem się. Szybko wstałem i cofnąłem się o pare kroków, chciałem uciec ale nie miałem jak.
Duch kazał mi usiąść. Zaczeliśmy rozmawiać. Marley, a raczej to co po nim zostało zaczął opowiadać o swojej pośmiertnej karze jaką odbywa. Pouczł mnie jak mam się zachowywać by nie zaznać takiej goryczy jak on. Nie przejąłem się za bardzo gdy dał mi przepowiednię, że w trzy kolejne noce, będą nawiedzać mnie trzy duchy. Gdy opuścił mój pokój, wylatująć zresztą przez okno, pomyślałem, że to sen i szybko położyłem się spać.
Siedziałem w swoim pokoju, jedząc swoją kolację, gdy nagle usłyszałem dziwne dźwięki. Próbowałem zanalizować skąd pochodzi. Słyszałem, że stopniowo zbliża się do moich drzwi. To był dźwięk ciężkich łańcuchów obijających się o drewniane drzwi. Hałas był coraz bliżej. Tak naprawdę nie wiedziałem czy to moja chora wyobraźnia czy realia. Jednak nie byłem w stanie tego określać, skupiałem się na słuchaniu, które sprawiało, że byłem cały w pocie i dreszczach. Nie mogłem nic robić tylko czekać. Strach tak mnie sparaliżował, że nie mogłem nawet oddychać. Klamka się poruszyła, ale była cały czas na swoim miejscu. Trzask drzwi.
Zobaczyłem błękit, który na początku nie miał żadnej formy. Po prostu zobaczyłem światło. Po chwili mogłem sprecyzować kształt, który nabierał błękit. Wyostrzyła się twarz, sylwetka. Marley. To Marley! Moje serce podskoczyło, jakby chciało coś wykrzyczeć. Stał w drzwiach cały w łańcuchach, w ranach. Po chwili siedział naprzeciwko mnie, na krześle. Wmawiałem sobie, że to moje wymysły, ale chciałem się dowiedzieć co tak naprawdę robi Marley,który od 7 lat nie żyje, a teraz siedzi koło mnie.
Po chwili przemówił. Głosem Marleya.
"Widzisz, jestem cały w łańcuchach, które sam na siebie zarzuciłem za życia. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo byłem okrutnikiem, takim samym jak Ty. Nie mogę nic zrobić, wolałbym zniknąć, niżeli cierpieć. Jeszcze nie jest za późno, możesz się zmienić.".
Nie rozumiałem go, przecież był świetnym kupcem. Ale on wypierał się swojego bogactwa. Widząc, że mnie nie przekona, zapowiedział wizyty 3 duchów. Nie chcąc go urazić, nic nie powiedziałem. W głębi, dalej wmawiałem sobie, że to z niestrawności się pojawiły jakieś dziwne zjawy. Marley, podszedł do okna i kazał mi zaglądnąć przez okno. Ruszyłem niepewnym krokiem do okna i spojrzałem. Ujrzałem miliard dusz skutych łańcuchami, które latały wokół żebraków jakby chcieli cos uczynić. Nie straszne były rany i łańcuchy, lecz twarze. Patrząc przerażony na to zjawisko moich zmysłów, nie zauważyłem, że Marley dołączył do nich i rozpoczął dans macabre z resztą.